Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Katyń pamiętamy

Polscy jeńcy w obozie w Kozielsku (3) Rozstrzelana Polska

Spośród trzech obozów specjalnych NKWD, w których od jesieni 1939 r. do wiosny 1940 r. przebywali polscy oficerowie, najbardziej znany jest Kozielsk. Jego nazwa stała się dla Polaków równie wymowna jak Katyń. Stąd przecież wiodła droga do Smoleńska i Lasu Katyńskiego.
Miasteczko Kozielsk w Rosji, w obwodzie kałuskim, położone jest około 250 km na południowy wschód od Smoleńska. To dawna posiadłość polskich rodów Ogińskich i Puzynów. Kiedy sobie uświadomimy, że to właśnie Michał Kleofas Ogiński skomponował słynny polonez fortepianowy a-moll nr 13 "Pożegnanie Ojczyzny", to mimowolnie wkraczamy w sferę mistycznych znaków naszej historii. Tylko że książę Ogiński żegnał Ojczyznę po upadku Powstania Kościuszkowskiego i udawał się na emigrację do Francji. Nasi oficerowie z kozielskiego obozu cały czas żyli nadzieją, że zostaną przekazani do innego kraju, bo przecież Polska nie była w stanie wojny z Sowietami. Taką nadzieję odnajdujemy w zachowanych strzępach zapisków wydobytych z dołów katyńskich w kwietniu 1943 roku. Ich ostateczne pożegnanie Ojczyzny odbyło się nad haniebnymi dołami NKWD.

W Pustelni Optyńskiej

Jeńcy przebywali w zdewastowanych budynkach poklasztornych dawnej Pustelni Optyńskiej znanej z opisu Fiodora Dostojewskiego w jego słynnej powieści "Bracia Karamazow". Po rewolucji bolszewickiej klasztor zbezczeszczono i zamieniono w sanatorium dla elity bolszewickiej władzy. Potem wspomina się o nim jako miejscu obozów pionierskich. W latach 1939-1940 był obozem specjalnym NKWD, a po wywiezieniu stamtąd Polaków na śmierć mieścił się tam, do roku 1956, specjalny dom dziecka przeznaczony dla dzieci "wrogów władzy sowieckiej", czyli znowu obóz specjalny... Były tam wychowywane na czcicieli Stalina i jego zbrodniarzy, a ich rodzice umierali w obozach. Nad dawnym klasztorem zawisło szatańskie fatum. Stał się miejscem nieutulonych tęsknot, niespełnionych pragnień i niewypowiedzianych cierpień.

Córki generała

Polskich oficerów w Kozielsku było początkowo około 6 tysięcy, większą część stanowili rezerwiści, ludzie wykształceni w różnych zawodach. Tu przebywała także jedyna kobieta jeniec, podporucznik lotnictwa Janina Lewandowska, córka wybitnego polskiego generała Józefa Dowbora-Muśnickiego, w latach 1917-1918 organizatora i dowódcy I Korpusu Polskiego w Rosji. Została zamordowana w Lesie Katyńskim w dniu swoich 32. urodzin! Jej młodszą siostrę niemal dokładnie w tym samym czasie zamordowali w Lesie Palmirskim Niemcy - za udział w pracach konspiracyjnej organizacji niepodległościowej.


