Prof. Budzyńska: odejście z pracy na UŚ to protest przeciw współczesnej formie totalitarnej cenzury

W połowie listopada, mając w ręku wniosek o postępowanie dyscyplinarne, zdecydowałam się złożyć na ręce rektora UŚ wypowiedzenie umowy o pracę. Ta decyzja wynika z protestu przeciwko narzucaniu wykładowcom akademickim języka poprawności politycznej. Uważam to za przejaw współczesnej formy totalitarnej cenzury – skomentowała swoją decyzję o odejściu z Uniwersytetu Śląskiego prof. Ewa Budzyńska prześladowana po anonimowym donosie grupki studentów.

W rozmowie z „Naszym Dziennikiem” profesor Budzyńska zauważyła, że na swoich zajęciach z socjologii rodziny od blisko 30 lat pojmowała tematykę relacji międzyludzkich w różnych religiach. Jej zdaniem analiza rozumienia rodziny nie tylko w poszczególnych denominacjach chrześcijańskich, ale chociażby w islamie, jest istotna w kontekście zawieranych niekiedy małżeństw międzywyznaniowych. Jak dodała, zajęcia opierały się na publikacjach naukowych i tekstach źródłowych takich jak chociażby Koran czy Talmud.

To jednak zwrócenie uwagi na chrześcijańskie rozumienie rodziny wywołało irytację studentów, którzy zarzucili profesor Budzyńskiej rzekomo skandaliczne postawy. Ich absurdalne oburzenie przybrało formę donosu do władz uczelni, a rektor UŚ – po otrzymaniu obszernego wyjaśnienia ze strony socjolog – „skierował sprawę do rzecznika dyscyplinarnego w celu przeprowadzenia przez niego postępowania wyjaśniającego”.

Studentom nie spodobała się socjologiczna definicja rodziny „składającej się z mężczyzny i kobiety, połączonych więzami małżeństwa, pokrewieństwa i powinowactwa, spełniającej określone funkcje i role społeczne”. Drugi zarzut dotyczył rzekomej stygmatyzacji np. osób samotnych. Zdaniem studentów - autorów donosu - profesor wskazywała, że „stereotypowe role społeczne” to „jedyne wzorce godne naśladowania”. To jednak nie wszystko, gdyż autorzy anonimu pisali także o „negatywnym etykietowaniu osób nieheteronormatywnych” oraz krytyce posyłania dzieci do żłobka.

Jakby tego było mało, anonimowi donosiciele z legitymacjami studenckimi Uniwersytetu Śląskiego mieli zastrzeżenia do zajęć, podczas których omawiano stosunek chrześcijaństwa do aborcji. Zarówno katolicyzm, prawosławie jak i luteranizm wprost uznają ją za zabicie człowieka. Ponadto podczas zajęć prof. Budzyńska omówiła rozwój dziecka w fazie prenatalnej oraz podejście do aborcji w systemach prawnych różnych państw. – Jednak studentów poruszyła głównie kwestia nazwania człowieka na etapie prenatalnym dzieckiem – powiedziała cytowana przez „Nasz Dziennik” prof. Budzyńska.

Studentów oburzyło także podejście socjolog do eutanazji, którą nauczyciel akademicki nazwała morderstwem „przywołując przypadki uśmiercania pacjentów bez ich zgody i świadomości”. Zdaniem autorów donosu „nie można mylić jednostkowych naruszeń ze standardową procedurą”. – Ich język mnie przeraża – stwierdziła wykładowca zauważając, że przez lata prowadzenia zajęć różnice zdań ze studentami wywoływały dyskusje, a nawet spory, ale wymiany poglądów zawsze stanowiła dla niej „cenną wartością”. Jednak grupa uczęszczająca na zajęcia prof. Budzyńskiej w roku 2018 zamiast próby udowadniania swoich poglądów przy pomocy merytorycznych argumentów wybrała donos.

