Polecane

Gdyby nie patriotyzm, Ukraina poległaby już dawno! Czyj interes realizowali ci, którzy nazywali polskich patriotów faszystami?

Gdyby nie patriotyzm, poczucie przynależności, narodowej tożsamości, wola obrony ojczyzny i zdolność do walki o nią na śmierć i życie, Ukraina poległaby już dawno. Jej bohaterski opór przed bestialską napaścią orków Putina trwa i nie słabnie.

Czy wszyscy już zrozumieli czemu miały służyć trwające od dekad próby rozbrajania krajów, pacyfikowania społeczeństw, eliminowania postaw tożsamościowych i patriotycznych? Widzą, czemu miała służyć zbitka patriota-faszysta? Znajomo brzmi „wyzwalanie Ukrainy od faszyzmu”?

Ideologiczna pacyfikacja

Za rządów PO-PSL kosmopolityczna, globalistyczna ideologia dominowała we wszystkich przestrzeniach. Postawy patriotyczne i wychowanie w tożsamości eliminowano ze szkół, nauczycielom odebrano mandat wychowawczy, napiętnowano wszelkie organizacje krzewiące tożsamość narodową, Biało-czerwone flagi kojarzono nacjonalistycznie, patriotyzm nazywano faszyzmem, wtłaczano jedynie słuszny model multikulturowej otwartości na unijną wszechtolerancję, mającą rozmontowywać suwerenność państw narodowych. I choć rzeczą oczywistą jest fakt, że ta neomarksistowska ideologia sączona jest w określonym celu, że stoi za nią rosyjska, długodystansowa strategia, mentalność liberalno-lewicowych polityków i mediów niosła z uporem maniaka wdrażała ten niebezpieczny trend. W medialnym przekazie przodowała „Gazeta Wyborcza”.

Gazeta Wyborcza: „Patriotyzm jest jak rasizm”

Za rządów Prawa i Sprawiedliwości, przy okazji wszelkiego rodzaju świąt narodowych, na Czerskiej wybuchała histeria. Gdy w 2018 roku, na 100-lecie odzyskania przez Polskę niepodległości, mieliśmy hucznie i dumnie świętować zwycięstwo, a  15 sierpnia przez Warszawę miała przejść największa defilada w historii Polski po 1989 roku, „Wyborcza” przez wiele dni przechodziła w irytacji samą siebie. Groziła histerycznie, że jeśli żołnierze zadepczą Wisłostradę, a czołgi zniszczą nawierzchnię, zostaną wyciągnięte konsekwencje. Nie brakowało też odgrzewanych przez lata tekstów o uwstecznionym patriotyzmie prawicy.

    Polityka narodowej dumy służy wyłączeniu racjonalnego myślenia, a odgłos paradnego kroku i grzechot gąsienic mają zagłuszyć rzeczywistość po trzech latach rządów PiS

— pisał Paweł Wroński w „Wyborczej”. I choć był to rok 2018, jego gazeta powielała narrację, jaka dominowała w na jej łamach w roku 2007, za prezydentury śp. Lecha Kaczyńskiego. Tomasz Żuradzki w szokujących słowach krytykował wówczas defiladę wojskową z okazji Dnia Wojska Polskiego.

    Patriotyzm jest jak rasizm. Nie ma żadnego uzasadnienia moralnego - jest zbędnym reliktem przeszłości, pozostałością po czasach, gdy hordy plemienne wiodły wojny o terytorium, żywność i kobiety. (…) Powiedzmy wprost: fascynacja militariami to smutny relikt naszej ewolucji i przeszłości plemiennej. Krwawe porachunki między grupami konkurującymi o terytorium, żywność i kobiety nie są typowe wyłącznie dla homo sapiens - większość naczelnych jest równie brutalna jak ludzie, a przemoc stosuje przede wszystkim wobec członków innych grup. To właśnie po małpach odziedziczyliśmy te cechy, które owocują tak dziś gloryfikowanym przez prawicę egoizmem plemiennym czy narodowym — pisał, starając się skutecznie wywołać u czytelników skojarzenia plemiennej hordy z prezydentem RP i politykami PiS.

