Na ekranach kin w Polsce ukazał się , szeroko reklamowany, film „Tajemnice Westerplatte „. Reżyserem i scenografem jest mało znany filmowiec Paweł Chochlew. Od kilku lat projekt scenariusza budził ostre sprzeciwy i kontrowersyjne dyskusje, w jakim stopniu temat odpowiada prawdzie historycznej. Mimo wszystko, idąc do kina, postanowiłem nie sugerować się żadnymi opiniami.
„Tajemnice Westerplatte „, już sam tytuł budził podejrzenia, jest filmem opowiadającym o heroicznych, tygodniowych walkach od 1 września 1939r., dwustu osobowej polskiej załogi placówki na Półwyspie z przeważającymi siłami niemieckimi, z górującym nad Westerplatte pancernikiem „Schleswig- Holstein”. Przed wielu laty, ten sam temat podjął Stanisław Różewicz. Interesującym byłaby więc konfrontacja obu filmów, kręconych w różnych warunkach politycznych.
Paweł Chochlew, w swoim kinowym wizerunku, starał się odpowiedzieć na fundamentalne pytanie, zadawane przez Polaków: bić się czy nie bić, pytanie, na które toczą się wciąż dyskusje. Jaki był sens Powstania Styczniowego czy Powstania Warszawskiego? Mimo ogromnych strat ludzkich i materialnych, kto wie czy, gdyby nie zryw 1863, Polska by się nie odrodziła w 1918, a gdyby nie walki w Stolicy w 1944, Stalin nie utworzył nad Wisłą 17 Republiki ZSRR…?
W filmie Chochlewa w rolę mjr. Henryka Sucharskiego dowódcy placówki Westerplatte wcielił się Michał Żebrowski, a jego zastępcą i jak się później okazało również antagonistą, kpt. Franciszka Dąbrowskiego zagrał Robert Zołędziewski, natomiast epizodyczną rolę ppłk. Wincentego Sobocińskiego reżyser powierzył Janowi Englertowi. W wersji Chochlewa mjr. H. Sucharski, stary wytrawny żołnierz, miał być realistą i nie wiedział sensu w beznadziejnym boju. Kpt. F .Dąbrowski, miał reprezentować, młodego oficera pragnącego walczyć do ostatniego naboju i zginąć w imię oficerskiego honoru. Żebrowski , w swojej roli, nie był przekonywujący. Odczuwało się, że trudno mu jest wcielić się w postać Sucharskiego, był zbyt posągowy, niepewny w podejmowaniu decyzji,”drewniany, a przecież był to w rzeczywistości „ żołnierz z krwi i kości. Robert Żołędziewski, przedstawiając postać kpt. F. Dąbrowskiegoprzedstawił swego bohatera, jako entuzjastycznie rozhisteryzowanego wataszkę, którego jedynym pragnieniem jest dowodzenie Placówką i to za wszelką cenę. Doprowadza do rokoszu i na krótko udaje mu się odsunąć mjr. Sucharskiego ze stanowiska dowódcy.
Chochle okazał się dyletantem, jeżeli chodzi o znajomość stosunków w przedwojennym Wojsku Polskim. Obowiązywała tam struktura hierarchiczna i żołnierz czy oficer zawsze podporządkowywał się rozkazom przełożonego. Rozkaz był rozkazem i podwładny nie miał prawa z nim dyskutować, ale wykonywać go.
Sceny batalistyczne są efektowne, ale też nie do końca prawdziwe. Potężne działa pancernika nie były w stanie, z odległości kilkuset metrów, strzelając na wprost, zniszczyć polskie bunkry. Tego rodzaju armaty przeznaczone są do odległych celów. Niemcy strzelali, ale pociski trafiały daleko w morzu, robiły wiele hałasu, ale niewiele szkód. Potężny nalot kilkudziesięciu samolotów Ju 87 miał zniszczyć kompletnie polskie obiekty, a teren pozostawić jak po trzęsieniu ziemi. Przy takim obrazie wojny, nikt z obrońców, nie powinien pozostać żywy. Tymczasem , w ciągu siedmiu dni, straty polskie wyniosły piętnastu zabitych! Natomiast straty niemieckie wyniosły, według różnych źródeł od 150 do 300 zabitych. Stosunek więc wynosił przynajmniej 1:10!,, ale prawdopodobnie jeszcze więcej zginęło Niemców. Natomiast Paweł Chochlew , w sposób kłamliwy, przedstawił „masakrę polskich żołnierzy.
