Publikacje polecane

Tomasz Poller: Obecna Polska jak Niemcy lat 30-tych? Tęczowi Übermensche o to się starają

„Niemcy lata 30te. Nienawiść do innych. To samo Polska 2020”. To jedna z wypowiedzi tak zwanych "ludzi LGBT+" [umieszczając "ludzia LGBT+" w cudzysłowie nikogo przez ten cudzysłów nie "dehumanizuję", bo o ile homoseksualistów obojga płci poznać zdążyłem sporo, to po prostu wątpię, że może istnieć ktoś, kto jest np. zarazem gejem i lesbijką]. Wypowiedź padła po ostatnich wyborach prezydenckich, a wpisywała się w histeryczne wycie i plucie na Andrzeja Dudę ze strony osobników zamieszczających komentarze podobne do powyższego, a którym nie podobał się demokratyczny wybór społeczeństwa.

Czy sytuację w Polsce można porównać do lat 30tych w Niemczech? Wygląda na to, że wyznawcy skrajnej lewicy ostatnio bardzo się o to starają. Przecierałem wczoraj oczy ze zdumienia, gdy przeczytałem o odmowie obsłużenia klientów w jednej z warszawskich burgerowni tylko dlatego, że przyznali oni w rozmowie z kelnerem, że byli wcześniej uczestnikami Marszu dla Życia i Rodziny. Skojarzenie z latami 30tymi w Niemczech jest chyba pierwszym, co przychodzi na myśl.


A sprawa wyglądała tak. Oto francuskie małżeństwo wybrało się na warszawski Marsz dla Życia. Gdy po jego zakończeniu pan Marc wraz z żoną chcieli zamówić posiłek w jednym z lokali Hali Gwardii, kelner, zwracając uwagę na posiadane przez nich naklejki rozdawane na marszu, zapytał:

- Czy są Państwo członkami jakiejś organizacji pro-life?

- Nie, ale wracamy z Marszu dla Życia. - odpowiedziała zamawiająca.

- W takim razie Państwa nie obsłużę. - odpowiedział kelner. Francuzi opuścili więc kontrowersyjną knajpę. Francuzi opisali także zachowanie typków, zebranych w burgerowni, ostentacyjne prowokujących, pokazujących palcami innych klientów i wygłaszających pod ich adresem nieprzychylne komentarze. Szczerze mówiąc, pomyślałem w pierwszej chwili że to fake news. Ale dziś informacja podana przez francuskie małżeństwo się potwierdziła i została opisana także przez inne media.

Zgodnie z programem Marszu, w ktorym brali udział Francuzi, uczestnictwo w nim to deklaracja szacunku dla życia od poczęcia oraz dla rodziny. A więc mamy do czynienia z sytuacją taką oto, w której pracownik daje do zrozumienia klientom: Osób szanujących życie od poczęcia oraz szanujących wartości rodzinne nie obsługuję. Jest to kuriozalne! Jednak sprawa jest bulwersująca, niezależnie od tego, jakie poglądy prezentowałby klient i w jakich przemarszach wcześniej uczestniczył. Taka odmowa to przykład dyskryminacji w czystej postaci.

Sytuację mogę zresztą spokojnie odwrócić i w roli klienta wyobrazić sobie osobę, której poglądów nie podzielam. Otóż, nie słyszałem o odmowie obsłużenia kogoś w knajpie i wydania mu posiłku ze względu na to, że ten ktoś deklarował uczestnictwo dajmy na to w paradzie gejowskiej. Nie wyobrażam także sobie, by kelner zadawał klientowi pytania o preferencje seksualne lub członkostwo w organizacjach LGBT, co również byłoby kuriozum podobnym do zachowania kelnera w rzeczonej burgerowni. Pomijam już fakt, że ideologiczne zidiocenie prowadzi do działał antybiznesowych. Gdybym miał knajpę, raczej byłbym zadowolony z popularności wśród klientów różnych opcji.

