Publikacje członków OŁ KSD

Krzysztof Nagrodzki- O duchach raz jeszcze

Po opublikowaniu „Duch postępu”, można było usłyszeć zarzuty o braku szczegółów. Zgoda. Tekst – aczkolwiek oparty na bardzo, niestety, konkretnych doświadczeniach - nie miał być personalnym oskarżeniem – to przeważnie zjeża adwersarza i odbiera im możliwe resztki autokrytycyzmu. Czy nie lepiej zatem wskazać w tego typu zamierzeniu problem? A jest on niebagatelny. Jesteśmy świadkami i uczestnikami niezwykle zaciętych (ktoś może dodać:  „i pasjonujących”) zmagań cywilizacyjnych. O kształt globu. O kształt ludzkości. O wymiar i kondycję człowieka. Zło w różnej postaci i natężeniu zawsze funkcjonowało i funkcjonować będzie na tym padole. Człowiek jednak nie jest bez szans, aby gdzieś, kiedyś, w końcu powiedzieć mu „dosyć”. To kwestia sprawnego intelektu, zdrowej woli. I zasobu wiadomości.

Któż nie otrzymywał nauk od swoich dobrych rodziców i wychowawców, że z wiedzy, z pracowitości, solidności i przyzwoitości wypływać powinny same pożytki. „Ucz się dziecię, ucz, nauka to potęgi klucz” – mobilizowały babcie, ciocie, nauczyciele, a świat dorosłych miał jawić się jako ojczyzna mądrości i kompetencji organizowana i prowadzona ku dobru wspólnemu przez światłe elity... Takie przynajmniej wzorce starano się wpajać w tradycyjnych, nieułomnych domach. W normalnych szkołach. W naturalnych środowiskach. Dla dobra człowieka. Na pożytek pokoleń. Dopóty nie rozpanoszył się nagminnie duch postępu i począł niewolić lud wycieńczany przeróżnymi totalitaryzmami.

W galeriach postępu napotkamy artystów, bywa, autentycznych mistrzów warsztatu, często - jakże boleśnie często - tak obdarzonych talentem jak i wyzbytych charakteru i odwagi. Oni nie zdemaskują głośno, publicznie, szalbierzy przebranych za twórców, szukających rozgłosu w szkaradzie, a skandalizowaniem maskujących niemoc. Oni nie wyłamią się poza kanon aktualnie narzuconej mody, jakby w amnezji, co do obowiązku kształtowaniu piękna i dobra. Oni zaakceptują – dla pozycji, dla szmalu, dla?... – brutalizację, wulgarność, bezsensowną szpetotę. Oni już nie pamiętają smaku kromki w głodzie, a sformułowanie o Panu dobrym jak chleb -z perspektywy suto zastawionego stołu - jawi im się jako banał „sacropolo”. A przecież mają wyobraźnię. Nie mogą nie dostrzec skutków przyczyn demolujących kulturę i dobierających się do cywilizacji. Widzą lepiej i dalej... A może już nie?... Może oddali ją do przechowalni tolerancji?
W redakcjach ulepszania świata zasmucą nas literaci, rozmieniający talent, wielkość na srebrniki propagandzisty, i publicyści ( niektórzy chętnie wymachują legitymacją katolicyzmu), bez żenady przekraczający normy dekalogu – w tym również ósme przykazanie – „nie dawaj fałszywego świadectwa...”, - przestępstwa również przeciw „wartościom uniwersalnym”. Czyż nie? (Zob. np. S. Murzański – Miedzy kompromisem a zdradą; tegoż – Wśród łopotu sztandarów rewolucji; J. Trznadel –Hańba domowa; tegoż – Kolaboranci; B. Urbankowski – Czerwona msza; J.M. Jackowski – Bitwa o Prawdę)
Na katedrach poprawiania rzeczywistości zaszokują historycy uczynnie piszący zamówione wersje wydarzeń, z których np. wynikało, że Polacy wyjeżdżali na Sybir w poszukiwaniu pracy a nie w wyniku bezprawnych deportacji i zsyłek, czy profesorowie komunistycznego wytopu, jeszcze cztery lata temu temperujący swoich studentów: „ Z tym Katyniem, to proszę panów ostrożnie” Nie zmyślam. (Zob. np. prof. M. Dąbrowska – Trzeba upomnieć się o prawdę; w: Kronika Uniwersytetu Łódzkiego, nr 6/99, s.8).
W gabinetach przedsiębiorstwa zmian na lepsze mędrkują i szachrują dotowani pseudobadacze, bajdurzący i wymachujący maczetami czy majcherkami epitetów i emocjonalnych konkluzji, niezdolni do konfrontacji z faktami na prawdziwie udeptanym gruncie warsztatu naukowego (Zob. np. J.R.Nowak – Czarna legenda dziejów Polski, tegoż – Spory o historię i współczesność; K. Kąkolewskiego – Umarły cmentarz; V. Messorii – Czarne karty Kościoła).
Po postępowych salonach przesuwają się tacy zmodernizowani „ludzie Kościoła”, którzy przerażającą świadomość utraty kondycji na pustyni wiary, ukrywają gorączkowymi próbami modernizowania uwierających zasad, dogmatów i Tradycji. Nieświadomi, uprawianej właśnie cieplutkiej kolaboracji ze „światem”, w którym myli się ekumenizm z synkretyzmem, a wspólnotę Ducha ze wspólnotą czcicieli aktualnej mody. (Zob. np. Ditrich von Hildebrand – Koń trojański w mieście Boga; tegoż – Spustoszona winnica; V. Mesori – Wyzwania wiary; x. M. Poradowski – Kościół od wewnątrz zagrożony).

