Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Publikacje polecane

Koniec maskarady staliniątek. „Klątwa” jako występ grupy rekonstrukcyjnej

Wypalenie i brak sił witalnych to choroba, na którą lekarstwa nerwowo szukają elity III RP. Ostatnie tygodnie pokazały, że po porażce KOD wybrały one terapię szokową. Uderzenie we wszystkie nasze świętości, na krótką metę nieopłacalne, ma doprowadzić do wychowania młodych bojowników, którzy za jakiś czas rzucą nam wyzwanie - pisze Piotr Lisiewicz w "Gazecie Polskiej".

„Soselo” i „Ospowaty Józek” to pseudonimy Józefa Stalina z wczesnej młodości. Tym pierwszym podpisywał on swoje wiersze, cieszące się niemałym uznaniem. Pseudonim „Joska Koriawyj”, czyli „Ospowaty Józek”, nadała mu z kolei carska ochrana po tym, jak udało mu się przeżyć epidemię ospy, która pozostawiła trwałe ślady na jego powierzchowności.

„To jednak wiedz, że kto był wprzódy / wdeptany w proch i uciśniony, / Ten jeszcze zrówna się z Mtacmindą, / Nadzieją wzniosłą uskrzydlony”

– pisał w wierszu „Do Księżyca” Soselo (przekład Macieja Antosiewicza). Wyjaśnijmy, że „Mtacminda” to „Święta Góra”, która wznosi się nad Tbilisi.

Neostalinizm inscenizacyjny


Gdy przeanalizujemy słowa, które padły w ostatnich tygodniach czy to w czasie spektaklu „Klątwa”, czy w artykułach atakujących Żołnierzy Wyklętych, i zadamy sobie pytanie, czy podobne padały już w naszej historii, to znajdziemy tylko jedną formację i jeden czas, kiedy były one na wielką skalę w użyciu.

Ścinanie krzyża, kopulacja z figurą polskiego świętego, kpiny z Żołnierzy Wyklętych i ofiar Smoleńska, wreszcie zbiórka pieniędzy na odstrzelenie Jarosława Kaczyńskiego, przywódcy obozu niepodległościowego – tak wielki ładunek nienawiści do polskości był istotą polskiego stalinizmu.

To nie jest ani epitet, ani efekciarskie porównanie. Rzecz jasna jest to neostalinizm inscenizacyjny, ale odtwarzający sceny z tamtych lat, jak choćby wybryki sowieckiego żołdactwa w polskich kościołach na Kresach. Życzenie śmierci przywódcom reakcyjnej Polski można odnaleźć w socrealistycznej polskiej poezji, która dobrze wkomponowywała się w rzeczywistość, w której wyroki śmierci zapadały naprawdę. Erupcja kpin z Żołnierzy Wyklętych idealnie pasuje nam do tej układanki.

Grupa rekonstrukcyjna z Teatru Powszechnego

Ten neostalinizm inscenizacyjny to niejako „ich” odpowiedź na „nasze” grupy rekonstrukcyjne, przywracające pamięć o naszych wartościach. Tak, „Klątwa” była po prostu występem „ich” grupy rekonstrukcyjnej.

Gdy obserwowałem te sceny w ostatnich tygodniach, przypomniała mi się nie tak dawna rozmowa z pewnym znajomym, uczciwym anarchistą, z którym toczyliśmy przez lata niejeden ideowy spór. Przyznam, że trochę zlekceważyłem to, co mówił. Jak się okazuje, niesłusznie.

Otóż próbował on mnie namówić, żebyśmy zaprzestali budowania kultu Żołnierzy Wyklętych. Kiedy widział, że żaden z jego argumentów ani odrobinę mnie nie przekonuje, powiedział w końcu:

„Długofalowym efektem waszych działań będzie pojawienie się neostalinistów, czego przecież obaj nie chcemy. A może bardziej i ja, bo będę musiał z tym się zmierzyć w moim środowisku”.


To, co się stało w tych tygodniach, to dość rewolucyjna zmiana retoryki. Oto do niedawna dominujący przekaz tamtej strony głosił, że rola Jana Pawła II jest niepodważalna, choć wolno krytykować niektóre jego poglądy. Tradycja AK jest piękna, choć można nie zgadzać się z niektórymi decyzjami dowódców. Tamta strona przyznawała też, że aborcja to zło, choć są sytuacje, w których powinna być szerzej dostępna.

Maskarada się nie udała

Czymś strasznym miało być natomiast to, że przynależność do polskich tradycji uzurpuje sobie obóz Jarosława Kaczyńskiego. Kaczyński i AK? Kaczyński i papież? Ha, ha, ha, groteska!

