Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Publikacje członków OŁ KSD

Tomasz Bieszczad-Czekając na głos trąby Pana…

„Jakże wielki strach nastanie, Gdy Pan przyjdzie niespodzianie, Sądzić ludzkich serc otchłanie... Trąba dziwnym grzmiąca tonem, Nad zapadłych grobów łonem, Stawi wszystkich wraz, przed tronem!” – pisał w poł. XIII w. błogosławiony Tomasz z Celano – franciszkanin i hagiograf św. Franciszka z Asyżu. Równie zatrważająco brzmi dalszy ciąg poematu „Requiem”: „Kiedy Sędzia na tron siędzie, Co się kryło, jawnym będzie: Pomsty piorun dotrze wszędzie!”

Czy mamy czego się bać? „Requiem” przez następne wieki było inspiracją i literackim tworzywem dla mszy żałobnych (z których najsłynniejsze są monumentalne kompozycje W.A. Mozarta i G. Verdiego). Lecz mimo obcowania z tak intensywnie prorockim tekstem, świat ani trochę nie poprawił się od czasów Średniowiecza. Przeciwnie, zszedł na psy i nadal schodzi. Ślepa wiara w miliardy lat ewolucji pozwoliła nauce odsunąć Boga daleko za horyzont dziejów i odebrać Mu autorstwo Stworzenia. Ostatnie dekady XX w. i pierwsze XXI były epoką totalnej wojny z samą istotą życia: manipulacje genetyczne umożliwiły dokonywanie daleko idących „poprawek” dzieła Bożego. Pojawiły się nawet „mechaniczne macice”. Doskonale anonimowi ludzie będą za chwilę masowo produkowani w laboratoriach, bez udziału rodziców, i bez miłości.  
 
Czy nie za łatwo oswajamy się z tymi wszystkimi makabrycznymi wynalazkami? Czy zamiast ekscytować się nowomodnymi trendami cywilizacyjnymi, nie lepiej byłoby – od czasu do czasu – posłuchać Tomasza z Celano? Mnie dreszcz apokaliptycznej trwogi niejeden raz przemknął po plecach podczas niesamowitego koncertu „Solidarni z Ukrainą” w stołecznym Teatrze Wielkim (23.02.2023.). Jego zasadniczym elementem było wspomniane „Requiem” Verdiego. Romantyczny maksymalizm muzyki został tu podkreślony wstrząsającymi wizjami Sądu Ostatecznego, wyświetlanymi w tle sceny (autorka: Izabela Chełkowska). Nastrój wydarzenia zgadzał się idealnie, i z wojenną trwogą dzisiejszych czasów, i ze zmysłem wiary (sensus fidei) dzisiejszych katolików (pod warunkiem, że traktują swoją wiarę z należną jej – eschatologiczną – powagą).
 
Wyrazistym obrońcą powagi wiary (i szerzej: chrześcijańskiej wizji świata) stał się ostatnimi laty Bronisław Wildstein. Pamiętam jak po powrocie z emigracji, deklarował się publicznie jako „niewierzący”.                      Jesienią 2009 r. byłem świadkiem „długiej nocnej rozmowy”, w której wzięli udział: ks. Waldemar Kulbat – nasz wybitny teolog i publicysta, red. Krzysztof Nagrodzki – organizator Konferencji „Dziennikarz między prawdą a kłamstwem” i właśnie Wildstein (miał nazajutrz wziąć udział w tej Konferencji).                                         Pamiętam, że – przy całym dla niego szacunku – nie mogliśmy się pogodzić z tym, że tak mądry i prawy człowiek nie dostrzega w świecie Boga!                                                                                                                 Potem zawsze zależało nam, żeby się… nawrócił.                                                                                          Lata minęły i teraz czytam znakomity tekst Bronisława Wildsteina: głos w dyskusji o depresji.                     Wywołał ją bp Edward Dajczak, który poinformował media, że z powodu tej choroby przechodzi na przyspieszoną emeryturę.                                                                                                                                               Otóż Wildstein, w swoim artykule („Sieci” nr 9/535), akcentuje rolę modlitwy jako czynnika zdolnego, jeśli nie pokonać depresję, to przynajmniej ulżyć w cierpieniu. I jako jedyny porównuje tę przypadłość do „nocy czarnej” zmysłów (zgodnie z określeniem Św. Jana od Krzyża).

„Noc czarna” to rodzaj bożego dopustu, ciężkie duchowe doświadczenie samotności i niemal eschatologicznego odrzucenia. Przejmująco pisze o tym Psalmista (Ps. 88): „Moje posłanie jest między umarłymi… Umieściłeś mię w dole głębokim, w ciemnościach… Oddaliłeś ode mnie moich znajomych, uczyniłeś mnie dla nich ohydnym… jestem zamknięty, bez wyjścia… do Ciebie ręce wyciągam...” Tekst zdaje się sugerować, że to Bóg jest źródłem utrapienia. Zatem, kto uzna Psalm 88 za opis depresji, niech modli się nim w chwili rozpaczy, albo niech przywoła końcowe frazy „Requiem” Tomasza z Celano: „Z jękiem żebrzę pod Twym tronem, Z sercem z bólu w proch skruszonym; Pieczę miej nad moim zgonem! Pomnij na to, Jezu drogi, Żeś wszedł dla mnie w ziemskie progi, Nie gub mnie w on dzień tak srogi...”
On na pewno pomoże.


Copyright © 2017. All Rights Reserved.