Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Publikacje członków OŁ KSD

Tomasz Bieszczad - Jądro ciemności 2.0


Trwa obecnie Rok Josepha Conrada, więc dlaczego by nie spojrzeć na niedawne wydarzenia w naszym kraju przez pryzmat słynnej „etyki conradowskiej”? Powołam się tu na bodaj najwybitniejszą powieść tego pisarza, „Jądro ciemności” („The heart of darkness”). Nie będzie odkryciem twierdzenie, że wrażliwość Conrada na przemoc i wyzysk, jakich od kolonizatorów doznawała rdzenna ludność Afryki, związana było silnie z jego polskim pochodzeniem i z powstańczymi doświadczeniami członków jego rodziny. To pamięć naszych powstań, pamięć zbrojnej walki z najeźdźcą, nasyciła twórczość Conrada owym specyficznym klimatem radykalnego sprzeciwu wobec niesprawiedliwości. To dlatego wiele stronic jego książek przenika ów charakterystyczny „zmysł moralny”, który objawia się w gwałtownej krytyce cynizmu i hipokryzji, z jaką zachodnia cywilizacja wkraczała na „dzikie, zamorskie terytoria”, pod pozorem zaprowadzania tam  „kagańca postępu i oświaty”, a w rzeczywistości – rabując bez litości bogactwa naturalne i w ogóle wszystko. Warto dodać, że Conrad – jako pierwszy z wielkich, europejskich pisarzy – opisał proces kolonizacji w tak demaskatorski sposób.

W osobach dwóch głównych bohaterów „Jądra ciemności”: utalentowanego agenta brukselskiej kompanii handlowej, Kurtza i brytyjskiego marynarza Marlowa odnajdujemy liczne tropy, które – w jakiś tajemniczy sposób – odnoszą się do światopoglądowych i moralnych postaw... tych samych, jakie stanęły przeciw sobie w pamiętną, grudniową noc, w budynku polskiego sejmu i w jego okolicach. Dla mnie podobieństwa te stały się wręcz uderzające po niedzielnej projekcji niesamowitego reportażu Ewy Świecińskiej „Pucz” (TVP1).

Zacznijmy od Kurtza. Ten niewątpliwie inteligentny i sprytny („charyzmatyczny”) agent handlowy – wykorzystując status przedstawiciela potężnej europejskiej instytucji – podporządkował sobie tubylcze plemiona znad rzeki Kongo. W prymitywnym środowisku łatwo zdołał wykreować się, i na politycznego lidera, i – w jeszcze większym stopniu – na pogańskiego idola, obiekt niemal religijnego kultu („grał rolę bóstwa”). Niekwestionowana pozycja Kurtza w kongijskiej wiosce nasuwa skojarzenia z uwielbieniem jakim do niedawno cieszył się... Mateusz Kijowski. Podobnie jak afrykańscy tubylcy dali się uwieść elokwentnemu i bezwzględnemu Kurtzowi, tak też stronnicy KOD-u – aż do wybuchu „afery fakturowej” – wydawali się całkowicie sparaliżowani syrenim głosem swojego lidera, niezdolni do racjonalnych ocen. A przede wszystkim – starali się sprawiać wrażenie, że są cyniczni, bezwględni i zepsuci. Bo czy człowiek będący przy zdrowych zmysłach pozwoliłby sobie na to, żeby pluć na spokojnie idącą kobietę i wyzywać ją, od „suczy”? Tylko dlatego, że ta ma inne poglądy niż on!? Jak skomentowałby to Conrad? „Trzeba by przede wszystkim ustalić, do kogo człowiek ten należał. Ile ciemnych potęg uważało go za swoją własność. Skóra cierpła, kiedy się o tym myślało...”   

Relacjonując dawniejsze sukcesy Kurtza w Brukseli, narrator „Jądra ciemności” wskazuje, że „Kurtz zajął wysokie miejsce wśród szatanów tego kraju”. Samą Brukselę określa narrator jako „miasto pobielanych grobów”. Określenie „pobielane groby” pochodzi oczywiście z Ewangelii i metaforyzuje coś, co jest białe i czyste z zewnątrz, ale wewnątrz kryje zgrozę, śmierć i zepsucie... Bruksela, w opisie narratora, jawi się jako miasto zasobne, ale ponure i odstręczające, bo jej blichtr kryje pod sobą prawdę o brutalnej eksploatacji Konga i jego mieszkańców. Tu natychmiast narzuca się pytanie: A co z eksploatacją Polski? Ostatnio ludzie coraz chętniej otwierają się, chcą rozmawiać. Od niedawna zaczynają rozumieć więcej rzeczy niż jeszcze półtora roku temu. Mówią więc na przykład: Jak to jest, że obecny rząd zdołał – przynajmniej w części – uszczelnić system podatkowy i nagle okazało się, że wystarcza, i na 500+, i na powrót do dawnych emerytur, i na lepsze uzbrojenie wojska...? To gdzie się przedtem podziewały te pieniądze? Do kieszeni jakich mafii wyciekały? To może teraz te mafie się buntują i podjudzają swoich zwolenników? Jaka agentura za tym stoi?