NKWD-owska infiltracja
Wśród oficerów NKWD, którzy "filtrowali" Polaków na jesieni i zimą 1939-1940 r., "wyróżniał się" kombryg Wasilij Michajłowicz Zarubin, o którym prof. Stanisław Swianiewicz, naoczny świadek zbrodni katyńskiej, napisał, że "posiadał maniery i dystynkcję człowieka wyższej kultury (...), przypominał wykształconych oficerów żandarmerii w carskiej Rosji". Zarubin - jak się później okazało - był panem życia i śmierci jeńców kozielskich. To on decydował, kto pojedzie bezpośrednio na śmierć do Smoleńska lub do Katynia, a kto do obozów przejściowych w Pawliszczewie Borze koło Kaługi i w Griazowcu, skąd po umowie Sikorski - Stalin dotarli do armii generała Andersa. Jakiekolwiek dywagacje na temat tego, dlaczego ich nie zamordowano, nie mają żadnego sensu. NKWD było bardzo przewidujące i w tej sprawie też się nie myliło. Zachowanie przy życiu niewielkiej grupy polskich jeńców z obozów specjalnych ułatwiało późniejsze sowieckie krętactwa i kłamstwo katyńskie. Skoro część oficerów z trzech obozów jest u Andersa, to inni też tam dojadą, pewnie się "rozproszyli" - tłumaczył Stalin.
Po zbrodniarzu Zarubinie ślad zaginął w marcu 1940 r., gdy wykonał swoją "pracę". Niektórzy pisali nawet, że został zlikwidowany przez NKWD. Nieoczekiwanie odnalazł się po wojnie jako generał NKWD, szef sowieckiej grupy szpiegowskiej w USA, do której należał m.in. "geniusz" peerelowskiej ekonomii Oskar Lange. W "naukowej" encyklopedii PWN trudno by szukać przy biogramie Langego wzmianki na ten temat. Był "ekonomistą, statystykiem, działaczem społecznym i państwowym"...

Kwiat Narodu Polskiego

W momencie rozpoczęcia "rozładowania" obozu kozielskiego w środę,
3 kwietnia 1940 r., znajdowało się w nim około 4,5 tys. polskich oficerów, wśród nich czterej generałowie: Bronisław Bohaterewicz, Henryk Minkiewicz, Mieczysław Smorawiński i Jerzy Wołkowicki. Był też kontradmirał Ksawery Czernicki, ok. 100 pułkowników, ok. 300 majorów, ok. 1000 kapitanów i rotmistrzów, ponad 2 tys. poruczników, podchorążowie.
Lista jeńców z Kozielska, wielokrotnie już opublikowana, nie pozostawia wątpliwości co do tego, że w Lesie Katyńskim umierali nie tyle wojskowi, ile przede wszystkim kwiat polskiej inteligencji, i w tym określeniu nie ma cienia przesady. Przeważająca część jeńców Kozielska to byli oficerowie rezerwy. Zmobilizowano ich na czas wojny, bo obrona kraju to obywatelski obowiązek wobec Ojczyzny. Zabito ich przede wszystkim za to, że byli wykształceni i mogliby, wypuszczeni na wolność, działać na rzecz niepodległego bytu państwa polskiego. Zabito ich w ramach akcji pozbawiania polskiego społeczeństwa głowy - w terminologii NKWD - "obezhołowienia".
Wśród 4410 byłych więźniów Kozielska na pierwszy plan wysuwają się nauczyciele. Jest ich 535. Gdyby dodać listy zamordowanych w Twerze i Charkowie, doliczylibyśmy się zapewne ponad tysiąca zamordowanych polskich nauczycieli. Mord na oficerach polskich nie na wszystkich robi wystarczające wrażenie. Spotkałem ludzi, którzy uważali, że wojskowi zawsze muszą się liczyć ze śmiercią w czasie wojny... Jednak mord na 2 tys. polskich nauczycieli to coś znacznie więcej. Gdzie jest nauczycielska lista katyńska?
Gdzie są nauczycielskie memoriały ich starszych kolegów? Co dziś robi w tej sprawie "lewicowy" Związek Nauczycielstwa Polskiego, który w czasach PRL zamieszczał w "Głosie Nauczycielskim" scenariusze akademii z okazji rocznic rewolucji bolszewickiej?
Drugą wielką grupę zamordowanych stanowili inżynierowie. Tylko na liście katyńskiej, mimo niepełnych danych, jest ich 265. Razem z Charkowem i Twerem było ich pewnie ponad 500. Jakże bardzo byli po wojnie Polsce potrzebni. W dołach Katynia zakopano też 65 techników różnych specjalności: chemików, drogowców, mechaników, rolników i innych.
To był także mord na polskim korpusie urzędniczym, na wysoko wykwalifikowanych urzędnikach szczebla państwowego i samorządowego, burmistrzach, wójtach i innych. W samym Kozielsku można ich naliczyć około 400, więc pewnie we wszystkich trzech miejscach zbrodni było ich ponad tysiąc.
Szczególnie porusza człowieka zbrodnia popełniona na lekarzach różnych specjalności. Lekarz ratuje życie ludzkie, także życie wroga. Z Kozielska nad katyński dół zaprowadzono około 300 polskich lekarzy i farmaceutów. Mogli służyć także zbrodniarzom, przecież cierpienie nie rozróżnia narodowości. Mogli i nie mogli. Przecież byli Polakami...
Lista katyńska to wykaz niemal wszystkich zawodów, jakie człowiek wykształcony, z co najmniej średnim wykształceniem, mógł zdobyć w międzywojennej Polsce. Jest tu cały legion prawników: sędziów, adwokatów, prokuratorów, radców prawnych, notariuszy - razem 197. Są pracownicy naukowi, architekci, weterynarze, handlowcy, księgowi, mierniczy, agronomowie, bankowcy, chemicy, ekonomiści, przemysłowcy, leśniczy, filolodzy, dziennikarze, literaci, artyści malarze, rzeźbiarze, aktorzy, historycy, filozofowie, fizycy, kreślarze, kapelmistrzowie, drukarze, bibliotekarze, meteorolodzy, geometrzy, geodeci, muzycy, przedsiębiorcy, technolodzy, kartografowie, księgarze, leśnicy... Każda z tych grup zawodowych działających w dzisiejszej Polsce powinna się upomnieć o swych starszych kolegów.

