Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Publikacje członków OŁ KSD

Jan Gać- Święta Góra Athos (odc. VIII)

MNISZA STOLICA KARYES
Stolica mniszej republiki, Karyes, w promieniu kilku kilometrów obrosła mrowiem mniejszych i większych wspólnot zakonnych typu kelliony, skete i eremy. W wędrówce po okolicy natrafiłem na jeden zespół, który wprawił mnie w podziw, chodzi o skete Proroka Eliasza. Jest to

ogromny kompleks klasztorny z charakterystycznymi dla Rosji kopułami w kształcie płomieni, osadzonymi na centralnie położonym kościele, kyriakonie.  Klasztor jest tak rozległy, iż wielkością przewyższa niejeden starodawny monaster z zamkniętej listy dwudziestu monasterów atoskich. Jest większy od Pantokratora, któremu hierarchicznie i administracyjnie podlega.

Pomiędzy oboma domami zakonnymi dochodziło w XIX wieku do poważnych sporów właśnie na tle współzawodnictwa. W miejscu, gdzie znajduje się dziś skete, istniał w XVIII stuleciu niewielki kellion, podarowany w 1757 roku świątobliwemu mnichowi rosyjskiemu z Ukrainy, mistykowi Paisji Weliczkowskiemu. Niebawem sława jego cnót nabrała takiego rozgłosu, iż wyszła poza zalesioną dolinkę, gdzie ukrył się przed światem, przedostała się poza Półwysep i dotarła nawet do Rosji. Setkami ciągnęli do starca wszelakiego autoramentu mężowie Boży, głównie z krajów słowiańskich i rumuńskich, najwięcej z samej Rosji. Gdy niewielki kellion nie był już w stanie sprostać potrzebom tłumów,  został rozbudowany i przekształcony w skete. Ale i to nie zaradziło rosnącym potrzebom. Na obrzeżach Karyes Rosjanie wznieśli kolejny skete, ogromny kompleks św. Andrzeja, też z kościołem centralnie posadowionym w obrębie kilkupiętrowych gmachów, podobnie zwieńczony kopułami w kształcie cebulek w zgodzie z rosyjskimi upodobaniami.

Na tle gwałtownie rosnącej liczby mnichów rosyjskich, którzy tym sposobem zyskiwali w niektórych klasztorach przewagę nad Grekami, dochodziło do gwałtownych sporów i zatargów, trwających przez całe XIX stulecie. W konflikty te zaangażowani byli wszyscy,  greccy mnisi na Athos, Święte Zgromadzenie w Karyes, patriarchat w Konstantynopolu, a nawet car rosyjski, nie wyłączając sułtana tureckiego. W końcu, także pod wpływem nacisków dworu carskiego, popartych stosownymi podarunkami, patriarcha Neofyt VIII ustąpił wobec żądań Rosjan i w 1892 roku wydał stosowny dekret pozwalający mnichom rosyjskim na legalne kontynuowanie prac budowlanych. Nowy kyriakon, jak nazywa się główny kościół w obrębie skete, mógł być zatem konsekrowany w 1900 roku.

Dziś te ogromne zabudowania mnichów rosyjskich stoją w połowie opustoszałe. Kilkupiętrowe, najprawdziwsze bloki mieszkalne, podobne do kwater w dawnych koszarach wojsk carskich, straszą zerwanymi stropami, oczodołami pustych otworów okiennych, zarastającą trawą, a nawet krzewami na zapadniętych dachach. Kres pątnictwu rosyjskiemu na Athos położyła rewolucja bolszewicka. Dopiero obecnie klasztory te pomału dźwigają się ze stanu ruiny i upadku. Nie dlatego żeby tak gwałtownie wzrastał napływ rosyjskich zakonników i pielgrzymów, ale dlatego że przy ratowaniu tych budynków zatrudnieni są robotnicy rosyjscy. Rząd grecki wyasygnował ogromne kwoty na odbudowę i  naprawy klasztorów atoskich, pieniądze pochodzące częściowo z unijnych dotacji. Wszędzie, niemal przy każdym klasztorze, widzi się rozstawione dźwigi, niekiedy po dwa, a w Wielkiej Laurze nawet trzy, a na rusztowaniach słyszy się mowę rosyjską i ukraińską. Być może już za niedługo powrócą Rosjanie do swych siedzib duchowości prawosławnej na Athos. Możliwe że spełni się ich  marzenie, podparte  tu i ówdzie przepowiedniami, iż nastanie dzień nie tylko odbudowy, ale i odnowy duchowej, czego zniszczona moralnie Rosja tak bardzo  potrzebuje.