Zastanawiam się skąd Chochlew, jako scenarzysta, wziął swoje wyobrażenia o przedwojennych stosunkach w Wojsku Polskim? Z własnychdoświadczeń w LWP, z Paska lub Sienkiewicza o pospolitym ruszeniu , a może ze stosunków w armii sowieckiej? Oficerowie i żołnierze chlają wódę, kłócą się, przeklinają, szarpią się, biją się po gębach, dyskutują z przełożonymi, żołnierz wyzywa przełożonego per „ty oficerku „. Zapity podoficer sika na plakat patriotyczny. Obraz stosunków w WP przypomina raczej burdy w karczmie, a nie w zdyscyplinowanej jednostce wojskowej.
Dramatyczna scena odgrywa się w drugim dniu bitwy. „Trzeźwo myślący" mjr. Sucharski chce poddać się Niemcom. Wysyła parlamentariusza z białą flagą. Dąbrowski , nie bacząc na rozkaz przełożonego, wyskakuje, depcze białą płachtę a żołnierza zabija, tak po prostu bez żadnego sądu! W rzeczywistości był incydent, ale białą flagę wywieszono na budynku i natychmiast ją zdjęto.
W filmie mjr. Sucharski, na skutek stresu wywołanego taką sytuacją, dostaje napadu padaczki. Lekarz podaje zastrzyk, a kpt. Dąbrowski rozkazuje związać pasami i sznurami przełożonego, a sam obejmuje upragnione dowództwo. Nb. napadu epilepsji nie „leczy się„ przy pomocy pasów i sznurów. Po krótkim czasie mjr. H. Sucharski powraca do stanu normalnego i obejmuje komendę. Wciąż dyskusje i kłótnie z kapitanem, poddajemy się czy walczymy do ostatniego żołnierza i ostatniego pocisku, jak chce Dąbrowski. W WP było wielu oficerów pragnących walczyć do ostatka, ale nie byli to desperaci, ani idioci, jak chce tego reżyser. Podwładni, kompletnie zdezorientowani, do ostatniej chwili nie wiedzą kto dowodzi, czy wykonywać rozkazy Sucharskiego czy Dąbrowskiego. Kompletne bezhołowie!
Najbardziej przejmującą sceną jest rozstrzelanie przez kolegów czterech dezerterów. W dostępnej literaturze nie znalazłem wiadomości o tym „fakcie„. Idiotyczny wymysł scenografa, kompletnie wyssany z palca.
Na Westerplatte regulamin WP był ściśle przestrzegany, tak jak i w całym wojsku. Obowiązywała oczywiście hierarchia stopni, ale jednocześnie między starszymi oficerami, a szeregowcami istniały nici życzliwości, jeżeli nie przyjaźni. Sytuacja kiedy koledzy rozstrzeliwali kolegów i to nawet bez sądu polowego, była nie do pomyślenia. Kto taki wydał rozkaz? Podobne sytuacje istniały w wojsku bolszewickim, ale i tam wyroki śmierci wykonywało na ogół NKWD i tam nikt nie patyczkował się z jakimiś sądami. Sytuacja jaką wymyślił Chochlew , w żadnym wypadku, w tak małej grupie żołnierzy, nigdy by nie zdyscyplinowała ich, a raczej doprowadziła by do jakiegoś protestu.
„Tajemnica Westerplatte„ , pomijając stronę artystyczną, jest filmem doskonale wkomponowującym się w nurt antynarodowy i antypatriotyczny, nie tylko zakłamujący najnowszą historię polski, nie tylko poniżający Polskę i Polaków, polską Armię i naszego żołnierza, ale jest wodą na młyn wszelkim lewako – liberałom i postkomunistom, z „Gazetą Wyborczą „ na czele. Nawet w PRL czasów Gierka, nie szkalowano w tak ohydny sposób naszej historii.
Nie tak dawno, w jednym z podobno prawicowych periodyków, ukazał się artykuł Piotra Zychowicza, znanego publicysty, z wykształcenia historyka. Autor, pełen entuzjastycznego zachwytu, ustosunkowywał się do filmu Pawła Chochlewa. Ten stosunek do „Tajemnicy Westerplatte„ zaskoczył mnie i zdziwił. Nigdy bym nie przypuszczał, że wiedzę historyczną tego publicysty można by porównywać do wiedzy Dariusza Jońskiego, posła na Sejm, rzecznika SLD i szefa tej partii w Łodzi.
