Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

„Chrystus nie założył Kościoła po to, by odpowiadać na Twoje projekcje”. Jezuita odpowiada Obirkowi

Jezus Chrystus założył Kościół nie po to, by odpowiadać na moje czy Twoje projekcje, jakie nosimy w głowach. Tak między nami, Bóg jest najskuteczniejszy na cmentarzu naszych idoli - pisze o. Henryk Dziadosz SJ w odpowiedzi na słowa byłego jezuity, prof. Stanisława Obirka, który w w wywiadzie dla Onetu nazwał Kościół „skamieliną, która musi obumrzeć”.

Prezentujemy pełna treść listu:

Drogi Staszku,

Ponieważ Twój wywiad w Onecie pl z 15.03.2020 roku: polski Kościół  to skamielina, która musi umrzeć, ukazał się publicznie, to pragnę publicznie odpowiedzieć na Twoje przemyślenia a także oskarżenia. Znamy się długie lata i dlatego będę bezpośredni. Jest wiele wątków, które chciałbym poruszyć, ale ograniczę się do najważniejszych a to są moje refleksje na kanwie Twojego wywiadu.

Twierdzisz: instytucja, która domaga się wręcz stalinowskiego pokajania nie jest dla mnie partnerem… Kościół dla nikogo nie jest Partnerem, dla mnie również: Kościół jest instytucją zbawienia. Bez instytucji nie ma zorganizowanego życia społecznego. Stasiu – kilka instytucji czuwało nad Tobą przed urodzeniem, i pewnie kilka będzie zaangażowanych w Twoją śmierć i pogrzeb. Profesor historii, pastor Wojciech Gajewski, stworzył monumentalne dzieło: Ekklesia a oikos w Epoce Nowego Testamentu. Wykazał w nim, że chrześcijaństwo do przetrwania i rozwoju w starożytności wykorzystało i schrystianizowało podstawową starożytną instytucję – oikos.

Od nikogo w Kościele nie wymaga się stalinowskiego pokajania, a przykładanie stalinowskich kategorii do Kościoła polskiego – jest szczególnie obraźliwe, pomnąc na fakt, ile Episkopat wraz z narodem ucierpieli w tych ponurych czasach.

Jezus nawoływał do nawrócenia przed wejściem do Królestwa Boga. W tym nawoływaniu Jezusa nawet nie ma mowy o grzechu, ale o odwróceniu się od dotychczasowego stylu życia jako warunku przyjęcia Ewangelii Zbawienia. Poza tym Jezus mówił o Królestwie Bożym nie tylko na początku swojej misji. Ta idea przewija się przez wszystkie Ewangelie synoptyczne. Mógłbym Ci podrzucić tytuł książki po francusku (który prawdopodobnie znasz), jak w przepowiadaniu Jezusa o Królestwie Boga rozwija się organizacja instytucji wtajemniczenia.

Od nikogo w Kościele, w którym jestem duchownym, nie wymaga się, by przyznał się do niepopełnionych win…

Nie rozumiem też sformułowania: że instytucja, która w Polsce wyraźnie idzie w stronę upolitycznienia, zamknięcia i stygmatyzacji, nie jest tą z którą chciałbym być identyfikowany… Dlaczego patrzysz na Kościół jedynie przez pryzmat polityki? Uczyliśmy się teologii z tych samych dokumentów Soboru Watykańskiego II, gdzie o roli Kościoła w świecie i jego stosunku do ustrojów politycznych znajduje się bardzo dużo cennych i jasnych sformułowań: Gaudium et spes. Po odejściu z Zakonu nikt Cię nie stygmatyzuje, po co ten  udręczony i agresywny styl wypowiadania się.
    
Powiadasz: instytucja kościelna, jaką jest zakon, nie jest tożsama z wiarą, ani tym bardziej z Bogiem. Pierwszy raz słyszę o możliwości utożsamiania tych instytucji z wiarą, czy z Bogiem. Owszem, one odwołują się do wiary i do Boga. A to są diametralnie różne rzeczy.    

Piszesz: Gdy Polska przeszła transformację polityczną, Kościół katolicki coraz mniej odpowiadał tym nadziejom, które łączyłem z nim, kiedy do niego wstępowałem w 1976 r. Jezus Chrystus założył Kościół nie po to, by odpowiadać na moje czy Twoje projekcje, jakie nosimy w głowach. Tak między nami, Bóg jest najskuteczniejszy na cmentarzu naszych idoli.       

Sprawa jezuitów Anthony de Mello i Jacquesie Dupuis. Jak mi wiadomo, nie byli wyrzuceni z zakonu, ani z Kościoła, a Kongregacja do spraw wiary pod batutą kard. J. Ratzingera, wykonując swoje zadania, miała do nich zastrzeżenia. Obeszła się z nimi nawet po macoszemu. Zastrzeżenia do ich teologii zgłaszało wielu teologów i zgłasza. Anthony de Mello, moim zdaniem, głosił „kerygmat kulturowy”, a nie ewangeliczny. Jacques Dupuis, w swoich książkach daje dowód na brak rozumienia istoty zbawienia chrześcijańskiego.       

Nasz założyciel św. Ignacy – ten dopiero był ścigany poprzez inkwizycję. I dobrze na tym wyszedł, gdyż pozostawił jezuitom jedną z najbardziej humanistycznych reguł, którą wchłaniają na początku długotrwałej formacji.           

