Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Czarny Protest- Halloween po polsku...



Oto jeden z ostatnich cartoonów Andrzeja Krauze: widok z okna na ulice, a tam tłumek kobiet w czarnych przebraniach. I komentarz: ”Panie na czarno pod oknami prezesa? Halloween zaczął się wcześniej w tym roku!”. To był trzeci chyba sabat, po manifestacji na Placu Zamkowym i okupacji przejścia podziemnego Metra Centrum, trzeci odcinek serialu pt. „Rewolucja parasolek”.

Czarne odzienie, barwy wojenne na twarzy, krzyk, machanie parasolkami w stronę uczestniczek „białego pochodu”, obrzucanie ich jajami, pomidorami, resztkami jedzenia i …. tamponami. Te dwa pierwsze rodzaje pocisków często używane, ale dwa ostatnie mało znane w historii marszów feministycznych na Zachodzie. No i napisy na plakatach i banerach: ”kobiet prawa, nie biskupów sprawa” /?/, „wolność jest kobietą” /??/ i „p …lę, nie rodzę” /!!!/. Te „czarne protesty”, które bez przerwy odwołują się do zasad demokracji, są tak demagogiczne i agresywne, że nawet najbardziej koncyliacyjnym przeciwnikom przechodzi ochota do rozmów. Negocjują ci, którzy wierzą w sens porozumienia i choćby bardzo nie chcieli, szanują przeciwnika. Wolą Edmunda Burke’a od Robespierre’a czy Feliksa Dzierżyńskiego i przekładają pokojową ewolucję ponad krwawą rewolucję. W tych „czarnych protestach” nie widać chęci do rozmów – to jest wojna. Wojna kulturowa - jeśli kulturę rozumiemy jako ogół zachowań, struktur społecznych i organizację społeczeństwa - która ma to wszystko, i to szybko, zmienić.

Z tych „czarnych protestów” widać jasno, że manifestantki, to zwykle biedne, niczego nieświadome zakładniczki takich haseł jak „wolność” i „postęp”. Oczywiście wolność od wszystkiego – że przypomnę kultową książkę Ericha Fromma „Ucieczka od wolności”, w której przestrzegał przed wolnością totalną, lekceważącą wartości. Te biedaczki nie wiedzą, że są ofiarami manipulacji starych oraz całkiem nowych politykierek jak Magdalena Środa, Kazimiera Szczuka, Manuela Gretkowska i Barbara Nowacka, Bakuła, Janda i Kora. Czyli „twarzy” TVN i Twojego Stylu, Pani i Życia na gorąco, telewizyjnych „Babińców” i „Babilonów”, formatujących masową wyobraźnię i aspiracje tysięcy Polek. Te panie - jedne to przegrane liderki Polskiej Partii Kobiet, która nie dostała się do Sejmu, inne uwierzyły w to, że są lady guru, jeszcze inne z jakichś niszowych organizacji feministycznych - zwietrzyły swoją szansę i próbują, na plecach zdezorientowanych kobiet zaistnieć, a może i zabrać się na Wiejską. A co mówią te damy, w która stronę kierują uwagę tych młodych zagubionych? Zacznijmy od Hanny Bakuły: ”bez aborcji będzie się rodzić mnóstwo kalek, bękartów, dzieci z wadami”. Dorota Wellman: ”my, kobiety, nie jesteśmy głupimi krowami, żeby ktoś musiał za nas decydować”. Manuela Gretkowska: „kobiety wyszły na ulice, kiedy się przekonały, że ich kraj jest projektowaną ubojnia kobiet, rzeźnią”. Krystyna Janda narodziła się jako polityk w chwili, gdy na jej niewybredną krytykę nowych władz, ta pozbawiła ją 90% dotacji, które przez 10 lat inkasowała na swój prywatny teatr z państwowej kasy. A Korę skrytykowało nawet bauerowskie Zycie na gorąco, kiedy – osoba niewątpliwie zamożna – po zebraniu od ludzi 140 tys. donacji na leczenie, i po rozszerzeniu przez nowe władze listy bezpłatnych leków na raka – pojawiła się w Sopocie, zamieszkała w nietanim przecież Sheratonie pod który zajechała najnowszym modelem BMW X6, wartym podobno 500 tys. zł. Nawet wyrozumiały bauerowski tygodnik o polskich, pożal się Boże, celebrytach, zatytułował notkę „Poważne zarzuty”.

Kiedy tak patrzę na zaniedbaną rozkociudłaną Środę w wyciągniętych swetrach czy wyfiokowaną Jandę, stylizującą się na damę, do głowy przychodzi mi myśl – skąd się biorą te zimne, agresywne i zadowolone z siebie monstra? Po pierwsze – treść. Wystarczy posłuchać je raz czy dwa, żeby się upewnić, iż jest to „sledż z czekoladą, wszystko jest jadalne”. Mylą wszystko ze wszystkim, brzuch z pastorałem i demokrację z Palikotem. Ze to przemądrzale arogantki, w dodatku – to znak firmowy feministek na całym świecie - bardzo zadowolone ze swojej niedojrzałości. W dodatku niby wykształcone, niby mają jakieś osiągnięcia, niby iloraz inteligencji w normie, a jednak wszystko odwrotnie i na opak. Jeszcze jeden dowód na to, że 1/ piosenkarki, aktorki i pisarki nie powinny wypowiadać się na tematy tak mało im znane jak polityka, oraz 2/ że samouwielbienie prowadzi prostą drogą do samodurstwa.


