Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Publikacje członków OŁ KSD

Jan Gać-Kair bramą do Afryki (odc. XV)

Jakie miasto można uznać za bramę do Afryki? Takiego miasta nie ma, bo przecież – choć Afryka stanowi jeden kontynent - nie jest jednorodna. Z grubsza biorąc są trzy różne Afryki, trzy jej całkowicie odmienne odsłony. I wcale nie o geografię chodzi w tym podziale, lecz o jej tkankę ludzką.

Afryka muzułmańska rozprzestrzenia się głównie na północnej części kontynentu, między Morzem Śródziemnym a południową Saharą. Czarna Afryka okołorównikowa zajmuje jego część środkową, zaś na południu, oblewana Atlantykiem i Oceanem Indyjskim, leży Afryka wyniesiona przez ludzi białych na najwyższy poziom rozwoju cywilizacyjnego. I każda z tych trzech różnych Afryk, pomijając jej warunki naturalne, ma własne oblicze, własną tkankę etniczną, własną tożsamość, kulturę, tradycje, przeszłość, ale i teraźniejszość, jakże często bardzo złożoną i niełatwą.

Wizytówką Afryki muzułmańskiej stał się dla mnie Kair, dziś ogromnie rozległa aglomeracja rozciągnięta po obu stronach Nilu, wkraczająca głęboko we Wschodnią Pustynię i na zielone obszary Delty, licząca – któż to może zliczyć – coś około 20 milionów mieszkańców. Jest to miasto osłonięte pyłem i kurzem pustynnym. Miasto niewyobrażalnego chaosu, jakby  życie jego mieszkańców upływało nie w domach, lecz na zewnątrz, na ulicach. Miasto, które nie zasypia. Miasto prawie bez sygnałów świetlnych na niekończących się skrzyżowaniach. Miasto przemykających pomiędzy pędzącymi pojazdami ludzi, którzy jednak nie giną pod kołami aut. Miasto śmietników na dachach domów i cuchnących kanałów wzdłuż Nilu z pływającymi zwłokami zwierząt domowych, a pomimo to nie zapadające na epidemię. Jest to  miasto tysięcy meczetów, z których wiele to perły architektury, zarówno dawnej, jak i współczesnej. I miasto z ambicjami, co widać na jego dalekich obrzeżach, dzielnic z rozmysłem odsuniętych głęboko w pustynię, gdzie się buduje w oparciu o futurystyczną urbanistykę i architekturę.

Nie gdzie indziej, lecz w Kairze przyjezdny po raz pierwszy zapoznaje się na dużą skalę z najstarszą cywilizacją Afryki, ze starożytnością faraonów, raz poprzez odwiedziny w Muzeum Egipskim, to znów podczas wycieczki do piramid w Gizie, która to dzielnica  prawie została już wchłonięta przez miejską zabudowę. Nie trzeba wielkiej wyobraźni, by skonstatować, że cywilizację tę charakteryzuje sakralność i monumentalizm. Przecież to, co zachowało się z najdawniejszych czasów, to przede wszystkim świątynie i grobowce, szerzej: sztuka sepulkralna, widoczna również w drobniejszych obiektach, takich jak rzeźby bóstw i deifikowanych władców oraz przedmioty związane z mumifikacją. Podziwiając ogrom budowli grobowych, jakimi są piramidy, zwiedzający Egipt nie może wyzwolić się od lawiny pytań. Co je powołało do istnienia? Jakie motywy kryją się za tak gigantyczną pracą włożoną w ich powstanie? Pycha faraonów i ich próżność? Utrzymanie poddanych w posłuchu przez przymuszanie chłopów do robót publicznych? A może przekonanie w istnienie życia po śmierci? Egipcjanin uważał, że śmierć była tylko przejściem do lepszego świata, była aktem wejścia w środowisko istniejące bez końca, co w perspektywie znikomości życia ludzkiego na ziemi wydawać się mogło stawką wartą najwyższych zabiegów. Cała sztuka starożytnego Egiptu stanowi wyraz tego przekonania.

