Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Polecane

Dwa style

Na ostatnim szczycie UE premier Mateusz Morawiecki odniósł wielki sukces, dokonał rzeczy na pierwszy rzut oka nie do zrealizowania – wygrał dla Polski wyjątkowe traktowanie ze względu na uwarunkowania gospodarki naszego kraju i doprowadził do zwiększenia funduszu transformacji energetycznej z 5 do 100 mld euro.

To efekt determinacji, umiejętności negocjacyjnych, ale i czegoś jeszcze – że polityk stojący na czele rządu kieruje się interesem kraju, a nie prywatnymi ambicjami i perspektywą własnej kariery. Warto zestawić działania premiera Morawieckiego z filozofią działania Donalda Tuska. Stawianie partykularnych interesów ponad sprawy kraju były i są cechą charakterystyczną działań tego polityka i zbudowanej przez niego formacji. Przykłady można mnożyć – od rozdzielenia wizyt w Smoleńsku po sposób piastowania stanowiska przewodniczącego Rady Europejskiej. Gdy dziś słyszy się jego pełne żółci wypowiedzi, gdy szczuje i nawołuje Polaków do wychodzenia na ulicę, warto pamiętać o tej perspektywie. Ów polityk nigdy nie dał dowodu, by przypuszczać, że racja stanu jest dla niego ważniejsza niż zaspokojenie własnych ambicji czy ukojenie frustracji.


Joanna Lichocka

za:niezalezna.pl


***

Tusk w oparach autodestrukcji

„Tusk wrócił, by wyrównać rachunki” – głoszą tytuły portali po spotkaniu Donalda Tuska, który pojawił się w Warszawie na promocji swojej książki pt. „Szczerze”. Bo tak naprawdę nie o książkę chodziło – ta jest bardzo słaba, a w wielu fragmentach trąci grafomanią. Tusk wysłał bardzo czytelny komunikat: „Chcę zniszczyć tych, których uważam za wrogów”.

Donald Tusk po raz kolejny sięga po starą, wypróbowaną przez siebie metodę: wzbudzić taką nienawiść w uczestnikach sporu politycznego, by nie było najmniejszej szansy porozumienia. Udało mu się to w 2007 r., liczy, że uda mu się i teraz. Nie przyjmuje do wiadomości, że czasy się zmieniły, a ogień rewolucji, który chce podsycić, może przede wszystkim jemu zaszkodzić – niesie za sobą śmiertelne niebezpieczeństwo.
Tusk za 40 złociszy

W minioną sobotę w siedzibie „Gazety Wyborczej” odbyła się premiera książki byłego premiera. Z zapowiedzi wynikało, że wejściówki były płatne – chętny na spotkanie z „królem Europy” musiał wyłożyć 40 zł. Widownia nie zaskoczyła – przyszli głównie ci, którzy nienawidzą obecnej władzy.
Przed spotkaniem Donald Tusk i redaktor naczelny „Gazety Wyborczej” padli sobie w objęcia – dziś ta zażyłość zupełnie nie dziwi, ale warto sobie przypomnieć stosunek Adama Michnika i jego środowiska do Tuska w latach 90., był już wtedy jednym z bardziej rozpoznawalnych posłów. Donald Tusk swoją popularność w latach 90. zawdzięczał głównie zażyłym kontaktom z dziennikarzami. Legendami obrosły suto zakrapiane imprezy w warszawskiej Harendzie czy w klubie Odeon przy ul. Marszałkowskiej, w których uczestniczyli politycy i ówczesne sławy dziennikarskie.
Donald Tusk nie należał do pracowitych posłów, zależało mu jednak na szerokich kontaktach. Głównym politycznym rywalem był dla niego Bronisław Geremek, co widać było już na początku istnienia Unii Wolności, do której Tusk wstąpił w 1994 r. i której został wiceprzewodniczącym. Szybko doszło do konfliktu wewnątrz partii – powstało Forum Demokratyczne, w którym byli m.in. Zofia Kuratowska, Władysław Frasyniuk i Barbara Labuda, a po przeciwnej stronie znaleźli się m.in. Donald Tusk, Paweł Piskorski i Jan Rokita. W trakcie kongresu UW nie zaakceptowano wysuniętej przez Bronisława Geremka kandydatury Marka Balickiego na wiceszefa warszawskiej Unii, co doprowadziło do rezygnacji Bronisław Geremka z funkcji przewodniczącego warszawskiej UW.
Innym ogniskiem zapalnym była sprawa Barbary Labudy – prezydium Unii Wolności, w którym był Donald Tusk (obok Tadeusza Mazowieckiego i Hanny Suchockiej), oskarżyło ją o łamanie statutu i skierowało do sądu koleżeńskiego we Wrocławiu wniosek o usunięcie jej z Unii za publiczne poparcie dla legalizacji aborcji. Pokłosiem tego było zawieszenie Labudy na pół roku w prawach członka UW (odeszła z partii i poparła kandydaturę Aleksandra Kwaśniewskiego na prezydenta).


