Materiały nadesłane

Jezus Chrystus zmartwychwstał!

Oddał za nas życie, abyśmy mieli życie, pokonał śmierć i więcej już nie umiera. W każdej Eucharystii uobecnia swą najświętszą Ofiarę, abyśmy wraz z Nim wchodząc w Jego śmierć, wraz z Nim również zmartwychwstali.

W tym roku Wielkanoc spędzimy w przygnębiającym cieniu zarazy - ale nie zapominajmy, że najgroźniejszą zarazą jest grzech, który sprowadza śmierć wieczną. Ufajmy Zmartwychwstałemu Panu, który w Najświętszej Eucharystii przychodzi do nas, by dać nam zadatek życia wiecznego i nawracajmy się do Niego.

Radujmy się Jezusem Chrystusem żyjącym i triumfującym nad wszelkim złem!

Jan Łopuszański

Wielkanoc, 2020

 

Z czym mamy do czynienia?

Czas wielkanocny to zaproszenie do kultu Zmartwychwstałego Jezusa Chrystusa - Boga, który stał się człowiekiem i umarł na krzyżu dla naszego zbawienia, a potem mocą własną z martwych wstał, bo niemożliwe było, by śmierć panowała nad Nim. Kult ten najdoskonalszy jest we Mszy Świętej, w której Chrystus, posługując się swym kapłanem, uobecnia swą najświętszą Ofiarę i wraz z Kościołem składa ją za nas Ojcu przedwiecznemu.

Tymczasem u progu największych w roku liturgicznym uroczystości w kościołach nie ma miejsca dla większości wiernych. Możemy liturgię oglądać w mediach i łączyć się duchowo - bo epidemia. Możemy mieć nadzieję, że przynajmniej części z nas uda się dopełnić sakramentu pokuty i przyjęcia Komunii świętej w czasie wielkanocnym. Odnoszę wrażenie, iż jeszcze trwa nadzieja, że to doświadczenie skończy się za miesiąc, dwa, a może na jesieni, wróci normalność i pójdziemy do kościołów, by wielbić Boga w Trójcy Świętej jedynego i dziękować za jeszcze jedno ocalenie.  

Skąd ta nadzieja? Czy nie stąd, że przywykliśmy do rzeczy zdawałoby się oczywistych? Nie tylko do dostępności sakramentów świętych, ale także do wolnego poruszania się, spotykania, gromadzenia. A gdyby tak właśnie kończyły się te możliwości i to nie na chwilę? Gdyby właśnie zaczynała się nowa epoka, w której łączność międzyludzka ograniczona byłaby do technik telekomunikacyjnych, a realność ludzkiej egzystencji została zamknięta w domu i na reglamentowanych szlakach? Gdyby właśnie zaczęła się epoka, w której inwigilacja kontaktów i działań, a nawet jednostkowych preferencji byłaby totalna, a poruszanie się w przestrzeni publicznej wymagałoby specjalnych uzasadnień i podlegało kontroli policyjnej. Gdyby ideologie wrogie Bogu i człowiekowi, które już dominują świat, stały się wytyczną nie tylko dla wrogów Kościoła? I gdyby do tego doszła materialna bieda, spowodowana gwałtownym zahamowaniem gospodarek?

Co do tego jest potrzebne? Niewiele. Tyle, by restrykcje trwały dostatecznie długo, by epidemia miała nawroty, albo zagrażała nam jakaś inna. Byśmy latami trwając w lęku godzili się na nieustający stan nadzwyczajny i wzajemnie pilnowali, by nie obchodzić restrykcji. Czy w takich warunkach restrykcje zatrzymałyby się tylko na kwestiach poruszania się, spotykania i gromadzenia? Wątpię. Życie społeczne jest układem naczyń połączonych.

Nie od dziś wiemy, że granice państw mogą być granicami ludzkiej wolności. Przez pół wieku tak właśnie żyły narody Europy środkowej i wschodniej, a w Sowietach wolność podróżowania bez specjalnych przepustek ograniczona bywała do okolicy zamieszkania. Powszechne było pragnienie otwartych granic, pojmowane jako jeden z podstawowych wymiarów ludzkiej wolności. Nie o to szło, by każdy zaraz gdzieś jechał, ale o to, by każdy mógł pojechać, gdy zechce. Starsi pamiętają, że spotkania z przyjaciółmi, a już zwłaszcza gromadzenie się mogły być powodem "legalnych" represji.  

W wielu krajach takie praktyki doprowadziły do zepchnięcia życia Kościoła do podziemia, ale w Polsce zniewolonej przez komunizm ocalała wolność gromadzenia się w kościołach. W Kościele naród doświadczał sam siebie jako wspólnoty i czuł się wolny. Nie tylko zresztą w samych kościołach, ale i na masowych pielgrzymkach. W czasach niewoli komunikaty odczytane we wszystkich kościołach mogły zgromadzić milion Polaków u stóp Jasnej Góry, wokół pustego fotela Prymasa Tysiąclecia. Potem przedstawiciele władz komunistycznych prosili Prymasa internowanego w Komańczy o jego powrót do Warszawy. Wielokrotnie i w wielu miejscach gromadził nas on, a później św. Jan Paweł II. Bez tego doświadczenia polskiej wolności w Kościele nie zdarzyłaby się "Solidarność". Czy dziś naród mógłby zostać poruszony komunikatem odczytanym na Mszach?

