Elegancja, dowcip i wirtuozeria

„L’Italiana in Algeri” Gioacchina Rossiniego w reż. Jitki Stokalskiej w Polskiej Operze Królewskiej w Warszawie. Pisze Temida Stankiewicz-Podhorecka w „Naszym Dzienniku”.

Polska Opera Królewska mieszcząca się w zabytkowym Teatrze Stanisławowskim położonym w warszawskich Łazienkach, prócz granych tu spektakli operowych i koncertów, ma dodatkowy walor, mianowicie urok miejsca, co szczególnie odczuwa się wiosną i latem. A to, jeśli chodzi o podniesienie nastroju, stanowi niejako wprowadzenie do wspaniałej opery Gioacchino Rossiniego „Włoszka w Algierze”.

Włoszka w Algierze” to specjalny gatunek komiczny zwany opera buffa, której mistrzem jest Gioacchino Rossini. To jemu ten gatunek muzyczny zawdzięcza wyniesienie na wyżyny, a przy tym właśnie tą operą dwudziestojednoletni Rossini rozpoczął swoją drogę do wielkiej, światowej sławy. Badacze jego twórczości podają, że humor zawarty w tej operze (nie tylko w literze libretta, ale także wyrażany poprzez środki muzyczne) jest odzwierciedleniem osobistego poczucia humoru samego Rossiniego co – jak wiadomo – nie eliminowało koncentracji wybitnego kompozytora na tworzeniu wielkich dzieł z dziedziny oper, jak m.in. „Tankred”, „Mojżesz”, a szczególnie „Wilhelm Tell”. „Włoszka w Algierze” w warstwie libretta to zabawna historia rozgrywająca się w Algierii, gdzie u brzegu morza rozbija się statek. Podróżowała nim piękna Włoszka Izabella w poszukiwaniu swojego narzeczonego Lindora.
Więzi go wraz z innymi włoskimi niewolnikami beja Mustafa, władca Algierii, który ujrzawszy Izabellę, zakochał się w niej i pragnie ją mieć u swego boku w miejsce żony Elwiry. Sprytna Włoszka wykorzystuje zaślepienie beja, w ukryciu organizuje ucieczkę i wraz z narzeczonym Lindorem oraz pozostałymi Włochami wsiadają na statek, by powrócić do swojej ojczyzny.

Na całe wydarzenie składa się wiele ogromnie zabawnych scen, znakomicie rozgrywanych zarówno aktorsko, jak i wokalnie przez śpiewaków. A trzeba powiedzieć, że od strony muzycznej i wokalnej jest to nie lada wyzwanie, wszak Rossini nie ułatwił zadania wykonawcom instrumentalistom oraz śpiewakom, zwłaszcza jeśli chodzi o rolę tytułowej Włoszki, czyli Izabelli, której partia obfituje w liczne koloratury. I tyczy to nie tylko roli głównej, także pozostałe głosy solowe cieszą bogactwem szybkich parland (nierzadko zbliżonych wręcz do melodeklamacji), koloratur, które dyrygent, Dawid Runtz, określa „akrobatycznymi koloraturami”. Artyści doskonale wiedzą, że partie Rossiniego w literaturze muzycznej uważane są za jedne z najtrudniejszych.

W przedstawieniu w reżyserii Jitki Stokalskiej wszyscy wykonawcy, zarówno ci z pierwszego planu, jak i z dalszych doskonale podołali zadaniu. Widziałam obsadę z drugiej premiery, z głównymi rolami: Anety Łukaszewicz w znakomicie poprowadzonej partii Izabelli oraz Roberta Gierlacha, doskonałego aktorsko i wokalnie beja Mustafy. Interesująca była także rola Tatiany Hempel-Gierlach jako scenicznej żony Mustafy (prywatnie żony Roberta Gierlacha).

Trzeba wymienić tu również postać Lindora w dobrym wykonaniu młodego tenora Sebastiana Macha, będącego u początków swej artystycznej drogi. Oczywiście, nie można nie wspomnieć Orkiestry Polskiej Opery Królewskiej świetnie poprowadzonej przez Dawida Runtza.

Jitka Stokalska po raz kolejny wyreżyserowała „Włoszkę w Algierze”. Tym razem rzecz całą ujęła w konwencji tzw. teatru w teatrze, na co wskazuje prolog do spektaklu, czy – jak ktoś chce – pierwsza scena, gdzie jeszcze przed uwerturą zza kulis wychodzą wszyscy artyści i kłaniają się publiczności. Pamiętam dawny, też świetny spektakl tej artystki, jeszcze z Warszawskiej Opery Kameralnej za czasów dyrekcji Stefana Sutkowskiego.

Obecna inscenizacja nie jest powtórzeniem tamtej, ale – jak widać na przykładzie obecnej „Włoszki w Algierze” – Jitka Stokalska nadal pozostaje wierna swojej tradycyjnej misji reżyserskiej w zakresie pięknego stylu, estetyki, dziś już zupełnie zaniechanej przez wielu twórców etyki artystycznej, gdzie reżyser nie stawiał swojego ego na pierwszym planie, lecz szanował twórców, czyli autora, kompozytora itd.

Pani reżyser jest artystką z prawdziwego zdarzenia i powołania. Nie interesuje jej gonitwa za modą postmoderny wyniszczającą dziś sztukę. Toteż jej spektakle utrzymane w tzw. konwencji tradycyjnej niosą wszystko to, co kompozytor i autor libretta zechcieli nam przekazać.

Piękne, mądre i znakomite muzycznie, wokalnie i artystycznie przedstawienie.

W koncepcję reżyserską znakomicie wpisują się kostiumy i scenografia Marleny Skoneczko oraz świetnie ustawiony chór, czyli Zespół Wokalny Polskiej Opery Królewskiej.

Temida Stankiewicz-Podhorecka

***
„Włoszka w Algierze” Gioacchino Rossini, libretto Angelo Anelli, kier. muz. Dawid Runtz, reż. Jitka Stokalska, scenog. i kost. Marlena Skoneczko, Polska Opera Królewska, Warszawa.