Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Autorotacja PO awarii

Obserwując ostatnie wydarzenia w obozie władzy, daje się zauważyć, że PO pogodziła się ze swoją przegraną w nadchodzących wyborach parlamentarnych i podjęła działania, które w technice lotu śmigłowcem (również na caracalu) nazywa się autorotacją.

Ze zjawiskiem tym mamy do czynienia w wypadku awarii systemu napędowego maszyny. Zwięzła definicja tego zjawiska zawarta w „Słowniku języka polskiego” brzmi: autorotacja „zjawisko samoczynnego obracania się szybowca, samolotu lub wirnika nośnego śmigłowca”. Taka też sytuacja zapanowała na pokładzie helikoptera Platformy. Wyłączył się silnik „Komorowski”, a silnik „Kopacz” nie włączył się chyba od startu. Czy przyczyną było oblodzenie na skutek gwałtownego ochłodzenia stosunków między frakcjami Platformy, czy też do paliwa przedostała się woda (ciepła zresztą) z kranów obietnic wyborczych – nie wiadomo. Jedno jest pewne – silniki nie działają i trzeba podjąć próbę awaryjnego lądowania za pomocą autorotacji. Teraz chodzi już tylko o to, by jak najbardziej miękko osiąść na powierzchni.

Ach, czego oni na pokładzie tej spadającej (choć na razie w sposób kontrolowany) maszyny nie wyprawiają. Referendum ogłosili, zmieniają przepisy, żeby lądowisko było bardziej miękkie, wyrzucają z pokładu niektórych i zastępują ich politykami lżejszego kalibru, żeby i maszyna była lżejsza. Wyrzucili nawet Radka – kto teraz będzie dożynał watahy? Nawet dla zmylenia radarów opinii publicznej wznieśli w powietrze bliźniaczą maszynę pod dowództwem Ryszarda Petru – ale wszystko na nic, jak spadało, tak spada.

Gdy jednak odłożymy na bok żarty z Kopaczkoptera, to na poważnie trzeba napisać, że dzieją się rzeczy niepokojące, których skutki, często negatywne, możemy odczuwać przez długie lata i to niezależnie od wyników jesiennych wyborów.

Nie witać się z gąską

Po pierwsze PO próbuje utrwalić zawłaszczenie państwa w tych miejscach, które nie są wprost zależne od wyników październikowej elekcji. Mam tu na myśli próby obsadzenia stanowisk takich jak prokurator generalny, prezes NBP czy stanowiska w KNF-ie. Platformersi zdają sobie sprawę, że obsadzenie ich przed wyborami pozwoli obecnemu obozowi władzy skutecznie utrudniać działania związane z sanacją państwa, w sytuacji gdyby następny rząd był tworzony przez PiS. Platforma pozwala sobie zresztą na znacznie więcej – dowodem niech będzie uchwalona ostatnio ustawa o Trybunale Konstytucyjnym, która nie tylko umożliwi obsadzenie go zaufanymi sędziami, ale wręcz pozwoli środowisku wywodzącemu się z obecnego obozu władzy (nie musi to nadal nazywać się Platformą Obywatelską) na sabotowanie działań legislacyjnych nowej ekipy rządowej, że nie wspomnę już o możliwości stwierdzenia przez nowy TK niezdolności do działań prezydenta RP. Między innymi z tych powodów dziwią mnie nastroje triumfalizmu, czasami niestety prezentowane wśród osób popierających wybór prezydenta Dudy, osób, które uważają, że skoro udało się wygrać wybory prezydenckie, to wygrana w wyborach parlamentarnych jest zrozumiała sama przez się i na dodatek pewna, bo nastroje społeczne się zmieniły. Otóż nie! Obóz polityczny, którego sztandarem był w wyborach prezydenckich Andrzej Duda, czeka jeszcze wiele pracy i należy przyjąć, że działania na rzecz uzyskania poparcia należy zaczynać od zera.