                                                                        *****

Późnym popołudniem  dotarłem do Karyes, miasta osobliwego, jedynego w swoim rodzaju, miasta bez powtórzenia na naszej planecie. To, co rzuca się w oczy, to zupełny brak kobiet wśród przechodniów. Zamieszkuje to miasto w stu procentach społeczność męska,  zarówno mężczyzn stanu duchownego, jak i świeckich. Ci drudzy to różni urzędnicy, robotnicy fizyczni z przewagą zatrudnionych na budowach, kierowcy samochodów ciężarowych, dwóch autobusów, jakie znajdują się na Athos, mikrobusów do rozwożenia pasażerów do odległych klasztorów, pojazdów, które na stałe wyparły z transportu osiołki. Mieszkają w miasteczku sklepikarze, piekarze, lekarze, policjanci, mechanicy jedynego warsztatu naprawczego.
Karyes to miasto, w którym nikt się nie rodzi, miasto bez  żłobków i szkół podstawowych, bez praw miejskich i bez ratusza, bez regularnej  komunikacji miejskiej. Miasto rządzące się podług typikonu, czyli pierwszej konstytucji zakonnej, wydanej jeszcze w 971 roku przez cesarza Jana Tzymiskesa. Miasto, którego władzę stanowi ciało kolektywne, składające się wyłącznie z osób duchownych, to Święte Zgromadzenie o prerogatywach organu  ustawodawczego, wykonawczego  i sądowniczego.

Długo spacerowałem po tym miasteczku, zaglądając we wszystkie możliwe zakątki, by móc jak najwięcej wynieść z jego niepowtarzalnej, jedynej w swoim rodzaju atmosfery. W pierwszej kolejności odwiedziłem kilka sklepów, w których, oprócz paczkowanej żywności, świeżych owoców i kilku gatunków greckiego wina tudzież mocniejszych trunków, także importowanych, było wszystko inne, co potrzebne jest do życia w warunkach współczesnej cywilizacji technicznej. A więc znalazłem tam piły spalinowe, najlepszych marek różnorodne narzędzia, podstawowe części do samochodów, latarki, przeróżne liny, narzędzia ogrodnicze i rolnicze i sto innych drobiazgów. Wstąpiłem do piekarni, bodaj jedynej w Karyes, otwartej tylko o wyznaczonej porze dnia i piekącej jeden gatunek chleba. Nie zaglądałem do przychodni lekarskiej i kliniki, ale sądząc po rozmiarach i kondycji budynku, w którym się znajduje, nie wydaje się przyjmować wielu pacjentów. Owszem, natrafiłem na urząd pocztowy, istnieje posterunek policji, jest publiczna toaleta w pobliżu głównego placu, skąd odjeżdżają mikrobusy i dokąd przyjeżdża autobus z portu w Dafni. Automaty telefoniczne, uruchamiane grecką kartą magnetyczną, znajdują się wszędzie, tak jak i w klasztornych korytarzach. Są nawet dwa hotele dla przyjezdnych, którzy wcześniej nie załatwili sobie noclegu w którymś z klasztorów.

Najwięcej dzieje się na głównym placu pełniącym rolę docelowego przystanku dla wszelkiej komunikacji pasażerskiej. Tu można spotkać znajomych, z którymi przygodnie przyszło się  już było zapoznać na jednym ze szlaków lub w którymś z monasterów. Tu widuje się przedstawicieli duchowieństwa atoskiego wszystkich wspólnot, zarówno siwobrodych starców o lasce, jak i młodych, o skąpym jeszcze zaroście, jakby seminarzystów, zawsze trzymających się schludnie, często pachnących wodą kolońską markowych firm. Tutaj przybywają nowe grupy pielgrzymów i stąd odjeżdżają ci, którym  diamoneterion wyznaczył kres pobytu na Świętej Górze. Tu też można otrzymać wszelkie bieżące informacje na wszelkie możliwe tematy. I tu można przyjrzeć się dziwakom, jak chociażby owemu brodaczowi - mnichowi, nie-mnichowi - który, okrutnie zapuszczony, zawsze o tej samej porze karmił z torby plastykowej gromady  wyczekujących już go kotów, zapewne bezpańskich.

