Jak myśleć i pisać, żeby dostać literackiego Nobla 2023

Annie Ernaux przygląda się życiu. Szczególnie polecam nienawiść i pogardę wobec chrześcijaństwa. Ale po kolei.
W tym roku wygrała Annie Ernaux, Francuzka, rocznik 1940. Akademia napisała w uzasadnieniu: „Bezustannie i pod różnymi kątami przygląda się życiu naznaczonemu problemami związanymi z płcią, językiem i klasą społeczną”. Przykłady tego przyglądania się życiu:

kobieta wyemancypowana, dystansująca się od drobnomieszczańskich korzeni i zasad (dawno nie czytałem autorki z taką mściwością traktującej własnych rodziców), zaangażowana w „nie” dla USA i NATO, w „tak” dla #MeToo, ekologii i prezydenckiej kandydatury Melenchona (kandydata antynatowskiej lewicy, prorosyjskiej i prokomunistycznej). Wojciech Stanisławski próbuje jej bronić: „Nobla dostała jednak za pisarstwo, a nie podpisy pod listami zbiorowymi francuskiej lewicy”. Nie zgadzam się: żaden talent by tu nie pomógł, gdyby nie to, co zauważył przed dwoma tygodniami w GN Szymon Babuchowski: „Kluczowym, a nie nazwanym problemem świata, który kleci [to dobre słowo à propos talentu – przyp. J.S.] przed naszymi oczami tegoroczna laureatka literackiego Nobla, pozostaje fakt, że jest to świat, z którego wyrzucono Boga” – sprawnie napisana pustka po Bogu. Co w to miejsce? „Szczytować na wszelkie możliwe sposoby” (to cytat z jej kluczowej książki, przepraszam). Czytałem „Lata” (autobiograficzną powieść z 2008 roku) tego lata i poza niesmakiem oraz kpinami i odrazą do katolicyzmu zapamiętałem obsesję seksualną autorki. W każdym razie rozwiązłość jest tu sposobem na życie. Natomiast, pisze, religia rzymskokatolicka przestała nam (nam, bo Ernaux uważa się za reprezentantkę tzw. pokolenia 1968) być do czegokolwiek potrzebna.

Oto więc moi kandydaci do Nobla 2023 i potem. Najpierw mały wstęp.

Uznana czołówka współczesnej literatury (pięknej?), tej z wierchuszki książek nominowanych do najważniejszych nagród i nagradzanych (Pulitzer, Booker, Costa Book, Goncourt, Nobel, Nike, Silesius, Gdynia itp., itd.), to w większości literatura achrześcijańska i antychrześcijańska; bywa, że ateizm i antyteizm są tu żarliwe, pełne pasji. Kilka ilustracji tego, co mają w głowie/sercu głośni autorzy współcześni, a co potem spływa z ich piór w formach mniej lub bardziej artystycznych. Fragmenty wywiadów:

Jonathan Littell (autor popularnej w naszym kraju powieści „Łaskawe”): w Polsce „do analizowania rzeczywistości używa się mitów katolickich, które mnie wydają się nieprzydatne. Dla mnie opieranie debaty publicznej na wartościach z Biblii jest bezużyteczne. To dotyczy nie tylko katolicyzmu, ale też ewangelicyzmu, protestantyzmu w USA. Uważam za obrzydliwą politykę antyaborcyjną, politykę nastawioną przeciw homoseksualistom, przeciw temu, przeciw tamtemu. W tym sensie cała ta katolicka filozofia, chrześcijańskie myślenie oparte na winie i odkupieniu jest dla mnie jałowe, bezproduktywne, zupełnie bez sensu”.

André Aciman (autor „Tamtych dni, tamtych nocy”, światowego bestsellera, ekranizowanego, kilka nominacji do Oscarów): „Nie wierzę w Boga. Religia znaczy dla mnie mniej niż nic”.

Elizabeth Strout (autorka superbestsellerów, m.in. „Mam na imię Lucy”, „Olive Kitteridge”, na podstawie którego HBO nakręciło entuzjastycznie przyjęty serial): „Nie potrafię wyjaśnić, w jakiego wierzę. Z pewnością nie jest to Bóg protestantów ani tym bardziej katolików. Nigdy w życiu!”.

Sebastian Barry (Irlandczyk, wielokrotnie nominowany i nagradzany, autor „Dni bez końca”): „Ludzie w Dublinie pogardę rezerwowali dla księży niebezpiecznych dla dzieci”. Rozmówca: „To niezwykłe, że nie pogardzano gejami”. Barry: „Nikim nie należy pogardzać”. Poza księżmi.

Jeśli macie chrapkę na Nobla, ważna jest antykatolickość, ale też temat, forma. „Sprzedawczyk” Paula Beatty’ego (Nagroda Bookera w 2016 r.) pokazuje, o czym dzisiaj pisać, by osiągnąć szczyty (reprezentować mniejszości seksualne bądź rasowe), i jak pisać (jak po pijaku albo dragach, bełkotliwym „strumieniem świadomości”). Pod tym wszystkim powinna się pojawić istotna teza: życie jest do d… (wulgarność jest nieodłączną składową topowej sztuki, nieodłącznym środkiem wyrazu brzydoty i beznadziejności istnienia – mury kamienic polskich miast są do dzisiaj splugawione napisami z października 2020). I choć Boga nie ma, to i tak jest odpowiedzialny za to, że życie jest, jakie jest (a jest do d…).

Uczniowie Gramsciego właśnie kończą wędrówkę przez euroamerykańskie uniwersytety i instytucje. Kultura została podbita.

Pora zacząć tworzyć własną. Nie jest za późno. I wiele dobrego się w tej dziedzinie dzieje. Są „Topos”, „Nowy Napis”, „Almanach Prowincjonalny”, „Teologia Polityczna”, wiele, wiele innych. Idzie odrodzenie.•

ks. prof. Jerzy Szymik

za:www.gosc.pl

***

Ooo! Z takim "Noblem" to wrota otwarte bez wahania. ....I będzie lużniej.  W kolejce.   Do Nieba...

k