Zły Bashobora, dobry Owsiak

Nadwiślański salon po raz kolejny odsłonił nam bezmiar swojej hipokryzji. Jest on gotowy głosić peany na cześć młodzieży taplającej się w błocie, jednocześnie nękając ludzi, którzy łączą się ze sobą we wspólnej modlitwie na rekolekcjach o. Bashobory. „Woodstock bez błota, to jak korona bez szlachetnych kamieni – mówi nam Bartek, opolanin z urodzenia, woodstockowicz od ośmiu lat. Nie sposób się z nim nie zgodzić, patrząc na liczbę osób, która przewija się przez pole”. Cytat ten pochodzi z internetowego portalu Gazeta.pl i stanowi pochwałę rytuału taplania się w błocie, który co rok ma miejsce na imprezie Owsiaka. Okazuje się, że zachowania, kojarzone głównie z chlewem i świniami, mogą znaleźć uznanie głównego medium. W 1969 r. na festiwalu muzyki rockowej w pobliżu miejscowości Woodstock taplanie się w błocie było spowodowane zamroczeniem alkoholowo-narkotycznym, które towarzyszyło uczestnikom spędu. Owsiakowy Woodstock jest ponoć pod tym względem „czysty” … Kąpiel w błocie stanowi znany i nośny symbol popkultury, jest niemal rytuałem. Szybki przegląd zdjęć, które wypluwa wyszukiwarka internetowa po wpisaniu frazy „przystanek Woodstock” nie pozostawia wątpliwości, że jest to zwyczaj bardzo istotny dla tej imprezy.

O rytualnej symbolice można mówić także w wypadku zachowań fanów zespołów rockowych. Gdy np. znane metalowe grupy Metallica czy Iron Maiden przyjeżdżają do Polski, ulice miasta, w którym grają, zapełniają ludzie podobnie ubrani, eksponujący różne artefakty związane ze swoimi idolami – koszulki, łańcuchy czy pierścienie. Socjologia określa takie zachowania rodzajem zbiorowych guseł.

Przykłady te pokazują, że uczestnictwo w popkulturze ma cechy rytualne. Można więc zadać sobie pytanie, dlaczego pewne rytuały znajdują uznanie w oczach naszych salonowców, inne natomiast nie? Dlaczego te ze świata popu są akceptowane, a pochodzące ze świata chrześcijańskiego nie znajdują aprobaty? Odpowiedź jest prosta. Salonowcom nie przeszkadza wcale „masówka”, a nawet ją popierają, jeśli ludzie zamieniają się w stado baranów podążających wedle ideologicznych wskazówek salonu, a przynajmniej jeśli im się nie przeciwstawiają. Boją się jednak Bashobory, bo traktuje on chrześcijaństwo serio. Metafizyczna struktura świata, która wyłania się z Biblii – pełna cudów i realnej aktywności Boga – jest dla kapłana z Ugandy rzeczywistością. A to jest nie do przyjęcia dla demiurgów z Czerskiej, Wiertniczej i okolic. Fakt, że czarny „szaman” z Afryki (straszne, prawda?) gromadzi dziesiątki tysięcy ludzi, burzy ich obraz świata. A jest to wizja nakreślona na wskroś wedle filozofii materialistycznej. W niej nie ma miejsca na cuda i dzieło ducha. W szczególności Ducha Świętego. Salon pochwala te rytuały, którymi może albo sam sterować (np. poprzez swojego funkcjonariusza Jerzego Owsiaka), albo które są dla niego ideologicznie obojętne. Słusznie zatem rozpoznaje zagrożenie w kapłanie z Ugandy, który ludziom żyjącym w materialistycznym bagnie Unii Europejskiej niesie kaganek świata duchowego. To dlatego salon proponuje swoim wyznawcom, żeby zamiast podczas rekolekcji Bashobory, swoje dusze oczyszczali w szlamie pod Kostrzynem.


Jakub Pilarek

za:niezalezna.pl/45205-zly-bashobora-dobry-owsiak