Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Słowa i gesty to za mało. Za zasłoną stereotypów

Zacznijmy od „oczywistej oczywistości” – rolnicy są kimś więcej niż „pracownikami sektora rolnego”, a gospodarstwa rolne i ziemia to bardzo szczególne „środki produkcji”. W państwie postkomunistycznym, gdzie wiarę w marksizm zastąpiła wiara w wolnorynkową odwrotność marksizmu, zrozumienie specyfiki rolnictwa okazało się za trudne dla wielu opiniotwórczych elit - pisze w najnowszym numerze tygodnika „Gazeta Polska” Barbara Fedyszak-Radziejowska.

Dość powszechne są oczekiwania, że prywatna własność ziemi i budynków gospodarczych oraz „produkcja na rynek” wystarczą, by zapewnić rolnikom dochody. Nie wystarczą. By to zrozumieć, trzeba odrzucić stereotypy, które zdominowały rozumienie rolniczych spraw i interesów.

Wiele tych stereotypów pojawiło się w trakcie negocjacji i po akcesji Polski do UE, gdy unijną Wspólną Politykę Rolną wraz z „płatnościami bezpośrednimi” traktowano jak zło konieczne i skrajny przykład „socjalnej pomocy”. Po dziesięciu latach naszej obecności w UE doszły kolejne stereotypy o „niesłychanym” wzroście rolniczych dochodów i miliardach euro, które płyną na polską wieś w ramach programu rozwoju obszarów wiejskich. Jak w każdym stereotypie, także w „unijnych miliardach euro” wspomagających obszary peryferyjne i wiejskie tkwi ziarno prawdy, jednak porównanie wyobrażeń Polaków z rzeczywistością pokazuje skalę dezinformacji.

Między fantazją a rzeczywistością

W 2013 r. CBOS zapytał Polaków: „Jak Pan/i sądzi, ile obecnie miesięcznie zarabiają, a ile powinni zarabiać ludzie pracujący w następujących zawodach lub pełniący określone funkcje?”. Porównajmy odpowiedzi o wyobrażonych średnich miesięcznych zarobkach polskich rolników, robotników i nauczycieli. Zdaniem Polaków rolnicy osiągają miesięcznie dochody na poziomie 3360 zł (!?), robotnicy wykwalifikowani zarabiają miesięcznie 2760 zł, a nauczyciele – 2890 zł.

Porównajmy je z rzeczywistymi dochodami, ustalonymi w rzetelnych, realizowanych na dużej próbie badaniach prof. J. Czapińskiego i opublikowanymi w „Diagnozie społecznej 2013. Warunki i jakość życia Polaków”. Okazuje się, że osobisty, miesięczny dochód netto rolników wynosił w 2013 r. 1440 zł, (a nie 3360 zł!), miesięczny dochód robotników budowlanych 2170 zł, a nauczycieli szkół podstawowych – 2480 zł. Jak widać, rozziew między wyobrażoną i rzeczywistą zamożnością był największy w przypadku rolników.

„Diagnoza społeczna…” podaje, że dochód netto na osobę w miastach (10–100 tys. mieszkańców) wynosił w 2011 r. 1300 zł, na wsi – 969 zł, a w rolnictwie – 827 zł. W tym samym roku średni dochód pracowniczy poza rolnictwem wyniósł netto na osobę 1355 zł.

Zabawne, że „Diagnoza…” z 2013 r. demontuje także stereotyp o pijaństwie polskiej wsi. Odsetek Polaków, którzy przyznali, że w minionym 2012 r. pili za dużo alkoholu, wynosił 6,6 proc., ale wśród mieszkańców wsi był niższy – 5,8 proc. badanych, podobnie jak wśród rolników – 6,3 proc. Dla porównania, w największych miastach (ponad 500 tys. mieszkańców) do zbyt częstego sięgania po alkohol przyznało się 7,6 proc. badanych Polaków, a w miastach od 200 do 500 tys. mieszkańców aż 9 proc. respondentów.

