Patriarcha Tusk

Hipokryzja w wykonaniu wodza totalnej opozycji w zasadzie nie powinna dziwić. Ale mimo wszystko warto odnotować kolejną jej odsłonę.

Można powiedzieć: temat stary, ale Tusk dołożył do niego nowy element. Wszyscy doskonale pamiętają rodzinne fotografie wyborcze z domowym ołtarzykiem w tle, kampanijny ślub kościelny i liczne wyznania przywiązania do wiary katolickiej. Dziś to wszystko nieaktualne, bo Tusk walczy o inny elektorat i takie duchowe wynurzenia mogłyby mu zaszkodzić.

Ale o wierzących i Kościele nie zapomina, przeciwnie, bierze ich za cel. Słyszeliśmy już o piłowaniu, teraz z kolei padają bojownicze deklaracje o radykalnym oddzieleniu państwa od Kościoła.

Sęk tylko w tym, że nie bardzo jest co separować. Kościół w Polsce cieszy się przychylnością państwa, bo ogromna większość Polaków to rzymscy katolicy. Nasze instytucje i prawodawstwo to po prostu szanuje, doceniając tym samym pracę wielu ich pokoleń służącą budowania naszej państwowości, kultury i tożsamości narodowej.

Działania odwrotne, wrogie wobec Kościoła i wierzących, podejmowali w naszej historii ci, których celem było zniszczenie niepodległości RP. Siłą rzeczy Tusk i jego formacja wpisują się w te czarne karty naszych dziejów.

Warto zwrócić uwagę, że przewodniczący Platformy – tak aktywny na froncie rugowania Kościoła z przestrzeni publicznej – równie ochoczo chce wchodzić w sumienia katolików i dyktować im, jakie polityczne decyzje są jedynie zgodne z ich wiarą. Tuskowy rozdział Kościoła od instytucji państwa ma zatem polegać na tym, że osoby wierzące nie będą mogły realizować swoich potrzeb choćby związanych z edukacją religijną w szkołach publicznych, ale przywódca partyjny będzie mógł im wykładać prawdy wiary i wskazywać jedyną słuszną decyzję polityczną. Katolicy stracą swoje prawa w przestrzeni publicznej, ale władza będzie ich pouczać i oceniać, czy są prawdziwie wierzący. Proste jak drut.

Taki już kolczasty.

Katarzyna Gójska

za:niezalezna.pl