Publikacje członków OŁ KSD

Zamuszko neoklasyk

Łodzianie na płytach W liczącym około dwudziestu osób, zróżnicowanym stylistycznie łódzkim środowisku kompozytorskim kilkoro twórców, przynajmniej na określonym etapie działalności, zbliżyło się do neoklasycyzmu. Również Sławomir Zamuszko, po młodzieńczych poszukiwaniach warsztatowych obejmujących m.in. próby w dziedzinie muzyki elektronicznej czy teatru instrumentalnego, przyłączył się najwyraźniej do tego nurtu, czego dowodem jest wydana właśnie przez firmę DUX jego autorska, monograficzna płyta z utworami orkiestrowymi.
Zamuszko jest absolwentem Akademii Muzycznej w Łodzi w klasach kompozycji prof. Jerzego Bauera oraz altówki prof. Zbigniewa Friemana, także studiów podyplomowych w Uniwersytecie Muzycznym w Warszawie w klasie kompozycji prof. Mariana Borkowskiego. Dwukrotnie zdobył I nagrodę na Międzynarodowym Konkursie Kompozytorskim „Das neue sorbische Lied” w Cottbus. Na altówce grał w orkiestrze „Polish Camerata”. Pracuje jako adiunkt w łódzkiej AM i pedagog szkół muzycznych II stopnia. Przygotowywał oprawę muzyczną dla Studia Teatralnego „Słup”. Zajmuje się również działalnością popularyzatorską, publikował w „Muzyce 21”, „Wychowaniu Muzycznym w Szkole”, miesięczniku Filharmonii Łódzkiej „Kwarta”.
O swych preferencjach kompozytorskich mówi: „- staram się pisać taką muzykę, jaką sam chciałbym usłyszeć, zarazem tworzyć w taki sposób, aby moje kompozycje były dla innych źródłem radości i przyjemności. Nie chodzi mi tu o łatwość treści czy środków; rzecz w tym, aby słuchacz po poznaniu mojego utworu poczuł się wzbogacony, by nie miał poczucia straty czasu, by nie pomyślał, że mógł raczej posłuchać Beethovena. Zapewne awangarda jest gdzie indziej, niż w moich twórczych poczynaniach, ale sądzę, że nie w języku dźwiękowym rzecz. Dostępny jest mi w zasadzie każdy, uważam jednak, że ponad język ważniejszy jest sam przekaz, a więc kontakt z odbiorcą”.

Na wspomnianej płycie znalazło się pięć kompozycji nagranych przez Orkiestrę Symfoniczną Filharmonii Śląskiej pod dyr. Mirosława Jacka Błaszczyka z udziałem m.in. solistek łódzkich: mezzosopranistki koloraturowej Anny Wereckiej i altowiolistki Róży Wilczak-Płaziuk (wykonujących utwory w tym zestawie„najświeższe”, bo powstałe w roku 2009).

Werecka – wschodząca gwiazda wokalistyki – jest wyspecjalizowana w muzyce barokowej. Tym razem ładnie śpiewa cykl sześciu aforystycznych pieśni, a może raczej wokalnych żarcików muzycznych pt. Nasha Shkhapa do słów Ogdena Nasha i Hillaire Bellona. Są to minutowe portreciki zwierząt. Szkapy wprawdzie nie ma, jest za to Kot, Nosorożec, Drób, Krowa, Świnia i Żmija. Akompaniament orkiestry potraktowany został skromnie pod względem fakturalnym. Oczekiwane w tym wypadku efekty ilustracyjne pojawiają się w drugiej i czwartej miniaturze. Szkoda, że nienajlepsze są proporcje głosu do orkiestry (reżyser dźwięku – Małgorzata Polańska).
Koncert altówkowy można uznać za kompozycję na płycie najciekawszą pod względem brzmienia a zarazem temperatury emocjonalnej, budowanej wspólnie przez instrument solowy oraz orkiestrę (tu reżyseria dźwięku o wiele lepsza). Niedosyt wynika natomiast ze zbytniej lakoniczności formy - trzyczęściowej, lecz jakby nie w pełni rozwiniętej, nieprzekraczającej w sumie15 minut.
Inspirowane muzyką Mozarta, trzyczęściowe Divertimento in memoriam W.A.M. na orkiestrę smyczkową z roku 2006 mieści się z kolei w 9 minutach. Kompozytor wzbogacił język o środki politonalne, wyrazowo na pewno nie zaszkodziłaby utworowi bardziej finezyjna, w sensie uwypuklenia kontrastów wewnętrznych, interpretacja.
O rok „starszy” od Divertimenta jest Europejczyk w Meksyku na flet solo i orkiestrę smyczkową – pogodna, fragmentami motoryczna miniatura o charakterze folklorystycznym, pomyślana ponoć jako przetworzenie czterech melodii prekolumbijskich (ręczę jednak, że na to akurat nikt sam by nie wpadł, bo całość brzmi nawet dość swojsko). Flecistka Agata Igras-Sawicka wzbudza uznanie dla jakości dźwięku swego instrumentu.
Z roku 1999 pochodzi natomiast Koncert na klarnet orkiestrę smyczkową, harmonicznie i konstrukcyjnie „grzeczny”, a oryginalny o tyle, że z walcem jako częścią ostatnią. Solista, Artur Pachlewski dobrze wywiązuje się z zadania, w partii orkiestrowej brakuje jednak trochę energii.
Muzyka z omawianego krążka, stylistycznie osadzona w neoklasycyzmie, z pewnością jest „estetycznie poprawna”, biorąc pod uwagę kryteria postmodernizmu. Ale – nawiązując do słów jej autora – czy rzeczywiście takiej poetyki pragną dziś odbiorcy? Kompozytorów prawie czterdziestoletnich (Zamuszko jest z rocznika 1973) zwyczajowo określa się jako „młodych”. Ciekawe, czy twórca traktuje „zapożyczony” z I połowy minionego stulecia styl jako konwencję dla siebie najwłaściwszą także na lata następne, a więc na okres artystycznej „dojrzałości”?

Janusz Janyst