Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Pedofilia Obywatelska

- Za pedofilię w Kościele, odpowiadają biskupi, papież, a nawet wierni. Za pedofilię w PO nikt nie odpowiada, co najwyżej sprawca, jak zrobi się głośno. Otoczenie sprawcy pedofilii z PO jest usprawiedliwione przez to, że wcześniej głosił on poglądy ułatwiające zaakceptowanie pedofilii, otoczenie sprawcy pedofilii z Kościoła jest pogrążone przez to, że był on w organizacji potępiającej wszystko co prowadzi do pedofilii - pisze

redaktor naczelny "Gazety Polskiej" i "Gazety Polskiej Codziennie", Tomasz Sakiewicz w komentarzu zatytułowanym "Pedofilia Obywatelska".

Część środowisk krytycznie odniosła się do tekstu dziennikarza Radia Szczecin i "Gazety Polskiej", Tomasza Duklanowskiego, w którym opisał aferę pedofilską na zapleczu zachodniopomorskiej Platformy Obywatelskiej, próbującej zatuszować całą sprawę. Błażej Kmieciak, szef Państwowej Komisji ds. Pedofilii, zapowiedział złożenie wobec Duklanowskiego wniosku do Rady Etyki Mediów.

W odpowiedzi Tomasz Sakiewicz ogłosił skierowanie do prokuratury zawiadomienia ws. Kmieciaka w związku z tłumieniem krytyki prasowej.

Sakiewicz także skomentował skandaliczną sytuację:

"Są dwa rodzaje pedofilii: ohydna, zbrodnicza, gdy przestępstwa dokona duchowny i dyskusyjna, wymagająca zrozumienia i wrażliwości wobec sprawcy, gdy jest to działacz PO. Dane księży pedofilów należy bezwzględnie ujawniać wraz z ich przebiegiem kariery w Kościele, danych pedofilów z PO ujawniać nie można, bo to „niczemu nie służy”. Szczególnie nie należy ujawniać tego, że byli w PO. Za pedofilię w Kościele, odpowiadają biskupi, papież, a nawet wierni. Za pedofilię w PO nikt nie odpowiada, co najwyżej sprawca jak zrobi się głośno. Otoczenie sprawcy pedofilii z PO jest usprawiedliwione przez to, że wcześniej głosił on poglądy ułatwiające zaakceptowanie pedofilii, otoczenie sprawcy pedofilii z Kościoła jest pogrążone przez to, że był on w organizacji potępiającej wszystko co prowadzi do pedofilii. W przypadku pedofila z PO jest jeszcze jedna okoliczność łagodząca: miał przy sobie hurtowe ilości „postępowych”  narkotyków, które pomogą wątpiącym zrozumieć te niuanse" - napisał Tomasz Sakiewicz.

Tomasz Duklanowski na stronach Radia Szczecin oraz łamach "Gazety Polskiej Codziennie" opisał w ostatnich dniach aferę pedofilską na zapleczu zachodniopomorskiej Platformy Obywatelskiej.

"Skazany za pedofilię Krzysztof F. był pełnomocnikiem marszałka Geblewicza, mężem zaufania Rafała Trzaskowskiego, aktywistą LGBT i terapeutą. Kandydował z list PO z hasłem „Dobro powraca”. Marszałek Geblewicz wiedział, że został on zatrzymany i postawiono mu zarzuty pedofilskie, jednak w tej sprawie zapanowała zmowa milczenia w zachodniopomorskiej PO. Mimo że jedna z ofiar – 13 letni chłopiec – to syn znanej parlamentarzystki" - pisał Duklanowski.

Na autora tekstu ze strony sympatyków Platformy Obywatelskiej spadła krytyka. Ale nie tylko. We wtorek na antenie Polsat News, Błażej Kmieciak, szef Państwowej Komisji ds. Pedofilii, stwierdził, że "gdy w trakcie czytania [tekstu] jestem w stanie w ciągu 15 sekund dotrzeć do personaliów dzieci, które były skrzywdzone (...) to taka forma informowania jest niewłaściwa i nieeetyczna i niegodziwa".

- Dzisiaj Państwowa Komisja ds. Pedofilii skierowała do Rady Etyki Mediów wniosek o zbadania tej sprawy, czy standardy etyczne pięknego zawodu dziennikarza nie zostały w tym przypadku złamane - zapowiedział.