Następna rzecz jest najwyższej wagi, bo dotyczy  istoty naszej wiary. Piszesz, że deklaracja Dominus Iesus, która była skierowana w teologów pluralistów, czyli tych, którzy zdaniem Ratzingera i Wojtyły relatywizowali jedyność zbawienia w Jezusie Chrystusie. To „polowanie na czarownice” było dla mnie poważnym ostrzeżeniem, że katolicyzm, mimo Soboru Watykańskiego II, idzie w kierunku restauracji, fundamentalizacji  i powrotu do ekskluzywizmu religijnego sprzed soboru.           

To jest nieprawda, że Sobór Wat. II odrzucił ekskluzywizm. Z kolei Dominus Iesus przypomina niezmienną naukę Kościoła katolickiego. Ta deklaracja wywołała jedynie pewien ferment w świecie ekumenizmu chrześcijańskiego. Bez fundamentalnego rozgraniczenia na zbawienie eschatyczne i egzyzstencjalne, grzęznąć będziemy w tzw. teologii inkluzywizmu, pluralizmu i innych izmach.         

W Twoim  wywiadzie są również pochwały dla Jana Pawła II za encyklikę Slavorum Apostolorum, w której Jan Paweł II przypomniał rolę Cyryla i Metodego w chrystianizacji całej słowiańszczyzny i list apostolski Orientale Lumen, w którym, dowartościował wkład wschodniego chrześcijaństwa. Również pochlebnie wyrażasz się, o dowartościowaniu dialogu chrześcijańsko‑żydowskiego. Widać było gołym okiem, że Jan Paweł II kochał judaizm i  Żydów.           

W momencie, gdy papież opublikował Slavorum Apostolorum, ważył się los wszystkich narodów słowiańskich, w tym polskiego. On to wyczuł i natychmiast zareagował. On był detonatorem „kolorowego” ustroju sowieckiego. Odtajnione w przyszłości materiały pewnie jeszcze podkreślą kluczowy wkład JP II w rozpad świata komunistycznego.           

Z drugiej strony zaczepiasz: brakuje mi jednak w Polsce normalnej  rozmowy o blaskach i cieniach tego pontyfikatu. Nie wiem, czy taka debata jest najważniejsza na dzień dzisiejszy.

Znamienne jest Twoje zdumienie: Wtedy wydawało mi się, że Kościół jest jakąś alternatywą dla czasów późnego Gierka  i się nie myliłem. lata 70  i 80. To czas kolorowego, otwartego katolicyzmu, czas odkrywania Boga w spotkaniu z innym człowiekiem, ale też w literaturze i sztuce. Niestety już w latach 90. Zobaczyłem, że ten sam Kościół rezygnuje z barwności i idzie w przeciwnym kierunku. W polskiej kulturze wtedy jaśniała gwiazda Jana Błońskiego…           

Przypominam ci, że kultura narodowa w latach osiemdziesiątych rozwijała się… w kościołach (pod patronatem i parasolem wszystkich jego instytucji). Po drugie, kultura z natury jest wielobarwna. Dlaczego więc przebarwiasz jeden jej nurt. Przypomina mi się w tym miejscu epizod z bacą, który aspirował do partii komunistycznej. Na egzaminie zapytano go, czyje portrety wiszą na ścianie (standardowo wisiały Gomułki i Cyrankiewicza). Na to on odparł. Nie znom. Na to komisja: a my ich znamy. Na co baca: Kożdy mo swoich znajomych.           

Wśród moich znajomych są np. prof. Marian Maciejewski, który ukazał kerygmatyczny wymiar literatury, czy prof. Wojciech Kaczmarek – chrześcijański wymiar dramatu i teatru. A kolorowy katolicyzm wtedy, to nie znaczy tęczowy dzisiaj.

Inne Twoje stwierdzenie: Jan Paweł II (…) nie wypracował żadne oryginalnej  myśli teologicznej (…) chcę jednak dodać, że niektóre jego gesty miały prorocki lub wręcz rewolucyjny charakter. Papież nie jest od tego, by być krynicą wszystkich mądrości, on jest od roztropnego zarządzenia Kościołem. Duch Święty zechciał się posłużyć takim człowiekiem w tym konkretnym czasie – filozofem a nie teologiem z profesji naukowej. Wszak jako papież miał do dyspozycji całe zastępy wybitnych teologów…

Podobny zarzut toczysz w związku z przygotowaniem Soboru Vat II i różnymi spotkaniami, na które zapraszane były osoby świeckie…. Kobiety…., bardzo ważnym składnikiem Kościoła była wtedy teologia wyzwolenia… Właśnie te spotkania dały początek okresowi, który nazywany był później „wiosną Kościoła”. „Wiosna Kościoła” nie pojawiła się po Soborze, ale przed Soborem. Sobór przygotował Duch Święty przez następujące wiosny: patrystyczną, biblijną i teologiczną. Po Soborze nastąpiła jedynie wiosna kanoniczna (nowy kodeks kanoniczny promulgowano w 1983 r.). A przy okazji: to Kardynał S. Wyszyński swoim uporem wprowadził na obrady Soboru Wat. II świeckich do grona audytorów.

Nam Słowianom nie trzeba wiele mówić o teologii wyzwolenia, bo znamy ją z autopsji. 20 lat pracowałem na Ukrainie i dostrzegałem skutki tej teologii wyzwolenia w wydaniu sowieckim. W parafii, gdzie proboszczowałem 15 lat, wybudowaliśmy kaplicę ku czci męczenników tego systemu, który głosił podobne wyzwolenie. Jezus przyniósł prawdziwą rewolucję, której program nakreślił w Kazaniu na Górze (Mt 5-7), ale teologia wyzwolenia, nota bene eksportowana z Europy na półkulę zachodnią przez marksistów, przedstawiała Jezusa z karabinem maszynowym, do którego naboje produkowała Matka Boska.