Miasto tworzą okazałe, murowane, przykryte czerwoną dachówką ceramiczną budynki, tak zwane konakia, będące siedzibami przedstawicieli wszystkich znajdujących się na półwyspie monasterów. Tylko monaster Kutlumusiu nie ma tu swojego przedstawicielstwa, a to z tej prostej przyczyny, że sam leży na obrzeżach Karyes. Kilkadziesiąt  budynków o innym przeznaczeniu dopełnia zabudowy, która nie może kojarzyć się z jakąś z góry zaplanowanym zamysłem urbanistycznym, lecz przypomina raczej skete, luźną i rozrzuconą swobodnie po całym terenie wspólnotę zakonną. W samym środku tego zagęszczenia architektury mieszkalnej stoi kościół, jak gdyby kyriakon, najstarszy kościół na Athos, bo zbudowany jeszcze przed założeniem Wielkiej Laury przez św. Atanazego. Wiek jego określa się na pierwsze dekady X wieku. I jest to jedyny kościół na Athos wzniesiony na planie bazyliki o trzech nawach. Swym wyglądem nawiązuje do architektury z kręgu bizantyńskich kościołów macedońskich, a to dlatego, że został całkowicie przebudowany za panowania Andronika II Paleologa (1282-1328), kiedy to – po wypędzeniu Łacinników z Bizancjum – powszechnie budowano w tym stylu. Dziś kościół przykryty jest wiatą z blachy, wspierającej się na potężnych przęsłach, zapewne dla ochrony przed całkowitym upadkiem tej szacownej budowli. Nie trzeba dodawać, jak bardzo ten zabieg zniszczył architektoniczny krajobraz miasteczka. Ale  nie znaleziono lepszego rozwiązania.

Kościół zasługuje na uwagę, gdyż zdołał przechować  bardzo stare elementy zarówno architektoniczne, jak i malarskie, jedyne w swoim rodzaju na Athos. Jest tam marmurowy templon ustawiony w miejsce ikonostasu, swą formą nawiązujący do bardzo wczesnych bazylik bizantyńskich. Są tam fragmenty cennych fresków XIV-wiecznych, których autorstwo przypisuje się mistrzowi szkoły macedońskiej, Manuelowi Panselinosowi. W kamiennym grobowcu zwieńczonym baldachimem w formie cenotafu czci się prochy mnichów pomordowanych przez najeźdźców z osławionej Kompanii Katalońskiej w 1308 roku. Wreszcie w kościele wielkim nabożeństwem otacza się słynącą łaskami ikonę Matki Bożej wykonaną w kręgu sztuki Konstantynopola w X wieku.

                                                                 *****

Obecnie w Karyes nie ma żadnej wyższej uczelni, nawet seminarium. Na studia teologiczne co niektórzy mnisi udają się do Tesalonik, albo do Aten. W czasach istnienia Cesarstwa Bizantyńskiego Święta Góra zyskała sławę nie tylko jako twierdza duchowości,  uchodziła też za przystań wiedzy, intelektu i mądrości. Bywały okresy, kiedy Półwysep zamieszkiwało jednorazowo kilka tysięcy mnichów, prostych i uczciwych, lecz nieuczonych chrześcijan, przejętych o wieczny los własnej duszy. Liczebnie to oni nadawali ton stosunkom na Athos i to oni wpływali na poziom duchowy i intelektualny mniszych wspólnot. Ale w tej masie prostaczków zawsze znajdowało się wielu luminarzy o rozległych horyzontach myślowych we wszystkich dziedzinach wiedzy teologicznej, filozoficznej, historycznej i literackiej. Dzięki tym nielicznym Święta Góra jaśniała mądrością i wpisywała się w krąg najpoważniejszych ośrodków intelektualnych cesarstwa bizantyńskiego. Stała na równi z Tesalonikami, z Trebizondą, z Mistrą, miała ambicję dorównać samemu Konstantynopolowi.