Rozbijanie głosów

Wygrana w wyborach prezydenckich jest czynnikiem istotnym, choć niewystarczającym do wygrania wyborów parlamentarnych, już choćby dlatego, że innymi kryteriami kierują się wyborcy przy wyborach personalnych (jakimi są przecież wybory prezydenckie), a wskaźniki poparcia prezentowane przez sondaże (abstrahując nawet od ich rzetelności i pamiętając, że sondaże to nie badania opinii) zawierają niewątpliwie skutki świeżo zakończonych wyborów prezydenckich. Ostateczny kształt sceny politycznej w chwili rejestrowania list wyborczych jest w dużej części zagadką. Obserwujemy wysyp inicjatyw politycznych. Jedna związana z osobą Kukiza, druga z osobą Petru, wreszcie trzecia związana ze środowiskami samorządów lokalnych z Jackiem Majchrowskim i Ryszardem Grobelnym na czele. Odpowiedź na pytanie, czy i na ile stanowić będą atrakcyjną alternatywę wobec dziś zasiadających w parlamencie partii politycznych, należy raczej do kategorii przewidywań i prognoz niż analiz – nie zmienia to jednak faktu, że należy brać je na poważnie, tworząc strategię wyborczą, mogą bowiem okazać się trudnymi przeciwnikami.

Dodatkową trudność może sprawić kampania referendalna (w zasadzie wokół dwóch z trzech pytań). Samo referendum jest niejako w stanie zawieszenia, jednak stanowisko wobec niezwykle istotnych pytań natury ustrojowej należy zająć, od tego nie da się uciec, a może być ono powodem istotnych sporów pomiędzy strukturami, które w innych warunkach byłyby naturalnymi sojusznikami.

W pułapce populistycznych pomysłów

Dlatego z zaniepokojeniem przyjąłem wyniki sondażu dotyczącego rezultatów referendum zaplanowanego na 6 września. Mam głębokie przekonanie, że wysokie poparcie dla zasadniczych zmian w ustroju politycznym Polski wynika nie z przemyślanej, racjonalnej analizy skutków przyjęcia rozwiązań zaproponowanych w referendum, ale z przekonania o konieczności dokonania głębokich zmian, bo obecne rozwiązania są złe. Brak jest refleksji nad tym, czy zły jest model, czy narzędzia z niego wynikające. Głęboki sprzeciw wobec jakości obecnego państwa znajduje ujście w oczekiwaniu rewolucyjnych zmian, które przyniosą radykalną poprawę sytuacji (ciekawe dlaczego?). To trochę tak, jakby natychmiastowe przejście na ruch lewostronny było skutecznym środkiem poprawy bezpieczeństwa na naszych drogach.

Warto zastanowić się nad celem wprowadzania takich rozwiązań. Jakież to automatyczne zmiany na lepsze miałyby wynikać ze zmiany sposobu przeliczania głosów na mandaty? Czy i dlaczego mechaniczne kopiowanie wzorców anglosaskich ma poprawić jakość polskiej polityki?

Podobnie jest z przytłaczającym poparciem dla likwidacji budżetowego finansowania partii politycznych. Niewielu chyba z popierających zechciało zwrócić uwagę, że tak już w Polsce było. Skończyło się korupcją na wielką skalę. Nie wspominam już o tym, że prawie wszystkie kraje europejskie (choć nie tylko) z bardzo racjonalnych powodów takie finansowanie stosują i że jest to zgodne z Zaleceniem Komitetu Ministrów Rady Europy, które choć nie jest formalnie obowiązującym prawem, jednak wyznacza pewne standardy. Znamienna jest nazwa organizacji, która zajmuje się określaniem europejskich zasad finansowania budżetowego partii politycznych – Le Groupe d’Etats contre la Corruption (Grupa Państw przeciw Korupcji), co daję pod rozwagę wszystkim przeciwnikom budżetowego finansowania partii.


Tomasz Truskawa

za:niezalezna.pl/68147-autorotacja-po-awarii

Copyright © 2017. All Rights Reserved.