Zbliżające się w roku 2018 uroczyste obchody setnej rocznicy odzyskania niepodległości Polski stają się doskonałą okazją do przypomnienia wielkich postaci z naszej narodowej historii, które po ponad stu latach zaborów stały się bohaterami odrodzenia naszej Ojczyzny. Obok bowiem marszałka Józefa Piłsudskiego, Ignacego Paderewskiego, Romana Dmowskiego i Wincentego Witosa oraz polskich generałów tworzących
najpierw POW, a później walczących z najazdem bolszewickim na Polskę w naszej narodowej historii są także postacie mało znane, lecz zasługujące bezwzględnie na wspomnienie. Historia narodów i cywilizacji składa się bowiem także z anonimowych bohaterów, którzy poprzez swoje bezinteresowne męstwo i poświęcenie własnego życia zmienili nieodwracalnie na lepsze duchowy i społeczny rozwój ludzkości zagrożonej przez zbrodnicze ideologie kierujące się zaplanowanym przez nie bezbożnym barbarzyństwem, przemocą i bezprawiem wobec poszczególnych ludzi, jak i całych narodów.
Jedną z takich świetlanych postaci w nowożytnej historii Polski i Europy jest kapitan Stefan Pogonowski, urodzony i ochrzczony w kościele p.w. św.. Floriana w Domaniewie syn Ziemi Łódzkiej, która w tysiącletniej historii naszej Ojczyzny zawsze stawała w obronie jej granic, wiary, niepodległości i honoru. Nie ma bowiem nic ważniejszego w życiu wolnych narodów świata, jak poświęcenie własnej krwi i własnego życia dla obrony własnej ojczyzny i podstawowych humanistycznych wartości jakimi są prawda, wolny wybór wiary i sprawiedliwość. My mieszkańcy miasta Łodzi, gdzie spoczęły jego prochy jesteśmy po prawie stu latach od Jego bohaterskiej śmierci depozytariuszami pamięci o tym wyjątkowym człowieku i polskim patriocie . Chwała polskim bohaterom.
Polonia semper fidelis
Kapitan Stefan Pogonowski urodził się 12 lutego 1895 roku w Domaniewie pod Poddębicami i tutaj został ochrzczony. Do dziś w księdze parafialnej można znaleźć zapiski o jego urodzinach i chrzcie, jaki miał miejsce w tutejszym kościele pod wezwaniem św. Floriana. Pogonowscy herbu Ogończyk pochodzili z prastarej szlachty polskiej, której korzenie sięgały XV wieku. Kilka lat po narodzinach jego rodzice wraz z rodzeństwem Stefana przenieśli się do urbanizującej się wówczas Łodzi, która stała się główną przemysłową metropolią w regionie.
Tutaj przyszły oficer spędził swe lata młodzieńcze i tutaj też rozpoczął naukę w Gimnazjum im. Michała-Rawity Witanowskiego. Po zakończeniu swej edukacji szkolnej w wieku 19 lat wstąpił do podchorążówki w Wilnie , którą ukończył z wyróżnieniem w roku 1915 otrzymując w wojsku carskim stopień chorążego. Trzeba tutaj pamiętać, że był to okres zaborów Polski i pochodzący z okolic centralnej Polski byli pod rosyjskim zaborem poddanymi rosyjskiego cesarza Mikołaja. Jako dowódca oddziału młody kadet został skierowany na front rosyjsko-austriacki w okolice Jasła i Gorlic, gdzie został dowódcą kompanii w Pułku Izoboskim. Swój chrzest bojowy przeszedł podczas bitwy z armią austro-węgierską w bitwie nad Lubaczówką, gdzie został ranny odłamkiem szrapnela w nogę. Rok później w 1916 został mianowany porucznikiem, a jego oddział został przeniesiony na Białoruś, później na Litwę i w końcu do Rygi, gdzie wojska rosyjskie walczyły z wojskami niemieckimi. Po wybuchu rewolucji bolszewickiej w Rosji w roku 1917 i ogólnym chaosie jaki zapanował w rosyjskiej armii carskiej, porzucił swoją służbę i udał się do Mińska, gdzie jako szeregowiec wstąpił do tworzących się właśnie Legionów polskich do I Korpusu Polskiego pod dowództwem generała Józefa Dowbór-Muśnickiego. Tutaj, jako doświadczony już oficer objął dowództwo plutonu, w którym walczyło 30 innych polskich oficerów, wraz z którymi stoczył później wiele potyczek bitewnych z wojskami bolszewików. Po tym, jak korpus generała Dowbór-Muśnickiego został zmuszony do złożenia broni Niemcom Stefan Pogonowski wstąpił do nowotworzącej się w Oddesie 4 Dywizji Strzelców Polskich pod dowództwem generała Lucjana Żeligowskiego i wraz z nią powrócił do Polski.