Na zewnątrz może się wydawać, że pontyfikat Jana Pawła II był bardzo otwarty, ale byłem wtedy w środku i obserwowałem to od kuchni. W odróżnieniu od Ciebie studiowałem wtedy w Rzymie, gdy kard. K. Wojtyła został papieżem. Nie odważam się powiedzieć, że obserwowałem pontyfikat JP II od kuchni, by nie zasłużyć na miano megalomana.

Jeszcze w okresie śmierci i  pogrzebu Jana Pawła II w wywiadach przyrównywałeś go do wiejskiego proboszcza, czyli ojca parafii, a teraz mówisz: mam za złe Janowi Pawłowi II to właśnie: rodzaj pewnego feudalizmu połączonego z otaczaniem się kardynałami z mroczną przeszłością… Przyjmował takich ludzi jak np. F. Castro czy gen. Wojciech Jaruzelski w 1987 r. Od tego spotkania rozpoczął się w Polsce przyspieszony rozkład ustroju socjalistycznego.  Podobnie przyjmował Gorbaczowa, prezydentów, przywódców państw, także kardynałów i niezliczoną ilość wiernych, którzy się do niego garnęli rzeczywiście jak do ojca.           

Piszesz: To, co w papieżu Polaku było najmniej sympatyczne to jego teologiczny konserwatyzm, który wyraził się na przykład udziałem w encyklice „Humanae Vitae” mimo, że pojawiły się większościowe głosy, że w temacie seksualności trzeba zmienić doktrynę katolicką i dostosować ją do panujących warunków. Encyklikę Humanae Vitae ogłosił… papież Paweł VI. Używasz słów pod adresem JP II, które raczej są pochwałą a nie zarzutem, bo okazuje się, że po wielu latach tzw. jego teologiczny konserwatyzm był zbawienny dla Kościoła i świata. Bóg stworzył przykazania nie po to, aby nam uprzykrzyć życie, ale dla naszego dobra i miłości. Jesteśmy dorośli, a myślimy jak dzieci.           

Twój końcowy apel przyjął następującą postać: Jeśli chcemy uratować Polskę jako społeczeństwo otwarte, demokratyczne, pluralistyczne to musimy powiedzieć „nie” Kościołowi, który idzie w przeciwnym kierunku. To apel w obronie czego? Polska została ochrzczona w 966 roku i to dzięki chrześcijaństwu przetrwała do dzisiaj. Warto czytać monumentalne dzieło prof. Andrzeja Nowaka Dzieje Polski I-IV jeszcze nie dokończone, w którym wykazuje jak Kościół wpływał pozytywnie na rozwój naszego narodu.           

Co to znaczy społeczeństwo otwarte: czy na każdy powiew nowinek, różnych ideologicznych wirusów. Czy tym mamy zaśmiecać nasze umysły i naszych dzieci? Kościół nie może iść z prądem cywilizacji, bo z prądem rzeki płyną jedynie chore ryby.           

Jeśli chodzi o demokrację, to jest podobnie jak z każdą dobrą wartością, z której można zrobić bożka a wtedy: Broń nas Boże. Napisałem przed 20 laty taką modlitwę do św. Macieja: Byłeś wylosowany, a nie wybrany. Żadnej tutaj demokracji, za to ile Bożej racji. Proś, bym zawsze Bożą rację wyżej kładł, jak demokrację. Abym ludzi moich braci, stawiał wyżej demokracji.

 To są Staszku moje refleksje, jako odpowiedź na Twoje enuncjacje kierowane głównie pod adresem Kościoła i Jana Pawła II. Pozwólmy Kościołowi być Kościołem. Ze swej strony chciałbym Ci powiedzieć, że Kościół jest rzeczywistością różnobarwną i bardzo bogatą (złożoną między innymi z wielu tzw. rzeczywistości kościelnych: Odnowa w Duchu Świętym, Ruch Światło-Życie, Wspólnoty Życia Chrześcijańskiego, czy jak np. Neokatechumenat w którym posługuję 42 lata).

Ale w swoim wywiadzie nie chcesz tego dostrzec. Stąd ta redukcja do Kościoła funkcjonującego jedynie w Twojej wyobraźni. Takiego Kościoła nie ma w rzeczywistości.

o. Henryk Dziadosz SJ

za: www.pch24.pl

***

Prof. Obirek: Moje spojrzenie na Kościół

Prof. Stanisław Obirek przesłał do naszej redakcji swoją odpowiedź na list o. Henryka Dziadosza, który zamieściliśmy wczoraj. Prezentujemy w całości odpowiedź prof. Obirka.

 Drogi Henryku,

Swoim otwartym listem sprawiłeś mi ogromną i miła niespodziankę. To pierwszy publiczny głos jezuity odnoszący się do moich poglądów na temat katolicyzmu od czasu gdy opuściłem zakon w 2005 roku. Odnosisz się tylko do wywiadu opublikowanego na portalu onet.pl 15 marca tego roku. Jak wiesz pretekstem do tej rozmowy była opublikowana w lutym tego roku przez Wydawnictwo Agora książka Wąska ścieżka. Dlaczego odszedłem od Kościoła, w której Artur Nowak zadał mi sporo pytań nie tylko na temat zakonu jezuitów, Kościoła i Jana Pawła II i moich powodów odejścia. Swój list odniosłeś jednak do wypowiedzi z wywiadu jaki ze mną przeprowadził dziennikarz onet.pl Szymon Piegza, więc odniosę się tylko do Twoich krytycznych uwag. No więc ad rem.

