Polecane

Staro-nowy Sojusz bez przełomu

W dniach 28–30 czerwca odbędzie się w Madrycie XXX szczyt NATO. To miejsce w kontekście Sojuszu Północnoatlantyckiego dobrze się Polakom kojarzące. W stolicy Hiszpanii bowiem na XIV szczycie NATO 8–9 lipca 1997 r. Rzeczpospolita została zaproszona do członkostwa w tej największej w historii i jak dotąd najskuteczniejszej strukturze wspólnej obrony Zachodu.

Nadchodzący szczyt NATO będzie się odbywał w chwili najbardziej dramatycznego wyzwania, przed jakim stanął ten Sojusz w całej swej historii – rosyjskiej agresji na Ukrainę, wielkiej wojny w Europie o skali i intensywności starć przekraczającej wszystko, co widział nasz kontynent od 1945 r. Czy dobra reputacja Madrytu jako miejsca spotkań Rady Północno­atlantyckiej zostanie i tym razem potwierdzona?

Cel i metoda jego osiągnięcia

Celem, dla którego NATO zostało powołane, jest zapewnienie bezpieczeństwa swoim państwom członkowskim w obliczu zagrożenia płynącego z Moskwy. Zagrożenie to ponownie dramatycznie dało o sobie znać w postaci rosyjskiej inwazji na Ukrainę, poprzedzonej kremlowskim ultimatum skierowanym do NATO z żądaniem, by Sojusz wycofał się de facto do granic sprzed 1999 r., anulował wszystkie decyzje warszawskiego szczytu NATO z 2016 r. – tzn. zlikwidował wysuniętą obecność wojskową wiodących mocarstw sprzymierzonych utrzymujących kontyngenty w Estonii, na Łotwie, Litwie i w Polsce, a także zrezygnował z dalszego rozszerzania się. Rosja żądała też od Danii zobowiązania, że na Bornholmie nie będą stacjonowały wojska amerykańskie.

Rosyjskie żądania, uderzenie na Ukrainę i cel NATO wskazują na niezbędne działania, które Sojusz powinien podjąć. Są nimi: odrzucenie wszelkich uzurpacji rosyjskich, masowe dozbrojenie Ukrainy, tak aby jej wojsko doprowadziło armię rosyjską do wstrząsającej klęski, uniemożliwiającej jej dokonanie agresji na jakikolwiek kolejny kraj, rozmieszczenie poważnych zgrupowań wojsk NATO na całej wschodniej flance Sojuszu, tak by skutecznie odstraszyć Rosjan, a w razie nieskuteczności odstraszania nie wpuścić ich na terytorium NATO, pilne przyjęcie do Sojuszu Finlandii i Szwecji i przy ich pomocy oraz z wykorzystaniem ich terytoriów zmiana planów ewentualnościowych (plany sztabowe na wypadek wojny) w kierunku stworzenia wysuniętej obrony w Polsce i w państwach bałtyckich oraz zamknięcie w Zatoce Fińskiej floty rosyjskiej stacjonowanej wokół Petersburga, a tej w obwodzie kaliningradzkim w Bałtijsku, przez rozmieszczenie silnych baterii pocisków przeciwokrętowych w Finlandii, Estonii, w Polsce i na Litwie.

Należy także dokonać rozbudowy infrastruktury logistycznej na potrzeby wojska na wschodniej flance NATO i na Ukrainie (np. budowa torów o europejskim rozstawie szyn co najmniej na zachodniej, a optymalnie na całej Ukrainie) i rozwiązać tak w wymiarze prawnym, jak i infrastrukturalnym problem military mobility, tzn. wojskowego Schengen, tak by duże zgrupowania wojsk sojuszniczych mogły szybko się przemieszczać, przekraczając granice między państwami NATO bez zbędnej mitręgi czasowej i administracyjnej. Pożądane byłoby także prewencyjne rozmieszczenie sił NATO w Mołdawii, tak aby państwo to nie padło ofiarą kolejnej rosyjskiej agresji.

W wersji optimum, z niezbędnym współdziałaniem Turcji, powinno także dojść do wpuszczenia flot wojennych głównych mocarstw NATO na Morze Czarne i wymuszenia przez nie swobody żeglugi do i z portów ukraińskich. Ich blokowanie przez Rosję i niedopuszczanie do nich statków państw neutralnych poruszających się na wodach międzynarodowych i ukraińskich jest wobec braku zadeklarowanego przez Rosję stanu wojny z Ukrainą aktem piractwa i jako takie powinno być zwalczane. Innymi słowy Rosję – źródło zagrożenia – trzeba obezwładnić i przykładnie ukarać, a rzeczywiste (Ukraina) i potencjalne ofiary jej agresji wspomóc czy to w walce, czy też w zbudowaniu skutecznego odstraszania. Ten zestaw postulatów to jednak jedynie koncert życzeń. Niewielkie są szanse, by szczyt NATO podjął decyzje w tym właśnie duchu.