W rok po ogłoszeniu przez Polskę niepodległości, w lipcu 1919 roku Stefan Pogonowski przeszedł do 28 Pułku strzelców Kaniowskich, który wszedł skład 10 Dywizji Piechoty i został skierowany na Wileńszczyznę. Od maja następnego roku pułk ten walczył z rosyjskimi wojskami opóźniając ich inwazyjny marsz na Warszawę, co było ogromnym zagrożeniem ze strony bolszewickiej Rosji dla młodego państwa polskiego. Podczas wielomiesięcznej kampanii wojennej pułk przez Grodno, Białystok, Ostrów Mazowiecką dotarł do Jabłonny, i tutaj przed decydującą bitwą zajął pozycje obronne w okolicach Wólki Radzymińskiej. Wczesnym rankiem 14 sierpnia rosyjska armia bolszewicka przełamała na linii Beniaminów – Słupno opór wojsk polskich i przedarła się na zachodnią stronę strategicznej szosy na linii Strugi i Nieporętu. Był to najniebezpieczniejszy wyłom w całej polskiej obronie stolicy, ale także najgroźniejsza chwila bolszewickiej inwazji na odradzające się państwo polskie. Droga do Warszawy dla skomunizowanych hord bolszewików stanęła bowiem otworem i dzieliło ich od przedmieść miasta tylko kilkanaście kilometrów.
Pod wieczór 14 sierpnia strategiczną drogę radzymińską osłaniała polska dywizja litewsko-białoruska, ale pomiędzy Słupnem a Beniaminowem powstała wyrwa w polskiej obronie i zagrożenie ataku na stolicę ze strony Rosjan było ogromne. Po południu w koszarach w Legionowie spotkali się gen. Józef Haller, dowódca Frontu Północnego wojsk polskich, dowódca Pierwszej Armii gen. Latinik oraz gen. Lucjan Żeligowski, dowódca 10 dywizji Piechoty, którzy ustalili że następnego dnia dywizja gen Żeligowskiego wraz z 28 Pułkiem Strzelców Kaniowskich nie zostanie skierowana pod Modlin, tylko będzie bronić zagrożonego odcinka walki.
Tego dnia, jako dowódca batalionu porucznik Stefan Pogonowski, dowodzący batalionem karabinów maszynowych otrzymał rozkaz z polskiego dowództwa, aby 15 sierpnia w godzinach porannych rozpocząć działania wobec najeźdźców uderzając na Radzymin. Jednak w nocy Rosjanie podjęli próbę przedarcia się przez linię obrony Polaków. Porucznik Pogonowski słysząc strzelaninę na swoich pozycjach sformował swój batalion i dotarł na bronione przez siebie miejsca nie zastając już jednak żadnego z żywych wśród swoich żołnierzy. Tym samym znalazł się na tyłach maszerujących już pod osłoną nocy na Warszawę rosyjskich pułków. W zaistniałej sytuacji widząc wojska bolszewickie wkraczające na przedpola stolicy w liczbie dwóch dywizji, jako dowódca zdecydował o wcześniejszym rozpoczęciu działań bitewnych wydając swojemu oddziałowi rozkaz do ataku na wroga o czym poinformował swego przełożonego, czyli generała Lucjana Żeligowskiego. Jego batalion liczył kilkuset żołnierzy. Przeciwko sobie miał na polu walki dwie wielotysięczne, bolszewickie dywizje.