Zgodnie z zasadą, że milsza mi jest prawda niż przyjaciel (amicus plato sed magis amica veristas) pominę wszelkie grzeczności. Podobnie jak Ty sformułowałeś szereg pytań i krytycznych uwag, tak ja odniosę się przede wszystkim do konkretnych zarzutów. Chciałbym jednak dodać na początku dla naszych Czytelników, że znamy się, tak jak napisałeś w swoim liście, od lat i nasze drogi jezuickie wielokrotnie się skrzyżowały. Byłeś dla mnie tylko o kilka lat starszy stażem jezuickim, ale zawsze podziwiałem Twoją pobożność i żarliwe zaangażowanie nie tylko w życie zakonne ale również, znacznie bardziej radykalna drogę neokatechumenatu. Na tej drodze nie byłeś jedynym jezuitą, ale chyba najbardziej zaangażowany. I to zawsze w Tobie ceniłem, również Twoje przejęcie się treściami Nowego Testamentu, a zwłaszcza radykalnym nauczaniem Jezusa z Nazaretu. Nasz wspólny przyjaciel napisał na ten temat wiele książek i obaj jesteśmy ich pilnymi czytelnikami. Nasz kolega, podobnie jak Ty, wiele zawdzięcza drodze neokatechumenatu, którą potrafił również bardzo gruntownie teologicznie podbudować. Nie będę się na ten temat rozpisywał, chciałem jednak byś wiedział, że to jest dla mnie ważne. Z tym też wiąże się Twoje nawiązanie do niezwykle istotnej książki pastora Wojciecha Gajewskiego, Ekklesia a oikos w Epoce Nowego Testamentu. Cytujesz ją jako ilustrację sukcesu chrześcijaństwa, które potrafiło przeniknąć swoim ewangelicznym przesłaniem ówczesne rodziny. Tak masz rację Gajewski pokazał, że pierwsze pokolenie chrześcijan weszło w struktury rodzin żydowskich i pogańskich, jak to się wówczas mówiło, i je przemieniło od wewnątrz. Gdybyś przeczytał wspomnianą na początku książkę Wąska ścieżka. Dlaczego odszedłem od Kościoła, to zrozumiałbyś, że jednym z powodów mojego odejścia (mówię o tym na końcu cytując bliski i Tobie zapewne List do Diogneta, który w prosty sposób mówi to samo, co książka Gajewskiego) jest odejście dzisiejszego katolicyzmu polskiego od tej pierwotnej prostoty. Wtedy nie było tak straszliwego zróżnicowania w Kościele jak dzisiaj, nie było klerykalizmu, a kobiety miały równie ważną, a może nawet ważniejszą rolę we wspólnotach jak mężczyźni. Wiesz to równie dobrze jak i ja. One były feministkami z natury i tak je traktował Jezus (zapewne nie przypadkowo jednej z nich opowiedział na czym polega istota jego misji, a innej jako pierwszej ukazał się po zmartwychwstaniu również jako pierwszej) jak i Paweł z Tarsu, który chętnie korzystał z ich pomocy.

A teraz już naprawdę przechodzę do poszczególnych punktów Twego listu. Nie podoba Ci się, i uważasz wręcz za kłamliwą, moją uwagę na temat stalinowskich metod z jakimi się zetknąłem (nie dodałeś jednak, że dotyczyło to tylko jednego momentu, mianowicie uzasadnienia przyczyn odejścia z zakonu). Ty jesteś jezuitą i trwasz wiernie złożonym ślubom, chwała Ci za to. Nigdy nikogo nie namawiałem do odejścia z zakonu, a o moich prawie 30 latach spędzonych w zakonie zawsze wyrażam się z najwyższym uznaniem, co wcale nie oznacza że zamykam oczy na nadużycia. Piszesz, że „Od nikogo w Kościele, w którym jestem duchownym, nie wymaga się, by przyznał się do niepopełnionych win” sugerując Czytelnikom Twego listu, że ja rzucam oszczercze oskarżenia na zakon. Otóż mogę Ci przesłać ankietę i odpowiedz ojca socjusza, które zachowałem. Jest dokładnie tak jak powiedziałem w wywiadzie: moje szczere odpowiedzi na kilkadziesiąt pytań zostały potraktowane jako łgarstwo. Na to nie mogłem przyzwolić, a nie ma to nic wspólnego z oczekiwaniami specjalnego traktowania, po prostu nie pozwoliłem się upokorzyć i tyle. Muszę dodać, że ojciec socjusz mnie za insynuacje przeprosił. Co nie zmienia postaci rzeczy, że z zakonem nie chcę mieć już nic wspólnego, tym samym z Kościołem instytucjonalnym.

Dalej stawiasz pytanie, które stało się tytułem Twego listu: „Dlaczego patrzysz na Kościół jedynie przez pryzmat polityki?” I dodajesz jeszcze jedno, tym razem osobiste pytanie: „po odejściu z Zakonu nikt Cię nie stygmatyzuje, po co ten udręczony i agresywny styl wypowiadania się”. Czy naprawdę jestem w swoich wypowiedziach ‘udręczony i agresywny”. A może prawda jest taka, że Ty Heniu nie nawykłeś do krytycznego opisu rzeczywistości eklezjalnej. Nie mieści Ci się w głowie, że ktoś może patrzeć na polski katolicyzm, korzystając z wiedzy którą wspólnie na długich studiach zdobyliśmy. To dzięki temu, że studiując nie tylko dokumenty soborowe, ale i to wszystko, co się w ostatnich 50 lat w katolicyzmie światowym wydarzyło, zdobyłem narzędzia by krytycznie i ostro formułować moje diagnozy. Wiesz doskonale, że w moim krytycyzmie nie jestem odosobniony, wielu jezuitów myśli podobnie. Owszem może nie w Polsce, ale na pewno w USA, Ameryce Południowej i w Europie Zachodniej. Przepraszam, że dodam, ale czy nie dostrzegasz tego samego krytycyzmu wobec dzisiejszego katolicyzmu u papieża jezuity Franciszka? Przecież ten argentyński papież nie robi nic innego jak tylko zwalcza nagromadzone przez dziesięciolecia zaniedbania. Może trzeba mu raczej pomóc a nie bronić skazanej na obumarcie skamieliny? Sam wiesz, może lepiej ode mnie, że „jeśli ziarno nie obumrze nie przyniesie owocu”, a walka z nadużyciami nie oznacza walki z istotą chrześcijaństwa. Nie chcę się rozpisywać bo to przecież pierwszy list jaki do Ciebie piszę po latach niewidzenia się, ale krótko Ci powiem jak ja patrzę na Kościół.