Wyznawcy skrajnych poglądów nie są w stanie istnieć w świecie, w którym ludzie prezentują poglądy inne niż oni sami. Skrajna lewica bredzi o tolerancji, wymyśla sześćdziesiąt kilka płci, podczas gdy w ich ciasnym światku nie ma miejsca na prawdziwą różnorodność. Ci osobnicy, wyznający obłędną ideologię (a nazywający samych siebie nieraz "ludźmi LGBT" i udający przy tym, iż żadnej ideologii nie głoszą) nie są w stanie funkcjonować w sytuacji pluralizmu poglądów, nie potrafią podjąć debaty ani nawet zmierzyć się z określonymi faktami. Napaść osobnika zwanego Margotem na kierowcę samochodu należącego do fundacji Pro - Prawo do Życia, która to fundacja po prostu nagłośniła niewygodne dla lansowania ideologii LGBT fakty (choćby to, że pod płaszczykiem "tolerancji i równości" homoaktywiści chcą uczyć kilkuletnich dzieci doświadczeń seksualnych), była tu przykładem najjaskrawszym. Powodem akcji tęczowych agresorów (tak samo, jak motywem zachowania kelnera z rzeczonej burgerowni) było to, że ktokolwiek śmie głosić przekaz, który jest niezgodny właśnie z ich ideologią. Jeżeli już korzystać z tak podobających się lewicy porównań do lat 30tych w Niemczech, można powiedzieć, że tęczowi Übermensche, nie mogąc zarzucić fundacji Pro kłamstwa i nie potrafiąc podjąć debaty na argumenty, decydują się na działania w stylu bojówek NSDAP, wzywając do niszczenia mienia fundacji, unieruchamiania ciężarówek a tym samym blokowania wolności wypowiedzi. A warto przypomnieć, że przecież podobne furgonetki, tym razem firmowane przez przeciwników obecnej władzy, jeszcze nie tak dawno jeździły z antypisowskimi hasłami oraz z karykaturalnymi przedstawieniami Jarosława Kaczyńskiego i jakoś nie słyszano by ktoś ze zwolenników PiS na ich kierowców napadał.

PS:

Skandal, jaki miał miejsce w Warszawie i który wiązał się z jawną dyskryminacją może komuś mylnie skojarzyć się z inną sytuacją, tylko z pozoru podobną. Niedawno głośne były bowiem dwie sprawy. Pierwszą była sprawa pracownika drukarni, który (w imię sumienia i religii) odmówił przyjęcia zlecenia na druk materiałów promocyjnych LGBT. Podobnie, inny pracownik innej drukarni (w imię ideałów LGBT) odmówił zlecenia na druk ulotek ONR. Problem, który się w tych obydwu sprawach pojawia (i który może zaowocować dłuższym sporem sądowym), jest problemem zupełnie innym, aniżeli sytuacja jawnej dyskryminacji, która zdarzyła się w warszawskiej burgerowni. Po prostu, odmowa udziału w produkcji materiałów, z których treścią usługodawca się nie zgadza, jest czyś innym, niż sprzedaż tego samego produktu (kanapki) jednym klientom, przy odmowie sprzedawania go innym klientom (których akurat sprzedający uznał np. za wrogich ideowo). Ta sprawa powinna być chyba jasna.

Tomasz Poller

za:www.fronda.pl

***

„Wycofam prenumeratę!”. Histeria pod artykułem „Wyborczej” demaskującym manipulacje Barta Staszewskiego

Ej i ja za to płacę? Robicie PR dla OrdoIurius?; Pora zakończyć prenumeratę Wyborczej – piszą na portalu Wyborcza.pl oburzeni czytelnicy. Chodzi o artykuł Piotra Głuchowskiego na temat aktywisty LGBT Barta Staszewskiego.

Bart Staszewski jest pochodzącym ze Szwecji aktywistą LGBT, za sprawą którego w światowej opinii publicznej upowszechnił się fake news nt. "stref wolnych od LGBT" w Polsce.

Aktywista jeździ po Polsce, przykręca tabliczkę "strefa wolna od LGBT" do znaków drogowych z nazwami miejscowości, fotografuje i umieszcza w sieci. Polskim internautom przedstawia to jako "działanie artystyczne", angielskojęzycznych "zapomina" informować o tym, że to jego tabliczki. Na temat rzekomych "stref wolnych od LGBT" w Polsce "karcąco" wypowiadali się już Ursula von der Leyen i Joe Biden.

Manipulacje Staszewskiego dostrzegł nawet dziennikarz „Gazety Wyborczej” w swoim artykule „Idźmy dalej: Piotrków wolny od Żydów, a skatepark wolny od niepełnosprawnych”.

„W sprawie tzw. stref wolnych od LGBT ściemniają oba przeciwne obozy. WSZYSTKIE STRONY (...) W Polsce nie ma "stref wolnych od LGBT", tzn. obszarów, na których nie mogliby mieszkać albo przebywać geje i inne osoby nieheteronormatywne. Są obszary objęte uchwałami organów samorządu terytorialnego, głównie Samorządową Kartą Praw Rodzin. Jej przyjęcie nie ma skutków prawnych - wymiar Karty jest jedynie symboliczny” – pisze w artykule Głuchowski.

„Wycofam prenumeratę!”

Pod artykułem Piotra Głuchowskiego wylała się fala negatywnych komentarzy prenumeratorów „Gazety Wyborczej”, którzy twierdzą, że dziennikarz manipuluje faktami.

„Naprawdę? Wystarczy odsłuchać nagrania z kilku sesji rad miast gdzie takie uchwały zatwierdzono. I nie ma wątpliwości czym kierowali się radni ogłaszając swoje miasta, powiaty, województwa wolne od LGBT. Argumenty jawnie homofobiczne, kwestionujące prawa i wolność osób LGBT+” – pisze jeden z użytkowników.

