Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Publikacje członków OŁ KSD

Tomasz Bieszczad-Raj obiecany

Pieski małe dwa chciały przejść przez rzeczkę. Rzeczka była zła, zrobiły kładeczkę, ale kładka ta też defektów sporo ma!
„Si bon! Si bon! Tra-la-la-la, la-la-la! O yes! Si bon!” – nucił wesoło młodszy piesek, na pierwszy rzut oka pokojowy, chociaż nastawiony wojowniczo, ale porządnie wymyty i nieźle utrzymany. „A ja idu, szagaju pa Maskwie!” – beztrosko zawyło drugie psisko, stary, wyleniały kundel, który w swoim życiu już niejedną kładeczkę przeszedł, choć nie zawsze suchą nogą, bo niejeden raz spadł do wody.
Omijając wystające z kładeczki ostre papiaki, oba psy szły dziarsko na drugi brzeg rzeki, gdzie miały podjąć służbę u nowego pana. Nowy pan mieszkał od niedawna w odrestaurowanej hacjendzie i dużo im obiecywał. Psy znały go słabo: Od czasu do czasu rzucał im przez rzekę trochę granulatu do żarcia, albo konserwę.
Cienka kładeczka chwiała się niebezpiecznie. Młodszy pies przez chwilę pożałował swojej poprzedniej pracy. U starego pana pilnował magazynu norweskich winogron. Ale, jak się niedawno okazało, magazyn wykupił jakiś tajemniczy biznesmen i postawił na czatach swoich ochroniarzy, więc skończyła się praca i winogrona. Trzeba było szukać czegoś nowego.
Stary pies niespodziewanie zaskowyczał: „Fajny jest ten nasz nowy pan! Czeka na nas z otwartymi łapami. Aż się chce iść na służbę!”
Młodszy tymczasem rozmyślał, gdzie podziały się deski, które kiedyś leżały obok tartaku nad rzeką i z których dawny pan miał im postawić nowe budy. Ale już nie zdążył. Stary pies jakby usłyszał jego myśli:
„Nowy pan podobno wybuduje nam nie tylko budy, ale wręcz fabrykę płyt pilśniowych!”
„Wow! Wow!” – zaszczekali wesoło na myśl, ileż to płyt będzie do pilnowania.
Byli już w połowie kładki, gdy staremu psu zebrało się na wspomnienia: „Masz szczęście, Rocky, że długo nie służyłeś u dawnego pana. To taki zacofany zgred!” – rozmarzył się na wspomnienie swego starego mięsodawcy.
„Podobno karmił cię tylko raz na dobę?” – chciał wiedzieć szczeniak.
„Tak, tylko raz. I nie tymi syntetycznymi granulkami z importu, tylko ugotowanym pęczakiem z kawałkami wątróbki…” – stare psisko, na wspomnienie talerza z kaszą, zaczęło się mimowolnie ślinić, jakby miało wściekliznę. Intensywne burczenie w brzuchu było akompaniamentem dalszej wymiany zdań:
„Na drugim brzegu będzie na obiad witaminizowany baton i zagraniczne zupki. Pełna kultura, czujesz to, Burek! Hau-hau!” – młody szczeniak aż podskoczył z radości.
Dochodzili do drugiego brzegu. Stary kundel zaczął nagle zastanawiać się, czy dobrze zrobili, wybierając się w tę nieznana podróż do nowego pana. A co, jeśli dostaną budę z cienkiego plastyku, zimną i nieprzytulną?
„Lepsze nowe nieznane, niż stara nuda!” – młody pies, jakby uprzedzając wahania starego, wyszczekał hasło wszystkich rewolucjonistów świata: „Dostaniemy kabanosy z mączki rybnej i z polepszaczem smaku!”
„Pycha!” – stary nie przestawał się ślinić.
„Może będą i winogrona?” – młody zniżył głos do szeptu: „Podobno tę hurtownię owoców to wykupił nasz nowy właściciel… Przekonamy go, żeby trochę podłużył łańcuchy przy nowej budzie...” – rozmarzył się: „Nasz poprzedni łańcuch był krótki i ciężki. I zardzewiały. Fakt, że dawny pan rzadko go zapinał, no i często pękało jakieś ogniwo, więc można się było na parę godzin zerwać…”
„Polatało by się za suczkami, co Rocky?” – zapytał stary.
Ale młody pokręcił głową: „Coś ty, Burek! Służba nie drużba. Służba jest najważniejsza. Zresztą nowy pan da nam łańcuch z duraluminium.”
Stary pies kontynuował tę ożywczą myśl: „Przyzwyczaimy się, Rocky, zobaczysz… Wiem coś o tym, nauczę cię, jak się służy z przyjemnością... i jakoś to będzie. A suczki to same do nas przyjdą, zobaczysz. Z głodu…”
Szli z radością, aż zeszli z kładki na drugi brzeg. W nieznane.

Copyright © 2017. All Rights Reserved.