Do sprawy w mocny sposób odniósł się na Twitterze redaktor naczelny "Gazety Polskiej" i "Gazety Polskiej Codziennie", Tomasz Sakiewicz, który zapowiedział skierowanie do prokuratury wniosku przeciwko Błażejowi Kmieciakowi.

"Zamierzam skierować wniosek do prokuratury o zastraszanie dziennikarzy przeciwko Błażejowi Kmiecikowi, szefowi komisji, która miała zwalczać pedofilię, a zatyka usta tym, którzy ją ujawniają. Jego postępowanie wyczerpuje znamiona przestępstwa tłumienia krytyki prasowej, nadużycia urzędu" - napisał.

za:niezalezna.pl

***

Rada Etyki Mediów zbada artykuły Radia Szczecin o aferze pedofilskiej. Na jej czele stoi "prosowiecki etyk"

Państwowa Komisja ds. Pedofilii złożyła wczoraj do Rady Etyki Mediów wniosek dotyczący Radia Szczecin i Tomasza Duklanowskiego i tekstów dotyczących afery pedofilskiej na zapleczu Platformy Obywatelskiej. Warto przypomnieć, że na czele gremium REM zasiada apologeta systemu sowieckiego, Ryszard Bańkowicz, któremu sporo uwagi poświęciła "Gazeta Polska".

Część środowisk krytycznie odniosła się do tekstu dziennikarza Radia Szczecin i "Gazety Polskiej", Tomasza Duklanowskiego, w którym opisał aferę pedofilską na zapleczu zachodniopomorskiej Platformy Obywatelskiej, próbującej zatuszować całą sprawę. Błażej Kmieciak, szef Państwowej Komisji ds. Pedofilii, zapowiedział złożenie wobec Duklanowskiego wniosku do Rady Etyki Mediów. W odpowiedzi Tomasz Sakiewicz ogłosił skierowanie do prokuratury zawiadomienia ws. Kmieciaka w związku z tłumieniem krytyki prasowej.

W środę wieczorem na stronach Państwowej Komisji ds. Pedofilii znalazła się informacja o zgłoszeniu sprawy do REM.

"Poszanowanie prywatności osób skrzywdzonych winno być traktowane jako szczególne zobowiązanie ciążące na osobach informujących opinię publiczną o przypadkach wykorzystania seksualnego dzieci. W związku z  ujawnieniem przez media w ostatnich dniach informacji pozwalających łatwo zidentyfikować pokrzywdzone dziecko, Państwowa Komisja wystąpiła do Rady Etyki Mediów" - czytamy w komunikacie.

Warto przypomnieć, kim jest stojący na czele Rady Etyki Mediów Ryszard Bańkowicz. Obszernie jego przeszłość opisywała w 2021 r. Gazeta Polska.

"Ryszard Bańkowicz, szef Rady Etyki Mediów – od wielu lat atakującej i pouczającej konserwatywne media – wychwalał w latach 70. „głoszone przez państwa socjalistyczne, przez Polskę, idee umacniania powszechnego bezpieczeństwa i utrwalania atmosfery odprężenia”. A jako „ekspert” od polityki zagranicznej, jeżdżący za PRL po całym świecie, chwalił organizację pracy w sowieckich kombinatach, potępiając jednocześnie wyzysk robotników w Holandii" - pisał w lutym 2021 r. Grzegorz Wierzchołowski.

Poniżej przywołujemy w całości tekst G. Wierzchołowskiego "Prosowiecki etyk od mediów. Gazeta Polska: świat według Ryszarda Bańkowicza".

Gdy „Gazeta Polska”, piórem niżej podpisanego, ośmieliła się zauważyć, że obecny marszałek województwa pomorskiego Mieczysław Struk (PO) ma w kwestii przekopu Mierzei Wiślanej takie same poglądy jak Moskwa, a do tego przedstawia je na łamach kremlowskiego Sputnika, Rada Etyki Mediów nie posiadała się z oburzenia. W oświadczeniu REM stwierdzono m.in., że „autor artykułu i redakcja, która opublikowała tekst o tak prymitywnie propagandowym zamierzeniu, naruszyli trzy zasady dziennikarskiej etyki zawodowej zapisane w Karcie Etycznej Mediów”.

Ostatnio Rada Etyki Mediów krytykowała też wielokrotnie TVP, twierdziła również, że prezydent Gdańska Paweł Adamowicz był „obiektem oszczerstw”.