W Wielkiej Brytanii napatrzyłam się na różne manifestacje feministek, ale było to dawno. Po prostu tzw. problematyka kobiet weszła do programowego mainstreamu, tak partii lewicowych, jak i prawicowych. U nas powoli – także. Zastanawia też zakres tematyczny banerów polskich „czarnych marszów”. Naturalnie, wciąż ten sam wraży patriarchat, rodzina, bloody chauvinistic pigs, jak ładnie nazywają mężczyzn. Ale i kościół, oczywiście katolicki, konserwatyzm i prawica, a dokładnie partia rządząca i jej liderzy. Trzeba przyznać, że nawet Germaine Greer czy Andrea Dworkin 50 lat temu nie poszły tak daleko w stronę stricte polityki. Dlaczego? Może dlatego, że tamtym „dzieciom kwiatom” istotnie zależało na kobietach, na poluzowaniu obyczajowego gorsetu, równouprawnieniu, podczas gdy dzisiejszym polskim feministkom – nie? To jest zbrojne w parasolki ramię PO, KOD, SLD – stąd w ich hasłach tyle polityki, stąd tarcze strzelnicze, to Jarosław Kaczyński, Prawo i Sprawiedliwość, Kościół / ale nie krakowski, „otwarty”, lecz toruński, „zamknięty”/, konserwatyzm. Zaskakuje także zajadłość i agresja tych kobiet, a także ich wulgarne hasła. Obok typowej feministycznej nowomowy - obrzydliwości i obscena. Gdyby wskazać jakieś związki, nie byłaby to ani Greer z jej „Kobiecym eunuchem”, ani Erica Jong z „Lęku przed lataniem”, ale wzorce bliższe i paskudniejsze - Palikot i Urban. Podobne zainteresowania, identyczny rodzaj ekspresji. Oto protest pod domem Kaczyńskiego – najpierw zmanipulowana wypowiedz posła PO, zorkiestrowana przez kilka dziennikarek i „autorytetem” z Gazety Wyborczej czy TVN24, i już wzburzony tłumek rusza pod dom prezesa PiS z hasłami jak z tygodnika NIE, „kota se ochrzcij!” czy ”Kaczyński, co ty wiesz o przewijaniu”, jakby która z nich coś o tym wiedziała.

W Dzienniku. Gazecie Prawnej trafiłam na artykuł pewnej lewaczki – grafomanki, która stwierdziła, że „czarne marsze” są „odpowiedzią na zanik przestrzeni i języka, w którym kobiety mogą mówić o swoich potrzebach i doświadczeniu”. Jakie wykluczenie? Kto je „wyrzuca z agory”? Już w moim pokoleniu Beatlesów kobiety nie miały problemu ze „znalezieniem przestrzeni i języka, by mówić o swoich problemach”. A jeśli miały, były to przypadki indywidualne, osobnicze. Dziś tym bardziej. Kobiety są wszędzie, w parlamencie, rządzie, szkołach, sądach, szpitalach, korporacjach – czasem istotnie widać, że zasługują na więcej, ale sprawy idą w dobrym kierunku. Jednak to nie są akurat Halloweenowe krzykaczki, które walczą „o prawo do swojego brzucha”, ale poważne kobiety, upominające się o godne / i tańsze/ porody, dłuższe urlopy macierzyńskie, o awans dla dobrych pracownic, które zdarza się przegrywają z kandydatem – mężczyzną, etc. I tu parlament, media, związki zawodowe, presja organizacji pozarządowych mogą zrobić wiele. Cóż, zamiast ciężkiej, żmudnej pracy, łatwiej wyjść na ulicę, pohałasować i porzucać tamponami. What a fun! I w ten sposób można mieć w głowie siano, zielonego pojęcia o tym, co się dzieje w Polsce, że uczestniczą w zmanipulowanym widowisku, który ma na celu destabilizację kraju, a wychodzić na ulicę i mieć frajdę, że „jest się w opozycji”, a czasem i sekundę w TVN 24.

Na Zachodzie już w końcu lat 90. w liberalnym Observerze ukazał się artykuł „Feminizm? Nie, jestem nowoczesna kobietą”. I nawet jego liderki jak Germaine Greer i Erica Jong odtrąbiły odwrót od feminizmu. Bo feminizm jest dziś częścią politycznego mainstreamu i nawet partie konserwatywne, tymczasem na Zachodzie, prześcigają się z lewicowymi w kwotach dla kobiet, w zakładach pracy, na uczelniach. A polskie feministki walczą, jakby przez te ostatnie 50 lat nic się nie zdarzyło. Problem w tym, że światowej, także polskiej lewicy zabrakło ideologicznego paliwa. Toteż dziś, zamiast ideologii, zajęli się obyczajami. I tak się jakoś dzieje, że entuzjaści tej „obyczajówki” w Wielkiej Brytanii czytują Guardiana i komunistyczna Morning Star, a w Polsce Gazetę Wyborczą i NIE. A uczestniczki „czarnych marszów”, to tylko nieświadome niczego kolejne ofiary lewicy.

Elżbieta Królikowska-Avis. 2 listopada 2016.

Tekst pochodzi ze strony: SDP.PL
3.11.2016, 10:30


za:www.fronda.pl/a/krolikowska-avis-czarny-protest-halloween-po-polsku,81145.html

Copyright © 2017. All Rights Reserved.