Zawsze niech będzie „Z”

Rosyjskie pocztówki noworoczne (Bożego Narodzenia superchrześcijański narod bogonosiec w istocie nie obchodzi) życzą odbiorcom „szczęścia i powodzenia w nowym roku” pod choinką w kształcie złowrogiej litery „Z”, symbolu zezwierzęcenia bojców Moskwy na Ukrainie, ozdobioną napisem: „Niech wszystko będzie Z”.

Starszym z nas kojarzy się to ze słynną sowiecką piosenką „Pust’ wsiegda budiet sołnce”, nagrodzoną na Międzynarodowym Festiwalu w Sopocie w 1963 r. pierwszym miejscem jako symbol powszechnie znanego pokojowego ducha „ludzi radzieckich”. Obłuda od samego początku istnienia Moskowii była jej międzynarodowym znakiem firmowym, wręcz brandem.

Tyle że dotyczy to rządzących, od wieków przyzwyczajanych do kłamania w żywe oczy, a poddani, obrabiani od dziecka w stopniu niewyobrażalnym dla Zachodu i wytrenowani do wiary w oczywiste absurdy, sami je z zapałem współtworzą.

Janczarzy Rosji – dzieci zrodzone z prezydenta

Obecny stopień otumanienia Moskali chyba już przekroczył poziom z czasów Stalina i jest wręcz niewyobrażalny. George Orwell by się załamał, czytając np. taką informację przysłaną mi przez moich moskiewskich agentów:

„Istota mojej propozycji jest prosta – oświadcza przewodnicząca parlamentarnej komisji ds. kobiet, dzieci i rodziny, doktor prawa Jelena Borisowna Mizulina – każda obywatelka Rosji będzie mogła otrzymać pocztą materiał genetyczny prezydenta RF, zajść z nim w ciążę i urodzić dziecko. Takie matki będą otrzymywać specjalny zasiłek od państwa. A po urodzeniu dziecka trzeba będzie oddać je na wychowanie w specjalnych instytucjach, w rodzaju szkół suworowowskich [wojskowe szkoły dla nastolatków – przyp. J.L.], aby było oddane swojej ojczyźnie i osobiście prezydentowi Federacji Rosyjskiej. Dzieci zrodzone z prezydenta w przyszłości sformują elitę wojskową i polityczną – uważa Mizulina. Zdaniem deputowanej do Dumy Państwowej działanie to przyczyni się do poprawy sytuacji demograficznej i wychowania ludności w duchu patriotyzmu”.

Normalny człowiek mimo dowodu w postaci screenu ze strony towarzyszki Mizuliny nie bardzo chce wierzyć w autentyczność tej informacji. Ale właściwie dlaczego? Przecież podobną akcję przeprowadził u siebie naród jak najbardziej cywilizowany, też o wielkiej kulturze, na którą tak się lubią powoływać „krzywdzeni” przez świat Moskale. W 1935 r. hitlerowscy przywódcy Niemiec, by poprawić kiepski po wojnie stan demografii, a zarazem stworzyć rasę panów, powołali program Lebensborn, Źródło Życia. Tworzono masowo specjalne domy porodowe i domy dziecka, dzięki czemu niechciane lub pozamałżeńskie noworodki otrzymywały nową tożsamość, a często adoptowane były przez rodziny esesmanów.

Oczywiście dzieci były sprawdzone pod kątem rasowym, a w czasie II wojny światowej proceder ten objął kraje okupowane. Szacuje się, że z samej Polski Niemcy porwali ok. 200 tys. dzieci o aryjskiej powierzchowności. Dzieci z całej Europy trafiały do ośrodków Lebensbornu, gdzie poddawano je praniu mózgu, karano za mówienie w ojczystym języku, zmieniano im imiona i nazwiska na niemieckie. Zdaje się, że dokładnie to samo robi się dziś na Ukrainie, „ewakuując” z okupowanych terenów tysiące ukraińskich dzieci w głąb Rosji, gdzie są przerabiane na małych Moskali.

Niemiecki wspólnik obłędu

Kto się od kogo uczył – stepowa dzicz od tych cywilizowanych czy ojczyzna filozofów od spadkobierców ordy? Była to od wieków udana współpraca dwóch najbardziej chorych na nieuzasadnione ambicje narodów Europy, wymieniających się chętnie doświadczeniami w zamordyzmie wobec własnych – nie obywateli, ale poddanych – i narodów niewolonych.

Tak samo jak trudno zrozumieć wspomniane na wstępie postulaty rosyjskiej deputowanej, tak trudno pojąć obecną zajadłość Niemców, by za wszelką cenę, nawet ostatecznej utraty twarzy, stawiać jednak na zwycięstwo zbrodniczej w oczach świata Rosji. Tłumaczenie tego interesem Bundesrepubliki nie ma logicznego pokrycia w faktach. Absurdalność działań Kremla, który w mgnieniu oka zmarnował 20 lat poprzednich starań miękkiego podboju Europy, równa jest niemieckiemu obłędowi nadziei na wielkie interesy z… kim? Zrujnowaną i izolowaną Rosją? Trudno to traktować inaczej niż ciężką przypadłość mentalną.

