Publikacje członków OŁ KSD

Janusz Janyst - Lewacy atakują

Obchodziliśmy niedawno – a w każdym razie niektórzy Polacy obchodzili - Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych, będący formą symbolicznego uczczenia bohaterstwa tych, którzy pod okupacją sowiecką oddali życie za niepodległość Polski. Liczby ofiar powojennego terroru komunistycznego nie można ściśle określić. Szacuje się, że sięga ona 50 tysięcy, z czego prawie połowa zakończyła życie w więzieniach. Ogromna większość spoczywa w nieznanych miejscach. Poza Warszawą najwięcej na Białostocczyźnie, Lubelszczyźnie, Rzeszowszczyźnie oraz w Krakowskiem. Na warszawskim Cmentarzu Powązkowskim pomordowani patrioci wciąż znajdują się pod alejkami, grobami (m.in. osób zasłużonych dla PRL), także między grobami. Nie ma jednak województwa, w którym przeciwników politycznych, w tym żołnierzy AK i innych formacji niepodległościowych, nie likwidowano.

Morderstwa dokonywane były w różny sposób. W trakcie egzekucji najczęściej stosowano metodę katyńską, polegającą na strzelaniu w tył głowy. Zabici umieszczani byli warstwowo w dołach, polewani wapnem, nierzadko wrzucani do szamb. Ślady zacierano. Ale egzekucje bywały też bardziej „wymyślne”. Na przykład bohaterskiego żołnierza II wojny światowej, mjr. Hieronima Dekutowskiego „Zaporę” (cichociemnego, dowódcę AK w Inspektoracie Zamość) w marcu 1949 roku, po długotrwałych torturach sadyści z UB powiesili pod sufitem w worku, po czym strzelali do niego napawając się widokiem kapiącej krwi. Potem zamordowali jego towarzyszy broni.
Zbrodni sługusów sowieckiego okupanta w zasadzie nie rozliczono, kaci pozostali bezkarni (pisze o tym m.in. Tadeusz M. Płużański w książce „Oprawcy. Zbrodnie bez kary”).

Czy po sześćdziesięciu z górą latach możemy powiedzieć, że te koszmary już bezpowrotnie minęły, ze zbrodnicze bestialstwo na tle politycznym nigdy więcej nie mogłoby się w naszym kraju zdarzyć, bo mamy „wolną Polskę” i nawet po lewej stronie nastąpiły zasadnicze zmiany w świadomości? Że już żaden z Polaków nie mógłby przeobrazić się w bestię dybiącą na tych, którzy wierni są patriotycznym i religijnym ideałom?

Chciałoby się wierzyć, że tak jest w istocie, ale czy rzeczywiście nie ma już żadnego zagrożenia, czy, faktycznie, „świadomość nawet po lewej stronie” jest inna? No nie wiem, nie jestem pewien… Odwołam się od razu do przeczytanego w ostatnich dniach marca w „Naszym Dzienniku” opisu pewnego zdarzenia w Lublinie, skądinąd mieście, w którym po wojnie komunistyczny terror okazał się szczególnie okrutny.

Otóż pierwszego marca, a więc właśnie w Narodowym Dniu Pamięci Żołnierzy Wyklętych, sześciu młodych ludzi spokojnie wracało wieczorem jedną z głównych ulic z marszu zorganizowanego przez środowiska patriotyczne. I nagle zostali brutalnie zaatakowani i pobici przez bandę dziewięciu lewaków, ubranych w kominiarki, uzbrojonych w metalowe pałki, noże, gaz pieprzowy i specjalne, obciążone rękawice do bicia. Po upewnieniu się, że młodzi wracają z uroczystości ku czci żołnierzy Polskiego Państwa Podziemnego bandyci (jak się potem okazało, określający się mianem Antifa Hooligans) przystąpili do ataku, katując ofiary nawet po ich upadku na ziemie. Do najtragiczniejszych skutków nie doszło tylko dzięki stosunkowo szybkiej interwencji policji, która już wcześniej namierzyła bandziorów za pomocą monitoringu. Część z nich uciekła, trzech jednak zostało zatrzymanych na gorącym uczynku i wyrokiem Sadu Rejonowego skazanych na trzymiesięczny areszt zapobiegawczy. Jednak, co charakterystyczne, skazani natychmiast otrzymali profesjonalną pomoc prawną, zaskarżyli wyrok i na mocy postanowienia Sadu Okręgowego zostali zwolnieni.

Kuriozalną decyzję tego sądu pomijam. Powracam natomiast do pytań ogólnych postawionych wcześniej, zwracając zarazem uwagę na nazwę bandyckiej szajki. Antifa to odwołanie się do antyfaszyzmu – mamy tu więc do czynienia z wyraźnym pokłosiem obecnej, medialnej propagandy mainstreamowej, w której patriotyzm zrównywany jest z nacjonalizmem a nieraz nawet z faszyzmem. Propagandy obliczonej przede wszystkim na młodych idiotów, których w naszym kraju, niestety, coraz więcej (chodzi o tzw. „postępowych europejczyków”) i którzy są tak samo podatni na manipulację, jak ci, co po wojnie ulegali propagandzie komunistycznej (wymierzonej przeciw „wrogom klasowym”) i nie tylko bili, ale też mordowali patriotów. Coś tu zaczyna się powtarzać, na razie w sferze mentalnej… Aczkolwiek w książce „Zdanie własne” Bogusław Wolniewicz przestrzega przed powrotem totalitaryzmu (już innego, będącego następstwem „tuskowszczyzny”). I jak tu się nie niepokoić?

JANUSZ JANYST