Otóż nie patrzę na Kościół przez pryzmat polityki, ale przez pryzmat Ewangelii i dokumentów soborowych. Dodaję do tego teologiczną i antropologiczną refleksję wielu teologów współczesnych, dla których nastał wreszcie czas twórczego dialogu ze światem tak jak tego chciał Jan XXIII. Dlaczego uważasz, że to ja jestem agresywny. Zapewne nie czytasz blogu i medialnej aktywności twojego współbrata Dariusza Kowalczyka, który wielokrotnie odnosił się do moich opinii. Nie będę wspominał wielu katolickich publicystów, którzy nie widzą dla mnie miejsca w przestrzeni publicznej i marzą bym wreszcie zamilkł i to na zawsze. Nie będę wspominał o kardynale Dziwiszu, który naciskał na prywatną uczelnię, która mnie zatrudniła po wystąpieniu z zakonu by zerwała ze mną umowę o pracę, o naciskach innych hierarchów. To jest codzienność z jaką borykają się byli księża w Polsce. Nie wspomnę o ostracyzmie najbliższych, rodzin i przyjaciół. Ja na szczęście tego nie doświadczyłem, rodzina podobnie jak zaakceptowała moje wstąpienie do jezuitów w 1976 roku nie wyrzekła się mnie gdy zakon opuściłem w 2005. Uznała, że to mój wybór i skoro uznałem, że jest najlepszy z możliwych to widocznie tak jest. Może nikt mnie nie stygmatyzuje, ale uwierz mi dla takich jak ja (a jest nas setki, a może nawet tysiące byłych księży) nie ma miejsca w katolickiej przestrzeni w Polsce. Nie nie żalę się, nie potrzebuję od nikogo łaski, ani od nikogo nie potrzebuję pozwolenia by mi pozwolił życ i myśleć tak jak uważam za stosowne. Chcę Ci tyko uzmysłowić, że medal ma dwie strony.

Dziwi Cię moje wezwanie by nie utożsamiać Kościoła i zakonu z wiarą i Panem Bogiem. Wielu jednak w tym kraju właśnie tak robi i uważają, że wyjście z Kością jest jednoznaczne z wiecznym potępieniem. Popytaj polskich księży diecezjalnych, z którymi jako rekolekcjonista masz przecież stały kontakt, a zobaczysz, że dla nich to oczywista oczywistość i nie wyobrażają sobie by można było być zbawionym i szczęśliwym poza strukturami Kościoła, dlatego trzeba to powtarzać by uwolnić ludzi z niepotrzebnego poczucia winy gdy odchodzą od Kościoła upolitycznionego i pełnego mowy nienawiści. To nie jest cały Kościół, i Ty i ja wiemy o tym dobrze, ale są ludzie w tym Kościele, którzy tak właśnie myślą, dlatego przed nami jeszcze długa droga.

Mamy różne zdanie na temat deklaracji Dominus Iesus i teologii pluralistycznej. To mnie nie dziwi. Reprezentujesz Henryku zdanie większości, może całego katolicyzmu polskiego, ale czy to oznacza, że jest właśnie tak jak Ty myślisz, a ja pozostaję w błędzie? A może prawda jest polifonieczna i może i Ty i ja mamy rację? Czy nie może współistnieć różne rozumienie istoty religii, Boga, a nawet katolicyzmu. Na obronę mojego stanowiska przywołuję w książce i w moich publikacjach szereg argumentów i nazwisk, o których nie miejsce i czas by się tutaj nimi zajmować. Chcę Ci tylko uświadomić, że myślących podobnie do mnie jest wielu. Owszem przede wszystkim poza Polska, ale coraz więcej ludzi również w naszym kraju myśli podobnie jak ja. Ten wywiad w onet.pl, który tak bardzo Cię wzburzył dla wielu ludzi był ważny i napisali mi o tym, jak bardzo ważny.

Nie zwróciłeś na to uwagi, ale w pewnym momencie wspomniałem, że w tej chwili pracuję nad książka poświęconą postsekularyzmowi. Nie musi Cię to interesować, ale korzystam z okazji by Ci napisać, że jest to jeden z najżywszych nurtów we współczesnej myśli humanistycznej, która stara się wypracować pokojowy modus vivendi dla ludzi o różnych światopoglądach, w tym wierzący i niewierzący. Może korzystając z tej naszej wymiany warto się nad tym zastanowić, co nas łączy? Bo być może łączy nas znacznie więcej niż tylko różnice w pojmowaniu, jak to nazywasz, „kerygmatu kulturowego”. Czy naprawdę znasz różnice między kulturą i Ewangelią. Dla mnie ta druga też jest wyrazem kultury. Akurat Tobie bardzo bliskiej, ale pamiętaj, że dla wielu ludzi ten tekst nie kojarzy się najlepiej i patrzą nań przez pryzmat historycznych nadużyć jakich dopuszczały się różne instytucje religijne właśnie z Ewangelią na ustach, a częściej na mieczach.

