Publikacje członków OŁ KSD

Krzysztof Nagrodzki-Tajemnice alkowy (wspomnienia z dawnych kursokonferencji)

To było wiosna. Dawna...
Wiosna w rozkwicie.
Czas podjęcia trudu szkoleń fachowych stał za drzwiami.
Bez dalszego ociągania należało je otworzyć.
Znalazłem się na kursie.

Wiem, wiem – mówiło się różnie, często z cynicznym zmrużeniem oka o „kursowaniu” - to stereotypy – fałszywe jak zwykle.... No.... przeważnie :-)  

Zdobywanie, poszerzanie oraz pogłębianie wiedzy to obowiązek świadomego obywatela, ze szczególnym wskazaniem na Kadrę Kierowniczą.
Jesteśmy ludźmi poważnymi, chłonącymi wiedzę z determinacją, niezależnie od okoliczności.

Tym razem padło na środki ochrony antykorozyjnej w budownictwie.

Temat – przyznacie - niebagatelny.

Sprawna organizacja, wypróbowany zespół projektowo-wykonawczy.
Ba! Nawet wojsko.
(Tu wyjaśnienie: Słuszny jest powszechny pogląd, iż armia nie koroduje, ponieważ - jak oznajmił energiczny kolega kapitan – jest w stałej walce z tym zjawiskiem.
Jest to jeden z przykładów pokojowej ofensywy naszych sił zbrojnych).

Zgodnie z programem, wysoko wykwalifikowani wykładowcy zaczęli wypompowywać w nasze umysły preparaty hydrofobizujące, żywice epoksydowe, poliuretany, pianki krylamitowe i inne liczne kompozyty, z którymi zetknąwszy się, korozja pierzchać powinna za siódmą miedzę.

Nic nie zapowiadało tej niezwykłej przygody.
Życie zadecydowało samo...

Któregoś dnia zjawiła się Ona.
Piękna.
Ciepła.
Wrażliwa.

Ptactwo za oknami wzmogło upojne trele.
 
Promienie słoneczne przesączały się przez zieleń i firanki, aby osiąść na rękach, długopisach...

Coś musiało się zdarzyć.

Wszystko zastygło oczekiwaniu.

Jej pełne usta obiecywały wiele... i nie zawiodły...

Jak zahipnotyzowani weszliśmy za wskazaniami jej głosu do wnętrza mieszkania.

Odnalezienie sypialni nie było problemem.

Owionęło nas bogactwo zapachów.

Stanęliśmy oszołomieni.

Cudowna przewodniczka, konsekwentnie, z wyczuciem i inicjatywą wiodła w głąb zmysłowej przestrzeni.

- Tu – szepnęła, wskazując na podłogę.

Wrażliwe, drgające nozdrza nieomylnie wyczuły parujący ksylamit.
W pokoju wibrowało od fascynującego zdepolimeralizowanego chlorku winylu z wykładziny.

Zręcznie i figlarnie uchyliła rąbek tapety zmywalnej – aldehyd - wionęło, a głębiej, głębiej – głos był niski, ekscytujący - głębiej płyta z pyłów dymnicowych emitujących... nie dokończyła, bowiem w tym momencie refleks świetlny wydobył z boazerii orgię kolorów zarodników owocnika grzyba domowego.

Co za barwy!
Ogarnęła nas niezwykłą czułość...
 
Łoże wykonane z płyt wiórowych otuliło ostrym, jak tęsknota, formaldehydem.
Mieliśmy łzy w oczach, w głowach coś pulsowało, wzmagał się szum przechodzący w łomot.
Potem była już tylko wielka synteza.

Czteroaminodwufenyl przeplatał się z naftyloaminą, konkurując ze związkami nieorganicznymi arsenu.
 
Mamiła benzydyna ze swymi solami, goniona przez ostry benzen.

Azbest szalał rudą chromoniklową, opętaną eterem dwuchromometylowym.
 
Do zatracenia!....

Kiedy zdołaliśmy, resztką sił, rozewrzeć okno, do środka wpełzły ciężkie metale oraz dwusiarczek z pobliskiej kotłowni – sezon grzewczy dobiegał końca...

Teraz Ona oczekiwała wyraźnie na propozycje, pomysły...
-    Może namiot?
-    Tkaniny impregnowane żywicami emitującymi aminy – rzuciła z lekkim rozbawieniem.
-    Szałas?...
-    Grzybki. Mytotoksynki – była pieszczotliwie wyrozumiała.
-    Skóra niedźwiedzia i łono natury?
Pomysły stawały się coraz bardziej skrajne.

Proszę to przemyśleć!
- A kwaśne deszcze?
- A ochrona niedźwiedzi – można było wyczuć pewien zawód w słowach naszej Pani Magister od trucizn, antylukrecji polskiego budownictwa.

Rosło przygnębienie wynikające z niemożliwości.
Po kolacji i długich rozważaniach zdołaliśmy wymyślić jedynie temat wiodący na przyszłoroczne zajęcia: Ochrona człowieka przed człowiekiem”...

- Nie było śmiesznie?
- No, właśnie. Kursokonferencje to nie były żarty!


Publikacja retro: Przegląd Techniczny WIP nr 24/89