Co można by uznać za sukces?

Agresja rosyjska na Ukrainę powoduje, że nie ma już czasu na zabawy w symboliczne gesty, deklaracje i snucie planów o horyzoncie czasowym wykonania mierzonym latami. Decyzje powinny być szybkie, radykalne i dotyczyć kwestii materialnych – rozmieszczenia wojsk oraz sprzętu (w tym ciężkiego) i ekwipunku niezbędnych dla ich sprawnego funkcjonowania i potęgi bojowej, a także rozbudowy infrastruktury, w oparciu o którą mogłyby się one sprawnie przemieszczać i być zaopatrywane.

Należy wypowiedzieć Akt stanowiący NATO–Rosja z 1997 r. („Akt Stanowiący o podstawach wzajemnych stosunków, współpracy i bezpieczeństwa”) w związku z drastycznym naruszeniem jego podstaw przez niesprowokowaną i masową agresję Rosji na Ukrainę. NATO, które wówczas zadeklarowało brak intencji rozmieszczania poważnych sił i instalacji wojskowych na terytorium przyszłych państw członkowskich, nie może uważać się dłużej za związane tą deklaracją. Pilnym zadaniem jest bowiem przekształcenie systemu „wzmocnionej wysuniętej obecności” (enhanced forward presence), wiodącego do „odstraszania przez ukaranie” (deterrence by punishment), na system wysuniętej obrony (forward defence), wiodący do odstraszania przez uniemożliwienie wtargnięcia wojsk nieprzyjaciela (deterrance by denial).

NATO pod wrażeniem rosyjskiej aneksji Krymu i agresji w Donbasie oraz na żądanie państw wschodniej flanki Sojuszu, zgłoszone z inicjatywy Polski i Rumunii na miniszczycie w Bukareszcie w 2015 r., rozmieściło w państwach bałtyckich batalionowe grupy bojowe (po ok. 1500 żołnierzy każda), a w Polsce brygadową grupę bojową (ok. 3,5 tys.). W Polsce na podstawie umów dwustronnych Polska–USA stacjonują jeszcze dodatkowe siły amerykańskie, w Rumunii zaś wielonarodowa brygada z udziałem Polaków, ale bez udziału kontyngentów głównych mocarstw NATO. Obecnie po 24 lutego w związku ze zmasowaną inwazją Rosji na Ukrainę zdecydowano o utworzeniu następnych czterech grup bojowych – w Bułgarii, na Węgrzech, w Rumunii i na Słowacji. To jednak siły niewystarczające, by przekształcić „wysuniętą wzmocnioną obecność” w „wysuniętą obronę”.

Sukcesem szczytu z polskiego punktu widzenia byłoby więc zastąpienie permanentnej obecności rotacyjnej stosunkowo niewielkich sił USA w Polsce, brytyjskich w Estonii, kanadyjskich na Łotwie i niemieckich na Litwie (plus kontyngenty mniejszych państw wchodzących w grupy bojowe dowodzone przez wymienione nacje odgrywające rolę „państw ramowych”) na stałą obecność dużej masy wojsk zmieniającą sytuację już nie tylko politycznie, lecz także wojskowo. Celem obecnie funkcjonującej wysuniętej obecności nie jest bowiem skuteczny opór wojskowy, ale zmuszenie agresora do kalkulowania ryzyka wynikającego z faktu wejścia w styczność bojową z wojskami wielkich mocarstw.

Zgłoszone postulaty – doświadczenie wojny na Ukrainie

Celem wysuniętej obrony jest zaś złamanie ewentualnej ofensywy najeźdźców. Takie zmasowanie wojsk i sprzętu w Polsce, państwach bałtyckich i skandynawskich oraz w Rumunii ułatwiałoby też zaopatrywanie w materiały wojenne walczącej Ukrainy i zabezpieczało wschodnią flankę NATO przed wtargnięciami wojsk rosyjskich, gdyby działania wojenne przeniosły się w pobliże zachodnich granic Ukrainy. Otwarcie całego terytorium NATO na tranzyt broni dla Ukraińców (obecnie odmawiają go Węgry) też byłoby łatwiejsze, gdyby obszar ten był silnie chroniony wojskowo.

Jak dotąd najdalej idące postulaty zgłosiły Polska oraz Litwa, Łotwa i Estonia. Premier tej ostatniej Kaja Kallas wskazała na fakt, że dotychczasowa strategia obronna NATO, w ramach której przewidywano utratę państw bałtyckich w pierwszej fazie wojny i wyzwolenie ich spod okupacji rosyjskiej w drugiej, jest w świetle doświadczeń ukraińskich nie do zaakceptowania. Rosyjska okupacja wiąże się bowiem z eksterminacją ludzi i dewastacją zasobów materialnych kraju. Trzeba więc bronić każdej pędzi ziemi. Tego samego zdania jest Polska.