Kto stoi na czele REM, roszczącej sobie prawa do dzielenia dziennikarzy na „dobrych” i „złych”? Od 2011 roku jej przewodniczącym jest urodzony w 1939 roku dziennikarz Ryszard Bańkowicz. W oficjalnym biogramie umieszczonym w jego książce „Cyprysy na wietrze” z 1972 roku czytamy o nim:

„Reporter tygodnika »Świat«, a od 1969 r. »Dookoła świata«, łączy zainteresowania problemami zagranicznymi i krajowymi. Pisał o pracy poszukiwaczy ropy naftowej w Baszkirii i o życiu kopenhaskich rodzin-komun, uczestniczył w wiecu organizacyjnym Czarnych Panter w nowojorskim Harlemie i w demonstracji studentów Oksfordu przeciwko wojnie wietnamskiej, opisywał (...) rozwój węgierskich miast i zwalczanie analfabetyzmu w Meksyku”.
Świętujemy idee socjalistyczne

W tym samym 1972 roku właśnie w czasopiśmie „Dookoła świata” ukazał się artykuł Ryszarda Bańkowicza zatytułowany „Nasze miejsce”. Poświęcony był Narodowemu Świętu Odrodzenia Polski – obchodzonemu w PRL co roku 22 lipca, a ustanowionemu przez komunistów na pamiątkę rocznicy ogłoszenia Manifestu Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego w 1944 roku. Przewodniczący obecnej Rady Etyki Mediów pisał w owym tekście:

„Świętujemy więc dzień lipcowy w świadomości, że głoszone przez państwa socjalistyczne, przez Polskę, idee umacniania powszechnego bezpieczeństwa i utrwalania atmosfery odprężenia, a także rozwijania międzynarodowej współpracy, zyskują dziś coraz to nowych zwolenników w świecie kapitalistycznym. Świętujemy ten dzień w przekonaniu, że pokojowa ofensywa wspólnoty socjalistycznej, w której uczestniczy także Polska, przynosić będzie nowe sukcesy, że nadal umacniać się będzie na świecie przeświadczenie o nieodwracalności zmian terytorialnych, o tym, że jedynym – twórczym i ożywczym – rozwiązaniem, jakie pozostaje współczesnemu światu, jest oparcie stosunków między państwami różnych systemów polityczno-ekonomicznych o zasadę pokojowego współistnienia i współpracę gospodarczą”.

10 lat później, gdy komuniści wprowadzili w PRL stan wojenny, a ZSRS okupował Afganistan, Bańkowicz chwalił Chińską Republikę Ludową za zmianę kursu wobec Związku Sowieckiego na mniej konfrontacyjny. W jego artykule w „Głosie Pomorza” z 1982 roku czytamy:

„Procesy polityczne w Chinach świadczyć mogą, iż nowy kurs wytknięty przez kierownictwo pekińskie jest rzeczywiście czymś więcej niż zmianą haseł i priorytetów. Naczelnym celem staje się modernizacja, uczynienie z Chin silnego państwa socjalistycznego. [...] Ten właśnie pragmatyzm zaczyna skłaniać dziś przywódców chińskich do prób zmiany postawy wobec ZSRR. Zrozumiano więc najwyraźniej w Pekinie, że przeobrażenia wewnętrzne wymagają atmosfery stabilizacji i spokoju, która nie może stać się udziałem społeczeństwa bez złagodzenia napięcia na granicy ze Związkiem Radzieckim, najdłuższej granicy lądowej świata. Utrzymywanie tego napięcia służyć mogło tylko całkowicie odmiennym celom, paraliżowaniu procesu reform, było straszakiem zewnętrznego zagrożenia. Przekonali się też Chińczycy, że kurs na zbliżenie z Zachodem, z Waszyngtonem, nie daje efektów, jakich spodziewali się jego sternicy [...]”.

Bańkowicz pisał dalej:

„Także w dziedzinie ekonomicznej pomoc zachodnia – choć licząca się w gospodarce Chin – nie rekompensowała tego, co dawać może współpraca z ZSRR. (...) Trzon przemysłu Chin powstał w latach pięćdziesiątych dzięki współdziałaniu z ZSRR, wielu ekspertów twierdzi, że był to najbardziej dynamiczny okres rozwoju ChRL. Każda rzeczowa i dokonana bez uprzedzeń analiza możliwości wcielenia w życie konstruowanych obecnie programów musi wskazać na fundamentalne znaczenie wymiany ze Związkiem Radzieckim – towarowej, surowcowej, energetycznej, technicznej, naukowej”.