„Tajemnice Westerplatte „, już sam tytuł budził podejrzenia, jest filmem opowiadającym o heroicznych, tygodniowych walkach od 1 września 1939r., dwustu osobowej polskiej załogi placówki na Półwyspie z przeważającymi siłami niemieckimi, z górującym nad Westerplatte pancernikiem „Schleswig- Holstein”. Przed wielu laty, ten sam temat podjął Stanisław Różewicz. Interesującym byłaby więc konfrontacja obu filmów, kręconych w różnych warunkach politycznych.
Paweł Chochlew, w swoim kinowym wizerunku, starał się odpowiedzieć na fundamentalne pytanie, zadawane przez Polaków: bić się czy nie bić, pytanie, na które toczą się wciąż dyskusje. Jaki był sens Powstania Styczniowego czy Powstania Warszawskiego? Mimo ogromnych strat ludzkich i materialnych, kto wie czy, gdyby nie zryw 1863, Polska by się nie odrodziła w 1918, a gdyby nie walki w Stolicy w 1944, Stalin nie utworzył nad Wisłą 17 Republiki ZSRR…?
W filmie Chochlewa w rolę mjr. Henryka Sucharskiego dowódcy placówki Westerplatte wcielił się Michał Żebrowski, a jego zastępcą i jak się później okazało również antagonistą, kpt. Franciszka Dąbrowskiego zagrał Robert Zołędziewski, natomiast epizodyczną rolę ppłk. Wincentego Sobocińskiego reżyser powierzył Janowi Englertowi. W wersji Chochlewa mjr. H. Sucharski, stary wytrawny żołnierz, miał być realistą i nie wiedział sensu w beznadziejnym boju. Kpt. F .Dąbrowski, miał reprezentować, młodego oficera pragnącego walczyć do ostatniego naboju i zginąć w imię oficerskiego honoru. Żebrowski , w swojej roli, nie był przekonywujący. Odczuwało się, że trudno mu jest wcielić się w postać Sucharskiego, był zbyt posągowy, niepewny w podejmowaniu decyzji,”drewniany, a przecież był to w rzeczywistości „ żołnierz z krwi i kości. Robert Żołędziewski, przedstawiając postać kpt. F. Dąbrowskiegoprzedstawił swego bohatera, jako entuzjastycznie rozhisteryzowanego wataszkę, którego jedynym pragnieniem jest dowodzenie Placówką i to za wszelką cenę. Doprowadza do rokoszu i na krótko udaje mu się odsunąć mjr. Sucharskiego ze stanowiska dowódcy.
Chochle okazał się dyletantem, jeżeli chodzi o znajomość stosunków w przedwojennym Wojsku Polskim. Obowiązywała tam struktura hierarchiczna i żołnierz czy oficer zawsze podporządkowywał się rozkazom przełożonego. Rozkaz był rozkazem i podwładny nie miał prawa z nim dyskutować, ale wykonywać go.
Sceny batalistyczne są efektowne, ale też nie do końca prawdziwe. Potężne działa pancernika nie były w stanie, z odległości kilkuset metrów, strzelając na wprost, zniszczyć polskie bunkry. Tego rodzaju armaty przeznaczone są do odległych celów. Niemcy strzelali, ale pociski trafiały daleko w morzu, robiły wiele hałasu, ale niewiele szkód. Potężny nalot kilkudziesięciu samolotów Ju 87 miał zniszczyć kompletnie polskie obiekty, a teren pozostawić jak po trzęsieniu ziemi. Przy takim obrazie wojny, nikt z obrońców, nie powinien pozostać żywy. Tymczasem , w ciągu siedmiu dni, straty polskie wyniosły piętnastu zabitych! Natomiast straty niemieckie wyniosły, według różnych źródeł od 150 do 300 zabitych. Stosunek więc wynosił przynajmniej 1:10!,, ale prawdopodobnie jeszcze więcej zginęło Niemców. Natomiast Paweł Chochlew , w sposób kłamliwy, przedstawił „masakrę polskich żołnierzy.