Może ta nadzieja na lepsze życie w zaświatach legła u podstaw gwałtownie rozwijającego się chrześcijaństwa w starożytnym Egipcie? Te i tym podobne myśli nachodziły i mnie, gdy ruszyłem w miasto na poszukiwanie kościołów. A jest ich całkiem spora liczba. Najstarsze znajdują się w Starym Kairze, tam gdzie Rzymianie założyli potężną twierdzę Babilon. Po wycofaniu się rzymskich garnizonów znad Nilu, na jednej z wież twierdzy miejscowi chrześcijanie pobudowali kościół  na belkach, odtąd zwany kościołem wiszącym, bo nie posiada fundamentów.  Świątynię tę polecili opiece Matki Bożej.
Niewiele starszym jest Abu Sarga, kościół poświęcony świętym Sergiuszowi i Bakchusowi, szczycący się tym, że zbudowano go na grocie, wskazywanej od najdawniejszych czasów jako miejsce zatrzymania się Józefa z Maryją i Dzieciątkiem  podczas Ich pobytu nad Nilem. Stojący w pobliżu  grecki kościół św. Jerzego również odwołuje się do tej samej tradycji.  Tuż obok stoi kościół św. Barbary ufundowany pod koniec VII wieku przez chrześcijańskiego pisarza na dworze jednego z muzułmańskich emirów.

Wszystkie te kościoły założono na planie bazyliki średnich rozmiarów. W zgodzie z wymogami liturgii koptyjskiej zaopatrzono je w ikonostasy, tyle że bez nadmiaru ikon,  sporządzone z  misternie wiązanych kawałków drewna cedrowego i kości słoniowej w kwietne i geometryczne desenie. Ikony natomiast, o  charakterystycznym malunku dla sztuki koptyjskiej, niektóre bardzo stare, rozwieszono na ścianach naw bocznych.

Zwiedzając dawne kościoły Starego Kairu, a jest ich znacznie więcej, by wspomnieć wspaniałą katedrę ortodoksyjnych Greków, nie można pominąć Muzeum Koptyjskiego. Jest to jedno z najciekawszych muzeów Kairu, a może i całego Egiptu, posiadające bezcenne skarby sztuki chrześcijańskiej sprzed inwazji arabskiej, muzeum urządzone z rozmachem, przykład dla muzealników, jak się winno eksponować zabytki.

Całkiem sporą grupę współczesnych kościołów znaleźć można w plątaninie ulic w dzielnicach nowoczesnego śródmieścia, w sąsiedztwie Muzeum Egipskiego. Jest tam katolicka katedra św. Marka, wspaniała, przestrzenna, nowoczesna budowla z pierwszych dekad XX wieku, z lasem kolumn w środku i z cyborium nad ołtarzem, dokładnie taka jak w bazylikach konstancjańskich. Jest jezuicki kościół Świętej Rodziny, ćwierć wieku starszy, o wnętrzu utrzymanym jakby w stylu mauretańskim. Jest kościół świętych Piotra i Pawła, też katolicki i też z pierwszej dekady XX wieku, o wnętrzu stylizowanym na wczesnochrześcijańskie kościoły rzymskie, cudownie ozdobiony neorenesansowymi freskami ze scenami życia Jezusa. Nieco dalej, w dzielnicy Heliopolis, ufundowano w 1906 roku ogromną bazylikę Matki Bożej, wzorowaną na Hagia Sophia w Konstantynopolu. Jest znacznie więcej świątyń katolickich, zaś świątyń innych obrządków wschodnich, w tym koptyjskich, można liczyć w dziesiątki. I co charakterystyczne: poukrywane w labiryncie domów mieszkalnych wszystkie te świątynie są ogrodzone parkanami i starannie chronione w systemie monitoringu przed wandalizmem ze strony muzułmańskich ekstremistów. Otwiera się je wyłącznie na czas nabożeństw, gdy wiernych ochrania obecność egipskiej policji.

Przebywając w Kairze, nie można pominąć sanktuarium św. Marka, patrona chrześcijaństwa egipskiego. Bo przecież autor drugiej Ewangelii głosił Dobrą Nowinę w Aleksandrii, gdzie poniósł śmierć męczeńską podczas prześladowań za Nerona, a te podobno dotarły i nad Nil. Koptyjską katedrę św. Marka odnalazłem w dzielnicy Abbasiya, nie daleko  centrum. Jest to jedyny kościół, którego powstanie finansował rząd egipski. Osobiście prezydent Nasser kładł kamień węgła pod jego budowę w 1965 roku. Trzy lata później kościół konsekrował patriarcha Cyryl w obecności etiopskiego cesarza Haile Selassiego podczas wielkich uroczystości powrotu relikwii św. Marka do Egiptu, zwróconych przez papieża Pawła VI prawowitym właścicielom. Relikwie te,  wykradzione przez kupców weneckich, pozostawały w weneckiej bazylice św. Marka od 828 roku.