Kapitalistyczni wyzyskiwacze

W 1968 roku ukazała się książka Ryszarda Bańkowicza „Oczy na Meksyk”, będąca relacją z jego wyprawy do tego kraju. Z publikacji dowiadujemy się m.in., że meksykańska „Partia Ludowa, zbliżona do komunistów [w rzeczywistości nie zbliżona, lecz komunistyczna – przyp. red.] (...) umie ocenić właściwie posunięcia, zmierzające do umocnienia politycznej i rozszerzenia ekonomicznej niezawisłości Meksyku”.

W książkę – przy okazji wzmianki o podpisaniu przez Meksyk traktatu o zakazie broni jądrowej w Ameryce Łacińskiej – wpleciono też pochwałę planu Rapackiego z końca lat 50., czyli korzystnej dla Związku Sowieckiego inicjatywy rozbrojenia nuklearnego Europy Środkowej. „Przeciwnicy polskich inicjatyw pokojowych, oponenci Planu Rapackiego, twierdzili zawsze, że ujęcie tych projektów w formuły prawne wiąże się z trudnościami nie do pokonania. Układ Ameryki Łacińskiej odbiera więc tym oponentom argumenty” – przekonywał Bańkowicz. „Oczy na Meksyk” to także pochwalne wzmianki o komunistycznej rewolucji kubańskiej i atak na meksykański „kler, który był największym, najbardziej bezwzględnym właścicielem ziemskim” i „bogacił się dzięki pracy niewolników”.

Podobne wtręty znajdujemy w wydanej w 1972 roku książce „Cyprysy na wietrze”, poświęconej sytuacji politycznej na Cyprze. Bańkowicz – strasząc greckimi „faszystami” z NATO – pisze w niej, że „rząd grecki wszczął wymierzoną przeciwko Makariosowi [prezydent Cypru w latach 1960–1974 – przyp. red.] i cypryjskim siłom postępowym ofensywę propagandową, do której włączyły się rozmaite organizacje społeczne Grecji i emigrantów cypryjskich. (...) Rząd greckich pułkowników imputował komunistom Cypru, że chcą oni »wykorzystać rozwój wypadków do rozniecenia wojny domowej i spowodowania innych niebezpiecznych komplikacji o międzynarodowych następstwach«”.

Inna publikacja Bańkowicza – „Z różą w zębach” z 1977 roku – to cykl artykułów, felietonów i komentarzy o świecie. Obecny szef Rady Etyki Mediów pochyla się w niej m.in. nad problemem wyzysku młodych robotników w kapitalistycznej Holandii (artykuł „Jak okraść nastolatka”). „W trosce o swoje fabrykanci sięgają po tandetną moralistykę (...). Prywatny przedsiębiorca chętniej widzi w rękach robotnika łopatę niż pieniądze za pracę. A ponieważ holenderskie związki zawodowe (...) nie reprezentują ich stanowiska w rokowaniach z fabrykantami, tym łatwiejszy jest wyzysk młodych”. Z innego tekstu w książce przebija podobna troska o całą zachodnią młodzież. „Działacze organizacji młodzieżowych Wspólnego Rynku, nie tylko zresztą ugrupowań młodej lewicy, domagają się dyskusji nad problemami, przed którymi stoi bezrobotna młodzież. Za każdym razem odpowiadano im, że władze EWG mają dziesiątki pilniejszych spraw do załatwienia (...). O braku pracy dla młodych pisze też obszernie prasa amerykańska” – alarmuje Bańkowicz.

„Z różą w zębach” rzuca także światło na „wyzysk” robotników w innym państwie. Nie, nie w Polsce, w której w 1976 roku brutalnie tłumiono wystąpienia pracownicze, lecz w Korei. I to nie w Północnej, lecz w... dynamicznie rozwijającej się wówczas kapitalistycznej Korei Południowej. „Na przedmieściach miast bezrobotni budują rudery z blachy i tektury. Strajki są zabronione, a jakakolwiek prezentacja postulatów robotniczych jest niemożliwa. (...) W tych warunkach reprezentantami walczących robotników stają się nieliczni postępowi przedstawiciele kleru” – informuje polskiego czytelnika Bańkowicz.
Sowiecki szampan najlepszy

Ale nie wszędzie było aż tak źle, bo w artykule obok („Z kosmosu – do frezarki”) Bańkowicz dowodzi, iż „załogi kombinatu hutniczego w Niżnim Tagile, kopalni rudy żelaza w Wysokogorsku i innych uralskich zakładów tak umiejętnie wykorzystywały liczne spotkania z maturzystami dla zaprezentowania specyfiki swojej pracy, że szkoły przyzakładowe zostały zarzucone tu podaniami o przyjęcie. Praca w tych zakładach uważana jest dziś przez młodzież za wyróżnienie”.