"Był piękny poranek"...

Wstrząsająca jest konfrontacja zapisków ze stacji Gniezdowo pod Smoleńskiem, skąd zabierano jeńców na miejsce zbrodni w Lesie Katyńskim. Z jednej strony są to zapiski uratowanego profesora Stanisława Swianiewicza, z drugiej zaś zamordowanego godzinę po zapisaniu ostatniego słowa mjr. Adama Solskiego, w roku 1939 oficera 14. Dywizji Piechoty. Swianiewicz został przewieziony ze stacji Gniezdowo do moskiewskiego więzienia, skąd po interwencji polskiego MSZ został uwolniony w 1942 roku. Ocalał być może dlatego, że już przed wojną znany był jako autor publikacji poświęconych gospodarce i ekonomii sowieckiej. Dla NKWD był więc źródłem wiadomości o tym, jak sowiecka gospodarka postrzegana jest w wolnym świecie. Profesor Swianiewicz postawił szeroko rozpowszechnianą do dziś tezę, że zbrodnia katyńska była zemstą bolszewików za przegraną wojnę 1920 roku. Wydaje się jednak, że trzeba ją rozpatrywać raczej jako szczególny przejaw sowieckiej "rewolucji" zaplanowanej dla polskich Kresów. W każdej rewolucji typu bolszewickiego zaczyna się od zabijania ludzi wykształconych, co podkreślał w filmie dokumentalnym "The Soviet Story" wybitny rosyjski opozycjonista Władimir Bukowski.
Profesor Swianiewicz pisał 30 kwietnia 1940 r.: "Po wyjściu z wagonu uderzyły mnie przyjemne zapachy wiosny z pól i zagajników, gdzie miejscami jeszcze leżał śnieg. Był piękny poranek, wysoko nad głowami śpiewały skowronki. Trochę dalej od miejsca naszego postoju znajdowała się stacja, ale nie zauważyłem tam nikogo. Nasza lokomotywa została już odczepiona i odjechała. Z drugiej strony składu docierały jakieś dźwięki, ale nie widziałem, co się tam dzieje. Pułkownik NKWD zapytał mnie, czy nie mam ochoty na herbatkę"... Kapitan Solski zaś pisał rankiem 9 kwietnia, w dniu swojej śmierci: "Rano, paręnaście przed 5 pobudka w więziennych wagonach i przygotowanie się do wychodzenia. 6. Mamy jechać samochodami. I co dalej? (...). Wyjazd karetką więzienną w celkach (straszne). Przywieziono gdzieś do lasu, coś w rodzaju letniska. Tu szczegółowa rewizja. Zabrano mi zegarek, na którym była godzina 6.30, pytano mnie o obrączkę, zabrano ruble, pas główny, scyzoryk". Zbrodniarzy nie interesowały zapiski człowieka, który był już dla nich martwy. Interesowała ich ewentualnie obrączka ślubna. Wyobraźnia enkawudzisty nie sięgała do wiosny 1943 r., nie przypuszczali enkawudowscy zbrodniarze, że jakakolwiek armia świata kiedykolwiek dotrze do Smoleńska. Uważali, że całe Sowiety są więzieniem, a oni strażnikami, sędziami i katami. Mogą zabijać w dowolnym miejscu "nieludzkiej ziemi", bo i tak nikt nie odważy się szukać śladów zbrodni. To tak jak w znanej piosence Włodzimierza Wysockiego, gdzie więzień wypuszczony z łagru do domu, "na wolność", komentuje to słowami: "I powiedli z Sibiri w Sibir"...

