Publikacje polecane
Refleks albo kunktatorstwo
Sprostać wymogom chwili mogą tylko ci ludzie i te narody, które są przygotowane na historyczny moment. Jak mawiał Piłsudski, „przepracują w sobie” przyszłe konfrontacje. Gdy zwycięstwo lub choćby szansa wygranej spada na oszołomionych nagłą możliwością, ich reakcja jest zawsze spóźniona lub nieadekwatna do możliwości. Zaskoczenie i brak refleksu nie są spowodowane krótkotrwałością momentu historycznego, lecz poprzednimi zaniechaniami. Na co dzień przybierają one postać gniewnego powstrzymywania się przed refleksją o choćby bliskiej przyszłości. Jest to krótkie, pełne zniecierpliwienia wyrażenie „nie teraz”. „Nie teraz” jak zwykle jest uwikłane w gry o inne cele, oczywiście pilniejsze, ważniejsze, bardziej serio. I gdy historyczna data nadchodzi, jeszcze bez podkreślenia na karcie kalendarza, zastaje uczestników wydarzeń bez planów A, B i C. Pozostaje im rozpaczliwa improwizacja w ciągu burzliwych dni, tygodni (rzadziej – miesięcy). I kończy się jak zwykle twierdzeniem, że nie było innego wyjścia. Dlatego w 1831 r. podobno tylko Jan Skrzynecki mógł być dyktatorem, dlatego rzekomo nie można było zatrzymać młodzieży z Armii Krajowej i powstanie w Warszawie i tak by wybuchło, dlatego po Okrągłym Stole nie wstrzymano niszczenia archiwów, bo resorty siłowe na pewno zablokowałyby transformację.
W rejonach talk-show
Jest prawdą, że pisanie historii alternatywnych nie jest nauką, lecz publicystyką. Natomiast rozważanie alternatywnych scenariuszy politycznych mieści się już jak najbardziej w klasycznym kanonie polityki. Więcej, jest obowiązkiem polityków i miarą ich zdrowego rozsądku, tak jak dla sztabowców gry wojenne, zarządzanie kryzysami i przeprowadzanie logistycznych kalkulacji na wypadek katastrof żywiołowych.
Jeśli polityk najpierw chce przekonać siebie, potem swoją partię, a dopiero na końcu naród do realizacji celu, którego sens podważają publicznie dostępna znajomość faktów, liczby i zdrowy rozsądek, wchodzimy w rejony talk-show. Tylko że to nie my na końcu wyłączymy telewizor. Ktoś nam go wyłączy. Dlatego poświęciłem cały rozdział sztuce niepodejmowania decyzji. Stan ducha Zachodu i los demokracji wyglądają inaczej od czasu „małej wojny” w Gruzji, po której przyszła „mała okupacja” Krymu. Nie trzeba wielkiej wiedzy historycznej sięgającej wojny krymskiej w XIX w. czy wojny koreańskiej w XX w., aby wrócić do rozważań o istocie rosyjskiego imperializmu. Od czasów utrwalenia się reżimu bolszewickiego niezmiennie praktykuje on odwrotność formuły Clausewitza. Dla pruskiego generała wojna była polityką prowadzoną innymi środkami, a dla Sowietów polityka była – a teraz dla nowej Rosji jest – wojną. Wojną prowadzoną innymi środkami. Jej współcześni stratedzy z geopolityki zrobili ideologię. Fakt, że logika polityki siły pozostaje w mocy, nie znaczy, że każda konfrontacja w obronie demokratycznych rubieży stanie się wstępem do globalnej konfrontacji zbrojnej.
Rosyjskie style
Jeszcze w 1950 r. na Kongresie Wolności Kultury w Berlinie Raymond Aron, formułując wybór: neutralność czy zaangażowanie, dodał: „Nie zwiększa się ryzyka wojny totalnej, akceptując obowiązek wojen lokalnych”. Wtedy była to lekcja niedawnej przeszłości. Po dojściu Hitlera do władzy Aron stwierdził: „Ministra, który potępia wojnę i przygotowuje się do niej, nie można oskarżyć o hipokryzję. Jest to jedynie kwestia odróżnienia osobistych zasad etycznych od realnej polityki”. Dokonawszy tego chłodnego rozróżnienia, Aron odwołał się do Vilfreda Pareta, który stwierdził przed nim, że każdy, kto patrzy na fakty, „jest zmuszony pogodzić się z tym, iż narody nie zawdzięczają swego dobrobytu temu, że ci, co nimi rządzą, kreują się na nerwowych moralistów”. I my nie bądźmy zatem nerwowymi moralistami bez refleksu.
Skoro dla Putina upadek Związku Sowieckiego był największą tragedią geopolityczną XX w., jego Rosja nie różni się akurat w tym względzie od Rosji kolejnych komunistycznych genseków. To imperium kontratakujące demokrację, aby poszerzyć swój teren o utraconą strefę wpływów. Stosuje ono naprzemiennie znane nam od rewolucji bolszewickiej dwa style politycznego działania. Raz jest to realistyczny kompromis, kiedy indziej – realistyczna konfrontacja: w Naddniestrzu, Gruzji czy na Krymie.
Całość w "Gazecie Polskiej Codziennie" z 15 listopada
Czesław Bielecki
za:niezalezna.pl/61445-refleks-albo-kunktatorstwo
Jedna uwaga. Dotyczy zdania o Powstaniu Warszawskim.
Tak, Powstanie MUSIAŁO wybuchnąć, ponieważ to była RACJONALNA decyzja, uwzględniające ówczesne realia, A nie mieściła się w nich wiedza (bo i skąd?)o stalinowskiej perfidii: Nawoływanie do powstania i wstrzymania ofensywy na tym kierunku.
kn