Zgłoszone postulaty wschodniej flanki NATO obejmują więc żądanie rozmieszczenia w każdym z państw bałtyckich po 20–25 tys. żołnierzy innych państw członkowskich NATO ze stosownym wyposażeniem w broń ciężką, systemy przeciwrakietowe i przeciwlotnicze i podobne wzmocnienie Polski. Niechętne takim krokom są Niemcy i Francja. Z Berlina podnoszą się głosy o konieczności zachowania Aktu stanowiącego NATO–Rosja z 1997 r. i utrzymaniu rotacyjnego charakteru wysuniętej obecności wojskowej, a nie wysuniętej obrony. Wzmocnienie sił USA w Europie miałoby w tym scenariuszu nastąpić, ale rozwinięcie sił alianckich miałoby mieć miejsce w Niemczech, a nie na wschodniej flance NATO.

Wyjście z impasu

Istniejąca od 13 lutego br. umowa polsko-brytyjsko-ukraińska o współpracy w dziedzinie bezpieczeństwa i propozycja utworzenia bloku brytyjsko-skandynawsko-bałtycko-polsko-ukraińskiego jak najbardziej odpowiada realiom. Rozwiązania, które zapewne trudno będzie przeforsować na forum NATO z uwagi na łatwy do przewidzenia sprzeciw Niemiec i Francji, mogą być wdrażane w ramach koalicji chętnych, złożonej z wyżej wymienionych państw. Każde z nich ma bowiem wysokie poczucie zagrożenia rosyjskiego, traktuje je poważnie i nie zadowoli się rozwiązaniami pozornymi.
Wzmocnienie wojskowe wschodniej flanki NATO jest niezbędne i drugorzędne znaczenie ma fakt, czy odbędzie się ono na bazie ogólnonatowskiej zgody (co oczywiście jest scenariuszem najbardziej pożądanym), czy też poprzez bilateralne układy między państwami zagrożonymi a chętnymi do ich wsparcia mocarstwami (USA, Wielką Brytanią i w swojej skali – Kanadą). Podobnie kwestię prewencyjnego zabezpieczenia Mołdawii można rozwiązać na bazie koalicji chętnych z udziałem Rumunii oraz USA i/lub Wielkiej Brytanii, do których zapewne przyłączyłaby się i Polska. Działać bowiem trzeba teraz, a nie gdy wojska rosyjskie (czego oby nie było) staną w obwodzie odeskim na granicy z Naddniestrzem. Przełamany powinien być także sprzeciw Węgier wobec zbliżenia Ukraina–NATO, utrzymywany przez Budapeszt jako instrument w walce o prawa mniejszości węgierskiej. W tym wypadku akurat Warszawa ma swoją rolę do odegrania, skłaniając je do ugody.

Prognoza

Nadchodzący szczyt raczej niestety nie będzie przełomowy. Wątpię, by zrezygnowano z Aktu stanowiącego NATO–Rosja, zupełnie go wypowiadając. Raczej będzie „trzymany w muzeum” na wypadek, gdyby znów był potrzebny. W ślad za tym nie pójdzie więc budowa odstraszania przez odmowę dostępu, wskutek rozbudowy dużych ugrupowań obronnych NATO na wschodniej flance Sojuszu, niczym w latach zimnej wojny.
Możliwe jest jednak przełamanie weta tureckiego i przyjęcie Finlandii i Szwecji do Sojuszu. W tych warunkach współdziałanie brytyjsko-skandynawsko-bałtycko-polsko-ukraińskie może jednak, w oparciu o Stany Zjednoczone, zrekompensować ewentualne niedostatki poczynań XXX szczytu Sojuszu. W istocie chodzi bowiem o to, by zbudować skuteczny system odstraszania i obrony. Jeśli w systemie tym będą Wielka Brytania i USA, jeśli my i Ukraina otrzymamy (kupimy) od nich nowoczesną broń w stosownej ilości, rokuje on poważne nadzieje na sukces. Nawet zatem oczekiwane rozczarowanie wynikami nadchodzącego szczytu NATO nie powinno nas irytować. Przeciwnie, powinno pobudzać nas do działania.
Polska ma szansę wyjść zwycięsko z tego przemodelowywania struktury europejskiego bezpieczeństwa. Wymaga to jednak aktywności, wytrwałości i umiejętności właściwej oceny i przełamywania przeciwności losu – wymaga więc wysiłku. Samo z siebie się to nie stanie.

Przemysław Żurawski vel Grajewski

za:niezalezna.pl