Świadectwo ks. Peszkowskiego

Więźniem Kozielska był także ks. prałat Zdzisław Jastrzębiec Peszkowski, zmarły przed trzema laty kapelan Rodziny Katyńskiej i Pomordowanych na Wschodzie, przyjaciel Jana Pawła II. Przed śmiercią pozostawił szczególne świadectwo z Kozielska, zapisane w wywiadzie dla "Naszego Dziennika" w roku 2004: "Mord katyński stał się jedną z symbolicznych dat końca dawnej Rzeczpospolitej. Zniknął wówczas kwiat inteligencji polskiej wraz ze swoją świętą dewizą 'Bóg, Honor, Ojczyzna'. Odtąd Polska była już inna. Przez Kozielsk, Ostaszków, Starobielsk, Kijów, Mińsk zerwano bowiem ciągłość z wielką przeszłością Narodu (...). Mój pobyt w Kozielsku wspominam jako odkrycie Polski prawdziwej. Sowieci zgromadzili tam przecież samą elitę polską: lekarzy, profesorów uniwersyteckich, zawodowych i rezerwowych oficerów, olimpijczyków, alpinistów i wreszcie księży. Ci ostatni, by mieć swobodę sprawowania posługi duszpasterskiej w obozie, starali się ukryć, że są kapłanami. Przekonaliśmy się, kim są, dopiero wtedy, kiedy w Wigilię Bożego Narodzenia wszystkich ich nam zabrano. Pozostał tylko ksiądz Jan Leon Ziółkowski. Potem jednak i jego 'przyłapano' na odprawianiu Mszy św. Odkrycie przeze mnie, wówczas młodego podchorążego, inteligencji polskiej było czymś wyjątkowym. Nabrałem wielkiej ochoty do nauki. Profesorowie uczyli nas różnych przedmiotów. Wyjaśniali, co Polska dała światu. Nosili ją przecież w swoich sercach. Angielskiego uczył mnie chyba major Konopka. Już nie pamiętam, kto francuskiego. Z zapartym tchem słuchałem profesora, który wykładał strategię w Wyższej Szkole Wojennej. Pamiętam wykłady o zdobyciu Kartaginy, o wyprawach napoleońskich. Od doktora Michalskiego, który pracował na Uniwersytecie Lwowskim, nasłuchałem się o leczeniu ludzi i psów. Tatry zdobyłem, szczyt po szczycie, z kolegą, który zajmował pryczę obok mnie i był zapalonym taternikiem. Kiedy zgłosiłem kolegom, że boli mnie ucho, przyprowadzono do mnie jednego z najwybitniejszych laryngologów. Spotkałem się również z doktorem Bolesławem Szareckim, wybitnym chirurgiem. Wydaje się to paradoksem w obozie niewoli. A jednak tak właśnie było. Wspólną dolę dzielili ze sobą najlepsi polscy specjaliści. Bez przesady można powiedzieć, że w obozie kozielskim znalazł się kwiat inteligencji polskiej. Wszyscy żyliśmy w ogromnej rozterce. Przeżywaliśmy bardzo tę całą sytuację, w której przyszło nam żyć. Szybko jednak się zorientowaliśmy, że rozpacz nie jest dobrym wyjściem, że mówienie o tym, jak w przyszłości wyglądać będzie Polska, daje nam pewną równowagę. W rzeczywistości jednak ta przyszłość Polski stała dla nas pod wielkim znakiem zapytania. Obawialiśmy się o jej dalsze losy (...). Oprócz wybitnych uczonych spotkałem w Kozielsku fantastycznych wojskowych, mężnie broniących swoich przekonań. Mój dowódca szkoły podchorążych, pułkownik Wania, nigdy nie zdjął Orderu Virtuti Militari. Poza tym zawsze okazywaliśmy sobie należyty szacunek i to na każdym kroku. Salutowaliśmy, przekazywaliśmy znaki uszanowania (...). W naszym obozie rozsiewano zupełnie fantastyczne pogłoski. Jedni mówili, że będą nas wymieniać na jeńców niemieckich. Inni, że pójdziemy do pracy w kołchozach, bo trudno nas wyżywić. Jeszcze inni, że na pewno czekają nas gułagi na Syberii. Byli i tacy, którzy na podstawie własnych domysłów uważali, że na siłę wcielą nas do armii sowieckiej. Żyliśmy w ciągłej huśtawce. Jedynym stałym punktem odniesienia była wiara w Opatrzność Bożą".