Zastanawiam się skąd Chochlew, jako scenarzysta, wziął swoje wyobrażenia o przedwojennych stosunkach w Wojsku Polskim? Z własnychdoświadczeń w LWP, z Paska lub Sienkiewicza o pospolitym ruszeniu , a może ze stosunków w armii sowieckiej? Oficerowie i żołnierze chlają wódę, kłócą się, przeklinają, szarpią się, biją się po gębach, dyskutują z przełożonymi, żołnierz wyzywa przełożonego per „ty oficerku „. Zapity podoficer sika na plakat patriotyczny. Obraz stosunków w WP przypomina raczej burdy w karczmie, a nie w zdyscyplinowanej jednostce wojskowej.
Dramatyczna scena odgrywa się w drugim dniu bitwy. „Trzeźwo myślący" mjr. Sucharski chce poddać się Niemcom. Wysyła parlamentariusza z białą flagą. Dąbrowski , nie bacząc na rozkaz przełożonego, wyskakuje, depcze białą płachtę a żołnierza zabija, tak po prostu bez żadnego sądu! W rzeczywistości był incydent, ale białą flagę wywieszono na budynku i natychmiast ją zdjęto.
W filmie mjr. Sucharski, na skutek stresu wywołanego taką sytuacją, dostaje napadu padaczki. Lekarz podaje zastrzyk, a kpt. Dąbrowski rozkazuje związać pasami i sznurami przełożonego, a sam obejmuje upragnione dowództwo. Nb. napadu epilepsji nie „leczy się„ przy pomocy pasów i sznurów. Po krótkim czasie mjr. H. Sucharski powraca do stanu normalnego i obejmuje komendę. Wciąż dyskusje i kłótnie z kapitanem, poddajemy się czy walczymy do ostatniego żołnierza i ostatniego pocisku, jak chce Dąbrowski. W WP było wielu oficerów pragnących walczyć do ostatka, ale nie byli to desperaci, ani idioci, jak chce tego reżyser. Podwładni, kompletnie zdezorientowani, do ostatniej chwili nie wiedzą kto dowodzi, czy wykonywać rozkazy Sucharskiego czy Dąbrowskiego. Kompletne bezhołowie!
Najbardziej przejmującą sceną jest rozstrzelanie przez kolegów czterech dezerterów. W dostępnej literaturze nie znalazłem wiadomości o tym „fakcie„. Idiotyczny wymysł scenografa, kompletnie wyssany z palca.
Na Westerplatte regulamin WP był ściśle przestrzegany, tak jak i w całym wojsku. Obowiązywała oczywiście hierarchia stopni, ale jednocześnie między starszymi oficerami, a szeregowcami istniały nici życzliwości, jeżeli nie przyjaźni. Sytuacja kiedy koledzy rozstrzeliwali kolegów i to nawet bez sądu polowego, była nie do pomyślenia. Kto taki wydał rozkaz? Podobne sytuacje istniały w wojsku bolszewickim, ale i tam wyroki śmierci wykonywało na ogół NKWD i tam nikt nie patyczkował się z jakimiś sądami. Sytuacja jaką wymyślił Chochlew , w żadnym wypadku, w tak małej grupie żołnierzy, nigdy by nie zdyscyplinowała ich, a raczej doprowadziła by do jakiegoś protestu.
„Tajemnica Westerplatte„ , pomijając stronę artystyczną, jest filmem doskonale wkomponowującym się w nurt antynarodowy i antypatriotyczny, nie tylko zakłamujący najnowszą historię polski, nie tylko poniżający Polskę i Polaków, polską Armię i naszego żołnierza, ale jest wodą na młyn wszelkim lewako – liberałom i postkomunistom, z „Gazetą Wyborczą „ na czele. Nawet w PRL czasów Gierka, nie szkalowano w tak ohydny sposób naszej historii.
Nie tak dawno, w jednym z podobno prawicowych periodyków, ukazał się artykuł Piotra Zychowicza, znanego publicysty, z wykształcenia historyka. Autor, pełen entuzjastycznego zachwytu, ustosunkowywał się do filmu Pawła Chochlewa. Ten stosunek do „Tajemnicy Westerplatte„ zaskoczył mnie i zdziwił. Nigdy bym nie przypuszczał, że wiedzę historyczną tego publicysty można by porównywać do wiedzy Dariusza Jońskiego, posła na Sejm, rzecznika SLD i szefa tej partii w Łodzi.