Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Publikacje członków OŁ KSD

Krzysztof Nagrodzki- Nocne zmiany

Zmiany, zmiany, zmiany.... Ileż trzeba reorganizacji, aby Firma mogła przetrwać. I wciąż nabierać krzepy. Przeżyliśmy Okrągły Stół z Magdalenką, gdzie miała urodzić się III Rzeczpospolita - w niej to pierwszy milion należało ukraść, aby Polska rosła w siłę a ludziom żyło się lepiej, jak wyjaśniali konstruktorzy niewidzialnej ręki rynku, z kongresów libertyńskich drużyn od kręcenia lodów. Doświadczaliśmy plusów dodatnich i ujemnych Lecha Wałęsy w belwederskich adaptacjach PRL-u z Wachowskim w tle i cieniami wypędzonych Ka-czyńskich, Olszewskiego i jego półrocznego rządu. Była nadzieja lokowana w AWS-ie, mimo wyjaśnień Wałęsy, który był przeciw a nawet za tym, że w tej koalicji będzie rządziła Unia zwana Demokratyczną czy nawet Wolności. Kibicowaliśmy z zaangażowaniem wyborczym bojom Lecha z naszym komsomolcem Olkiem Kwaśniewskim – jak pieszczotliwie dostrzegł obecność polskiego prezydenta przy moskiewskiej paradzie 2005 roku Władimir Władimirowicz Putin. Przetrwaliśmy dwie – czasami chwiejne ze względu na golenie - kadencje Olka, również w szorstkiej jedności z grupami trzymającymi władzę z SLD. Hodowaliśmy nadzieję na normalność w dobrym, tradycyjnym, łacińskim tego słowa znaczeniu, chociaż strawa informacyjna serwowana przez zrestrukturyzowane postępowo media z Wyborczą i jej dziećmi na czele, konsekwentnie dostosowywała umysł postępowego Polaka do wszelkich postępowych wyzwań w postępowej kulturze.  Szczególnie do demontażu zaściankowego patriotyzmu i obskuranckiego chrześcijaństwa. Pieriestrojka szła jak walec. Tuby masowego kształtowania sięgały systematycznie coraz głębiej i głębiej. Pewną niedogodność sprawiały i sprawiają katolickie okopy medialne dzielnych Ojców Redemptorystów z walecznym o. Rydzykiem na czele, błogosławione przez Jana Pawła II, ale w końcu ile pocisków z euro, dolarów czy nawet złotówek ma Radio Maryja z Telewizją Trwam – aby strawestować pytanie znanego pragmatyka generalissimusa Stalina?
Koalicja PiS z LPR, Samoobroną i prezydentura Lecha Kaczyńskiego dawała jakąś szansę na odwrócenie, a przynajmniej zahamowanie „tryndów” Nowej Lewicy w wyprzedaży suwerenności oraz asymetrycznej – delikatnie mówiąc – reorganizacji gospodarki, ale zbyt potężne siły stawiały na tolerancje i otwartość przeciw siłom destrukcji i nienawiści, aby ten krótki eksperyment miał się udać. Mówiąc szczerze - nie bez winy wszystkich koalicjantów; w tym błędów personalnych i strategicznych...
Cóż, można sprzeczać się nadal czy smycze przeróżnych Trybunałów i gremiów - również z zagranicznymi mocowaniami - stanowiących o praktycznym stosowaniu prawa, połączone z medialnym masowym kształtowaniem karykaturalnego obrazu konkurenta, dawały szanse na wytrwanie i głęboką orkę? Oraz czy dobrowolne oddanie władzy w połowie kadencji, miało sens, czy było raczej kluczowym błędem?... Stało się jednak, jak stało, a zwycięzcy wyborów parlamentarnych 2007 roku bez pisowskich rozterek poczęli twarde „rządy miłości” o medialnych obliczach Palikota, Bartoszewskiego, Niesiołowskiego i innych, poważniejszych zagończyków polowań na  opozycyjne „watahy”, aby je „dorżnąć”, gdyby same nie „wyginęły jak dinozaury” w procesie postępowej ewolucji. 
*
Druga tragedia katyńska w której śmierć poniósł m.in. prezydent Lech Kaczyński, rów-nie tajemnicza jak katastrofa gibraltarska, owijana w niesłychaną podrzędność i petenctwo strony polskiej, stała się testem jakości umysłów i charakterów Polaków. Krótka, zatem tym bardziej łatwa do zapamiętania kampania wyborcza do najwyższego Urzędu w państwie, mogła pomóc w oddzielaniu ziarna od plew.
Nietrudne do przewidzenia było, iż zostaną postawione perfidne bariery, dla wytłumiania emocji po narodowej ale i osobistych tragediach; że będzie eksponowany stan cywilny Jarosława Kaczyńskiego; że nadal będzie kolportowany jego obraz, jako chytrego niewiarygodnego nienawistnika wobec ludzi postępu, ze szczególną zawziętością tropiącego poczciwców z tajnych służb poprzedniego ustroju i niewinnych producentów maszynek do kręcenia lodów; polityka zagrażającego stosunkom międzynarodowym – a szczególnie po-godnemu wasalstwu wobec sąsiadów ze Wschodu i Zachodu. Agresywne, płaskie wice, ka-lumnie, pomyłki, fałszywki, w końcu również „granie trumną” Blidy, nieszczęściem rodzin ofiar tragedii pod Smoleńskiem, reakcją niektórych mediów i instytucji wobec tej tragedii, dopełniały czarny pijar, a wszystko pod tragikomicznym w takim kontekście hasłem: „Zgoda buduje”!  Dwie debaty telewizyjne również dały sporo możliwości dla porównywania estetyki i poziomu merytorycznego obu pretendentów.
Był moment, kiedy wydawało się, iż owe wysiłki dały efekt – w połowie dystansu wygrywał... Kaczyński. Jednak noc, nie pierwszy raz, zademonstrowała swoje możliwości i wskazała na Komorowskiego. I stało się, co stać miało...

*
Jednym z porannych tużpowyborczych doznań był głos radiowy kapłana Kościoła rzymskokatolickiego ks. red. Kazimierza Sowy. On ci bezpruderyjnie wyjawił (chyba w radiu „Zet”), iż głosował za Komorowskim, kandydatem mającym swój wolny pogląd w kwestii in vitro. Należy zatem domyślać się, że od pewnego stopnia katolicyzmu medialnego, obowiązek słuchania wskazań Watykanu, a tym  bardziej lokalnych Episkopatów, ustaje?...
*
Po zmianach nocnych przychodzą jednak następne  – nawet wbrew ustaleniom, iż  „władzy raz zdobytej nie oddamy nigdy”. To naturalna kolei rzeczy. Zatem trzeba robić swoje, cierpliwie i godnie - bo z tego będziemy rozliczeni. Najsprawiedliwiej. Bez głosowań i bez komisji liczących głosy. TAM. Tylko spoko.

Copyright © 2017. All Rights Reserved.