    W XX wieku największe pokazy potęgi militarnej urządzały zbrodnicze dyktatury - komunistyczne i faszystowskie. Dziś defilady wojskowe są nieodłącznym elementem autorytarnych rządów Putina. Od środy stały także znakiem rozpoznawczym karykaturalnych rządów naszych bliźniaków. Państwo, które nie jest w stanie zbudować ani kilometra równej autostrady, nie jest w stanie rozwiązać problemów służby zdrowia, ba, nie jest w stanie uchwalić nawet poprawnej ustawy lustracyjnej, urządziło ludowi igrzyska – pisał Żuradzki.

Nie był w swojej ocenie odosobniony. Wtórował mu Roman Kurkiewicz, ówczesny naczelny „Przekroju”, który oświadczył w swoim manifeście, że bliżej mu do postaw anarchistycznych, niż do „patriotycznego zadęcia”.

    Pojęcie patriotyzmu jest pojęciem opresyjnym, wykorzystywanym do tego, żeby budować fałszywe poczucie własnej tożsamości; pojęciem, które grupuje ludzi według niejasnych kryteriów. To nie jest mi bliskie pojęcie. Wolę tych, którzy wstrzemięźliwie traktują to słowo, a nie wpisują je sobie na czoło, na sztandary i na transparenty, bo tym ludziom głęboko nie ufam -– pisał Kurkiewicz, dodając: „Flagi polskiej nie wywieszam. Do orła mam stosunek ciepły jako do ptaka, który lata i którego miałem przyjemność kilkakrotnie w życiu widzieć na wolności. Hymnu nie śpiewam, nie lubię takiego epatowania taką formą patriotycznego zadęcia”.

PO i patriotyzm bezobjawowy

Okazało się, że trend ten ma szersze grono zwolenników i uwyraźnił się za prezydentury Bronisława Komorowskiego. W 2013 roku „Fajni Polacy”, pozbawieni „patriotycznej agresji” świętowali Dzień Flagi z różowymi chorągiewkami i z czekoladowym orłem. Nie dziwi więc, że rok później, gdy Bronisław Komorowski zdecydował się jednak urządzić defiladę na Święto Wojska Polskiego, „Gazeta Wyborcza” nie pisnęła ani jednym słowem krytyki. Dlaczego? Bo patriotyzm bezobjawowy nigdy jej nie przeszkadzał. Przypomnijmy, że polska armia była wówczas w takiej kondycji, że  do pilnowania koszar wynajmowała agencje ochrony.

Przez lata każdy przejaw patriotyzmu był napiętnowany. Marsze Niepodległości nazywane były marszami faszystów. Uciekano się do prowokacji z wykorzystaniem państwowych służb. Próbowano wyprać społeczeństwo z przynależności i tożsamości narodowej. Trwało to przez lata i przybierało różne formy. W ostatnim czasie, gdy Rosja i Białoruś chciały wywołać kryzys migracyjny poprzez sforsowanie granicy z Polską, rozpętano akcję nieufności wobec Straży Granicznej i wojska. Wszystko to bezpośrednio przed późniejszą agresją Rosji na Ukrainę. Na szczęście okazało się, że nawet lata polityczno-medialnej tresury, nie przyniosły oczekiwanego efektu. A gdyby przyniósł? W obliczu wojny w Ukrainie, jak nigdy dotąd widoczny jest cel tych działań. Walka z patriotyzmem miała osłabić potencjał państwa – społeczny i obronny. Siła i suwerenność mają swoje źródło w narodowej tożsamości, przynależności i odpowiedzialności za kraj. Trwająca od lat wojna informacyjna była etapem podboju.

Marzena Nykiel

za:wpolityce.pl