A teraz wszystko się zmienia – plujemy i na krzyż, i na Jana Pawła II, i na walczących o wolność. Tamta strona przyznaje się tym samym, że maskarada się nie udała. Dlatego koniec z udawaniem, że nienawidzimy Jarosława Kaczyńskiego, bo instrumentalnie posługuje się krzyżem, Janem Pawłem II czy niepodległościową tradycją. Nienawidzimy go właśnie dlatego, że jest z tej znienawidzonej przez nas tradycji.

Ten nurt myślenia po tamtej stronie istniał zawsze. Co jakiś czas pojawiały się tam bluzgi na Jana Pawła II czy religię, oskarżanie AK o antysemityzm, pewna feministka zapowiadała dokonanie aborcji w Wigilię. Ale te bluzgi nie były w głównym nurcie, tylko jednak na marginesie. Teraz następuje w tej sprawie istotne przesunięcie.

Jak długo można żyć bez idei


Po co im to? Dlaczego głoszą hasła nieakceptowane przez znaczną część własnych wyborców? Porażka KOD udowodniła tamtej stronie, że jest dziś słaba i – jak wszystko wskazuje – będzie coraz słabsza. Brak jej siły witalnej, co jest skutkiem tego, jak wyglądała historia III RP. Siła tamtego obozu wynikała z przewagi finansowej i medialnej.

Brakowało im tylko jednego – nonkonformistów, ideowców, fermentu, młodych, ciekawych publicystów itp. To w perspektywie kilku lat czy nawet dziesięciolecia mogło być bez znaczenia. Skoro nie było młodych publicystów, to czytało się starych. Gdy „Gazeta Wyborcza” traciła wigor, to zaczęły na jej łamach pisać gwiazdy telewizyjne – Olejnik, Lis czy Kolenda-Zaleska. Takie łatanie dziur załatwiało sprawę na jakiś czas.

Ale wiecznie tak się nie da, dlatego po ćwierćwieczu nastąpiła zapaść, którą notabene jako chyba jedyny po tamtej stronie przewidywał śp. Mieczysław Rakowski. Przyśpieszył ją Internet i media społecznościowe, w których bez indywidualności ani rusz. Oczywiście można, jak w kampanii PO, kazać swoim ludziom wklejać komentarze na komendę, ale jeśli nie potrafią ich oni nawet lekko zmodyfikować stylistycznie, wychodzi groteska. Znany portal może też udawać, że internauci masowo produkują memy o Macierewiczu, ale nawet po ich graficznym układzie widać, że stworzył je ten sam, na dodatek niezbyt dowcipny, wynajęty PR-owiec.

Paradoksy autocenzury

Tamta strona chciałaby być bojowa jak Hamas (określenie Jacka Żakowskiego), ale jej problem polegał na tym, iż jej prawdziwe poglądy są odstręczające dla większości Polaków. Po spektaklu „Klątwa” Jakub Majmurek napisał wprost, że tamta strona jest „zneurotyzowana”, bo ciągle musi się autocenzurować. W jakich sprawach? Majmurek wylicza przykłady:

„Publicysta, który chciałby napisać coś ostro o Kościele, ale jednak kalkuje, czy to nie umieści go za bardzo w antyklerykalnej niszy, z którą się na poważnie nie rozmawia. Jego czytelniczka prywatnie z chęcią konsumuje memy wulgarnie atakujące Jana Pawła II, ale wie, że dla jej pozycji w trzecim sektorze udostępnianie ich w mediach społecznościowych nie byłoby zbyt mądre”.


Taka atmosfera nie sprzyja wychowaniu nowych bojowników. Owszem, oprócz KOD, PO i Nowoczesnej jest też Partia Razem, tyle że ona nie nadaje się na antypisowską bojówkę ze względu na element… autentycznej ideowości, który tam w jakimś zakresie występuje. A ten autentyzm utrudnia totalne atakowanie PiS, kiedy działa ono na rzecz zwykłych ludzi. Szczególnie u boku tych, którzy w imię własnych przywilejów takich działań na ich rzecz nie podejmowali.

Neostalinizm przebrany za polityczną poprawność

Wydarzenia z ostatnich tygodni są więc rezygnacją tamtej strony z autocenzury. Jej liderzy uznali, że w obliczu zaostrzającej się polaryzacji sceny straty wynikające z tego nie będą tak wielkie, jak jeszcze niedawno mogłoby się wydawać. Mówiąc wprost, nienawiść dużej części tamtej strony do „Kaczora” ma być tak wielka, że nawet neostalinizm jest ona w stanie zaakceptować. A w najbliższym czasie nie ma też żadnych ważniejszych wyborów, w czasie których trzeba by walczyć o umiarkowany elektorat.

