Polecane

Ks.prof. Paweł Bortkiewicz TChr-Mars czy rodzina?

Z zaciekawieniem sięgnąłem po artykuł pewnego publicysty „Rzeczpospolitej”. Zwięźle, ale imponująco kreśli sukcesy rewolucji naukowo-technicznej, której doświadczamy. Jego słowa są jak manifest wiary w postęp XXI wieku. Czytam: „mamy ten XXI wiek. Gdzieś tam jest

jakiś Elon Musk, który snuje plany budowy kolonii na Marsie. […] Mamy pewne postępy w medycynie – gdzieś tam są laboratoria, w których szczepionkę na COVID-19 opracowano w niespełna rok […]. Gdzieś tam ludzie tworzą koncepcje inteligentnych miast hołdujących zasadzie zrównoważonego rozwoju, mającej szansę powstrzymać zmiany klimatu, które w najlepszym przypadku uczynią nasze życie mniej komfortowym. […] Są gdzieś tam jakieś komputery kwantowe, hyperloopy i sondy badające skład odległych asteroid, w ramach poszukiwania odpowiedzi na genezę naszego kawałka kosmosu”.

Ilekroć się spotykam z takimi manifestami i taką wiarą budzą się we mnie pewne pytania. Nasz wiek to także wiek przeliczania korzyści i strat. I można stawiać sobie pytanie - czy bardziej sensowne jest budowanie kolonii na Marsie czy zainwestowanie pieniędzy w rozwiązanie głodu albo braku wody na Czarnym Lądzie? Można stawiać pytania wokół szczepionek przeciw COVID- 19 i to nie tylko pytania najbardziej dzisiaj pulsujące - o pochodzenie tych szczepionek, ale także o ich obowiązywalność? Tu otwiera się ogromna przestrzeń pytań o granicę między wolnością a bezpieczeństwem. Intrygująca jest koncepcja inteligentnych miast, ale zarazem bliższe spojrzenie na tę koncepcję rodzi pewien niepokój, dotyczący chociażby prawa do własności prywatnej. Elementem przynajmniej niektórych z tych koncepcji ma być korzystanie z własności wspólnej na zasadzie ograniczonego dostępu. Mogę podziwiać sondy badające skład odległych asteroid, ale mogę też niepokoić się, dlaczego w poszukiwaniu pytania o genezę, mamy tyle wątpliwości w sferze uznania człowieczeństwa od początku…

Tym jednak co najbardziej mnie fascynuje w tym tekście to próba ironicznego zestawienia tych osiągnięć - w gruncie bardzo relatywnych, a czasem po prostu niepokojących z priorytetami edukacyjnymi obecnego ministra nauki i edukacji. Ten priorytet to wychowanie do życia w rodzinie. Dla autora tekstu w „Rzeczpospolitej”, a myślę że nie tylko dla niego, skoro tekst został zamieszczony w poczytnym i prestiżowym dzienniku, taki priorytet prorodzinny jest synonimem zacofania na miarę poszukiwania czarownic. Irytujące okazują się słowa ministra wskazujące na wpływ prądów neomarksistowskich, które niszczą rodzinę. Autor tekstu ironizuje: „A gdy już rozprawimy się z tą wstrętną rewolucją seksualną i komunizmem, przyjdzie czas rozejrzeć się, czy gdzieś w polskich lasach nie ukrywają się jeszcze jakieś czarownice. W roku szkolnym 2022/2023 też bowiem potrzebny będzie jakiś priorytet”. Chciałbym uspokoić autora tekstu i jego pobratymców – minister jest człowiekiem mądrym. Nie będzie gonił za czarownicami i szukaniem życia na Marsie. Wie zresztą, że Polacy mają swój wkład w astronautykę, biotechnologię i informatykę. Wkład niemały, wkład żywych ludzi – owocu życia rodzinnego.