Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Polecane

Między piątkiem a niedzielą

„Kto w piątek skacze, w niedzielę płacze” – powtarzała w czasach mojego dzieciństwa babcia. Czasy się jednak bardzo zmieniły i okazuje się, że między piątkiem a niedzielą bardzo wielu ludziom udało się wykonać naprawdę karkołomną gimnastykę. Sympatie polityczne Jerzego Owsiaka znamy wszyscy, jednak tak bliskie spięcie się Strajku Kobiet i Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy to zupełnie inny poziom ideologicznego absurdu.

Charytatywna zbiórka „dla dzieciaków” jako krótki antrakt permanentnej zadymy z żądaniem swobodnego dostępu do aborcji na sztandarach to wciąż dużo nawet jak na hipokryzję środowisk liberalnych.

O ile jeszcze w przypadku pierwszej fali protestów, która miała miejsce w czasie, gdy Sejm po raz pierwszy procedował obywatelski projekt ustawy, można było mówić o demonstracjach przeciwników zaostrzenia przepisów antyaborcyjnych, dziś takie określenie zupełnie nie oddaje rzeczywistości. Taki pogląd próbują jeszcze czasem przemycać chcący ocieplić wizerunek Strajku kobiet publicyści i komentatorzy, jednak z mającego bardzo różne stanowiska w sprawie usuwania ciąży tłumu została tak naprawdę niemal wyłącznie bardzo krzykliwa grupa radykałów. Za tym idzie radykalizacja zarówno formy, jak i postulatów. Politycy lewicy ze swoim zalegalizowaniem aborcji bez ograniczeń do 12. tygodnia życia proponują co prawda najdalej idące rozwiązanie z wariantów, jakie rozważają siły obecne w parlamencie, lecz już nie na ulicy, którą interesuje po prostu aborcja dostępna na każdym etapie i bez żadnych ograniczeń, finansowana i wspierana przez państwo.

Model argentyński

Uczestniczki (i uczestnicy, bo przecież Strajk kobiet jest imprezą w pełni koedukacyjną i tylko nie wiedzieć czemu w tym jednym przypadku unika się politycznie poprawnego i modnego ostatnio wymieniania w nazwie obu płci i mówienia o „strajku kobiet i mężczyzn”) zapatrzone są tu we wzorce argentyńskie. „Dają przykład Argentynki, jak zwyciężać mamy” – pisał na przykład w listopadzie portal Oko.press. W Argentynie po dłuższej batalii doszło bowiem do zalegalizowania aborcji na życzenie i do 14. tygodnia ciąży. Przepisy dotychczas na tle świata restrykcyjne zamieniono na liberalne, co było zwieńczeniem rozpisanej na kilka lat akcji. Jej apogeum był atak na kościoły jesienią 2013 r. „Hordy rozjuszonych feministek, lesbijek i gejów ruszyły na świątynię, by dokonać zniszczeń i profanacji. O planowanym zamachu dowiedzieli się tamtejsi katolicy, którzy przybyli na miejsce, by bronić kościoła. Otoczyli katedrę zwartym kordonem i odmawiając różaniec, blokowali dostęp do kościoła przed rozjuszonymi feministkami. Te zdjęcia porażają.

Siedmiotysięczny tłum wykrzykiwał antyklerykalne i bluźniercze hasła. Modlący się katolicy byli lżeni, opluwani i wulgarnie prowokowani”. Ten opis autorstwa Marzeny Nykiel z portalu wPolityce.pl mógłby być wzięty za relacje z warszawskich ulic w ostatnich dniach października zeszłego roku, dotyczy jednak tego, co działo się siedem lat wcześniej w San Juan.

Tamtejsze protesty uwieńczyło spalenie kukły papieża Franciszka i chyba tylko tego na razie nie możemy się u nas spodziewać, ponieważ naszej lewicy zamiast nienawiści wystarcza bardzo selektywne słuchanie Ojca Świętego, którego nie wypada tak po prostu przekreślić, skoro równocześnie wykorzystuje się go w sporach z prawicą o ekologię czy uchodźców. Pod koniec stycznia Strajk kobiet oficjalnie wystąpił pod hasłem „Dziś Argentyna, jutro Polska”, a Marta Lempart powołanie komitetu „Legalna aborcja bez kompromisów” przedstawiała w następujący sposób: „to jest taka ścieżka bardzo podobna do tej argentyńskiej: trzy kroki do przodu – jeden do tyłu, dwa kroki do przodu – pięć do tyłu. Teraz jest sytuacja, z którą one się akurat nie mierzyły. My mamy pewność, że aborcja będzie legalna, że to wszystko się wydarzy. To jest strasznie trudne. One walczyły przez 15 lat i za piątym razem im się udało doprowadzić do normalności, czyli pokonać to kłamstwo prawicy i Kościoła, że zakaz aborcji nie powoduje braku aborcji”. A więc wszystko jest jasne.

