Marcin Austyn - Aborterzy mordują

W najbliższy poniedziałek przed rzeszowskim sądem staną Jacek Kotula i Przemysław Sycz. To działacze Fundacji PRO – Prawo do Życia, którzy zostali pociągnięci do odpowiedzialności za swoje akcje antyaborcyjne. W ich trakcie alarmowali między innymi lokalną społeczność, że „W szpitalu Pro-Familia zabijają dzieci z zespołem Downa”. Władze placówki domagają się zakazu używania tego rodzaju sformułowań, bo jak przekonują, aborcje wykonywane są w przypadkach dozwolonych prawem. Czy to jednak oznacza, że w trakcie takiej procedury nie dochodzi do zabicia dziecka w prenatalnej fazie rozwoju? Bynajmniej. Czyli obrońcy życia ciągani po sądach za nazywanie aborcji po imieniu mają rację. Aborcja nie jest niczym innym jak brutalnym mordem na bezbronnym człowieku rozwijającym się w łonie matki. Na człowieku, którego jedyną „winą” jest to, że może urodzić się chory. Co więcej, w naszym kraju nie ma żadnego „prawa do aborcji”. Jedynie w ściśle określonych przypadkach można uniknąć kary za ten haniebny czyn. Ale to nie zmienia charakteru podjętych przez abortera działań, nie zmienia zamierzonego skutku, jakim jest „przerwanie” ciąży, czyli spowodowanie śmierci dziecka.

Nie jest to jedynie wykładnia Kościoła, organizacji pro-life, konstytucjonalistów i dużej części lekarzy, ale także stanowisko wiceministra sprawiedliwości Michała Królikowskiego. Może warto w przeddzień sądu na obrońcach życia przytoczyć jego słowa wypowiedziane na antenie TVP Info. „W mojej ocenie nie ma prawa do aborcji, jest tylko uchylenie karalności zabiegu przerwania ciąży i dozwolenie na legalne jego dokonanie przez lekarza. To powoduje, że zasada wolności sumienia lekarza jest zasadą fundamentalną, wyjątki zaś muszą być interpretowane ściśle. Nie można być niewolnikiem zawodu” – mówił Królikowski.

To nie koniec. Kontynuując swój wywód, urzędnik wyraźnie wskazał, że „lekarz nie może być dostarczycielem medycyny życzeń, nie może być wykonawcą życzenia pacjentki, która przychodzi do niego i oczekuje określonego zachowania”. Ponadto kiedy lekarz, który powołuje się na klauzulę sumienia, „odmawia wykonania takiego oczekiwania, a pacjentka nie zdecyduje się ostatecznie na wykonanie takiego zabiegu, to jednocześnie ten lekarz, korzystając z klauzuli sumienia, przyjmuje na siebie obowiązek niezwykłej troski o tę pacjentkę”. Tak właśnie zachował się prof. Bogdan Chazan, dziś ścigany przez wszelkie możliwe instytucje kontrolne. Taka jest cena wolności sumienia. Bo o kontrolach szpitali w związku z aborcjami wykonanymi „zgodnie z prawem” jest symptomatycznie cicho.


za: http://www.naszdziennik.pl/wp/84005,aborterzy-morduja.html