„Ej i ja za to płacę? Robicie PR dla OrdoIurius?”; „Pora zakończyć prenumeratę wyborczej”; „Ależ ty człowieku pieprzysz”; „Jak śmialiście opublikować polemiczny tekst?! Czy Wy nie znacie swojego Targetu ja się pytam?”; „Dziennikarzy zwolnili, Głuchowski został. Czas się zastanowić nad sensem odnawiania prenumeraty” – to tylko nieliczne komentarze pod artykułem o Staszewskim.

za:www.tysol.pl

***

"To jest dołączenie do prawicowej szczujni". Nawet Wyborcza demaskuje manipulacje Barta Staszewskiego

Bart Staszewski jest pochodzącym ze Szwecji aktywistą LGBT, za sprawą którego w światowej opinii publicznej upowszechnił się fake news nt. "stref wolnych od LGBT" w Polsce. Aktywista jeździ po Polsce, przykręca tabliczkę "strefa wolna od LGBT" do znaków drogowych z nazwami miejscowości, fotografuje i umieszcza w sieci. Polskim internautom przedstawia to jako "działanie artystyczne", angielskojęzycznych "zapomina" informować o tym, że to jego tabliczki. Na temat rzekomych "stref wolnych od LGBT" w Polsce "karcąco" wypowiadali się już Ursula von der Leyen i Joe Biden. Manipulacje Staszewskiego dostrzegła nawet Wyborcza

- W sprawie tzw. stref wolnych od LGBT ściemniają oba przeciwne obozy. WSZYSTKIE STRONY (...) W Polsce nie ma "stref wolnych od LGBT", tzn. obszarów, na których nie mogliby mieszkać albo przebywać geje i inne osoby nieheteronormatywne. Są obszary objęte uchwałami organów samorządu terytorialnego, głównie Samorządową Kartą Praw Rodzin. Jej przyjęcie nie ma skutków prawnych - wymiar Karty jest jedynie symboliczny
- pisze w artykule o szyderczym tytule "Idźmy dalej: Piotrków wolny od Żydów, a skatepark wolny od niepełnosprawnych" Piotr Głuchowski na Wyborcza.pl

Następnie autor analizuje Samorządową Kartę Praw Rodzin i jedyny "kontrowersyjny fragment jaki znajduje to"

- Konieczne jest w szczególności wyłączenie możliwości przeznaczania środków publicznych i mienia publicznego na projekty podważające konstytucyjną tożsamość małżeństwa jako związku kobiety i mężczyzny lub autonomię rodziny

- Tabliczki te (niewątpliwie celowo) mają się kojarzyć bardzo brzydko - mianowicie z hitlerowskimi znakami zakazującymi Żydom wstępu do „rasowo czystych” miejscowości lub na tereny rekreacyjne. Zdjęcia tablic „Juden Eintritt in die Parklagen verboten”, „Juden sind hier unerwünscht” i tym podobne można bez trudu odnaleźć w sieci i tak samo za 80 lat będzie można odnaleźć polskie znaki „LGBT FREE”.

    (...)
akcja Staszewskiego nie wytrzymuje logicznego rozbioru i zakrawa na absurd. Ale czy to znaczy, że druga strona nas nie oszukuje? Owszem, też to robi.

- pisze Głuchowski, który jednocześnie potępia gminy, które przyjęły "uchwały przeciwko ideologii LGBT", ponieważ nie godzą się "na wprowadzanie do polskiego systemu oświaty elementów wychowania seksualnego". Nie pisze o tym, że wychowanie seksualne, w Polsce nazywane "wychowaniem do życia w rodzinie" jak najbardziej ma miejsce, a sprzeciw dotyczy permisywnego "wychowania seksualnego" wg. tzw. "standardów WHO", które np. dla wieku 0-4 lat proponują "Radość i przyjemność z dotykania własnego ciała, masturbacja w okresie wczesnego dzieciństwa"

- Reasumując: stref wolnych od LGBT nie ma, zaś Karty Praw Rodzin w ogóle o osobach LGBT nie wspominają - i nie ma co ludzi oszukiwać, że to straszne grażynowo-januszowate, szczerbate Podkarpacie wprowadza u siebie apartheid. Bo tylko budujemy na świecie fałszywy i dużo gorszy od prawdziwego obraz swego kraju. Są natomiast w Polsce olbrzymie pokłady ignorancji, kołtunerii, nietolerancji i zwykłego prymitywizmu - ale z tym się mierzymy przynajmniej od XVII wieku i pewnie jeszcze długo będziemy.

- konkluduje Głuchowski

- Obrzydliwy, pełen manipulacji tekst Gazety Wyborczej. Widzę się dzisiaj z prawnikami aby rozważyć kroki prawne. To jest dołączenie do nagonki prawicowej szczujni w nagonce na aktywistów - wścieka się Staszewski

- Czyżby nawet Wyborcza wskazała, że Pan mija się z prawdą? To musi być bolesne...

- komentuje mec. Bartosz Lewandowski

za:www.tysol.pl