Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Publikacje członków OŁ KSD

Jan Gać. Cykl autorski: NA OJCZYSTYCH SZLAKACH - INOWŁÓDZ

/.../ Atmosferę dawności urealnia nie tylko sam zewnętrzny ogląd jednej z najstarszych na ziemiach polskich zachowanych świątyń romańskich.

Leniwie toczy wody Pilica. Zanim wchłonie je Wisła w okolicach Warki - miasta głośnego z ważonego tam od pięciu wieków piwa - rzeka biegnie środkiem Polski. Może kojarzyć się z Loarą – jakkolwiek w miniaturze – taka w jej dolinie mnogość historycznych miejscowości! Weźmy jedną z nich – Inowłódz. Porywający to widok, kiedy jadąc  malowniczą drogą krajobrazową pośród dostojnych lasów w okolicach Spały, nagle wyłania się na wysokim brzegu rzeki wieża kościoła. Jest cylindryczna, z biforiami na dwóch kondygnacjach, zwieńczona w zgrabny stożek. Architektonicznie tworzy jedną całość z maleńkim kościółkiem założonym na planie prostokąta. Dostawiona od strony wschodniej półkolista apsyda – miejsce przeznaczone na ołtarz – dopełnia konstrukcyjnej jedni. Koronę murów wieńczy arkadowy fryz, taki sam jaki puszczono pod okapem wieży. Trudno w Polsce o bardziej urokliwy kościół romański w podobnie malowniczej scenerii! Bo jest to kościół romański, pomimo gruntownej jego rekonstrukcji przeprowadzonej tuż przed drugą wojną światową. A w środku? Czuje się tu tchnienie wieków, tę niepowtarzalną atmosferę dawności, jaka przenika z układu prostoty wnętrza, z krzywizny apsydy, z obecności zachodniej empory na piętrze, dokąd prowadzi ślimak schodów kamiennych, z oryginalnej miejscami posadzki ułożonej z ceramicznych flizów. A do tego owe arabeski odkute w kapitelach.

Atmosferę dawności urealnia nie tylko sam zewnętrzny ogląd jednej z najstarszych na ziemiach polskich zachowanych świątyń romańskich. Ożywia ją treść zapisów kronikarskich. Pierwszy dziejopis w Polsce, tajemniczy co do kraju pochodzenia mnich benedyktyński, zwany u nas Gallem Anonimem,  odnotował zdarzenie poprzedzające narodziny Bolesława Krzywoustego, głównego bohatera jego kronikarskiej opowieści. Otóż rodzice Bolesława, Władysław Herman i Judyta, córka księcia czeskiego Wratysława, długo nie mogli doczekać się upragnionego potomstwa.

Strapionych tym małżonków pocieszył biskup poznański, Franko, tymi słowami: Jest pewien święty na ziemi francuskiej, ku południowi, koło Marsylii, gdzie Rodan wpada do morza – ziemia zwie się Prowansją, a święty Idzim – ma on tak wielkie wobec Boga zasługi, że każdy, kto pobożnie mu zaufa i czci jego pamięć, jeżeli poprosi go o coś, z pewnością to otrzyma. Tak jak biskup doradzał, tak też i postąpiono. Wyprawił rychło książę Herman poselstwo do Saint-Gilles z darami, wśród których był posążek dziecka odlany ze szczerego złota. Otrzymawszy listy z podarunkami, prowansalscy mnisi zarządzili w intencji potomstwa książęcej pary trzydniowe posty i modły, upraszając Boga o łaskę słowami, jakie odnotował nasz kronikarz: I daj nam dziecię za dziecię, za martwe żywe daj przecie, zachowaj dziecię ze złota, daj żywe z matki żywota.

Jeszcze wysłańcy nie zdążyli powrócić do ojczyzny, a już Judyta poczęła syna, przyszłego władcę, który jako Bolesław Krzywousty panował po śmierci ojca od 1102 do 1138 roku. Wdzięczni Bogu rodzice, Władysław i Judyta, ufundowali zaraz ten niewielki kościółek na wysokim brzegu Pilicy, datowany przez historyków na lata osiemdziesiąte  XI wieku. Oddano go w opiekę nie komu innemu, ale właśnie św. Idziemu, świętemu do tej pory nie znanemu na ziemiach polskich, a którego kult od tego czasu upowszechniał się coraz bardziej. Był przecież patronem biedaków, nędzarzy, żebraków i kalek, a ci do tej pory nie mieli jeszcze swojego orędownika.

W wiekach średnich Idzi - z łacińska zwany Egidiuszem - uchodził za jednego z najbardziej popularnych świętych nie tylko we Francji, ale i w całej zachodniej Europie. W samej tylko Anglii dedykowano mu około stu pięćdziesięciu kościołów.  Żył w VIII wieku jako pustelnik chroniąc się w grotach u ujścia Rodanu do morza. Przykład jego świątobliwego życia zjednał mu tylu naśladowców i uczniów, iż z konieczności wzniesiono dla tych mężów stroniących od świata klasztor koło rzymskiego miasta Arles. Za jego fundatora uznaje się Karola Wielkiego.  

Z upływem wieków klasztor jako opactwo benedyktyńskie stał się punktem zbiorczym dla pielgrzymów z Italii i krajów alpejskich udających się do grobu św. Jakuba Apostoła w Santiago de Compostela. Pokłoniwszy się relikwiom św. Idziego, ludzie ci wyruszali ku Tuluzie i dalej ku Pirenejom szlakiem Via Tolosana. Po drodze zatrzymywali się w miejscach uświęconych, jak w pobliskim Arles, gdzie był grób Trofima, tego, o którym wspomina św. Paweł w Liście do Tymoteusza, późniejszego apostoła Prowansji.
Tak przeto poznański biskup Franko musiał słyszeć o tym przesławnym miejscu, jak i o drodze do Santiago, skoro z taką pewnością siebie nakłonił polskiego księcia do wyprawienia poselstwa w tak odległe strony. I rzecz znamienna, spisany w XII wieku Codex Calixtinus, w którym zawarty jest pierwszy przewodnik do św. Jakuba z Composteli,  przy okazji opisu Saint-Gilles wspomina o drogocennym wotum ze szczerego złota znajdującym się przy relikwiach św. Idziego. Krok po kroku wchodziła Polska coraz głębiej w krąg łacińskiej kultury chrześcijańskiego Zachodu.

Copyright © 2017. All Rights Reserved.