Piszesz ciepło o Ignacym Loyoli jako „nasz założyciel św. Ignacy”, myślę o nim podobnie, podobnie jak o Erazmie z Rotterdamu, Marcinie Lutrze, braciach polskich, a później o mariawitach (ci jak żadne z chrześcijańskich wyznań dowartościowali miejsce kobiety nie tylko święcąc je na kapłanki, ale wybierając na biskupki) i tylu innych, którzy naprawdę brali na serio swoją religię. Dzisiaj mi tej powagi w Kościele brakuje, również wśród jezuitów. Jak wspomniałem Ty Henryku jesteś wyjątkiem!

Piszesz z przekąsem o mojej tęsknocie za kolorowym katolicyzmem i za myślą wspomnianego przeze mnie prof. Błońskiego. Ten kolorowy katolicyzm uzupełniasz twoimi mistrzami prof. Marianem Maciejewskim, „który ukazał kerygmatyczny wymiar literatury”, czy prof. Wojciechem Kaczmarkiem „– chrześcijański wymiar dramatu i teatru”. Rozumiem, że nie po to by ich sobie przeciwstawiać, ale uzupełniać. Tak ja to widzę bo przecież Jan Błoński i na KUL-u bywał i tam publikował więc nie ma powodu wprowadzać tutaj jakiejś niezdrowej rywalizacji. Takich ludzi pokazujących głębię polskiej kultury i jej zakorzenienie w chrześcijaństwie jest wielu. Dla mnie jednym z najważniejszych jest profesor Stefan Swierzawski, jak wiesz nie tylko świecki obserwator na soborze watykańskim drugim (zgoda dzięki kardynałowi Wyszyńskiemu). Ale czy to wszystko ma oznaczać, że nie wolno mi krytykować dzisiejszych nadużyć i skrajnego upolitycznienia i spłaszczenia katolicyzmu jakie obserwuje przynajmniej w niektórych środowiskach?

Natomiast radykalnie się z Tobą Heniu nie zgadzam gdy piszesz, że „kolorowy katolicyzm wtedy, to nie znaczy tęczowy dzisiaj”. Wybacz, ale to muszę napisać. Zarówno wywiad jak i książka jest gorącym protestem przeciwko wprowadzaniu takich właśnie przeciwstawień. Dlaczego uważasz jak tylu innych, że kolor tęczowy jest gorszy od innych kolorów. Czy Ty kiedykolwiek miałeś kontakt z grupami LGBT czy tylko powtarzasz to, co „inni ci powiedzieli”. Mam nadzieję, że to drugie. Bo jak dobrze wiesz, Hiob zmienił zdanie na temat Boga dopiero wtedy gdy go doświadczył i zobaczył „własnymi oczyma”. Mój spór z dzisiejszym katolicyzmem polskim, a w tym wymiarze również z Tobą jest moją głęboką niezgoda na stygmatyzowanie całych grup, zwłaszcza zaś mniejszości seksualnych. Skąd wiesz, że one się Panu Bogu nie podobają? Czy znasz obszerne studium na temat jak należy czytać Biblię, które ukazało się pod koniec 2019 roku Kim jest człowiek” Droga natropologii biblijnej („Che cosa e uomo? Un itinerario di antropologia bibilica). Czytam je, to naprawdę, jak pisał sekretarz papieskiej Komisji Biblijnej Pietro Bovati, dokument rewolucyjny. Pozwala w nowy sposób spojrzeć na katolicka antropologię, wierz mi, jest w niej miejsce również na kolor tęczowy. Dowiedziałbyś się z niego m.in. tego, że grzech Sodomy i Gomory to przede wszystkim grzech niegościnności, wrogości wobec innych. Tak dzięki rzetelnej lekturze tej Księgi nad Księgami odkryjemy, że jak pisał kiedyś ks. profesor Józef Tischner, chrześcijaństwo mamy ciągle przed nami.

Na końcu piszesz dużo o Janie Pawele II i o Polsce. Tutaj też mamy odmienne zdanie, ale przecież możemy pozostać „przyjaciółmi w Panu” bez podzielania pewnych opinii.

Taką w każdym razie mam nadzieję, licząc że ten list przeczytasz i choć trochę lepiej zrozumiesz moje racje.


Stanisław Obirek

za:www.dorzeczy.pl


***

O. Henryk Dziadosz odpowiada prof. Obirkowi. "W naszej dyskusji gdzieś umyka nam Bóg"

O. Henryk Dziadosz przesłał do naszej redakcji swoją odpowiedź na list prof. Stanisława Obirka który zamieściliśmy powyżej
Prezentujemy ją w całości:

Drogi Staszku,

W odpowiedzi na Twoją odpowiedź pt. Moje spojrzenie na Kościół

 Wydaje mi się, że używając w kilku miejscach pochwał pod moim adresem, próbujesz mnie przeciągnąć na stronę swoich argumentów... Tak np. odbieram: Dzisiaj mi tej powagi w Kościele brakuje, również wśród jezuitów. Jak wspomniałem Ty Henryku jesteś wyjątkiem. Nie czuję się wyjątkiem. W moim otoczeniu spotykam wielu jezuitów i duchownych, którzy zachowują podobną postawę jak ja. Ty żyjesz trochę na uboczu Kościoła i zakonu, dlatego nie masz wglądu w aktualną jego sytuację.