Po zdobyciu Konstantynopola przez Turków w 1453 roku  i upadku Bizancjum sytuacja uległa całkowitej zmianie. Intelektualiści, którzy przeżyli katastrofę i zdołali ujść niewoli, bądź to rozproszyli się po krainach i wyspach greckich, bądź udali się na emigrację, głównie do Italii, by osiąść w Wenecji lub we Florencji, a jeśli pojednali się z papieżem - także w Rzymie. Tylko nieliczni pozostali w mieście zajętym przez muzułmanów. Athos bardzo ucierpiał z tego powodu. W miarę upływu czasu i wymierania pokolenia wykształconego jeszcze w wolnym Bizancjum, sytuacja pogarszała się z roku na rok. Zjawisko to pogłębiało się w kolejnych dziesięcioleciach, by w XVII wieku wykazać poziom powszechnej dekadencji. Na Athos nie istniały żadne szkoły, zdobywanie wiedzy nie leżało w powołaniu mnicha, mogło być traktowane najwyżej jako luksus lub kaprys, a nawet światowość i przejaw  niedoskonałości. Człowiek prawdziwie oddany Bogu - a za takich chcieli uchodzić mnisi na Athos - to człowiek rozwijający swe moce duchowe, a nie intelektualne. Podobne myślenie miało bardziej niż opłakane skutki. Siedemnastowieczni mieszkańcy Półwyspu uchodzili za ignorantów i nieuków, ludzi obciążonych wszelkimi wadami myślenia w kategoriach samozadowolenia duchowego, bez szerszych horyzontów wiedzy. Zamierała nawet umiejętność czytania i rozumienia tekstów liturgicznych.
Zmianę przyniosły pierwsze dekady XVIII stulecia. Również na Athos można było zaobserwować pewne ożywienie intelektualne, a co z tym się łączy - także duchowe. Przyczyn tego zjawiska należy upatrywać w dążeniu do podniesienia kultury umysłowej w skali całej Europy. Potrzebę założenia na Athos akademii rozumiał patriarcha Cyryl V, który pragnął raz jeszcze ujrzeć Świętą Górę tym, czym była w wolnym Bizancjum - ośrodkiem wiedzy, kultury i wychowania, a nie tylko duchowości. Wspomagany przez mnichów z Watopedi erygował przy ich klasztorze Akademię w roku 1749 z myślą, by stała się centralną szkołą wyższą dla wszystkich mówiących po grecku, świeckich i duchownych. W tym celu, dwa lata później, wzniesiono przy monasterze okazały gmach nowej uczelni. Oprócz teologii miano wykładać filozofię, logikę, literaturę grecką i łacińską, szeroko pojęte studia klasyczne, ale także matematykę i nauki ścisłe. Pierwszym rektorem został uroczyście mianowany Eugeniusz Wulgaris, diakon z greckiej wyspy Korfu. Był to człowiek wykształcony w Janinie w Epirze i na uniwersytecie w Padwie, dobrze zorientowany w aktualnych prądach umysłowych zachodniej Europy, rozczytujący się w filozofach niemieckich, znawca nie tylko łaciny, ale i kilku języków nowożytnych. Okazał się zręcznym wykładowcą o głębokiej wiedzy, dlatego pozyskał szerokie grono słuchaczy, którzy - głównie świeccy - docierali do Athos nie tylko z ziem greckich, ale także z krajów rumuńskich, z Rosji, a nawet z Italii.

Obecność Akademii na Athos i działalność Wulgarisa w dłuższej perspektywie nie mogły znaleźć uznania w opinii mieszkańców Świętej Góry. Półwysep przeżywał  prawdziwy najazd świeckich, którzy swoją obecnością i swobodnym zachowaniem zakłócali odwieczny spokój monasterów, naruszali ich ciszę i skupienie, rozpraszali atmosferę modlitwy i medytacji. Wielu wchodziło w konflikt z regułami zakonnymi, gdyż w liczbie przybyszów znajdowała się młodzież poniżej wieku porastania brody.

Rychło okazało się, że i osoba samego rektora pozostawia wiele do życzenia. Ten rozczytany w europejskich racjonalistach profesor, entuzjasta Kartezjusza, Locke'a, Leibniza i francuskich oświeceniowców, uchodził na Athos za niebezpiecznego modernistę. Mało że wprowadził nauki świeckie do programu nauczania, w opinii mnichów propagował materialistyczną, a nawet heretycką filozofię, czym zatruwał umysły młodych ludzi, w tym wielu duchownych. Próbując pożenić starożytnych filozofów greckich, Platona i Arystotelesa, z bezbożnymi filozofami niemieckimi, dopuszczał się niemal świętokradztwa. Wszak w popularnym osądzie ci wielcy luminarze starożytnej Grecji uchodzili u Greków niemal za świętych, bo mocą własnego intelektu, bez światła Objawienia, doszli do prawdy o Absolucie. Nauczyciel, który godził w święte normy prawosławia, którego podejrzewano nawet o ateizm, nie mógł dłużej pozostać na Świętej Górze Athos.

Dni Akademii były zatem policzone. U mnichów potęgowała się wobec osoby Wulgarisa podejrzliwość, później niechęć, wreszcie bojaźń, a w końcu nienawiść. Kontrowersyjny profesor musiał odejść. Udał się do Niemiec, stamtąd trafił do Petersburga, z entuzjazmem przyjęty został przez carycę Elżbietę II. Uszczęśliwieni mnisi rzucili się na budynki szkoły, by kamień po kamieniu rozebrać do fundamentów to dzieło - jak mówiono - diabła.

