Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Publikacje członków OŁ KSD

Tomasz Bieszczad-Rewolucyjne grymasy „Komediantów”

Jedno z tych zdań, które na całe życie zapada ci w pamięć i które co jakiś czas wraca. Przypomina o nieodzowności krytycyzmu (także autokrytycyzmu) i pomaga bronić się przed toksycznymi prawdami „objawionymi”. Genialna trawestacja znanej myśli Karola Marksa, a jednocześnie jej zaprzeczenie: „Rewolucja jest opium inteligencji” (Revolution is the opium of intelligentsia).

Zdanie z niezapomnianego filmu „Szczęśliwy człowiek” (O, lucky man) Lindsaya Andersona. Jest wypisane na ścianie budynku w slumsach, gdzie w finale trafia tytułowy bohater filmu (w tej roli Malcolm McDowell).

Sam nie wiem, czemu ta lapidarna, ironiczna i nadzwyczaj celna synteza stanu ducha dzisiejszych „etatowych rewolucjonistów” przyszła mi na myśl po obejrzeniu spektaklu „Komadianci” Bronisława Wildsteina, w reżyserii Andrzeja Mastalerza i z udziałem łódzkich aktorów (TVP Kultura, 20.09.2022.). Zarówno myśl z filmu Lindsaya Andersona, jak i sam spektakl „chodzą za mną” do dziś.

Fabuła widowiska kojarzy mi się – w jakimś stopniu – z pamiętną „wojną o Teatr Nowy w Łodzi” (2003 – 2005). Przebiegała ona z początku przy moim skromnym udziale i zaskutkowała tym, że z przyjaciela aktorów i recenzenta teatralnego zostałem nagle otoczony szczelnym ostracyzmem środowiska… Mam wrażenie, że Widstein, pisząc swój dramat, znał przebieg tamtych wydarzeń i cokolwiek z nich zaczerpnął. Kanwą „Komediantów” jest próba odwołania, przez zespół aktorski, dyrektora teatru (którego właśnie mianowały władze) i zastąpienie go znanym reżyserem, cenionym na europejskich scenach. Ten pierwszy nazywany jest przez zespół „mianowańcem”, ten drugi (skrajny „awangardzista”) ma spełnić marzenia zespołu o międzynarodowych sukcesach. Cóż, w Łodzi było trochę inaczej: żaden Oliver Frljić nie pchał się na stanowisko dyrektora Teatru Nowego. Ale emocje były podobne: aktorzy, dziennikarze, włodarze miasta przeżywali swoje role z niezwykłą powagą i poczuciem misji. I tylko ja – podobnie jak dziś Wildstein i Mastalerz – zachowywałem ironiczny dystans pomieszany z popłochem bezsilności.  
 
Przy wszystkich swoich zaletach telewizyjny spektakl „Komediantów” (a jest to rasowa komedia) może być… testem na poczucie humoru środowiska, które Wildstein „wziął na celownik”. Wiemy, że dzisiejsi reżyserzy i aktorzy przyznali sobie pełne prawo do najbardziej destrukcyjnych (wobec kultury) i najbardziej zbzikowanych (intelektualnie) eksperymentów. Podążyła za nimi zdezorientowana i zwiedziona snobizmem publiczność (najnowszym tego przejawem była intronizacja damskiego organu płciowego w holu stołecznego Teatru Dramatycznego).

W „Komediantach” aluzje do artystycznych transgresji współczesnych scen ukazane są z satyrycznym nastawieniem. Krótkie interludia (parodystyczne fragmenty scen z Szekspira), włączone w przebieg dramatu i poddane wymyślnej „awangardowej obróbce”, przypominają nieudolną (a przez to nieodparcie śmieszną) poetykę teatrzyków studenckich. Te pełne pychy uzurpacje artystyczne wsparte są jednocześnie przekonaniem, że aktor jest kimś w rodzaju zbawcy świata i prawodawcy. Bo czyż ktoś, kto zagrał już „wszystko”, nie ma prawa sądzić, iż wie „wszystko” i jest predestynowany do animowania kulturowych rewolucji w świecie? Na przykład do obalania i kreowania dyrektorów teatru? Tytułowi „komedianci” trwonią zatem czas na intrygi i prześmieszne tasiemcowe dyskusje o sztuce i polityce: tej w skali makro (ogólnokrajowej) i tej mikro, której zainstalowanie w teatrze uważają za swą dziejową misję.

Spektakl jest koncertowo wyreżyserowany i popisowo zagrany przez łódzkich aktorów. Miny i grymasy „komediantów” budzą głuchy śmiech, który zamiera w gardle i zamienia się w uczucie litości: gorzka satyra Wildsteina oczyszcza. Na miejscu ludzi teatru poddałbym się jej kathartycznemu działaniu. Teatr polski – prawem kaduka – przyznał sobie prerogatywę szydzenia: z Polski, Kościoła, Jana Pawła II, tradycji… Rezultatem tego były rzeczy dziwaczne, wstrętne i sadystyczne. Teraz teatr powinien mieć odwagę obejrzenia także siebie w krzywym zwierciadle. Dla własnego dobra. W imię uczciwości i prawdy, które – często po latach – ale jednak zawsze wygrywają.   


Copyright © 2017. All Rights Reserved.