Zabrałem głos, bo Twój tekst Polski Kościół jest skamieliną, która musi umrzeć obraził uczucia wielu wierzących w moim kręgu duszpasterskim. Przede wszystkim nie znam takiego pojęcia: Kościół polski, ale Kościół powszechny w Polsce, w Italii itp. Choć nieraz w potocznych rozmowach takiego określenia używamy, to Kościół jest jeden, święty, katolicki, powszechny, apostolski. Mnie też nie podobają się pewne rzeczy w Kościele, ale z wiekiem więcej mam zastrzeżeń do samego siebie, niż do tego Kościoła… Dostrzegam z wiekiem, że Kościół jest Matką. Święty Ignacy z Loyoli chciał, abyśmy Zakon też traktowali jak Matkę. I na tę okoliczność pozostawił nam przepiękną pieśń: Matko ma zakonie mój…, którą jezuici śpiewają w podniosłym nastroju na zakończenie uroczystości zakonnych. Pamiętasz?

Staszku, usiłujesz leczyć grypę w Kościele przez stosowanie „leku” na cholerę. Ponieważ Twoja diagnoza co do stanu Kościoła jest błędna, to Twoja propozycja terapii jest nietrafiona. Poza tym reformatorem nie jest ten, kto wychodzi z Kościoła i pluje na niego „czarną śliną” z zewnątrz. Tak nie czynił nasz mistrz św. Ignacy, założyciel Jezuitów, na którego się powołujesz czy wielu innych świętych. Koleguję się z kilkoma księżmi, w tym z jezuitami, którzy zaprzestali sprawowania funkcji kapłańskich. Niektórzy odeszli z powodów ideowych, ale ze swojego odejścia od funkcji kapłańskich nie uczynili manifestu przeciw Kościołowi. Co więcej, pracują na rzecz reformy Kościoła na statusie tzw. świeckiego. Zaś sprawę swojego odejścia uregulowali z Kościołem kanoniczne. Dzięki temu mogli wejść w sakramentalne związki z kobietami.

Ja nie siedziałem w książkach o kulturze, ale wcielałem się z Ewangelią w różne kultury. Doceniam „kerygmat kulturowy” pod warunkiem, że znajduje się on na usługach kerygmatu ewangelicznego (ewangelizacja buduje nowy ład kulturowy). Tymczasem Antony de Melo, moim zdaniem, zredukował kerygmat ewangeliczny do kulturowego. I to jest problem. Ja nie teoretyzuję o kulturotwórczej roli Kościoła, ale odwołuję się do mojego doświadczenia ewangelizacji. Ewangelizowałem na Ukrainie – 20 lat, w Rosji, na Litwie a nawet na Łotwie!

Ten Kościół – Kościół instytucjonalny jest również Nauczycielką. Pamiętasz encyklikę cenionego przez Ciebie papieża Jana XXIII „Mater et Magistra”? W zamęcie współczesności wiele niekatolickich wspólnot zazdrości nam Magisterium Kościoła. Jako młodym jezuitom wtłaczano nam zasadę: sentire cum ecclesia, czyli odczuwać z Kościołem, konkretnie z Magisterium Kościoła! Bowiem proboszcz, biskup, nawet kardynał może pobłądzić – ale nie urząd, instytucja Magisterium. Dlaczego? Ponieważ Bóg przyobiecał dla Magisterium asystencję Ducha Świętego. Dlatego jeden z naszych profesorów teologii tak nam radził: trzymajcie się Magisterium jak pijany płotu, to nigdy nie pobłądzicie. Nie własnego racjonalizmu, nie własnej inteligencji. Św. Ignacy w tej postawie był wręcz radykalny. Naciskał, abyśmy innym zakonom dali się wyprzedzać we wszystkim, poza posłuszeństwem papiestwu. Na tę okoliczność trzon zakonu jezuitów składa indywidualnie ślub posłuszeństwa papieżowi (który i Ty złożyłeś)! Współczesny kryzys w zakonach nie polega na tym, że ksiądz czy zakonnik dopuszcza się ekscesów, ale na tym, że społeczności duchownych utraciły ducha sentire cum ecclesia.

Z pozycji tego Magisterium usiłuję patrzeć na Twoją próbę zredukowania kerygmatu ewangelicznego do kulturowego. Stąd już blisko do neomarksistowskiej ideologii gender, która szarogęsi się w obrębie świata zachodniego, postsekularnego – a Ciebie tak rajcuje. Co do LGBT czy związanych z nim ideologii, dobrze jest trzymać się samej nauki. Zachęcam Cię do zapoznania się ze stanowiskiem nowoczesnej biologii, wyrażonym na przykład w pracach takich uczonych, jak Axel Meyer czy Ulrich Kutschera. Oni ukazują, jak bardzo teoria gender jest sprzeczna nie tylko z nauką, ale nawet ze zwykłą ludzką logiką, jak bardzo jest jedynie wymysłem „humanistów”, nie mających pojęcia ani o jednym, ani o drugim.

Ponadto powinieneś przecież wiedzieć o tym, że do największych i najbardziej wpływowych krytyków teorii gender należy papież Franciszek. To przecież on stwierdził: jednym z głównych przejawów zła we współczesnym świecie jest ideologia gender, nazwał ją też: kolonizacją ideologiczną, tsunami czy wprost: czymś demonicznym. To są bardzo znamienne słowa, zwłaszcza w ustach papieża, który szuka porozumienia z innymi światopoglądami. Z jednej strony powołujesz się na papieża Franciszka i nawołujesz do wspierania go, a akurat w tak kluczowej sprawie wprost mu się sprzeciwiasz, i to tak radykalnie.

