Publikacje członków OŁ KSD

Jan Gać -SAN GIOVANNI ROTONDO



Słabo rozwinięte włoskie wybrzeże Adriatyku na wysokości Apulii załamuje się, wchodzi głęboko w morze, wypiętrza nagle na ponad tysiąc metrów, przybiera niespotykaną w tej części kraju budowę geologiczną z przewagą skał wapiennych. Zderzające się od morza i lądu masy powietrza powodują tak gwałtowne i silne wiatry, iż las pokrywający góry nie wykształcił się w pełni, lecz otrzymał postać karłowatych dębin i sosen. To Półwysep Gargano, przyrodniczy i krajobrazowy  fenomen, kraina wielkiej urody. W płytkich dolinach wapiennego górotworu poukrywały się to tu, to tam nieliczne, drobne miasteczka o średniowiecznym rodowodzie. Z tej grupy wyłamuje się rozległością i nowoczesną zabudową  jedna miejscowość – San Giovanni Rotondo. A wszystko przez jednego człowieka, Ojca Pio, świętego naszych czasów.

San Giovanni Rotondo jest klasycznym przykładem formowania się sporego miasta wokół postaci i grobu świętego, XXI-wieczny fenomen, w czym powiela średniowieczną praktykę, kiedy wiele miast w Europie wykluwało się wokół ważnych relikwii i zmarłych w opinii świętości postaci. Kiedy w roku 1916 przybywał w te strony młody, o zawiązującej się dopiero brodzie kapucyn, nikomu bliżej nieznany Francesco Forgione, który w zakonie przyjął imię Pio – Pius – na pamiątkę świętego papieża Piusa V,  San Giovanni Rotondo było wtedy senną mieściną z którąś tam setką ubogich pasterzy odwiedzających od czasu do czasu franciszkański kościółek  Santa Maria delle Grazie. Pojedyncza nawa zakonnego kościoła wypełniała się wtedy wonią niedopranych swetrów z grubej, owczej wełny, ostrym zapachem serów i dymu z wędzarni. Z cudownego obrazu w głównym ołtarzu od czterech stuleci spoglądała na swój mizerny lud Maryja Łaskawa o łagodnym obliczu z Dzieciątkiem na ręku, które to, nie zważając na zebranych w kościele, beztrosko bawiło się matczyną obnażoną piersią. Owszem, samo miasteczko liczyło sobie już wiele wieków historii, w średniowieczu otoczone było murami obronnymi z basztami, posiadało kilka bardzo starych, niewielkich kościołów i – co ważne – leżało na szlaku pątniczym do najstarszego w Europie sanktuarium Michała Archanioła – Monte Sant’Angelo. Kapucyni osiedlili się w miasteczku dość późno, w pierwszych dekadach XVI wieku, budując skromny klasztorek i niewielki kościółek, dziś dla odróżnienia od nowszej, pojemniejszej świątyni zwany Chiesa Antiqua.

To w tym kościółku Ojciec Pio spędzał długie godziny, wycierając łokciami do gołej deski podłokietniki ustawionego tam konfesjonału, dziś chronionego jako bezcenna relikwia szybą z pleksiglasu, przez szpary której wierni wciskają do środka niezliczone kartki, liściki i zdjęcia.

Fenomen Ojca Pio? A może fenomen naszej doby agresywnego neopogaństwa, czasów tak mocno zlaicyzowanych, zmaterializowanych i zmanipulowanych kłamstwem przez media, czasów, w których człowiek już się prawie bez reszty pogubił? Czy aby bez reszty? W sytuacji samo zagubienia się, włączają się w człowieku jeszcze nie do końca przerdzewiałe hamulce rozsądku, uruchamia się refleksja i budzi świadomość z faktu posiadania duszy nieśmiertelnej. A to już dużo. I zobowiązuje!

Kiedy w San Giovanni Rotondo osiadł dwudziestodziewięcioletni Ojciec Pio, XVI-wieczny kościółek o jednej nawie mógł pomieścić może setkę wiernych. 40 lat później to już nie wystarczało. Wobec napływu wiernych, często od bladego świtu godzinami wystających przed konfesjonałem charyzmatycznego spowiednika, należało pomyśleć o nowym, większym kościele. I taki wzniesiono w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku, też poświęcony Matce Boskiej Łaskawej, kościół graniczący przez ścianę ze starym. Upłynęły kolejne dziesięciolecia i okazało się, że i ta świątynia nie spełnia wymogów czasu wobec napływu tłumów zdążających z najdalszych nawet zakątków świata, wtedy już do grobu świętego zakonnika beatyfikowanego przez Jana Pawła II w 1999 roku i kanonizowanego przezeń trzy lata później.