Od akcesji Polski do UE wzrosła liczba internautów wśród mieszkańców wsi, wyraźnie niższa niż w miastach. W roku 2005 mieszkańcy wsi stanowili jedną piątą populacji polskich użytkowników internetu (21 proc.), a w roku 2013 ich udział w społeczności internautów wzrósł do jednej trzeciej (33 proc.). Dodajmy, że w 2013 r. od 12 proc. do 14 proc. rolników deklarowało znajomość języków obcych, a 33–41 proc. korzystanie z internetu. Jednak wskaźnik „poziomu cywilizacyjnego” rolników, mierzony w „Diagnozie społecznej...” posiadaniem nowoczesnych urządzeń komunikacyjnych, znajomością języków i dostępem do internetu, chociaż wyraźnie lepszy niż tuż po wejściu do UE, nadal mieści się w przedziale ze znakiem ujemnym (!), a więc poniżej średniej.

Naturalnie stereotypów o wsi i rolnikach jest znacznie więcej, jak ten o KRUS, który podobno powstał „za Gierka” i wciąż jest równie „niesprawiedliwy” jak w PRL. W rzeczywistości powstał w styczniu 1991 r. pod rządami T. Mazowieckiego i L. Balcerowicza. Kiedy po 1990 r. masowo zwalniano z upadających „budów socjalizmu” tzw. dwuzawodowców (ponad 700 tys. osób), którzy po latach pracy w przemyśle wracali do swoich małych gospodarstw, czyli do rolnictwa, oznaczało to utratę uprawnień do emerytur pracowniczych. Zwalniano ich w pierwszej kolejności, bo rolnikom nie trzeba było płacić zasiłków dla bezrobotnych. Dodajmy, że przed powstaniem KRUS (także w PRL) nie istniał system ubezpieczeń emerytalnych dla rolników, jeśli nie liczyć próby wprowadzenia w drugiej połowie lat 70. tzw. emerytur za ziemię.

Kolejny stereotyp głosi, że rolnicy nie płacą podatku. W rzeczywistości płacą podatek rolny, który przykładowo w 2013 r., liczony wedle ceny skupu 2,5 q żyta od ha przeliczeniowych gruntów rolnych i 5 q żyta od gruntów niebędących częścią gospodarstwa rolnego, wynosił 185 zł od 1 ha przeliczeniowego i 371 zł od 1 ha „nierolnego”.

„Kasa z Unii”

Płatności bezpośrednie traktowane są w Polsce jak „zasiłek”. Ich celem jest poprawa rolniczych dochodów, ale w konsekwencji, także dochodów konsumentów, którzy dzięki nim mniej płacą za żywność. Płatności stabilizują huśtawkę cen żywności, (przymrozki, klęski, pomory, wzrosty i spadki cen), a także kryzysy na rynku rolnym. O nich, podobnie jak o głodzie, Europa zapomniała dzięki dobrej, unijnej polityce rolnej, która w EWG stała się „wspólna” już w Traktatach Rzymskich. Dla biedniejszych obywateli ta „solidarna” polityka rolna ma ogromne znaczenie. Dla rolników, którzy nie bankrutują wraz z serią klęsk i gwałtownymi spadkami cen, to szansa przetrwania okresowych trudności, które w rolnictwie są szczególne. Przecież taki „towar” jak świnia nie leży spokojnie w magazynie i czeka na „dobrą cenę”, tylko żyje, żre paszę i traci wartość, gdy się starzeje. A sprzedać ją można np. tylko poniżej kosztów produkcji. Dlatego myślący politycy wiedzą, że bezpieczeństwo żywnościowe w państwie, a więc dobra polityka rolna, to elementarz. Podobnie jak bezpieczeństwo energetyczne.

Dodajmy, że płatności bezpośrednie otrzymywane przez polskich rolników wciąż są niższe niż w „starych” krajach członkowskich Unii Europejskiej, w 2013 r. wyniosły 190 euro na 1 ha. Tymczasem rolnik w Czechach otrzymał 255 euro/ha, w Niemczech – 345 euro/ha, w Belgii – 445 euro/ha, we Francji – 288 euro/ha, a we Włoszech – 297euro/ha.

Tym, którzy tkwią w stereotypie głoszącym, że płatności podtrzymują niekorzystną strukturą agrarną Polski, uprzejmie donoszę, że przed akcesją odsetek mieszkańców wsi użytkujących ziemię o powierzchni powyżej 1 ha wynosił 52 proc., a po akcesji w ciągu pięciu lat spadł o 14 pkt proc., do poziomu 37,6 proc. Kolejne lata potwierdziły ten trend; płatności nie tylko nie utrwalają niekorzystnej struktury agrarnej Polski, lecz przyśpieszają jej racjonalizację.