Wspólny wróg zbliża najskuteczniej

Po tych rozgrywkach Tusk stracił stanowisko wiceprzewodniczącego Unii Wolności i na krótko znalazł się na politycznym marginesie. Rękę do niego wyciągnął Leszek Balcerowicz, który w 1995 r. został szefem UW, zastępując na tym stanowisku Tadeusza Mazowieckiego. Donald Tusk, mający wrócić na Wiejską po wyborach w 1997 r., startował do Senatu jako polityk Unii Wolności i z ramienia tego ugrupowania został wicemarszałkiem. Całkiem szybko ujawnił swoje refleksje na temat pracy senatora, a sam Senat nazwał nawet izbą bezczynności. Dziennikarze wspominają, że Tusk snuł się wówczas po parlamencie – widywany był często na pogawędkach m.in. z Andrzejem Morozowskim (wówczas Radio Zet, dziś TVN). Tusk mógł się czuć zepchnięty na margines. Znacznie większą karierę robili w tym czasie jego partyjni koledzy – m.in. Paweł Piskorski, który w 1998 r. został prezydentem Warszawy.

Przyszły „król Europy” kontestował poczynania Bronisława Geremka i specjalnie się z tym nie krył. Uważał, że to właśnie jemu zawdzięcza swoistą polityczną banicję. Do rozstania Tuska z UW doszło na początku 2001 r., po przegranej w grudniu 2000 r. z Geremkiem rywalizacji o przywództwo w Unii.
Już 24 marca 2001 r. Donald Tusk, Maciej Płażyński i Andrzej Olechowski ogłosili powstanie nowej formacji – Platformy Obywatelskiej, do której masowo zaczęli przechodzić politycy i działacze Unii Wolności. Wywołało to wściekłość środowiska Adama Michnika, ale jak widać, wszystko można wybaczyć, gdy ma się wspólnego wroga. A tym wrogiem dla Tuska i Michnika jest Zjednoczona Prawica.
Ulica i zagranica

„Z jednej strony pięści same się zaciskają na myśl o tym, jak PiS próbuje podporządkować sobie sądy, z drugiej – łzy wzruszenia napływają do oczu na widok wielotysięcznych manifestacji. Trudno skupić się na bieżącej pracy […] podporządkowanie sądów partii rządzącej w sposób, jaki zaproponował PiS, zrujnuje i tak nadszarpniętą opinię na temat polskiej demokracji” – pisze Tusk w swojej książce „Szczerze”.
W minioną sobotę na spotkaniu w redakcji „Gazety Wyborczej” rozwinął ten wątek – zachęcił swoich zwolenników do wyjścia na ulicę i do apelowania do Brukseli o interwencję. Tusk, który w niesławie odszedł ze stanowiska przewodniczącego Rady Europejskiej (krytycznie o nim wypowiadał się m.in. Jean-Claude Juncker), teraz chce wrócić do Polski wyrównać rachunki.

Czy Tusk rzeczywiście zaangażuje się w polską politykę? Wymaga to wręcz tytanicznej pracy, a znając zamiłowanie byłego premiera do długich chwil wypoczynku, można przewidzieć, że będą to raczej okazjonalne działania, jak te z 3 maja br. – szumnie zapowiadane, skończyły się kompromitującym wystąpieniem na Uniwersytecie Warszawskim. Tusk, wyuczony przez trenerów, posługując się znanymi z przeszłości dygresjami, atakował prawicę i stosował socjotechnikę podziałów. Wystąpienie Tuska z zachwytem przyjęli „zaprzyjaźnieni” dziennikarze oraz oficjele siedzący na sali, w tym Marek Dukaczewski, jeden z ostatnich szefów WSI.

Wezwanie do anarchii

To, do czego wezwał w ostatnią sobotę Donald Tusk, jest w rzeczywistości wezwaniem do rewolucji, a w konsekwencji do anarchii. Mówienie o protestach „w obronie sędziów i sądownictwa” jest czystą kpiną. Wystarczy sprawdzić sondaże dotyczące zaufania do sądów, by się przekonać, co naprawdę myślą Polacy o wymiarze sprawiedliwości. Jest to zdanie bardzo złe i nie zmienia się to od początku III RP.

Tusk wzywa do obrony nadzwyczajnej kasty, nie zwykłych obywateli, którzy o sądach i sędziach mają krytyczne zdanie. Mowa o sędziach, którzy zostali zainfekowani nienawiścią do PiS. Opublikowany niemalże rok temu, w styczniu 2019 r., raport Centrum Badań nad Uprzedzeniami Uniwersytetu Warszawskiego mówi o tym, że zwolennicy opozycji nienawidzą bardziej zwolenników PiS niż na odwrót. Przemysł pogardy zebrał swoje żniwo – pozbawianie przywilejów nadzwyczajnej kasty trafiło na tę część społeczeństwa, która jest w stanie zrobić wszystko, by odsunąć obecną władzę od rządzenia.

Nawoływania Lecha Wałęsy do milionowego marszu na Warszawę czy list „byłych opozycjonistów”, którzy już dawno stali się swoimi karykaturami, przestają być śmieszne, gdy uświadomimy sobie skutki, jakie mogą wywołać. Tym, którzy nawołują do buntu, nie chodzi o żadną „obronę demokracji i konstytucji”, o których tak chętnie mówią. Chodzi o obronę przywilejów, co jest możliwe tylko wtedy, gdy rozpali się emocje. I to jest właśnie celem Donalda Tuska.


Dorota Kania

za:niezalezna.pl

Copyright © 2017. All Rights Reserved.