Publikacje członków OŁ KSD

Jan Gać - ASTORGA

Rok 2010 jest rokiem św. Jakuba, bo wspomnienie jego męczeństwa – 25 lipca – przypada w niedzielę. Na szlak do grobu Apostoła wyruszają wtedy tysięczne rzesze pątników i turystów ze wszystkich zakątków Europy, ale i spoza kontynentu.

Jeszcze tylko osiem kilometrów do następnego etapu. Jeszcze kilka kolejnych pagórków i rysujące się na horyzoncie miasto udzieli mi gościny, przynajmniej na tę krótką chwilę podczas wędrówki do grobu św. Jakuba w Santiago de Compostela. Astorga! Lubię miasta takie jak to, czyli nie przyduszone w swej historycznej starówce wieńcem agresywnych, nowych dzielnic, które swą prozaicznością, by nie powiedzieć brzydotą, zwykle skutecznie zacierają atmosferę dawności, eliminując powab czasu minionego. Pozostaje ciągle dla mnie tajemnicą, dlaczego współczesna cywilizacja, choćby w odmianie budownictwa, nie jest w stanie wypracować takiego stylu, który by pociągał, który dawałby zadowolenie i sprawiał radość.

Jest południe. Kwietniowe słońce, już ostre, ale nie dokucza. Czuje się chłodne podmuchy wiatru ciągnące gdzieś od nie tak znów dalekich Gór Kantabryjskich. Odczytuję z mapy: Cordillera Cantábrica miejscami przekracza dwa tysiące metrów. Bliższe pasmo gór Leónu jest nieco niższe. To ciągle jeszcze nieprzystępna, izolowana, zamierzchła Maragatería, kraina kilku wiosek zamieszkanych przez Maragatos, potomków Maurów, którzy po najeździe zmieszali się z lokalną ludnością pochodzenia wizygockiego. Z czasem przyjęli od nich chrześcijaństwo, lecz po dzień dzisiejszy pielęgnują prastare zwyczaje i tradycje, nosząc stroje odbiegające od strojów sąsiadów. To nie relikt przeszłości, to żywa etnia, przyczynek do refleksji nad populacyjną mozaiką ludów Europy.

JEDNOŚĆ W RÓŻNORODNOŚCI

Astorga! Ruszam na zwiedzanie miasta. Najlepiej jest przystanąć na skwerze przed rzymskimi murami, jakby na Plantach w Krakowie, tak, by móc widzieć te mury w całej ich okazałości, a ponad nimi owe dwie obok siebie stojące budowle, ogromną bryłę katedry i dopasowany do niej wyglądem budynek pałacu biskupiego. Właśnie te trzy komponenty architektury, tak udatnie ze sobą współgrające, każą mi z kolei snuć refleksje na temat umiejętności łączenia różnych jakości w jedną całość, bez dysonansu. Bo przecież są tu obecne trzy różne, w końcu odległe od siebie epoki: rzymska, renesansu i współczesna, a nie kłócą się ze sobą, przeciwnie - dopełniają.

Rzymianie założyli miasto na rozległym, żyznym płaskowyżu, w miejscu, gdzie kończył się biegnący na północ znad Morza Śródziemnego szlak srebrny - Via Plata. Nazwali je Asturica Augusta. W tym miejscu pozwolę sobie wyrazić mój żal do Rzymian, że też nie założyli przy Szlaku Bursztynowym żadnego miasta z kolumnami i z forum, choćby nawet bez łaźni, teatru i odeonu. No cóż, nie było nad Wartą i Wisłą winnic, ani oliwek, tak jak je uprawiano w Hiszpanii, bo przecież nic innego nie stało im na przeszkodzie. Nasi Słowianie wcale nie byli ludem bardziej barbarzyńskim, aniżeli dzicy mieszkańcy Gór Kantabryjskich. To z obawy przed atakami plemion tych wojowniczych górali Rzymianie opasali swe miasto murami grubymi na sześć metrów.

PIĘKNO KATEDRY

Miejscowa katedra, wyrastająca jakby z tych murów, jest wspaniała. I wzbudza podziw. Jak tę niewielką miejscowość, jaką była Astorga, było stać na wzniesienie tak okazałej i pięknej budowli! Gdzie przenikają się elementy renesansu ze spóźnionym celowo gotykiem. Skłonna ku mistycyzmowi hiszpańska kultura w XV wieku, kiedy rozpoczęto budowę katedry, wcale nie gustowała w idących z Italii prądach architektonicznych nowinek. Ciągle jeszcze wolała rozmodlony gotyk, przydając mu własną wersję, aniżeli zbyt odważne na hiszpański gust wynalazki w postaci roznegliżowanych w malarstwie ciał św. Sebastiana, Adama i Ewy. Dlatego konsekrowana w połowie XVI wieku katedra jest ciągle jeszcze gotycka, a mniej renesansowa. A jeśli już, to w odmianie plateresco, kiedy to na zewnętrzne mury o gładkim licu nakładano dla ozdoby architektoniczne elementy. Oprawę głównego portalu wykonano już w duchu baroku. I to jakiego baroku! Wchodzi się do środka jak do teatru o wyszukanej scenografii, a tą są sceny pasyjne, odkute w kamieniu wypukłym reliefem.

DOTKNIĘCIE GENIUSZA ARCHITEKTURY

W 1886 r. spłonął stojący przy katedrze pałac biskupi. Światły hierarcha, Juan Bautista Grau, rozglądał się po Hiszpanii za zdolnym architektem, który podjąłby dzieło wzniesienia nowego. Miał szczęście. Ktoś mu podsunął Antonia Gaudíego, wtedy jeszcze mało znanego architekta z odległej Katalonii, trzydziestokilkulatka, który przy wznoszeniu zamożnych kamienic w Barcelonie zdobywał uznanie swoim nowatorskim stylem. A styl ten wyrastał z głębokiego ugruntowania się artysty w chrześcijaństwie, które wyniósł ze szkół pijarskich, a te uformowały jego charakter, poglądy i wiedzę. W okresie szalejącego modernizmu lat 80 XIX wieku, nie chciał być w architekturze odtwórcą. Miał ambicję stworzyć styl własny. I oto nadarzyła się okazja. Na wezwanie biskupa przybył do Astorgi. Przyjrzał się katedrze, przekontemplował zasady gotyku i podjął wyzwanie. Chciał się nawiązać do tej wspaniałej świątyni, ale bez jej naśladownictwa, by nie popaść w rodzaj plagiatu. Miał ambicję na fundamencie gotyku wykreować własne dzieło, całkowicie oryginalne, które by współgrało z samą katedrą, a byłoby od niej różne. I udało się! Kto wie, czy ten piękny pałac biskupi w Astordze, nie wyzwolił w młodym artyście odwagę do zmierzenia się z czymś naprawdę wielkim? Bo trzeba było mieć duszę nie tylko wizjonera, ale i należało pałać nieustraszoną odwagą, by móc przyjąć zlecenie na budowę w Barcelonie bazyliki Sagrada Familia, kościoła najbardziej chyba niezwykłego w skali całego świata.