I po tym nużącym przeglądzie najważniejszych stereotypów o rolnikach pozwolę sobie wrócić do dnia dzisiejszego i skomentować ostatnie protesty, blokady i postulaty tej grupy społeczno-zawodowej. W mediach ich postulaty nazywane są „roszczeniami”, sprowokowanymi słabością premier E. Kopacz wobec strajkujących i protestujących w styczniu górników czterech kopalń KW przeznaczonych do likwidacji. Taki ton dominuje zarówno po „prawej”, „lewej”, jak i po „liberalnej” stronie mediów, zaniepokojonych tym, skąd rząd weźmie pieniądze na „pomoc” dla rolników.

Jednak powodem protestów i strajków nie są nieuzasadnione roszczenia, lecz realne problemy, trudne do rozwiązania, co nie znaczy, że nieuzasadnione.

Motywy protestu


Pierwszym są skutki embarga nałożonego przez Rosję na polską żywność, od mięsa, przez mleko po jabłka. Jeśli nasza solidarność z Ukrainą jest prawdziwa, to w jej ramach mamy obowiązek zrekompensować rolnikom straty spowodowane embargiem nałożonym przez FR w odwecie za naszą postawę wobec Ukrainy. Inne europejskie państwa negocjują z Rosjanami selektywne zniesienie rosyjskiego embarga, co jest sprzeczne z unijną polityką rolną. A polski rząd udaje, że tego nie widzi i nie podejmuje zdecydowanych kroków, by temu zapobiec – nie tylko w deklaracjach.

Kolejnym problemem są odszkodowania za szkody powodowane przez dziki. Mieszczuch powie: „To problem zbyt drobny, by blokować drogi”. Pozornie. Jeśli jednak w ramach polityki ochrony środowiska wymagamy od rolników, żeby spokojnie i ze „świętą cierpliwością” przyglądali się dzikom niszczącym ich uprawy i nie strzelali do zwierząt, to musimy znaleźć metodę rekompensowania tych strat.

Po trzecie, jeżeli radykalnie spada dochodowość gospodarstw rolnych (mleko, wieprzowina) i ten trend zdaje się trwały, to rolnicy mają obowiązek sygnalizować kwestię bankructw, a w konsekwencji utrzymania rolnictwa i ziemi w polskich rękach. Powody spadku dochodów są realne – embargo, likwidacja kwot mlecznych w UE, kary nałożone na polskich rolników za ich przekraczanie jeszcze przed likwidacją, afrykański pomór świń na wschodzie etc. I nie zaradzi temu „czekanie na niewidzialną rękę rynku”. Zbliża się koniec okresu ochronnego na sprzedaż ziemi rolnej cudzoziemcom. W woj. zachodniopomorskim rolnicy protestują (bezskutecznie) przeciwko sprzedawaniu przez ANR ziemi rolnej podstawionym „słupom”. Znowu przegapimy ważne sprawy? Obudzimy się, gdy gospodarstwa upadną, rolnicy staną się bezrobotni, wyjadą lub przejdą na zasiłki, a ziemia trafi w ręce tych, którzy znają wartość europejskiego rolnictwa – w ręce cudzoziemców.

Polskie rolnictwo świetnie wykorzystało unijne środki, modernizując gospodarstwa i powiększając ich powierzchnię. Wzrósł eksport żywności do krajów UE, polska żywność zdobywa konsumentów wysoką jakością przetworów mlecznych, makaronów, serów, wędlin i owoców. Nie tylko rolnicza Francja i Włochy wiedzą, że własne rolnictwo to MARKA, dochody, ochrona środowiska i żywnościowe bezpieczeństwo. Wiedzą to także Finowie i Norwegowie, którzy by utrzymać własne rolnictwo w klimacie i na ziemiach gorszych niż na południu Europy, dopłacają swoim rolnikom więcej niż unijna norma.

Obawiam się, że protesty rolników zostaną zlekceważone, bo jedynymi, którzy rozumieją wagę problemu, są oni sami, związkowcy i... politycy PSL, którzy – jak kiedyś rząd Urbana – „jakoś się wyżywią”. Ale politycy PSL to nie jest całe polskie rolnictwo i nie cała polska wieś.

Barbara Fedyszak-Radziejowska

za:niezalezna.pl/64165-slowa-i-gesty-za-malo-za-zaslona-stereotypow

Copyright © 2017. All Rights Reserved.