Modlitwa kozielska
Wśród odnalezionych przy katyńskich ciałach pamiątek jest tekst modlitwy odmawianej w Kozielsku. Napisał ją ks. ppłk Czesław Wojtyniak. Była na pewno odmawiana 1 listopada 1939 r. przez oficerów polskich podczas tajnej Mszy św. o 4.00 w Kozielsku. Tekst znaleziono przy ciele zamordowanego w Katyniu por. rez. Witolda Aleksandra Klarnera. Po latach ta modlitwa ma szczególną wymowę, oddaje ówczesne nastroje jeńców, ich niepokój, ale też zawierzenie Opatrzności:

Z głębi udręczonych serc wołamy do Ciebie, Panie.
Nędzne strzępy, oderwane piorunem Twego wyroku od ziemi ojczystej
i wichrem Twego gniewu ciśnięte w daleką obczyznę.
Przez przyczynę Panny Najświętszej, Matki Boga Żywego,
która od wieków zlewać raczyła na Polskę z Jasnej Góry,
Ostrej Bramy czy Zebrzydowskiej Kalwarii strumienie łask swoich.
Błagamy Cię, Panie: o moc cierpliwości i wytrwania,
o możliwość dalszej walki orężnej za Polskę, o opiekę Twą Boską.
Błagamy Cię, Panie, nad krajem zbezczeszczonym przez wrogów:
o dar wiary niezłomnej w tryumf Twego Imienia,
o dar nadziei, że nikłymi siłami swymi potrafimy się przyczynić do tego tryumfu,
o dar miłości czynnej i żywej dla udręczonej Ojczyzny,
o dar miłosierdzia dla naszych nieprzyjaciół.
Błagamy Cię, Panie, o Polskę wolną i niepodległą.
Błagamy Cię, Panie, o Polskę sprawiedliwą dla wszystkich swych synów.
Błagamy Cię, Panie, o Polskę miłosierną dla ubogich i uciśnionych.
Błagamy Cię, Panie, o Polskę czystych rąk. Błagamy Cię, Panie, o Polskę wzniosłych serc. Błagamy Cię, Panie, o Polskę wielką, rządną i dobrą.
Błagamy Cię, Panie, o dar wielkiego serca, jasnego umysłu dla przewodników narodu,
a dla nas o męstwo i szczęśliwy powrót do domu i rodzin naszych.
Błagamy Cię, Panie, przez Chrystusa Pana naszego. Amen.