W 1976 roku dobrze żyło się też węgierskim robotnikom. „Na Węgrzech prowadzone były badania socjologiczne dotyczące problemów życiowych i zawodowych robotników zatrudnionych w wielkich zakładach przemysłowych. (...) 2/3 ankietowanych wyraziło zadowolenie ze swej pracy i ze swojego zakładu. Tylko 10 proc. nie jest zadowolonych i z charakteru, i z miejsca pracy” – czytamy w książce Bańkowicza.

Promyk nadziei błysnął też nad Italią. „Burmistrz Gabbuggiani, który objął urząd w 1975 r., jest pierwszym komunistą na tym stanowisku we Florencji. Członkowie Włoskiej Partii Komunistycznej, którzy stoją na czele magistratów także kilku innych największych miast kraju, udowodnili – a przyznają to nawet ich przeciwnicy – swoją kompetencję i sprawność organizacyjną” – wskazuje Ryszard Bańkowicz.

Z pracą w uralskim kombinacie czy węgierskim zakładzie przemysłowym oraz z kompetencjami włoskich komunistów równać może się tylko jedno: sowiecki szampan.

„Wytwarzaniem szampana zajmuje się obecnie w ZSRR 27 fabryk, ale zakłady w Abrau-Djurso nadal mają najwyższą renomę. W bieżącym roku opuści je ponad cztery miliony butelek szampana, nazywanego przez niektórych zachodnich odbiorców »zwycięzcą Francuzów«”

– ogłasza Bańkowicz. I objaśnia, że sowiecki szampan zasłużył na ten tytuł, gdyż „otrzymał nagrodę Grand Prix, jak i złoty medal” na międzynarodowych targach odbywających się – uwaga – na Krymie. Swe wywody autor kończy błyskotliwym spostrzeżeniem:

„Triumfalny salut z korków na chwałę radzieckiego szampana mile dźwięczy znawcom win w kilkudziesięciu krajach świata”.

za:niezalezna.pl


***

CMWP broni Duklanowskiego. Hajdasz: to dziennikarz niepokorny

- Osoba, której sprawa dotyczy, to były pełnomocnik ds. uzależnień. Osoba, która dystrybuowała narkotyki wśród nieletnich. Również środowiska homoseksualne są jej bliskie. Jest tu splot bardzo kontrowersyjnych zachowań, które Platforma Obywatelska chciałaby przemilczeć, powiedziała środowym wydaniu programu "W PUNKT" dyrektor Centrum Monitoringu Wolności Prasy, SDP dr Jolanta Hajdasz. "Dziennikarz, który to ujawnił, pracuje przy takich sprawach wiele lat", dodała. "Nie dziwmy się tej nagonce", mówiła w rozmowie z Adrianem Stankowskim.

"Redaktor działał w interesie publicznym i w interesie społecznym", podkreśliła szefowa CMWP.

"Wszystko się działo w zgodzie ze sztuką dziennikarską", oceniła. "Według informacji, które ja zbierałam, redaktor Tomasz Duklanowski nie ujawniał żadnych danych osobowych ofiar (przemocy seksualnej, przyp. red.), takich, które osobie postronnej pozwoliłyby na identyfikację tych osób", zaznaczyła.

"Można się tylko dziwić, że osoba, która dzisiaj ma wyświetlać takie afery, w taki sposób atakuje dziennikarza, który po jakimś okresie poinformował opinię publiczną o tej sprawie", mówiła w Republice, pytając jednocześnie "dlaczego mielibyśmy o tym nie widzieć?"

Dr Jolanta Hajdasz przypomniała, że Tomasz Duklanowski ujawnił co najmniej dwie poważne afery, ujawnił aferę kopertową z marszałkiem Grodzkim w roli głównej. "To są bardzo wiarygodne materiały dziennikarskie, on doskonale wie, co robi. To nie jest osoba, którą sobie można zlekceważyć", podkreśliła w Republice.

"Oczywiście mainstreamowe media takim osobom nagród nie dają ani nie chcą o nich mówić dobrze, nie dziwmy się tej nagonce", powiedziała w programie "W PUNKT".

za:tvrepublika.pl

Copyright © 2017. All Rights Reserved.