Warto na dłuższą chwilę zatrzymać się w grocie kościoła Abu Sarga. Zamieniona w starożytności na niewielką kaplicę, grota leży tak głęboko pod fundamentami kościoła, iż w pewnych okresach podchodzi wodą podskórną z niedalekiego Nilu. To świętość dla egipskich chrześcijan, dla nich miejsce niemal tak drogie jak Grota Narodzenia w Betlejem dla pozostałego świata chrześcijańskiego. Egipski Kościół koptyjski głęboko przeżywa pobyt Świętej Rodziny w dolinie Nilu. Temu starożytnemu przekonaniu pozostał wierny aż po dziś dzień, więcej – na nim ukształtował własną tożsamość, tożsamość głęboko maryjną. W roku 2000 patriarcha Szenuda III, zwany u Koptów papieżem, ostatecznie wykreślił drogę wędrówki Świętej Rodziny w Egipcie, odwołując się do bardzo starej tradycji. Koptyjski Synaxarion, czyli zbiór żywotów męczenników i świętych wyznawców, wymienia aż dwadzieścia dwa miejsca, w których mieli zatrzymywać się uciekinierzy przed gniewem Heroda. I w tych miejscach pobudowane zostały w różnym czasie kościoły i monastery, niektóre początkami sięgające IV wieku, inne nam współczesne. Obecnie chrześcijanie egipscy podejmują wytypowanym szlakiem pobożne pielgrzymki. Spróbujmy i my pójść ich śladem.

Po kilku dniach wędrowania, pokonawszy szczęśliwie pustynne obszary północnego Synaju, wszedł Józef do Pelusium, rzymskiego miasta będącego bramą do Egiptu. Położone nad jednym z ramion Nilu, obecnie wyschniętym, miasto wychodziło na szeroką i żyzną równinę, zapewne kojarzącą się Józefowi z ziemią Goszen, na której jego odlegli przodkowie, Izraelici, żyli przez czterysta lat, aż ich stamtąd wyprowadził Mojżesz do Ziemi Obiecanej. Nie zatrzymali się tam na dłużej, szli dalej, w głąb Delty, gdzie natrafili na starą osadę Bubastis, dziś rolnicze miasteczko Zagazig. Według apokryficznego podania przydarzyła im się tam przygoda: zrezygnowany daremnym poszukiwaniem jakiegoś schronienia we wsi, spoczął Józef pod drzewem. Tam zainteresował się utrudzonymi wędrowcami z niemowlęciem na ręku wracający z pola wieśniak imieniem Aklum, zaprosił ich pod swój dach, ugościł jak mógł, uskarżając się na chorobę żony. Tę zaraz uzdrowił samą swą obecnością maleńki Jezus. Józef kierował się dalej na południe, do ważnego rzymskiego miasta Babilon, dziś będącego chrześcijańską dzielnicą Starego Kairu. Wpierw musieli w drodze przechodzić przez Heliopolis, kolejne ważne miasto rzymskie, wcześniej jedno ze świętych miast faraońskich, noszące obecnie nazwę al-Matariya.

Rośnie tam rosochata, rozrosła sykomora, w czasach pogańskich drzewo uchodzące za święte, według botaników mogące początkami sięgać starożytności. Miejsce to cieszy się wielkim poważaniem na trasie wędrówki Świętej Rodziny, nie tylko u chrześcijan, ale i u muzułmanów, którzy także uznają tę wędrówkę za historyczną, a przekonanie to uczcili wystawionym w pobliżu meczetem w sąsiedztwie jezuickiego kościoła z pierwszych lat XX wieku. Nawet w czasach sułtańskich chrześcijańscy pielgrzymi docierali w to miejsce, drzewo było chronione przez strażników muzułmańskich, by pielgrzymi nie ogołocili je do gołego pnia z gałęzi i kory, a za umożliwienie zwiedzania pobierali wysokie opłaty. Niezmordowany pielgrzym z zakonu św. Dominika, Felix Fabri, w XV wieku dotarł w to miejsce i odnotował w swej relacji z pątnictwa, że strażnicy wpuszczali przez bramę za ogrodzenie po cztery osoby. Tradycja powiada, że Święta Rodzina zatrzymała się na dłuższy odpoczynek pod  sykomorą, Maryja wykąpała Niemowlę w pobliskim źródełku i  zrobiła tam większe pranie.
Z jakichś powodów Józef poniechał możliwości osiedlenia się w rzymskim Babilonie, chociaż istniała tam prężna gmina żydowska, czego odległą reminiscencją pozostaje do dziś zabytkowa synagoga Ben Ezra, wprawdzie nowszej daty, ale swą obecnością w pobliżu chrześcijańskich kościołów przywołująca pamięć córki faraona, która w nadrzecznych szuwarach znalazła w koszyku noworodka Mojżesza.