Frekwencja ze starych fotografii

Choć decyzja Trybunału Konstytucyjnego zapadła jeszcze w październiku, publikacja uzasadnienia wyroku bardzo się odwlekła, w czym niektórzy skłonni byli widzieć kolejny akt niekończącej się historii politycznego koniunkturalizmu. Jak dziś wiemy, nie chodziło jednak ani o dogodny moment dla władzy, ani takiego momentu brak, lecz o obstrukcję ze strony sędziów Trybunału, którzy zgłosili zdania odrębne i potrzebowali prawie dwóch miesięcy na napisanie własnych uzasadnień. Dopiero po ich przesłaniu możliwa była publikacja i faktycznie doszło do niej w zeszły czwartek. Zgodnie z przewidywaniami wywołało to kolejną falę protestów. Jednak nawet niektórzy ich sympatycy zauważyli, że tym razem radykalizm stał się przede wszystkim próbą zrównoważenia mniejszej niż kilka tygodni wcześniej frekwencji. Symbolem tej ostatniej może być fakt ilustrowania doniesień w zachodnich mediach archiwalnymi fotografiami. Fotografie stare, nowe było natomiast wtargnięcie trzech osób do siedziby TK, które zainspirowały się zapewne tak mocno potępianym przez swoich medialnych sprzymierzeńców rajdem na Kapitol. Innym aktem przemocy podczas czwartkowego protestu była napaść na dziennikarkę Mediów Narodowych.

Dla WOŚP marsze zawieszone na kołku

Tego typu kłopotliwe incydenty organizatorzy i ich sympatycy bardzo lubią przedstawiać jako efekt działania domniemanych prowokatorów, jednak tym razem nie będzie to możliwe. Do usunięcia z demonstracji reporterki zagrzewała swoich sympatyków sama Marta Lempart. W piątek liderka protestów apelowała natomiast, by uczestnicy przejawiali również inne, nieobojętne dla miejskiej przestrzeni formy aktywności: „Wszystkich zapraszamy, wszystkich prosimy i wzywamy, żeby wyszli, zmobilizowali się i żeby tym razem iść tak, żeby zostawiać ślady. Wyrażajcie gniew, tak jak uważacie. To nie my zaczęłyśmy”. A jednak już nagranie, na którym widać uczestników manifestacji niszczących głośne ostatnio plakaty z nienarodzonym dzieckiem wpisanym w kontur serca, okrzyknięte zostało, jakżeby inaczej, zapisem prowokacji policji lub dziennikarzy TVP Info. Z kolei dziennikarz Radia Poznań został w piątek zaatakowany w swoim mieście, a że samo to święcie oburzonym protestującym nie wystarczyło, zniszczono później fasadę siedziby lokalnego oddziału publicznego nadawcy.

O skali emocji przechodzącej w fanatyzm nie pierwszy raz przekonał się sympatyzujący z postulatami protestów Waldemar Kuczyński, który jednak nie popiera ani hasła „aborcja jest OK”, ani nie rozumie, czemu obiektem ataku padają wspomniane plakaty. Obok tłumaczeń, że są one narzędziem przemocy symbolicznej obrońców życia, Kuczyński mógł przeczytać też uwagi, których nie można zacytować w żadnej chcącej się szanować gazecie, choć znakomicie odbierane są na transparentach przez zachwycone brzydkim słowem elity o coraz bardziej zdziecinniałej mentalności. Narastająca agresja i histeryczna reakcja nawet na pokrewne i tylko w drobnym stopniu niezgodne z własnymi poglądy staje się znakiem rozpoznawczym tego wcielenia protestów.

Równocześnie w tym samym czasie marsze zostają na jeden weekend zawieszone na kołku, a struktury tak dzielącej Polaków i jednoznacznie identyfikującej się ideologicznie organizacji włączają się w charytatywną zbiórkę, której cała społeczna narracja wciąż oparta jest na zaklęciach, takich jak miłość czy jednoczenie Polaków. Nie pierwszy raz niechętni Kościołowi wolontariusze ustawili się przed kościołami, by w słusznej sprawie zbierać pieniądze od pogardzanych przez siebie na co dzień katolików. Jednak wcześniej nie mieli okazji stać na mrozie pod własnoręcznie namazanymi na tych samych kościołach błyskawicami i proaborcyjnymi hasłami.


Krzysztof Karnkowski


za:niezalezna.pl

Copyright © 2017. All Rights Reserved.