                                                                          *****

Jeszcze jeden ważny epizod wpisał się w tysiącletnie dzieje Athos. W pierwszych dziesięcioleciach XIX wieku Grecja budziła się do samodzielnego bytu państwowego. Konieczność zrzucenia tureckiego jarzma ogarnęła wszystkich,  może najbardziej Kościół prawosławny. W 1820 roku wrzenie ogarnęło krainy greckie, a rok później na Peloponezie lud  wystąpił do otwartej walki z tureckimi garnizonami, inspirowany przez biskupa Patras. Patriarcha Konstantynopola był przerażony, przewidywał zemstę sułtana i krwawą rozprawę z powstańcami. Z kręgów patriarchatu wyszła broszura "Ojcowskie napomnienie", w której autorzy próbowali moderować powstańcze nastroje, przypominając, że panowanie niewiernych nad Grekami dokonało się z woli Boga jako kara za ich liczne przewiny. Uświadamiali, jakie to korzyści odnosili Grecy z okoliczności bycia obywatelami imperium otomańskiego. Owe przestrogi na nic się zdały. Wojska tureckie wystąpiły przeciw powstańców, a sułtan kazał uderzyć w Kościół. W niedzielę wielkanocną 1821 roku powieszono na bramie patriarchatu Grzegorza V, a z nim dwóch metropolitów i dwunastu biskupów, jakich udało się Turkom pojmać. Trzy dni później zwłoki patriarchy i pozostałych duchownych odcięto i wydano Żydom na pohańbienie. Ci z entuzjazmem zawlekli ciała znienawidzonych Greków do Złotego Rogu i tam je utopili.

Tragiczne zajścia nie mogły nie mieć wpływu  na nastroje na Athos. Mieszkańcy Świętej Góry z trwogą obserwowali postęp wydarzeń, tym bardziej że do monasterów od jakiegoś czasu docierali emisariusze tajnego Związku Przyjaciół - Etairia Philike - przekonując, nakłaniając i buntując mnichów do czynnego wsparcia wspólnej sprawy. Starsi mnisi, pomni na powołanie mnicha, świadomi pokoju, jaki im zapewniało państwo tureckie, przerażeni losem patriarchy i biskupów zgładzonych w Istambule, przeciwstawiali się jakimkolwiek pomysłom oporu, tym bardziej zbrojnego. Innego zdania  byli młodsi wiekiem mnisi. Ci w zrywie bojowym upatrywali szans na wyzwolenie spod tureckiej opresji. Mieli nadzieję, że spełni się marzenie o odbudowie chrześcijańskiego Bizancjum pod Grekami, poszerzonego o narody słowiańskie, o Bułgarów i Serbów, którzy również dorastali do konieczności zerwania kajdan niewoli.

Przedstawiciele czterech najstarszych monasterów, Wielkiej Laury, Watopedi, Iwiron i serbskiego Chilandari, spotkali się w klasztorze Esfigmenu dla omówienia zaistniałej sytuacji. Zgodnie orzekli zbrojny opór. Zaraz też zakonni ochotnicy opuścili Półwysep i zbrojną gromadą dołączyli do powstańców z Macedonii. Tych rozgromili Turcy na Półwyspie Kassandra w listopadzie 1821 roku. Ocaleni z pogromu mnisi w popłochu rozpierzchli się, jedni wrócili na Athos, inni ukryli się na wyspach. Chociaż monastery przezornie podpisały z tureckimi władzami akt poddaństwa, nie uchroniło to Półwyspu od karnej ekspedycji i od nałożenia na Athos ogromnej kontrybucji. W sile trzech tysięcy zbrojnych Turków poddano okupacji poszczególne monastery, żołnierze kwaterowali w ich murach na koszt wspólnot, dopuszczali się rabunków, bezprawia, celowego niszczenia zabudowań. Przy okazji poszło z dymem wiele bezcennych rękopisów, rozkradziono przedmioty ze srebra i złota. Mnisi w popłochu opuszczali Athos, kryjąc się po górach i na pustkowiach. Trzeba było jeszcze czekać kilkadziesiąt lat, do ostatnich dekad XIX wieku, aż cała Grecja wybije się na niepodległość i zjednoczy w jedno państwo greckie krainy, w tym Półwysep Athos.

Żegnam się ze Świętą Górą Athos. Mój termin pobytu na półwyspie wygasł, a pewne okoliczności nie pozwoliły mi zabiegać u Świętego Zgromadzenia o przedłużenie mojego diamonoterionu o kolejne dni. Załadowałem się na statek i odpłynąłem do świata.


Copyright © 2017. All Rights Reserved.