Po wyjściu z rzymskiego Babilonu Józef powędrował nieco dalej brzegiem Nilu i w miejscowości Maadi, dziś będącej południową dzielnicą ogromnego Kairu, zgodził wioślarza, który, za  przywiezione z Betlejem złoto pochodzące z darów Mędrców ze Wschodu, zobowiązał się przewieść Świętą Rodzinę w górę rzeki. W miejscu, gdzie się to działo, Koptowie wznieśli ogromny monaster o dostojnej architekturze, wsparty częściowo na wchodzącej w rzekę platformie, dedykowany Matce Bożej. W obejściach kościoła przywołuje się sentencję wziętą z proroctwa Izajasza, zapisaną alfabetem arabskim: „W ów dzień będzie się znajdował ołtarz Pana pośrodku kraju Egiptu, a przy jego granicy stela na cześć Pana. (…) Wtedy Pan da się poznać Egipcjanom” (Iz 19, 19-21).

W Środkowym Egipcie kilka miejsc upamiętnia pobyt Świętej Rodziny. Dla Koptów dwa są najważniejsze, bardzo stary monaster al-Muharraq i monaster Durunka, oba wzniesione na lewym, czyli zachodnim brzegu Nilu, w niewielkiej odległości od rzeki, na skraju żyznej równiny i stromych klifów pustyni. Pierwszy upamiętnia jakiś stary porzucony dom z kamieni, który Józef naprawił, by móc w nim zamieszkać. To tam po kilku miesiącach pobytu odnalazł go anioł z radosną wieścią: „Wstań, weź Dziecię i Jego matkę i idź do ziemi Izraela, bo już umarli ci, którzy czyhali na życie Dziecięcia” (Mt 2,20). A zatem dobiegała końca tułaczka na politycznej emigracji. Najwyższy czas by wracać.

Tradycja utrzymuje, że Józef nie zamierzał wędrować pieszo brzegiem rzeki w kierunku Delty, zapewne dysponował jeszcze nie do końca wydaną gotówką, skoro zdecydował się na podróż rzeką. W miejscu zamieszkania nie było żadnego portu, gdzie by mógł zgodzić odpowiedni transport. Powędrował zatem kilkadziesiąt kilometrów dalej na południe, gdzie przywarła do rzeki  rzymska miejscowość Lycopolis, obecnie naprzeciwko przemysłowego miasta Asyut. Tam znalazł odpowiednią łódź i właściwego człowieka, który wyraził zgodę na przewiezienie żydowskiej rodziny do rzymskiego Babilonu, skąd wędrowcy musieli już iść dalej pieszo utartym traktem rzymskim.

Wedle tejże tradycji zajęło to trochę czasu Józefowi, zanim znalazł w Lycopolis chętnego, który podjąłby się kilkutygodniowej podróży w dół rzeki. Na ten czas Święta Rodzina zamieszkała w skalnym wyrobisku na skraju pustyni, gdzie w czasach faraonów łamano kamień do budowy świątyń. W późniejszych wiekach wyrobisko to w postaci groty obudowali chrześcijanie kaplicą, a ta stanowi obecnie najbardziej czczone miejsce w obrębie ogromnego monasteru, jaki tam budowano przez kolejne stulecia.

Oba monastery stanowią ukoronowanie pątniczego szlaku po śladach Świętej Rodziny w Egipcie. W al-Muharraq pielgrzymi tłumnie pojawiają się w czerwcu, kiedy odbywają się tam główne uroczystości. Do monasteru Durunka przybywają na dwa tygodnie w sierpniu, a kulminacją uroczystości jest wigilia Wniebowzięcia Matki Bożej, w kalendarzu koptyjskim przypadająca na 21 dzień sierpnia. Z całego Egiptu gromadzą się wtedy Koptowie, których liczba sięga dziesiątków tysięcy. Na potrzeby tak ogromnych tłumów pobudowano tam domy pielgrzymkowe, hotele, sklepy, słowem – całą  nowoczesną infrastrukturę.