Ale to tylko mniej lub bardziej nieświadomi figuranci. Idee i wielkie strategie wykluwają się gdzieś indziej – „ w anonimowych centrach”- aby posłużyć się słowami Jana Pawła II. - wikariusza Chrystusowego, reprezentującego całą wielowiekową wiedzę i mądrość Kościoła. To ostrzeżenia świadka i proroka, gdy – jeszcze jako metropolita krakowski - mówił: „ Stoimy obecnie w obliczu największej historycznej konfrontacji, przez jaką ludzkość kiedykolwiek przechodziła. Nie sądzę, żeby szerokie koła (...) społeczności chrześcijańskiej zdawały sobie z tego w pełni sprawę. Stoimy obecnie w obliczu ostatecznej konfrontacji między Kościołem i anty-Kościołem, Ewangelią i anty – Ewangelią. Konfrontacja ta leży w planach Bożej Opatrzności. Jest to próba (...) Kościoła, ale jest to w pewnym sensie próba tycząca się dwu tysięcy lat kultury i cywilizacji chrześcijańskiej, ze wszystkimi konsekwencjami dla ludzkiej godności, indywidualnych praw, praw ludzkich i praw narodów”.   (Kardynał Karol Wojtyła   - Do Polonii w Stanach Zjednoczonych w 1976r.; za: Myśl Polska nr 11-13/83).
To nie są słowa rzucane na wiatr. Kto ma uszy niech słucha, kto ma rozum niech stara się być mądrym.

Mądrość nie jest już koncesjonowana. Prawda, iż moc decybeli wydawanych przez przeróżne generatory przekazu (wszystko jest informacją), utrudnia i – bywa- mocno dezorientuje, ale na to nie ma rady. Wybór – często niesłychanie trudny –jednak jest, i należy do nas. Budowanie leniwego alibi, to klecenie zamków z piasku. Cóż z posad w marnie - mimo wszystko - płatnych chórach postępu, skoro z doświadczeń historii wiemy, że partytura licha a dyrygenci nadrabiają braki w wykształceniu ekspresją? Trzeba wrócić do podstaw – do odpowiedzi na fundamentalne pytania: Skąd? Dokąd? Po co? Dla kogo? (Czy dla Kogo?) Dlaczego?
Jeszcze uwiera postępowa pycha – jak ciasne buty? No, właśnie – trzeba uczyć się fachowo ją naprawiać -  „... nauka to potęgi klucz” - nie ma innej drogi.

***

Neil Armstrong, amerykański kosmonauta, który pierwszy postawił nogę na srebrnym globie w 1969r. zauważył: Nie to jest największym wydarzeniem, że osiągnęliśmy Księżyc, lecz to, że Chrystus chodził po Ziemi!
I to jest właśnie prawdziwy, najprawdziwszy Duch Postępu.  
A poza tym - Nihil sub sole novum.



Publikacja: N. Myśl Polska nr 5 z 2 02 2003r.