Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Publikacje członków OŁ KSD

Krzysztof Nagrodzki-Kościół otwarty: Rozwaga i odwaga

Historia naszego Kościoła, to trud, radość i obowiązek przekazywania Dobrej Nowiny. To stałe wypatrywanie znaków czasu, aby Wiara, wiedza i Tradycja mogły dotrzeć do jak najliczniejszej rzeszy potrzebujących, by nie odbijały się od muru obojętności niesłyszących, niewidzących, niepotrzebujących. Jednak również rozwaga, żeby zbyt spieszne, niedokładne rozpoznanie, nieroztropne adoptowanie sygnałów teraźniejszości nie zmąciły obrazu Wieczności i przygotowań -tu i teraz -do jej osiągnięcia.

Drugi Sobór Watykański miał być odpowiedzią na czas niezwykle trudnych wyzwań. Po zniszczeniach jakie dokonały dwa, odrzucające Boga i chrześcijański obowiązek miłości, totalitaryzmy- na polach bitewnych, ale i na niezliczonych miejscach kaźni i udręk, ale i w pokaleczonych umysłach, sumieniach i duszach- nadciągały dodatkowe zagrożenia. Do procesów brutalnego ubezwłasnowolniania, mimo wszystko niezbyt skutecznego w sferze ducha, można było włączyć inne – działające długofalowo i – z pozoru - łagodnie. Środki przekazu- a właściwie ich posiadacze- mogły przejąć „rząd dusz”. Konieczne, zatem stało się wypracowanie- w duchu tomizmu – realizmu metafizycznego - ożywczych metod działania: Zdecydowanie większe otwarcie na laikat i problemy społeczne; personalne wejścia do rodzin, do środowisk; stworzenie, animowanie i moderowanie ruchów formacyjnych – począwszy od dzieci i młodzieży ( np. Ruch Światło i Życie! – sł. Bożego ks. Franciszka Blachnickiego); zmiany w liturgii. Ekumenizm miał, porzez cierpliwy dialog, usunąć wrogości między religiami. Miał dać szansę zbliżenia, zbratania, a w perspektywie – na ile realnej?- zjednoczenia chrześcijan. Niezbędnym stało się posługiwanie mediami – potężniejącymi środkami komunikacji masowej.(I – niestety –indoktrynacji - kiedy manipulują nimi,ogarnięci „pomrocznością jasną” hedonizmu.)


Zmiany, poszukiwania nowych dróg, niosą ryzyko błędów, potknięć, decyzji, których skutki trzeba weryfikować baczną, pokorną obserwacją i pokornym modlitewnym wsłuchaniem. Zejście z pewnego gruntu stosowanej zawsze przez Kościół zasady Nova et Vetera (zob. np. ks. M. Poradowski- Kościół od wewnątrz zagrożony), marksistowski wariant teologii wyzwolenia a la ks. Gustav Gutierre czy jezuita Hugo Assman, marksistowska „mariologia” franciszkanina Leonarda Boffy, niszczycielskie „adoptowanie” tomizmu do heideggerowskiego egzystencjalizmu – czyli przerabianie obiektywizmu na subiektywizm- jezuity Karla Rahnera, ekumeniczne eksperymenty liturgiczne i teologiczne „ponad podziałami” w wydaniu tzw. katolewicy, dostrzegalne elementy sybarytyzmu, politycznego koniunkturalizmu, lękliwości, –to naturalna konsekwencja amnezji ( lub niewierności) w stosunku do dokumentów Vaticanum II, z którego akceptuje się i stosuje wybiórczo: Nova bądź Vetera, lub -ani Nova ani Vetera. To obrazy wchłaniania katolików przez „świat”. Przed kryzysem i uruchomieniem procesu samoniszczenia przestrzegał już Papież Paweł VI- pierwszy depozytariusz zakończonego Soboru. Nie pocieszajmy się, iż dla pustoszejących świątyń katolickich na Zachodzie, po których hulają wiatry przeróżnych modernizmów, przeciwwagą mogą stać się elitarne wspólnoty. I nie oszukujmy, że przewrotne hasło fałszywego ekumenizmu w ramach „religii” tzw. poprawności politycznej, żądającej „nie ranienia uczuć innych” i nastającej na rezygnację z naszych symboli, naszej tradycji, wycofywania z naszej kultury, demontowania naszej cywilizacji, przenoszenia naszej Wiary do katakumb- że to jest miłość bliźniego. To jest raczej miłość własna człowieka rozleniwionego i – powiedzmy brutalnie- coraz bardziej adoptowanego przez ateizm, a atrybuty religii- celebrowane nieuciążliwie- stają się coraz bardziej elementami niezobowiązującego folkloru pod nazwą >katolicyzm<. To jedynie etap przejściowy- wiary bez religii- do montowania świata Nowej Ery – bez Wiary i bez religii. Lub „religii” czczącej jedynie człowieka w człowieku. Wyznaczonym do czczenia przez stosownych decydentów.