Wymęczeni walkami i ciągłym marszem żołnierze polscy z batalionu porucznika Pogonowskiego zagrodzili wojskom rosyjskim. W tej sytuacji bolszewickim najeźdźcom odcięto jedyne przejście od strony Radzymina do Warszawy wolne od zasieków z drutu kolczastego i okopów pozycji polskich. W ten też sposób dwie dywizje rosyjskie odcięte z tyłu batalionami polskich oddziałów pod dowództwem porucznika Pogonowskiego i Pęczkowskiego skazane zostały na zupełne wybicie od krzyżowego ognia polskich karabinów maszynowych i artylerii z okolic Modlina i Zegrza. Po parogodzinnej zaciętej walce bolszewiccy najeźdźcy zostali odrzuceni w kierunku Radzymina, a rozkaz ataków dowództwa 10 polskiej Dywizji Piechoty na wieś Dąbkowiznę i Mokre dokonał zagłady wojsk rosyjskich
Bitwa rozpoczęła się o godzinie 1.00 w nocy, kiedy żołnierze polscy zaatakowali boczną flankę wojsk bolszewickich wkraczających do Kątów Węgierskich. Ogień karabinów maszynowych całkowicie zaskoczył wojska rosyjskie i doprowadził do całkowitej ich dezorientacji do tego stopnia, że zaczęli ostrzeliwać się nawzajem, a następnie w panice się wycofywać. To wydarzenie miało swe przełomowe konsekwencje ponieważ polski batalion rozbił główny sztab dowodzenia rosyjskich bolszewików w Wólce Radzymińskiej i spowodował panikę wśród ich żołnierzy. Prowadząc natarcie porucznik Pogonowski podczas tej zaciętej walki został śmiertelnie ranny. Pomimo jednak tego, przez jakiś czas nadal wydawał rozkazy swoim żołnierzom, którzy odparli atak wroga. W końcu przekazał dowództwo por. Boskiemu mówiąc do niego w ostatnich swych słowach „Pamiętaj abyś mi ludzi nie wygubił…” Porucznik Stefan Pogonowski zmarł około godziny 5.00 nad ranem 15 sierpnia 1920 roku przechodząc tym samym jako bohater do polskiej i światowej historii.
Bitwa ta nazwana została później „Polskimi Termopilami”, nawiązując w symboliczny sposób do bitwy z Tesalii w roku 480 p.n.e, gdzie garstka Greków zatrzymała ogromną armię Persów, zmierzających ku Atenom. Jako narodowy bohater Stefan Pogonowski został pośmiertnie mianowany do stopnia kapitana i odznaczony przez dowództwo polskiej armii Srebrnym Krzyżem zasługi Virtuti Militari i pochowany na Starym Cmentarzu w Łodzi w grobowcu ufundowanym przez mieszkańców miasta. Jego grób wieńczy rzeźba polskiego husarza w zbroi, jako symbolu waleczności i męstwa polskiego oręża.
Bitwa warszawska, nazywana w polskiej historiografii również Cudem nad Wisłą, odbyła się w dniach pomiędzy 12 a 25 sierpnia 1920 roku i uznana została na całym świecie za 18 pod względem ważności i decydującego wpływu na losy całej ludzkości, ponieważ oprócz tego, że zadecydowała o zachowaniu niepodległości przez Polskę, to także skutecznie zablokowała rozprzestrzenianie się rewolucji marksistowsko-leninowskiego komunizmu na kraje Europy Zachodniej. Jej dowódcą i głównym strategiem był Józef Piłsudski, twórca Legionów polskich i późniejszy naczelnik państwa polskiego.
Kluczową rolę odegrał wówczas manewr Wojska Polskiego oskrzydlający armię bolszewicką wyprowadzony znad rzeki Wieprz w dniu 16 sierpnia przy jednoczesnym związaniu głównego trzonu bolszewickich wojsk rosyjskich i zadaniu jej druzgocącej klęski na przedpolach Warszawy. W noc poprzedzającą ten manewr, miała miejsce wyżej opisana bitwa pod Radzyminem, w której zginął ks. Ignacy Skorupka, a jego oddział był pierwszym, który ją rozpoczął stawiając skuteczny opór po uderzeniu bolszewików na stolicę Polski, Warszawę.