Matka Boża Kozielska


W takiej atmosferze powstały w Kozielsku niepowtarzalne wizerunki Matki Bożej Kozielskiej. Tak było w Kozielsku "katyńskim" i tak było później, bo trzeba przypomnieć, że po "rozładowaniu" pierwszego obozu kozielskiego NKWD zorganizowało w tych samych murach klasztornych nowy obóz dla polskich jeńców. Więziono tu 2500 polskich oficerów pojmanych przez Sowietów na terytorium niepodległych do połowy 1940 r. krajów nadbałtyckich: Litwy, Łotwy i Estonii. Polacy byli tam wcześniej internowani. "W warunkach niewoli, ale i żywej pobożności, zrodziło się pragnienie posiadania własnego obrazu Matki Najświętszej" - opowiadał mi ks. Peszkowski w roku 1999. "Duchowymi twórcami najbardziej znanego obrazu w tym drugim Kozielsku byli por. Tadeusz Birecki, sekretarz generalny Marianum, i znany wileński dziennikarz Walerian Charkiewicz. Postanowiono stworzyć obraz nowy, ale stanowiący syntezę dwóch cudownych obrazów kresowych: Najświętszej Maryi Panny Ostrobramskiej i Matki Bożej Żyrowickiej, której zniszczony fresk znajdował się na ścianie monasteru w Kozielsku. Porucznik Birecki zaprojektował korony i zwrócił się w sekrecie do Mikołaja Arciszewskiego, znanego rysownika, z prośbą o wykonanie projektu obrazu. Arciszewski narysował dwa szkice, według których powstał wizerunek Zwycięskiej Pani Kozielskiej. Obraz znakomicie wyrzeźbił por. Tadeusz Zieliński, który nadał postaciom dramatyczną wymowę. Ręce Madonny naszkicował por. Henryk Potocki.
Na drugiej połowie deski por. Michał Siemiradzki namalował obraz Najświętszej Maryi Zwycięskiej Różańcowej. Oba obrazy odbyły długą wędrówkę, towarzyszyły polskim żołnierzom w ich tułaczce, na polu bitwy, na emigracji. Pierwszy raz oficjalnie, uroczyście w ołtarzu polowym ukazała swe oblicze Matka Boska Kozielska podczas Mszy św. odprawionej przez ks. płk. Franciszka Tyczkowskiego 25 sierpnia 1941 r. w Griazowcu koło Wołogdy. W tym dniu przybył tam z Moskwy, z więzienia, gen. Władysław Anders. Po demobilizacji 2. Korpusu obraz znalazł się w Anglii, nazywanej wtedy przez Polaków Wyspą Utraconej Nadziei. W londyńskim kościele św. Andrzeja Boboli wysłuchiwał modlitw polskich emigrantów".
8 czerwca 1997 r. na krakowskich Błoniach Jan Paweł II koronował wizerunek Zwycięskiej Matki Bożej Kozielskiej. Po nałożeniu koron powiedział: "Ta płaskorzeźba, wykonana w obozie jeńców, z którego prawie wszyscy zginęli w Katyniu, przypomina tragiczne wydarzenia ostatniej wojny (...). Niech cześć oddawana w tym Kozielskim Wizerunku nie tylko przypomina przeszłość, ale umacnia wiarę współczesnej Polonii i emigracji". I wszystkich Polaków. Niech się tak stanie, bo - jak pisał ks. Jan Twardowski - "jest taka Matka Boska, co nie ma kaplicy, na jednym miejscu pozostać nie umie. Przeszła przez Katyń, chodzi po rozpaczy, spotyka niewierzących. Nie płacze. Rozumie"...

Piotr Szubarczyk, IPN Gdańsk

za: NDz z 16.3.10 Dział: Myśl jest bronia (kn)

Copyright © 2017. All Rights Reserved.