W 1986 roku w Manili na wezwanie radiowe kardynała Jaime Sina wyszło na ulice ponad milion Filipińczyków, którzy przez kilka dni bez przerwy modlili się na różańcu. To wystarczyło, aby nie doszło do przelewu krwi zamierzonego przez dyktatora, a on sam pokojowo oddał władzę i umknął z kraju. Zdolność Kościoła do działania w obronie czci Boga, prawdy i pokoju miedzy ludźmi zależy czasem od naturalnej bezpośredniości ludzkich kontaktów, czasem od dostępu do fal radiowych, czasem od dobrych pomysłów, ale zawsze od zaufania Bogu i modlitwy. Wtedy nawet dobre pomysły i stosowne środki niespodziewanie się zjawiają. Skoro modlitwa ta ma być społeczna i powszechna, wymaga przywódców, a ich możliwości zależą od stałego kontaktu z wiernymi, dziś uzależnionego od dysponentów mediów. Potrzebne jest zatem jasne ukazanie - w świetle nauki Bożej i doświadczenia Kościoła - z czym mamy do czynienia, jaka jest perspektywa wyjścia z tej sytuacji i nade wszystko, że jest wola wyjścia.

 Władze kościelne przyjęły postanowienia rządowe w sprawie ograniczenia liczby uczestników liturgii, mimo, że w tej kwestii to nie rządy mają kompetencję. Przełknęły i to, że dopuszczalna liczba uczestników liturgii ma być mniejsza, niż dopuszczalna ilość pasażerów w autobusie. Liczni duchowni dbają o jej przestrzeganie. Okazuje się, że stary, rewolucyjny cel, niezmienny od początków XVI wieku - jakim jest odepchnięcie wiernych od sakramentów Eucharystii i pokuty, a tym samym od biskupów i kapłanów - można osiągać nawet przy współudziale ludzi Kościoła, byle stosowny pretekst się znalazł.  

Eucharystia tymczasem, uobecniająca najświętszą Ofiarę Chrystusa, jest najważniejszą w świecie doczesnym barierą przeciw złu. Komunia święta jest umocnieniem wiernych, wystawianych na ciężkie próby. Sakrament pokuty jest drogą powrotu grzeszników do Boga. Jakie zatem będą skutki usunięcia wiernych ze świątyń, do których przychodziliśmy właśnie po dobra nadprzyrodzone, sakramentalne? Zwłaszcza, gdy to usunięcie będzie trwało dłuższy czas. Przecież sakramenty święte nie są udzielane poprzez środki społecznego przekazu. Jakie będą te skutki dla doczesnej przyszłości Kościoła, dla przyszłości świata, do którego posłany jest Kościół i co najważniejsze, dla zbawienia ludzi?

 Jeśli spełnią się nadzieje na szybkie zakończenie nadzwyczajnych okoliczności, zapewne wiele rzeczy pójdzie w niepamięć - ale jeśli nie? W jakiej sytuacji znajdą się wierni, gdy brak dostępu do sakramentów będzie się przedłużał, a do środków społecznego przekazu trafiać będą przedstawiciele Kościoła, którzy spełnią oczekiwania ideologów postępu? W jakiej sytuacji znajdą się wtedy ci, bez których nie ma Eucharystii i sakramentu pokuty?

W splocie zdarzeń trudnych, gdy epidemia niekoniecznie jest największym ze zmartwień, może być dopust Boży. Tak, by całe narody doświadczyły zła, spowodowanego odwracaniem się od Boga i poznały skutki złych wyborów. By ćwiczyły się w miłowaniu bliźnich wobec zagrożeń oraz w ufności Bogu mimo pokus przeciw nadziei. By wierni zachowali wiarę katolicką także w osamotnieniu, wbrew zgorszeniom i pokusom rezygnacji. Może Bóg pragnie, byśmy na nowo odkryli potęgę wstawiennictwa Maryi Niepokalanej, oraz aniołów i świętych? I więcej modlili się - za umierających i dusze w czyśćcu, za bliźnich tkwiących w niewoli grzechów czyli narażonych na utratę zbawienia? Byśmy pokutowali za winy własne i ich. Byśmy czynili rachunek sumienia: co uczyniliśmy, by powstrzymać zło we własnych czynach i w otoczeniu? Co możemy uczynić, póki mamy czas?

Cokolwiek nie dotknie nas i nie zaboli, to przecież pożądane jest, by wypełniła się wola Boża w nas, w ojczyźnie, w całym świecie. Przecież świat jest miejscem najważniejszego ludzkiego wyboru . Oby wszyscy wybrali życie z Bogiem i nawrócili się do Niego, a stanie się to z pożytkiem również dla świata.

W Wielkim Tygodniu i w okresie wielkanocnym błagajmy Ojca w niebie - przez Jezusa Chrystusa - o wytrwanie w wierze dla całego ludu Bożego, poddanego trudnej próbie, a zwłaszcza o światło i moc dla biskupów i kapłanów. Właściwą im, przez Boga daną kompetencją jest udzielanie sakramentów świętych, nauczanie prawdy o Bogu i człowieku, organizowanie według niej życia Kościoła, oraz ocenianie według niej wszelkich przejawów życia społecznego. Epidemia nie daje dyspensy od tych powołań.

Przekazał do publikacji x.Kazimierz Kurek SDB