Cud na Wisłą
Bitwa ta oprócz wymiaru militarnego i strategicznego wojsk polskich miała także chrześcijański wymiar religijny, co jednak jest często pomijane w opracowaniach na temat tego wielkiego wydarzenia historycznego. Odbyła się bowiem w dniu 15 sierpnia w dzień Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny, a poprzedziło ją objawienie Bogurodzicy na nocnym niebie, które widzieli w okolicach Wólki Radzymińskiej i Ossowa zarówno żołnierze polscy, jak też setki rosyjskich skomunizowanych bolszewików, którzy później już w polskiej niewoli opowiadali o tym wydarzeniu.
Przez dziesiątki powojennych lat w czasach rządów dyktatury marksistowskiej w Polsce, pomiędzy rokiem 1944 a 1989, zarówno same okoliczności bitwy, maryjne objawienie jakie miało miejsce w noc bitewną, jak też postać kapitana Stefana Pogonowskiego były konsekwentnie eliminowane przez komunistyczną propagandę peerelu z historycznych podręczników i świadomości Polaków. Dopiero po odejściu od władzy reżimu komunistycznego w Polsce tematyka wojny polsko-bolszewickiej z roku 1920 zaczęła być przypominana, a postacie takie jak ks. Ignacy Skorupka, czy właśnie kapitan Stefan Pogonowski stały się bardziej znane.
Pierwszym, który opisał mistyczne okoliczności tej krwawej batalii był o. Józef Maria Bartnik, współczesny jezuita, który w swej pracy duchowej i intelektualnej zajmował się maryjnymi objawieniami, które były zapowiedzą wielkich wydarzeń w historii Polski oznaczających wyjątkową Opatrzność Bożą dla naszego narodu i kraju. Oto słowa o. Bartnika: „ Matka Łaskawa pojawia się na niebie przed świtem, monumentalna postać wypełniająca swoją osobą całe ciemne jeszcze niebo ukazuje się odziana w szeroki rozwiany płaszcz, którym osłania stolicę. Zjawia się w otoczeniu husarii, polskiego zwycięskiego wojska, które pod Wiedniem z hasłem „w imię Maryi” rozegnało pogańskie watahy. Matka Boża trzyma w swych dłoniach jakby tarcze, którymi osłania miasto jej opiece powierzone „
Według licznych świadków tego Objawienia miało ono miejsce w okolicach właśnie Wólki Radzymińskiej, gdzie zginął porucznik Pogonowski i wielu jego innych towarzyszy broni. W pobliżu pod Ossowem zginął również ks. Ignacy Skorupka, ochotnik i kapelan wojsk polskich.
Najpełniejszy i najbardziej plastyczny wizerunek tego historycznego wydarzenia oddał w swym batalistycznym, malarskim arcydziele Jerzy Kossak malując na płótnie w roku, 1930 w konwencji najwspanialszego polskiego malarstwa patriotycznego, zarówno artystyczną wizję Objawienia, jak też symboliczną interpretację bitwy pod Radzyminem.
Dziś w zalewie pseudoartystycznej tandety nazywanej malarstwem nowoczesnym obraz ten jawi się jako genialne wizjonerskie arcydzieło artystyczne swojego czasu, zarówno pod względem warsztatowym, jak też intelektualno symbolicznym przekazem polskich i chrześcijańskich wartości, których Polska jako kraj katolicki nazywany jest w Europie już od średniowiecza symbolicznym” przedmurzem europejskiego chrześcijaństwa”
Na obrazie Jerzego Kossaka w naturalistycznej formie artysta przedstawił przepiękne perspektywy powietrzne ukazujące , ekspresjonizm pola bitewnego, z wizjonerską wręcz symboliką przekazu, kolorystyką i przekazem duchowym ukazującym walkę europejskiego chrześcijaństwa z azjatyckim pogaństwem.
Publikacja powstała w porozumieniu z parafią p.w. św. Floriana w Domaniewie należącą do Archidiecezji Łódzkiej
Opracowanie, tekst: G.B. Bednarek, copyright 2017
Wszelkie prawa autorskie i wydawnicze zastrzeżone. Wszelkiego rodzaju reprodukowanie tekstów i zdjęć oraz tytułu serii bez pisemnej zgody autora i wydawcy jest traktowane jako naruszenie praw autorskich łącznie z konsekwencjami prawnymi przewidzianymi w Ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych / Dz. U. nr 24 z 23.02. 1994 r. poz.8/
Copyright G.B. Bednarek, 2017