Już na naszych oczach wzniesiono zatem gigantyczną bazylikę o śmiałej, nowoczesnej, lekkiej architekturze, mogącą pomieścić w ławach blisko 7 tysięcy osób, zaopatrzoną również w ołtarz polowy na wypadek konieczności sprawowania liturgii na zewnątrz, na rozległym placu pod oliwkami o pojemności nawet 40 tysięcy wiernych. Zgodnie z potrzebami naszych czasów,  konsekrowana w 2004 roku bazylika,  posiada rozległe zaplecze pod bazyliką: baptysterium, kaplicę spowiedzi z dziesiątkami konfesjonałów, boczne kaplice, sale konferencyjne, biura, sklep z dewocjonaliami, urządzenia sanitarne, słowem - tak wiele różnorodnych pomieszczeń, iż nawet po kilku tam pobytach można łatwo się pogubić w ich labiryncie.

A nade wszystko znajduje się tam kaplica grobowa Ojca Pio, w której spoczęły w kryształowym relikwiarzu szczątki świętego, przeniesione w to miejsce z pierwotnej krypty. Wyzłocone techniką nowoczesnej mozaiki sklepienie obszernej kaplicy nieco szokuje. Skromny zakonnik, jakim był Ojciec Pio, za życia zapewne nie życzyłby sobie podobnej ostentacji. Wiemy, z jakim zażenowaniem próbował ukryć krwawe plamy na dłoniach po stygmatach. Jak bardzo prosił Jezusa, jeszcze w czasach swej wczesnej młodości, aby odebrał mu widoczne już wtedy na zewnątrz oznaki szczególnego wyboru – zawiązujące się rany na dłoniach.

Trzeba stać w długiej, wolno posuwającej się kolejce, by móc dotrzeć do relikwiarza i choć na moment spojrzeć w pogodne oblicze świętego Ojca Pio. Niewiele się zmieniło w tej rozmodlonej twarzy zmarłego w 1968 roku zakonnika. Nie wydaje się, by tam, po drugiej stronie granicy życia, mógł zaznawać należnego mu spokoju. Chyba jest bardziej zajęty aniżeli na ziemi. Zresztą sam to wyraźnie powiedział na krótko przed swą śmiercią. Wierni nie pozwalają mu na spoczynek. Trzymają go w nieustannym pogotowiu. Jak się on może opędzić od natrętnych próśb, modlitw i westchnień? To nie w jego naturze. Jest czynny, jak za dobrych czasów w San Giovanni Rotondo. Świadczą o tym chociażby napływające ze świata tysiącami listy, których już za życia nie musiał czytać, bo znał ich treść  poznaniem duchowym.

W epoce obrazkowej, w jakiej przyszło nam żyć, został w dolnej bazylice zaprezentowany wiernym swoisty Liber Pauperum, rodzaj średniowiecznej Księgi Ubogich, dla tych, co to nie potrafią, nie chcą lub nie mają czasu sięgać do słowa drukowanego, zatem w obrazkach przychodzi im przekazać ważne treści, także w sferze nauki Kościoła. Jezuita ze Słowenii, ojciec Marko Rupnik, wykonał techniką mozaiki serię 54 scen ukazujących zdarzenia z życia św. Franciszka z Asyżu i św. Ojca Pio, jako że obaj należą do tego samego pnia rodziny franciszkańskiej, założyciel i jeden z jego ostatnich uczniów. Ale przecież tak jeden jak i drugi naśladują nie kogo innego, jak tylko samego Jezusa, w związku z czym słoweński jezuita przywołał w osobnych obrazach zdarzenia ewangeliczne. Wzruszająca lekcja teologii i duchowości, kiedy schodząc rampą z górnej bazyliki i dochodząc do grobowej kaplicy Ojca Pio, można zatrzymywać się przy poszczególnych scenach dla wydobycia z nich głębszych treści religijnych. A wszystko to pokazane jest technika mozaiki na barwnym szkliwie.

Pan Bóg nie przestaje przemawiać do swych stworzeń, w różnym czasie czyni to na różne sposoby, także wysyłając dla ich ratowania wybranych ludzi. Jednym z tych wybranych jest święty Ojciec Pio, który wprost błagał ludzi o pomoc w dziele ratowania świata, bo już sam nie potrafi udźwignąć tego ciężaru, pomimo iż w tej intencji ofiarował wszystkie swoje modlitwy, posty i cierpienia schorowanego ciała. Potrzebuje naszej współpracy. Sens pielgrzymki do San Giovanni Rotondo ma polegać nie tylko na narzucaniu się Świętemu poprzez zalewanie go potokiem naszych próśb, ale ten sens winien zawierać wolę ofiarowania własnych cierpień w intencji ratowania świata. I o to prosił święty Ojciec Pio.