Jacek Karnowski-Niemieckie intencje

Jeden z największych polskich portali zamówił sondaż, w którym zapytano respondentów, „czym kieruje się Jarosław Kaczyński, który regularnie krytykuje politykę Niemiec”. Można było wybrać między „racjonalną polityką i polską racją stanu”, „antyniemiecką fobią” oraz „nie wiem/trudno powiedzieć”.

W sumie rzecz i groteskowa, i poważna. Groteskowa, bo ktoś, kto po doświadczeniach ostatnich lat wciąż krąży wokół pojęcia „antyniemieckiej fobii” jako wytłumaczenia napięć między Warszawą a Berlinem, niczego nie zrozumiał, i już pewnie nie zrozumie. A poważna, bo ów sondaż pokazuje, że w razie zmiany władzy znów będziemy widzieli próbę podporządkowania Polski Niemcom według starego modelu, z zastosowaniem klasycznych szantaży emocjonalno-prestiżowych. To model, w którym nasz kraj ma być czymś w rodzaju kolejnego niemieckiego landu, z własną flagą, herbem i granicami, ale bez faktycznej podmiotowości politycznej.

Jak wyglądały odpowiedzi respondentów na tendencyjne pytanie z owego „sondażu”? 54,4 proc. ankietowanych wybrało odpowiedź „antyniemiecką fobią”, a 39 proc. – „racjonalną polityką i polską racją stanu”. Potwierdza to jałowość takiego badania, które jedyne, co pokazuje, to siłę mediów, wdrukowujących odbiorcom pewne skojarzenia i stosunek do lidera Prawa i Sprawiedliwości. Z drugiej strony fakt, że niemal 40 proc. badanych dobrze identyfikuje rację stanu w relacjach z Niemcami, jest optymistyczny. To solidna baza, na której można oprzeć politykę niepodległościową.

Wybuch wojny potwierdził podstawową diagnozę obozu rządzącego w polityce zagranicznej: Rosja stanowi bezpośrednie zagrożenie dla naszej niepodległości i naszego bezpieczeństwa. Ale potwierdził także tezę drugą: polityka niemiecka była ściśle spleciona z rosyjską i dlatego była dla nas równie niebezpieczna. Z perspektywy czasu budowa gazociągów omijających nasz region, wiążących bezpośrednio Berlin z Moskwą, oznaczała zaciskanie pętli wokół Ukrainy, Polski i państw bałtyckich. Była to polityka bezwzględnego egoizmu, oznaczająca faktyczną zgodę na rosyjski plan odbudowy imperium. Co gorsza, nie ma pewności, czy faktycznie przeszła do historii. Była kanclerz Angela Merkel wciąż uważa, że „Niemcy nie powinny być pierwszym krajem, który wysyła najnowocześniejsze czołgi”, ponieważ w Rosji „nadal można z Niemcami stworzyć dobrą atmosferę”. Także obecny rząd nie zdobył się na gesty, które mogłyby nas przekonać, że naprawdę zależy mu na zwycięstwie Ukrainy.

O intencjach Niemiec świadczy także blokowanie należnych nam pieniędzy w Unii Europejskiej. Gdyby Berlin chciał, sprawa dawno byłaby załatwiona, tym bardziej że Polska poszła na daleko idące ustępstwa, a kolejne żądania pod naszym adresem wyglądają na zwykłe nękanie naszego kraju. W rezultacie państwo, które niesie spektakularną pomoc walczącej Ukrainie, obłożone jest nieoficjalnymi sankcjami unijnymi. Pokazuje to rzeczywistą gradację celów: obalenie rządu w Warszawie jest ważniejsze niż zapewnienie maksymalnego poziomu wsparcia dla walczącej z agresją ofiary.

Wielu Polakom z trudnością przychodzi zaakceptowanie tezy o podwójnym zagrożeniu dla naszego bezpieczeństwa i naszej niepodległości. W tle są głębokie narodowe traumy, przede wszystkim obawa przed samotnością. Część naszego społeczeństwa nie potrafi też rozstać się z bardzo prostą wizją świata, w której przynależność do instytucji europejskich trwale przełamała nasze dziejowe przekleństwa geopolityczne, co nie jest niestety prawdą. Nie możemy jednak zamykać oczu na rzeczywistość. Nie można też o tych skomplikowanych sprawach milczeć, ponieważ nazywanie opresji jest jedną z najlepszych metod obrony, zwłaszcza przy tak wyraźnej przewadze jednej ze stron.

Najbliższa dekada zdecyduje o wszystkim. Albo Polska dobije się statusu regionalnej siły, która jest po partnersku traktowana w Berlinie, Paryżu i Brukseli, albo zostanie zdegradowana do poziomu państwa wasalnego, zarządzanego przez kompradorską elitę. To kwestia zasadnicza nie tylko dla naszej ojczyzny, ale dla całego regionu: tylko Polska jest w stanie dać Europie Środkowo-Wschodniej podmiotowość. Tylko nasza niepodległość, mocna i asertywna, zdolna do wytrzymania presji, odporna na szantaże i manipulacje, może sprawić, że między Rosją a Niemcami będzie coś więcej niż strefy wpływów obu wielkich mocarstw. Stawka jest więc naprawdę wysoka. Wiemy to my, ale wiedzą także Niemcy. Dlatego tak często prowadzą politykę, która sprawia wrażenie dwulicowej i wewnętrznie sprzecznej. My z kolei nie jesteśmy bez szans, ale by wygrać, jednego czynić nie możemy: nie możemy się oszukiwać, że relacje z Niemcami są lepsze, niż są w rzeczywistości.

Jacek Karnowski

za:www.idziemy.pl