Publikacje członków OŁ KSD

Jan Szałowski - Czy powinniśmy dziękować Lutrowi? (cz.1)

W natłoku różnych wydarzeń w początku XVI wieku, postać Lutra mogła być nic nieznaczącym epizodem. Stało się jednak inaczej. Ideologia Lutra uruchomiła efekt domina.

Nie zamknięto jeszcze bram nadzwyczajnego roku miłosierdzia a Europa wkroczyła już w rok poprzedzający pięćsetlecie zaproszenia katolickich teologów na debatę o Kościele katolickim. Wątpliwe by, mało znany augustianin, zdawał sobie sprawę z następstw tego zaproszenia. Jego 95 tez krytykowało Kościół i zapewne wiele z tych myśli wartych było rozważenia. Wszystko to wymagało jednakże spokojnej dysputy. I ustąpienia w wypadku poniesienia klęski w takiej wymianie myśli o fundamentach Kościoła. Marcin Luter okazał się jednakże człowiekiem pełnym pychy. W końcówce 1520 roku spalił papieską bullę wzywającą go do wyrzeczenia się błędów doktrynalnych. W tej sytuacji papież nie miał wyboru i usunął Lutra ze wspólnoty Kościoła katolickiego. A jednak Luter nie przegrał. Jak to mogło być możliwe?

Żył Luter niewątpliwie w latach przełomu. Zmieniało się wszystko od nowych technologii po nową wiedzę o świecie. Na Zachodzie co prawda wykopano starożytność z tysiącletniego grobu, ale nowy świat był konstruowany z dowolnych jej elementów. I tak w dziedzinie prawa i polityki pojawił się makiawelizm, zupełnie obcy chrześcijańskiej moralności. Od późnego średniowiecza nikt też już nie potrzebował akweduktów, gdyż to właśnie w średniowieczu zaczęto zakładać wodociągi, które oparte są o zasadę naczyń połączonych. Jan Gutenberg dokonał zaś wielkiego przełomu na wiele lat, nim narodził się Luter. Wydrukował wówczas zaledwie 180 egzemplarzy Pisma Świętego. Wszystkie identyczne i wszystkie po łacinie. I kilka razy tańsze, niż manuskrypty. Wysmakowana graficznie Biblia Gutenberga uchodzi nadal za najpiękniejszą książkę w dziejach światowego drukarstwa.

Wyklęty z Kościoła Luter, radykalizował swoje poglądy, a z drugiej strony stał się wygodnym narzędziem dla książąt, arystokracji oraz zamożnego mieszczaństwa na terenie Rzeszy i Skandynawii. Nie jest przypadkiem, że papież Franciszek w końcu października – w święto reformacji – udał się właśnie do Szwecji, chociaż odwiedził tylko dwa miasta w południowo-zachodniej części kraju, które zresztą w czasach reformacji były integralną częścią Królestwa Danii. Była bowiem Szwecja pierwszym na świecie państwem, które ogłosiło luteranizm religią państwową pod wpływem kazań jakie wygłaszał Olaus Petri w Storkyrkan w Sztokholmie. Był to rok 1527. Dania poszła tą samą drogą w 1530 roku. Jako że były to jedyne królestwa skandynawskie tej epoki, to luteranizm został rozciągnięty także na Finlandię i Norwegię oraz na wyspy należące do Danii. Wszystko to dokonało się na drodze administracyjnego przymusu i przy daleko idącym sprzeciwie prostych ludzi. Należy zadać zasadne pytanie, kto był beneficjentem tych przemian, najpierw w Skandynawii a później także w Niemczech, Anglii, czy też Szkocji. Byli także poszkodowani.

Reformacja miała bowiem drugie dno, niewiele mające wspólnego z samą religią. Były nim gigantyczne zawłaszczenia dóbr kościelnych a także dóbr należących do tych, którzy byli przeciwni samym przemianom religijnym. Weszła więc arystokracja, dynastie panujące a także najwyższe warstwy mieszczańskie w niczym niezasłużone bogactwo. Niszcząc Kościół katolicki, niszczono wszelkie struktury przez ten Kościół wytworzone i administrowane przez stulecia: oświatę i działalność charytatywną. Niemal z dnia na dzień okazało się, że ludzie w przytułkach w Norwegii – kraju ubogim, w którym luteranizm przyjęto w 1537 roku – przymierają  głodem, więc poszczególne gminy zmuszono do utrzymywania ubogich i kalek. Nigdy wcześniej nie istniały w Norwegii takie powinności.

W ojczyźnie Lutra sprawy były znacznie bardziej skomplikowane. Wielość księstw i władztw terytorialnych powodowały znaczną polaryzację dążeń i oczekiwań. Cesarstwo podzieliło się na zwolenników i przeciwników katolicyzmu. Cesarz, który trwał przy katolicyzmie, zażądał na Sejmie Rzeszy obradującym w 1529 roku w Spirze, aby w sprawach religijnych nie wprowadzać żadnych nowinek, ale część książąt oprotestowała to a w roku następnym – głównie za sprawą Melanchtona – ogłoszono zasady wyznania augsburskiego. Niemcy już od kilku lat targane były wewnętrznymi konfliktami. Przez trzy lata toczyła się wojna chłopska – w jej trakcie Luter, co bardzo znamienne, zachęcał niemiecką szlachtę i książąt do utopienia we krwi tego buntu. Trwało także szaleństwo anabaptystów, którzy siali terror w różnych częściach Niemiec. W Munster w latach 1534-1535 założyli nawet swoją sekciarską komunę, wypędzając wcześniej z miasta wszystkich katolików i luteran, oraz mordując licznych przeciwników religijnych. Nikt nie mógł być pewien swojego życia.

