Ostatnio w prasie i TV wiele doniesień o „dopalaczach” i skutkach ich zażywania. Słyszy się o konieczności udzielania pomocy psychiatrycznej, a nawet o zgonach młodych ludzi. „Dopalacze”, to różne substancje psychoaktywne, które nie znalazły się jeszcze na liście narkotyków. Ich sprzedaż odbywa się za pośrednictwem  sklepów, które rozprowadzają specyfiki o działaniu pobudzającym, psychodelicznym czy halucynogennym. Tego rodzaju sklepy działają od wielu lat na Zachodzie. W Polsce od roku 2008 powstało ponad 500 sklepów, przeważnie w pobliżu akademików i szkół. Zdaniem zwolenników, dopalacze w  przeciwieństwie do narkotyków nie uzależniają i mogą stanowić dla nich alternatywę. Jednak nie istnieje żaden certyfikat bezpieczeństwa. Brak bowiem badań nad nowo wprowadzanymi dopalaczami. Napisy, że produkt nie jest przeznaczony do spożycia lub ma charakter „kolekcjonerski” mają zdjąć odpowiedzialność z ich sprzedawców i producentów. Okazuje się, że w dopalaczach ciągle pojawiają się nowe syntetyczne związki chemiczne. Prawdopodobnie niszczą korę mózgową, ich interakcje z lekami mogą być groźne. Czy ich zażywanie to właściwy sposób na przezwyciężenie frustracji i pustki własnego życia?