My kontra reszta świata

Po zwycięstwie zjednoczonej prawicy i rozpoczęciu intensywnej naprawy państwa wiadomo było, że lekko nie będzie. Zostały naruszone zbyt duże interesy, zbyt wiele karier zostało zagrożonych, a widmo odpowiedzialności nie daje spać właścicielom III RP, by dobra zmiana dokonała się bezboleśnie.

Jednak szybkość i nasilenie zewnętrznych nacisków, pogróżek i ingerencji w nasze wewnętrzne sprawy są co najmniej zastanawiające. Nieruchawe struktury i bezjajeczni politycy znaleźli naraz dość siły, by pouczać, grozić i nas straszyć. Dlaczego? Nie sądzę, że chodzi tu wyłącznie o ekonomię, o interes banków i hipermarketów czy wszelkie inne formy drenażu Polski, jaki trwał przez ostatnie ćwierćwiecze. Analogie historyczne z XVII wiekiem wskazują, że chodzi o coś jeszcze. Ostateczny rozbiór Polski, przynajmniej jeśli idzie o Rosję, został podyktowany nie tylko względami imperialnymi – etniczną Polskę rozdrapały potęgi niemieckojęzyczne, caryca Katarzyna dokończyła jedynie proces „zbierania ziem ruskich” – Rzeczpospolitą trzeba było wykończyć, ponieważ stanowiła niebezpieczne zarzewie wolności i demokracji w absolutystycznym otoczeniu. „Polska zaraza” w każdej chwili mogła przenieść się na kraje ościenne, zwłaszcza gdyby reformy Sejmu Wielkiego przyniosły rezultaty. Stąd tak szybka reakcja na apele „użytecznych idiotów” z pierwszej Targowicy, z których wielu naprawdę sądziło, że broni wolności i praw w zdradzanej ojczyźnie.

Historia się powtarza, choć przypuszczam, że tym razem jako farsa – lewacka Europa, która na różne sposoby postanowiła popełnić samobójstwo, nie ma zamiaru tolerować państwa mogącego jej w tym przeszkodzić. Niewielkie Węgry można było odpuścić, my jesteśmy zbyt dużym i ważnym krajem, by pozostawić nas w spokoju.

Stanowimy wyzwanie dla realizowanej utopii – federacyjnego megapaństwa, rządzonego przez soft-totalitarną poprawność polityczną – tym bardziej że nasze oceny współczesnego świata podziela wiele europejskich społeczeństw, tylko dotychczas tłamszone przez Brukselę wolały ich nie artykułować.

Biurokratyczna Europa, obrośnięta tłuszczem dobrobytu i powszechnym kłamstwem medialnym, poważnie traktuje polskie zagrożenie dla panującego status quo. Kłopoty z katastrofą demograficzną i wędrówką ludów zostawia następnym pokoleniom. Niszcząc kościoły, tradycję, rodzinę podcina wprawdzie gałąź, na której siedzi, ale uważa, że nie złamie się ona jeszcze w trakcie tej kadencji...

Natomiast polska alternatywa to niebezpieczeństwo widoczne już dziś – to śmiertelne zagrożenie dla eurokracji, niekontrolowanego dyktatu Niemiec i świętego spokoju elit pomnażających swoje bogactwo. Stąd wściekłość, wrzask i walka.

Walka, którą i tak wygramy!

Marcin Wolski

za:niezalezna.pl/75268-my-kontra-reszta-swiata

***

Tak, pisaliśmy o tym. Musimy wytrwać!

k