I jeszcze jedno. Funkcjonowanie specyficznego terroryzmu antykatolickiego powoduje, że efektywne staje się przyjmowanie barw ochronnych, wtapiających w otoczenie i chroniących jako tako przed atakiem. No, dobrze -ale jeżeli odcienie te będą zbyt doskonale maskujące, co zostanie? Wewnętrzna cnota, udrapowana w gustowne wzorki jedwabnych krawacików i elegancję stonowanych garniturków duchownych? I powszechniejąca obojętność wobec zła, „zindywidualizowanego”, laikatu? Więc może pozostawić „jakąś” koloratkę? „Jakiś” krzyżyk, nie chowany do kieszonki jak zegarek z dewizką. „Jakieś” nie dewocyjne - również publiczne- Pochwalony Jezus Chrystus, Szczęść Boże, z Bogiem. „Jakąś” pamięć, kto niszczył - również fizycznie- Kościół, a kto był jego salwatorem (np. w Hiszpanii, ale i u nas). „Jakąś” przyzwoitość, aby w zacietrzewieniu i arogancji pseudointelektualisty nie wykrzykiwać: „Wy to ciągle jakieś różańce!, jakieś chorągwie!, jakieś procesje!...” – pod adresem „plebsu” broniącego wiary „ludowej”, honoru i ojczyzny. A i nie skąpiących, mimo biedy, na tacę... I najważniejsze - „jakąś” wiedzę o rzeczywistych ustaleniach Soboru Watykańskiego II,  oraz wierność tym ustaleniom, natchnionym przez Ducha Świętego, w miejsce swoistego sadyceizmu, przymilnych uścisków z marksizmem w skoncentrowaniu na horyzontalnej wizji szczęśliwości, kiedy gorączkowa krzątanina interpretacyjna, ma zagłuszać przerażający fakt utraty Wiary. (Zob. D. v Hildebrandt – Koń trojański w mieście Boga)

Czy już tylko dzielne polskie zakonnice mają demonstrować niezłomność? I być jasnym znakiem oporu przeciw trendom „postępu”?

„Żądając od Kościoła postępu, pamiętajcie, że postęp w Kościele nie oznacza nowość, ale świętość.” [ks. kard. Stefan Wyszyński]

Pamiętajmy! Pamiętajmy jednak również i to, iż nasza podróż “tu i teraz”, to ciągłe ważenie proporcji odwagi, rozwagi ale i miłości bliźniego, aby przez nieopatrzne uogólnienie, przez dostrzeganie każdego źdźbła w oku bliźniego,  nie przyłożyć ręki do dewastacji budowli.

Krzysztof Nagrodzki


Pierwsza publikacja: N. Myśl Polska nr 39 z 28 09 2003r.

Copyright © 2017. All Rights Reserved.