Oczywiście neostalinizm wzbudzi po prawej stronie ostre reakcje, ale tamtej stronie chodzi właśnie o zaostrzanie atmosfery. Nie ma ona nic przeciwko temu, żeby jej zwolennicy dostali po gębie od narodowców, byle niezbyt mocno. Bo to ma ich zradykalizować, zrobić z nich bojowników.

Czy nie jest to samobójcza i oderwana od rzeczywistości kalkulacja? Tamta strona liczy, że w najbliższych latach anomalia, jaką z jej punktu widzenia było w ostatnim czasie zwrócenie się młodzieży ku patriotyzmowi i tradycyjnym wartościom, zostanie zatrzymana. Że dynamika nowoczesności, przemian cywilizacyjnych, sekularyzacji, wsparta pieniędzmi na reedukację Polaków z Niemiec i innych krajów UE, wygra z legendą Żołnierzy Wyklętych, kibicami, patriotycznym rapem, boomem na książki o historii najnowszej itp. Neostalinizm ubrany ma zostać w europejskie piórka, upodobnić się do politycznej poprawności w wersji hard. I przejąć rząd dusz wśród młodych.

Poeta Stalin

„Prometeusz nowej ery”, „Generalissimus zwycięstwa”, „Wielki przyjaciel Polski” – to tylko niektóre z przydomków, które przyznawali Józefowi Stalinowi polscy poeci. Mniej pamiętane jest, że sam Stalin w młodości publikował wiersze. „Bardzo dobry wiersz, młody człowieku. Opublikujemy go w następnym numerze na pierwszej stronie” – tak powiedzieć miał Ilija Czawczawadze, nestor gruzińskiej literatury, do nastolatka, który zgłosił się do redakcji gazety „Iweria”. „Dusza poety wzwyż ulata, / A radość w sercu jak zdrój tryska: / Wiem, że niezłomna ta nadzieja / Błogosławiona jest i czysta!” – pisał ów nastolatek, który podpisał wiersz „Soselo”, co było upoetycznioną wersją zdrobnienia jego imienia „Soso”. Giga Liparteliani zatytułował swą książkę o Stalinie „Romantyk i zbrodniarz. Młodzieńcze wiersze Stalina”. O tym romantycznym rysie Stalina i stalinizmu wspomina się dziś niechętnie, bo psuje on wizerunek niejednego późniejszego autorytetu, który był jego wyznawcą. Natomiast idee owego „romantyzmu”, rzecz jasna z pominięciem nazwiska Stalina, odbijają się nam do dziś czkawką.


Piotr Lisiewicz

za:niezalezna.pl/95635-koniec-maskarady-staliniatek-klatwa-jako-wystep-grupy-rekonstrukcyjnej

***

Owsiak w wojskowej orkiestrze

Pacyfista Jerzy Owsiak, były pracownik firmy polonijnej Carpatia, której właściciel Jan Załuska zobowiązał się pisemnie zatrudnić na kierowniczych stanowiskach ludzi wywiadu wojskowego, napisał list do pierwszej damy: „Z polskiej armii w ostatnim czasie odeszło kilkudziesięciu generałów i kilkuset oficerów. Wszyscy cieszyli się bardzo dobrą opinią”. Żaden nie cieszył się opinią dobrą ani średnią, a wszyscy bardzo dobrą! Tłumaczy to fakt, że u nas jeden generał przypadał na 838 żołnierzy, podczas gdy w armii amerykańskiej jeden na 35 tys., a w chińskiej – na 13 tys.

Trzeba przyznać, że Owsiak się cywilizuje – do pierwszej damy nie zwrócił się: „Zostaw, k…, Polaków w spokoju”, jak do Antoniego Macierewicza za walkę o prawdę o Smoleńsku. Nie wątpię, że Załuska był dumny z Owsiaka, podobnie jak Putin. Ale czy to nie jest rozmienianie na drobne jego popularności, którą powinien zachować dla generałów na czarną godzinę? Skoro uznali, że nie, to znaczy, iż naprawdę ich interesy są zagrożone. Podobnie jak pacyfistyczne idee Owsiaka. Bo w Polsce powstaje armia, która może realnie zrobić krzywdę wrogom. A nie tylko odkręcić koło w samochodzie niewygodnego polityka.

Piotr Lisiewicz


za:niezalezna.pl/95672-owsiak-w-wojskowej-orkiestrze

Copyright © 2017. All Rights Reserved.