Kościół koptyjski utrzymuje, że Święta Rodzina przebywała w Egipcie nieco ponad dwa lata, co by się z grubsza zgadzało z biblijną chronologią. Uwzględniając błąd w obliczeniach popełniony w VI wieku przez Dionizego Małego, Jezus urodził się w Betlejem pomiędzy 7 a 6 rokiem p.n.e., Herod natomiast zmarł w 4 roku p.n.e., co zostało dowiedzione przez historyków w oparciu o relację Józefa Flawiusza i inne źródła historyczne. Tak zatem kiedy Święta Rodzina  udawała się na polityczną emigrację do Egiptu, Jezus mógł mieć kilka miesięcy. Kiedy wracali do ojczyzny, był już chłopcem w wieku około trzech lat, zatem już chodził, mówił i próbował być pomocny Rodzicom. Zapewne też przejął coś z języka Egipcjan, przecież nie mógł stronić od miejscowych rówieśników, z którymi mógł oddawać się wspólnym zabawom.
                                                                                 *****
W Kairze po raz pierwszy nawiązałem kontakt z chrześcijaństwem Egiptu. Pomimo tylu niezwykłości, jakie może zaoferować to zaskakujące miasto, pragnąłem jak najszybciej wydostać się z jego zakurzonych i hałaśliwych ulic, by zaszyć się głęboko w pustynię i tam, w ciszy i w oprawie egzotycznej przyrody, zaczerpnąć choćby odrobinę z ducha egipskiego monastycyzmu. Wybrałem się na Synaj.

Synaj to niewymownie piękny zakątek naszego globu. Geograficznie i duchowo nie należy do Bliskiego Wschodu, tym bardziej nie należy do Egiptu, chociaż współcześnie związany jest politycznie i administracyjnie z państwem znad Nilu. Sam w sobie jest autonomiczny.  I jest niepowtarzalny. Przemierzając kiedyś synajskie bezdroża w towarzystwie pewnego profesora geologii, z uniesieniem słuchałem jego przemyśleń, wyrażonych słowami pełnymi zachwytu nad otwartą księgą zapisaną w warstwach ziemi. Czytał on  formacje skał z najwyższym znawstwem, a przecież w tym zakątku świata widział je po raz pierwszy. Bo księga ziemi jest uniwersalna, wystarczy poznać jej pismo, jej szyfr, by móc odczytać zapisany w geologicznych pokładach Boży zamysł. Są to słowa profesora geologii!

Krajobrazy Synaju! Pustynia zmienia swą postać raz po raz, nawet kilkakrotnie w ciągu jednego dnia. Światło słońca modeluje jej wygląd, stwarza niepowtarzalne nastroje, uwydatnia charakter pustyni, raz groźny, innym razem odstraszający trudną do zniesienia spiekotą popołudnia, to znów przyjacielski od chłodnych powiewów przedwieczerza. Przez mieszkańców pustyni była to z niecierpliwością wyczekiwana pora dnia, czas na rozpamiętywanie dziejów przodków w gronie rodziny zgromadzonej pod płótnem namiotu z wielbłądziej skóry.  Czas zapamiętywania i przekazywania tradycji w łańcuchu pokoleń.

Przy niskim świetle budzącego się poranka, nawet najbardziej szare skały rozpalają się do czerwoności żelaza topionego w hutniczych piecach. Podobnie jest o zmierzchu zanim wszystko na moment  obróci się w czerwień kryjącego się za horyzontem słońca, pustynia wpierw wyzłaca się na podobieństwo tła bizantyńskich mozaik. Cudowności! A morze? Ciepłe, turkusowe, łagodne, pełne stworzeń  niewyobrażalnych kształtów i nasyconych barw w rafach koralowych Morza Czerwonego, przez znawców podwodnego świata kwalifikowanych do grupy najpiękniejszych!

Zewnętrzna pustka Synaju potrafi wypełnić wnętrze człowieka nieskończonymi treściami. Zaprasza do odkrycia pustynnej ciszy, choćby na moment, by móc się odłączyć od wirtualnych nośników chaosu i znikających obrazów. Trudno się dziwić, że na kartach Biblii znajdujemy jeden wielki zachwyt nad pięknem i złożonością świata widzialnego. Chciałoby się w tym miejscu przytoczyć słowa Pawła Apostoła z Listu do Rzymian:  „Albowiem od stworzenia świata niewidzialne Jego przymioty (tzn. Boga, J.G.) – wiekuista Jego potęga oraz bóstwo – stają się widzialne dla umysłu przez Jego dzieła…” (Rz 1,20).
                            

Copyright © 2017. All Rights Reserved.