Gender: dlaczego się bronić?



Wprowadzanie gender do polskiej kultury katolickiej, a zwłaszcza do polskich szkół i przedszkoli, jest rozwiązaniem siłowym. Opiera się ono z jednej strony właśnie na sile, jaką dysponują urzędy państwowe, bo są urzędami, a z drugiej na ciągle zbyt dużej niewiedzy, czym tak naprawdę jest gender. Gdyby rodzice wiedzieli, jakie spustoszenia indywidualne i społeczne w wymiarze biologicznym, rodzinnym, narodowym, moralnym, kulturowym i religijnym niesie ze sobą gender, to reagowaliby natychmiast.

Owszem, są rodzice, którzy protestują, ale jest ich ciągle zbyt mało. A jest zbyt mało, dlatego że mają za słabą wiedzę i to nie tylko o gender, ale również o prawach, jakie im przysługują.

Więc po kolei. Rodzice są pierwszymi wychowawcami swoich dzieci. Mówi o tym wyraźnie zarówno Powszechna Deklaracja Praw Człowieka z roku 1948 – „Rodzice mają prawo pierwszeństwa w wyborze nauczania, które ma być dane ich dzieciom” (art. 26.3), jak i Konstytucja RP – „Rodzice mają prawo do wychowania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami” (art. 48.1). Jeżeli państwo wprowadza gender wbrew woli rodziców, a tym bardziej gdy wcześniej nie uprzedza, jakie mogą być tego negatywne skutki, a tylko uprawia propagandę, na którą wydaje krociowe sumy, to mamy tu do czynienia z ewidentnym naruszeniem prawa i nadużyciem ze strony instytucji, które powinny być przedłużeniem woli obywateli, a nie narzędziem do łamania ich obywatelskich praw.

Rodzice katoliccy mają ponadto prawo, ale i obowiązek wychowywania dzieci zgodnie z zasadami, jakie wyrastają z ich wiary i które są potwierdzone przez Nauczycielski Urząd Kościoła. Wiara płynąca z Objawienia jasno wskazuje, że Pan Bóg stworzył mężczyznę i kobietę („Stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz, na obraz Boży go stworzył, mężczyzną i kobietą stworzył ich” (Rdz 1, 27). Skoro taką wizję stworzenia podważa ideologia gender, to jest ona dla katolików nie do przyjęcia. Jak wyjaśnia ks. abp Henryk Hoser: „Gender wyczerpuje znamiona herezji antropologicznej o niezwykle niebezpiecznych skutkach. Można ją nazwać herezją rozszczepioną, czyli schizoidalną. Oddziela ona nie tylko stworzenie od Stwórcy, osobę od natury, jednostkę od wspólnoty, człowieka historycznego od przeszłości i przyszłości, ale rozbija także fundamentalną harmonię, komplementarną jedność kobiety i mężczyzny i w końcu rozdziela jedność psychofizyczną człowieka jako osoby i jednostki” (WSKSiM, Toruń, 21.03.2013).

Gender jest również nie do przyjęcia dla zdrowo myślącego człowieka, który potrafi rozumnie czytać rzeczywistość i korzystać z osiągnięć wiedzy naukowej. Zgodnie ze zdrowym rozsądkiem płciowość nie jest wynikiem arbitralnych decyzji człowieka lub społeczeństwa, ale naszym naturalnym uposażeniem; ta płciowość, w świetle badań naukowych, odbija swoje piętno w każdej ludzkiej komórce, a więc przenika naturę kobiety i mężczyzny jako różniących się od siebie pod względem płciowości.

Prawo, wiara, zdrowy rozsądek, nauka zgodnie potwierdzają, że gender, naruszając porządek natury, nie liczy się ani z rzeczywistością, ani z dobrem człowieka. W takim razie jest to ideologia niemożliwa do zaakceptowania. To zaś oznacza, że na wszelkie sposoby należy się przed nią bronić.

Prof. Piotr Jaroszyński

za:www.naszdziennik.pl/wp/72648,gender-dlaczego-sie-bronic.html