Działania represyjne naukowiec uznała za przykład łamania wolności akademickiej, gdy tymczasem pracownik naukowy powinien „mieć prawo przywoływania różnych badań, źródeł wiedzy, koncepcji”. Przypomniała w tym kontekście motto UŚ, w którym padają słowa: „Uniwersytet od zawsze […] był miejscem spotkań ludzi o różnych poglądach, opiniach, otwartym na konstruktywne dyskusje, wytyczanie nowych kierunków myślenia i działania, i takim pozostanie”, co w kontekście postępowania dyscyplinarnego brzmi jak kiepski żart. W obliczu kary nagany prof. Budzyńska zdecydowała się odejść z Uniwersytetu Śląskiego. To jej protest wobec narzucania politycznej poprawności i „współczesnej formy totalitarnej cenzury”.

– Protestuję w ten sposób przeciwko praktyce cenzurowania zajęć, interpretacji badań i zjawisk społecznych metodą składania donosów i skarg przez gorliwych adeptów lewicowych ideologii oraz wnioskowania przez rzecznika dyscyplinarnego o kary dyscyplinarne dla niepokornych nauczycieli niestosujących się do zasad poprawności politycznej. Pan rektor moją rezygnację podpisał – powiedziała profesor w rozmowie z Urszulą Wróbel („Nasz Dziennik”).

Z kolei w „Gościu Niedzielnym” prof. Budzyńska zauważyła, że obecna sytuacja jest podobna do wydarzeń sprzed pół wieku, gdy problemy miał jej ojciec. Donos na niego napisali aktywiści socjalistycznego ZMP. Dlatego też absolwent Uniwersytetu Lwowskiego, który w trakcie okupacji ukrywał się przed represjami w ramach niemieckiej Intelligenzaktion, a mimo tego działał w podziemnym nauczaniu, został zmuszony do wcześniejszego przejścia na emeryturę. Powodem okazało się „niewłaściwe wychowanie młodzieży męskiej” przejawiające się w częstym wstępowaniu wychowanków ojca profesor Budzyńskiej do seminarium.

W wywiadzie dla „Gościa Niedzielnego” profesor podzieliła refleksję redaktora, którego zdaniem donos wobec niej mógł nie zostać napisany przez studentów, ale przez osoby profesjonalnie zajmujące się kwestiami genderowymi. Ponadto prof. Budzyńska zauważyła, że w sprawie donosu podpisanego przez 12 osób, rzecznik dyscyplinarny ds. nauczycieli akademickich UŚ prof. Wojciech Popiołek przesłuchał zaledwie 4, zaś „dwojgu studentom okazano zeznania wcześniej zeznającego i oni je potwierdzili”. Słowem: wyjaśnienia de facto złożyły zaledwie dwie osoby, zaś zdaniem prof. Budzyńskiej prof. Popiołek zadawał „studentom pytania sugerujące odpowiedź”. Na tej podstawie, odrzucając wyjaśnienia prof. Budzyńskiej i podzielając większość zarzutów ze skargi studentów, prof. Popiołek złożył wniosek o ukaranie socjolog.

Represjonowana pracownik akademicka zgodziła się jednocześnie z prowadzącym rozmowę Andrzejem Grajewskim, że działania wobec niej stanowią „próbę wprowadzenia na uczelnię cenzury”. To sygnał do całego środowiska uczelnianego – jeśli będą postępowali jak prof. Budzyńska, to czeka ich ten sam, przykry los. Niestety, jak wynika z rozmowy opublikowanej w „Gościu Niedzielnym”, wsparcie dla prześladowanej profesor wyraził jedynie kierownik zakładu, w którym prof. Budzyńska nadal jest zatrudniona – prof. Wojciech Świątkiewicz. – Od tamtej pory w środowisku uczelnianym zaległa cisza, która trwa do dzisiaj – stwierdziła socjolog zauważając, że wsparcia udzielił jej Instytut Ordo Iuris oraz media i środowiska katolickie, w tym Rada Społeczna przy Arcybiskupie Katowickim.

za: www.pch24.pl