Popatrzmy na jeden aspekt ideologii gender przez pryzmat nauczania św. Pawła, na którym bazuje Magisterium Kościoła: Nie łudźcie się! Ani rozpustnicy,(…) ani mężczyźni współżyjący ze sobą,(…)nie odziedziczą królestwa Bożego (1 Kor 1,10). W interpretacji tego nauczania porzućmy ideologię wykluczenia czy teologię prymitywnego fundamentalizmu. Nasz kolega, amerykański jezuita o. Leonard Feeney, został w 1953 r. wydalony z Zakonu i ekskomunikowany z Kościoła za twierdzenie, że ludzie, którzy nie należą widzialnie do Kościoła katolickiego, są wykluczeni ze zbawienia.

Pawłowi chodzi o to, byśmy nie błądzili w kluczowej sprawie: jeśli ktoś nie porzuci piętnowanych obyczajów, nie może być zapisany do grona kandydatów do katechumenatu (to znaczy odziedziczyć KB)! Już prekatechumen był istotą wolną od takich przypadłości. Dopiero do takiego kandydata Jezus kieruje wezwanie nawrócenia w obliczu nadchodzącego Królestwa Boga, czyli Katechumenatu. Ewangelizacja więc w taki oto sposób tworzy nowe kulturowe obyczaje.

O tym pisze profesor Wojciech Gajewski w kontekście ewangelizacji świata greckorzymskiego, gdzie chrześcijanie w ramach instytucjonalizacji wiary (konstytuowania) wykorzystali podstawową instytucję świata hellenistycznego – oikos. I to było źródło sukcesu religii zakazanej do 313 r.n.e. W pewnym momencie cesarze pogańscy obudzili się w nowym świecie kulturowym, świecie chrześcijańskim i dekretami zaakceptowali ten stan rzeczy. Z doświadczenia na przykładzie neokatechumenatu widzę, jak w procesie wieloletniej formacji instytucjonalizuje (konstytuuje) się „zbieranina” przygodnych ludzi z katechez wstępnych w Kościół jako „ciało” Jezusa Chrystusa Zmartwychwstałego.

W naszej dyskusji gdzieś umyka nam Bóg i jego moc, który z zasady instytucjonalizuje społeczność, poczynając od posiewu Swojego Słowa i za Jego pośrednictwem. Do tego zadania Bóg nie wybiera Herkulesów czy zapiekłych grzeszników, ale ludzi wolnych do zasady grzeszności, lecz zdających sobie sprawę ze swojej kruchości. Tworzy z nich Kościół jako instytucję zbawienia – przede wszystkim zbawienia egzystencjalnego. Przestańmy Panu Bogu podpowiadać, jak ma wyglądać ten Kościół. Takie dywagacje obnażają naszą niewiarę w moc Pana Boga w historii i niezrozumienie istoty Kościoła jako instytucji oraz fundamentalnego aksjomatu: poza Kościołem nie ma zbawienia.

Zabiegając o świętość Kościoła i zbawienie egzystencjalne w nim, nikogo, kto znajduje się poza Kościołem, nie wykluczamy ze zbawienia eschatycznego. Z drugiej strony Stasiu przestań „dopychać kolanem” grzeszników do Kościoła świętych! Po pierwsze, oni nie będą się dobrze czuć w takim „towarzystwie” a po drugie, w ten sposób odbierasz im szansę doświadczenia mocy i miłosierdzia Boga w ich położeniu poza Kościołem.

Nie troszcz się też ponad miarę o pozycję kobiet w Kościele. Kościół nie deprecjonował kobiet, a wiele z nich stało się liderkami odrodzenia w Kościele i wielkiego dynamizmu przy ewangelizacji. I tak jest po dziś dzień. Owszem, bywają duchowni, którzy gardzą kobietami, ale wtedy postępują wbrew nauce Kościoła i będą za to odpowiadać przed Bogiem. Nie propaguj w internecie „nieuczesanych myśli”, że w czasach NT kobiety miały równie ważną, a może nawet ważniejszą rolę we wspólnotach jak mężczyźni… że były feministkami z natury i tak je traktował Jezus... Dla mnie jest to skrajne zideologizowanie statusu kobiety w NT. Znam kilku specjalistów z tej branży, ale oni nie podejmują dyskursu na tym poziomie internetowej szermierki.

A z tym Hiobem, to zupełnie się przelicytowałeś. Jest to model biblijny przejścia od wiary katechizmowej do dojrzałej, doświadczalnej, lecz w ramach instytucji religii izraelskiej. Ja jakoś nie potrafię powiązać dylematu i dramatu Hioba z Twoim „saltem”? W związku z tym przypomina mi się góralska opowieść. Gazda po przeczytaniu księgi Hioba, był bardzo poruszony jego „bezczelnością”. Jemu honor nigdy nie pozwoliłby na takie zachowanie. Niebawem spadła na niego hiobowa dramaturgia. Siedząc „na gnoju”, nie miał zamiaru narzekać na Pana Boga przez wzgląd na swoje słowo, ale z drugiej strony nie podobała mu się ta sprawa i postanowił o nią zagadnąć Pana Boga w ten sposób: Panie Bucku, Panie Bucku, dlaczego się tak na mnie …. uwziołek? Po chwili milczenia, odezwał się głos z nieba: Gazdo, Gazdo, nie uwziołek się na ciebie, ale jakoś Cię …. nie lubie.

Rozumiem Twoje dywagacje, ale w zupełności się z nimi nie zgadzam. Potrafię oczywiście odróżnić osobiste poglądy od Osoby. Proponuję zatem zamknąć naszą dyskusję w tej odsłonie.

Z Bogiem, Henryk.

za:www.dorzeczy.pl/kraj/133537/o-henryk-dziadosz-odpowiada-prof-obirkowi-w-naszej-dyskusji-gdzies-umyka-nam-bog.html

Copyright © 2017. All Rights Reserved.