Zapytajmy więc, czy w tym samym czasie działo się coś zupełnie odmiennego poza Europą i to za sprawa katolików? Otóż działo się i to bardzo wiele. Gdy w 1531 roku protestanccy książęta Rzeszy w obawie przed cesarzem zawiązywali Związek Szmalkaldzki, z drugiej strony Atlantyku, w podbitym dziesięć lat wcześniej Meksyku, dochodzi do pierwszych objawień maryjnych. Był grudzień 1531 roku. Od 9 do 12 grudnia Juan Diego – nawrócony kilka lat wcześniej Indianin – w miejscu zwanym od tamtego czasu Guadalupe, otrzymuje ważny przekaz a następnie świadectwo prawdziwości tego przekazu. Słynna tilma z włókien agawy z wizerunkiem Matki Bożej i podwójnym przekazem dla Indian i Hiszpanów – zmienia świat. A przynajmniej ten świat, w którym rządzą katoliccy Hiszpanie. Indianie masowo nawracają się na chrześcijaństwo. Wspólna wiara a także język kastylijski, którego nie odrzucają Indianie, pozwala na wytworzenie się nowego społeczeństwa. Jest więc Meksyk klasycznym przykładem metysażu kulturowego.

Jak do tego doszło? Hiszpanie byli przybyszami, zdobywcami, wielu z nich marzyło, aby zdobyć bogactwo lub znaleźć nowe miejsce dla siebie na Ziemi. Podbój jest zawsze przelaniem krwi, ale ten podbój – paradoksalnie – opłacił się obu stronom. Hiszpanie dali ludom Ameryki Środkowej wolność od religijnego terroru związanego ze składaniem ofiar z ludzi. Indian nie obrócili w niewolników, gdyż nie było to w planie Korony Hiszpańskiej. Hiszpańscy duchowni Bartolome de Las Casas (późniejszy biskup) i Francisco Vitoria (znakomity prawnik) bronili praw Indian. Ich postawa spowodowała, że królowie Hiszpanii zdecydowanie zakazali obracania Indian w niewolników, zaś już wcześniejsza – stosowana w Ameryce od 1503 roku – zasada encomienda polegała na indywidualnie nadawanym przywileju do opieki nad określoną grupą Indian w celu doprowadzenia ich do chrześcijaństwa. Zasada encomienda pozwalała nakładać na Indian tylko niewielkie powinności w stosunku do opiekuna. W rzeczywistości pod panowaniem hiszpańskim Indianie posiadali znacznie więcej wolności, niż w okresie poprzednim. Hiszpanie dali więc Indianom – przy Bożej Opatrzności – nie tylko nową dla nich religię, ale także koło, którego nie znali, żelazo, konie i bydło hodowlane.

Byli Hiszpanie także niezwykle tolerancyjni dla resztek pogańskich zwyczajów, które z czasem same zanikały. Pochodzący z Hiszpanii katoliccy duchowni stworzyli także w Ameryce instytucje typowo europejskie, ze szkołami i uniwersytetami włącznie. Nie będzie żadnym błędem stwierdzenie, że poziom alfabetyzacji w Ameryce hiszpańskiej w połowie XVII wieku był wyższy, niż w Rosji w tym samym okresie. Niestety załamanie nastąpi w drugiej połowie XVIII wieku, gdy w Ameryce zlikwidowano wszystkie instytucje prowadzone przez jezuitów a samych jezuitów deportowano do Europy. To już było niestety ‘zasługą’ masonerii hiszpańskiej i portugalskiej doby Oświecenia. Kilkadziesiąt lat później jedynymi szkołami wyższymi w Ameryce hiszpańskiej były  akademie wojskowe, i tylko one mogły dać kadry dla państw powstałych na początku XIX wieku. A to w znacznej mierze tłumaczy, dlaczego tak popularne przez długi okres czasu były w Ameryce Łacińskiej junty wojskowe.

Jeżeli katoliccy Hiszpanie mieszali się z Indianami i żyli pokojowo obok siebie, to kalwińscy Holendrzy – głoszący doktrynę predestynacji – przyjmowali zasadę oddzielania się od ludności tubylczej, co ostatecznie w 1948 roku doprowadziło do wprowadzenia na południu Afryki na kilkadziesiąt lat teorii Apartheidu, czyli odrębnego rozwoju ras, także w rozumieniu kulturowym. Ten fakt wart jest głębszego zastanowienia, albowiem wywodzi się od religijnej doktryny Jana Kalwina. Są więc ‘wybrani’ i ‘odrzuceni’. Polityka Apartheidu – o korzeniach kalwińskich – jest zupełnym przeciwstawieniem zjawiska kulturowego a także rasowego metysażu w wydaniu meksykańskim a opartego o katolicyzm.

W kolejnych tekstach pochylimy się nad dziedzictwem reformacji od XVII wieku aż po współczesność, wrócimy do pominiętych wątków i ostatecznie postaramy się odpowiedzieć na pytanie postawione w tytule.

Jan Szałowski