Bo dla mafii nie jest dobrze, kiedy plemiona otwierają oczy, zaczynają więcej widzieć i rozumieć. Mafia może działać tylko w ciemności.   

Dlatego po opuszczeniu Brukseli agent Kurz najpełniej zrealizował się w Kongo, wśród tamtejszych autochtonów, w ciemnej dżungli. Stał się też współpracownikiem Międzynarodowego Towarzystwa Tępienia Dzikich Obyczajów. Zachwycony własną elokwencją i upojony władzą – z czasem uległ jednak pysze i coraz głębiej zanurzał się w ciemności własnego serca. Zatracił resztki chrześcijańskiego i humanistycznego wychowania, stawał się coraz bardziej butny, a jego buta stawała się nieprzewidywalna dla niego samego. Czy nieco podobny proces nie mógł zajść i u Mateusza Kijowskiego oraz u jego stronników? Oni również – niezauważalnie dla siebie – pogrążyli się we własnej megalomanii, arogancji i poznawczej ograniczoności. I ta ograniczoność ich zniszczyła. Szli swoim „cyrkowym krokiem”, na pasku „czynnych szatanów”, nie zdając sobie sprawy z niebezpieczeństwa. Czy realizowali swój własny scenariusz zdrady, czy wykonywali zleconą robotę? Zobaczymy. Apelowali do uczuć niskich i destrukcyjnych. Używali słów kłamliwych, oszczerczych i nienawistnych. Bo nie znali innych. Rozpalali ciemność w sercach ludzi. A kiedy nagle spadła kurtyna i z oczu ludzi opadły łuski, paliwo nienawiści wyparowało. Zwiedzeni ludzie zaczęli widzieć, że to wszystko nie miało sensu...

Dla oszusta najgorszy moment następuje wtedy, gdy ofiara zorientuje się, że – przez całe lata – była oszukiwana. Wtedy ma ochotę zabić oszusta. Ponieważ nie może zabijać, zaczyna go nienawidzić. Właśnie to obserwujemy. O tym, co będzie dalej, można dość dokładnie przeczytać w zakończeniu „Jądra ciemności”. I w paru innych mądrych księgach. Stare polskie przysłowie mówi, że „Pan Bóg, gdy chce kogoś ukarać, odbiera mu rozum”. Jednak powstaje tu problem. Nawet Pan Bóg nie może odebrać komuś czegoś, czego on nie ma i nigdy nie miał. Starotestamentowa Księga Przysłów powiada: „Droga przewrotnych jest jak ciemność, nie wiedzą o co się potkną” (Prz. 4, 19). Tak. To właśnie dzieje się, na naszych oczach. Przewrotni potykają się co i raz, już prawie leżą, lecz wydaje im się, że nadal kroczą. Hej, do przodu! Po władzę, kasę i sceptr!

No, dobrze. Pożartowaliśmy sobie, a teraz serio: Wybitni mariolodzy (np. Wincenty Łaszowski), chcąc wytłumaczyć nagłe a niespodziewane porażki zła w świecie, powołują się na „czynnik Maryjny”. Wydawać by się mogło, że zło – już, już! – za chwilę na zawsze zawładnie jakimś obszarem rzeczywistości... aż tu nagle ludzie wychodzą z różańcami na ulicę i... Turcy dostają lanie pod Lepanto, Sowieci wychodzą z Austrii, a na Filipinach żołnierze nie strzelają do ludu i reżim upada... Jest tak, bo zło, prędzej czy później, przebiera miarę. A kiedy osiągnie maksimum ekspansji (czyli: nieprawości, głupoty, szaleństwa), nagle zaczyna... jakby „zwijać się do środka” i anihiluje samo siebie...

Jaka jest różnica między zdarzeniem naturalnym a nadprzyrodzonym? Zdarzenie naturalne miałoby miejsce wtedy, gdyby Archanioł Gabriel z ognistym mieczem w dłoni zstąpił do Sali sejmowej i wygonił protestujących posłów opozycji... A zdarzenie nadprzyrodzone? Gdyby posłowie uznali, że się ośmieszają i sami wyszli z Sali. A zatem w Polsce mieliśmy, w pewnym sensie, do czynienia ze zdarzeniem nadprzyrodzonym. I jest w tym nadzieja. Ciekawe tylko, czy czołowi animatorzy sejmowej draki – zamiast śpiewać „Pucz wsjegda budiet słonce” – mruczą teraz pod nosem ostatnie słowa agenta Kurtza: „Zgroza, zgroza...”

Copyright © 2017. All Rights Reserved.