Jak to leczyć? Tam na wschodzie najlepsze są narzędzia chirurgiczne – himarsy, kraby, pioruny. Wobec naszych zachodnich sąsiadów i sojuszników trzeba stosować dydaktykę dla nich najbardziej zrozumiałą, w stylu jeśli już nie „Hände hoch!”, to co najmniej „Maul halten!” („Zamknij się”). Prusactwo jest przypadłością ciężką, a niemiecki pacjent skutecznie przejął od moskiewskiego partnera w zbrodniach umiejętność czasowego podwinięcia ogona. Świadczy o tym historia wątpliwej denazyfikacji Niemiec Zachodnich, która jakoś nie dosięgła kata Warszawy Reinefartha i tysięcy innych zbrodniarzy, zażywających w Bundesrepublice zaszczytów i poważania.

Cóż, jak na razie – poczynając od zdradzonej przez Niemcy Ukrainy i oszukanej Litwy – coraz więcej państw europejskich orientuje się, że miały być tylko trybikami służącymi stworzeniu pod gwiaździstą unijną flagą IV Rzeszy lub Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego, ale poważne przeciwdziałanie jest możliwe jedynie poprzez faktyczne unicestwienie jakiejkolwiek mocy Rosji.

Truchło Lenina – zatrute umysły

Wspomniane leczenie chirurgiczne Moskwy musi być w istocie zabiegiem lobotomii, jakiegoś oddzielenia zatrutej części mózgu od reszty, o ile ona jeszcze istnieje. Można w to zasadnie wątpić. Obrazowo ujęła to Wiera Afanasjewa, profesor filozofii uniwersytetu w Saratowie, opozycyjna wobec reżimu, która zaproponowała metaforę, nazwaną przez nią „Straszną bajką”:

„Wyobraźcie sobie, że zapraszają was do wielkiego nieznanego wam domu. Gospodarze długo oprowadzają was po nim, pokazują książki, obrazy, ikony, a potem zapraszają do wspaniałego pokoju gościnnego. W samym centrum zaś stoi na stole stara czarna trumna, a w niej – wysuszony trup. I mówią wam gospodarze: »A to nasza największa chluba! Ten wspaniały człowiek sto lat temu zamordował naszą prababkę i pradziadka, abyśmy my mogli żyć szczęśliwie!«. Jak długo będziecie stamtąd zmykać na łeb na szyję? I co pomyślicie o gospodarzach, gdy wróci wam zdolność myślenia?”.

I zaiste ten na pozór mało znaczący fakt, że ów zatruwający umysły trup spoczywa w sercu Moskowii, jest obrazem straszliwego stanu umysłu jej mieszkańców. Od czasów Jelcynowskiego „liberalizmu” na pl. Czerwonym przed mauzoleum oblegają turystów sobowtóry Lenina i Stalina, proponując oryginalny „suwenir” – wspólną fotografię. Dlaczego Stalin? Wszak jego mumia przez parę lat sąsiadowała z truchłem leninowskim w mauzoleum, póki jej stamtąd nie wywalił Chruszczow. Obu zbrodniarzy na skalę światową lud rosyjski czci po dziś dzień, niekiedy w osobliwych formach, jak w przedstawiających ich „ikonach” (są już „święte obrazy” Putina).

Aż by się chciało powiedzieć: to jakby Niemcy Hitlera fetowali, ale czym się różni ich nieco dyskretny kult zbira Fryderyka II, współgrabarza z Moskwą I Rzeczypospolitej? Przypomnijmy sobie iście hitlerowski w stylu ceremoniał pożegnania kanclerz Merkel z płonącymi pochodniami niesionymi przez kompanię honorową do złudzenia przypominającą kohortę esesmanów czy odbudowę szpetnego zamku królów pruskich w Berlinie…
W rosyjskim internecie można znaleźć taki mem – przed mauzoleum przeciąga się Lenin i powiada: „Ja już się wyspałem, wnoście Putina!”. Oni są już gotowi na nowego, równie wspaniałego cara. Dopóki nie zburzymy im mauzoleum w realu, a imperium w głowach, nie ma o czym z Moskwą rozmawiać.

Jerzy „Bayraktar” Lubach

za:niezalezna.pl


***

Rosyjskie rakiety, które uderzyły w Ukrainę, wyprodukowano kilka miesięcy temu, już po nałożeniu sankcji

Część z pocisków manewrujących, które Rosja wystrzeliła w ukraińską infrastrukturę cywilną pod koniec listopada, zostało wyprodukowanych kilka miesięcy po tym, jak Zachód nałożył sankcje mające na celu pozbawienie Moskwy komponentów potrzebnych do produkcji broni – donosi New York Times.

Do takich wniosków doszli eksperci z Conflict Armament Research, niezależnej grupy z Wielkiej Brytanii, która identyfikuje i śledzi broń oraz amunicję używaną w wojnach.

Tuż po listopadowym rosyjskim atakiem rakietowym, do Kijowa na zaproszenie ukraińskich władz, przybyła grupa ekspertów. Badali wrak pocisków manewrujących Ch-101, które doprowadziły do ​​przerw w dostawie prądu na dużą skalę na Ukrainie.

Według opublikowanego raportu grupy, jeden z pocisków został wyprodukowany latem br., a drugi ukończono we wrześniu, o czym świadczą znajdujące się na nim oznaczenia. Według jednego z ekspertów z Conflict Armament Research, fakt, że Rosja nadal produkuje zaawansowane pociski kierowane, takie jak pociski Ch-101, wskazuje, że Moskwa znalazła sposoby na pozyskiwanie półprzewodników i innego sprzętu pomimo sankcji lub że miała znaczne zapasy komponentów przed wybuchem wojny i na samym jej początku.

Konrad Wysocki

za:niezalezna.pl