Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Polecane

Mec. Obara o stanowisku rzecznika TSUE ws. „polskich obozów zagłady”: Umył ręce jak Piłat

- Rzecznik TSUE wprawdzie przyznał, że osoba pokrzywdzona pomówieniem nie musi być wymieniona z imienia i nazwiska, jednak jeśli chodzi o tę drugą część dot. jurysdykcji, to niestety jak Piłat „umył ręce”, mówiąc, że „decyzja należy do sądu zajmującego się konkretną sprawą”. Jednym słowem

odesłał nas do polskiego sądu - powiedział w rozmowie z Niezalezna.pl mec. Lech Obara, który od lat zajmuję się m.in. sprawami dot. kłamstw historycznych.

Dzisiaj rzecznik generalny TSUE przedstawił stanowisko ws. pytania warszawskiego sądu dot. użycia zwrotu "polskie obozy" w niemieckich mediach. Chodzi o sprawę z 2017 roku, kiedy niemiecki regionalny portal informacyjny użył w jednym z artykułów sformułowania "została zamordowana w polskim obozie zagłady Treblinka".

O komentarz do stanowiska rzecznika TSUE poprosiliśmy mec. Lecha Obarę, który reprezentuje w tej sprawie osobę pokrzywdzoną.

Prawnik przypomniał, że sprawa dotyczy pana Stanisława Zalewskiego, który jest reprezentowany przez Stowarzyszenie Patria Nostra i Kancelarię Radców Prawnych i Adwokatów "Lech Obara i Współpracownicy". - Pan Stanisław wystąpił przeciwko niemieckiemu radiu „B5” i wydawcy portalu Mittelbayerische. Były dwa pozwy w tej sprawie – tłumaczył.
Niemcy kwestionują kompetencje polskich sądów

Prawnik zaznaczył, że w tego typu sprawach, którymi jego kancelaria zajmuje się od wielu lat, strony pozwane (głównie z terenu Niemiec) podważają kompetencje polskich sądów do orzekania. Według niego, wysłanie pytania prejudycjalnego do TSUE w tej sprawie „może spowodować paraliż”.

- W tej konkretnej sytuacji, zarówno radio „B5”, jak i portal Mittelbayerische, opisując recenzję książki dot. losów Żydów, posłużyli się określeniem „polski obóz zagłady Treblinka”. My w imieniu powoda, czyli pana Stanisława Zalewskiego oraz Polskiego Związku Byłych Więźniów Politycznych Hitlerowskich Więzień i Obozów Koncentracyjnych (PZBWOK) wnosiliśmy o przeprosiny, a także o wpłacenie 50 tys. zł na rzecz stowarzyszenia- tłumaczył prawnik.

- Pełnomocnicy wydawcy portalu Mittelbayerische zakwestionowali uprawnienia polskiego sądu do orzekania w tej sprawie, wskazując jednocześnie, że ew. proces powinien się toczyć przed niemieckim wymiarem sprawiedliwości - dodał.

Według mec. Obary, to mogło sprawić, że „polski sąd zdecydował się na wysłanie pytania prejudycjalnego do TSUE”.

- W związku z wysłanym pytaniem prejudycjalnym, my jako pełnomocnicy i Stowarzyszenie Patria Nostra udzieliliśmy odpowiedzi. Odpowiedział też polski rząd, a także Komisja Europejska. Jednak odpowiedź Komisji była dla nas niekorzystna. Wynikało z niej, że oto polskie sądy nie mają prawa sądzić spraw dotyczących kłamstw historycznych- relacjonował nasz rozmówca. - Ponadto, powrócono do zarzutu, polegającego na tym, że mówiąc i pisząc o „polskim obozie zagłady Treblinka” nie wymieniono pana Zalewskiego  z imienia i nazwiska – dodał.

Obara przypomniał, że polskie sądy uznały, iż „zasada indywidualizacji nie ma w takich przypadkach zastosowania” i każdy członek grupy, której dotyczy kłamstwo „może czuć się skrzywdzony oraz żądać przeprosin i zadośćuczynienia”. - Komisja Europejska podzieliła jednak stanowisko strony niemieckiej, argumentując, że wydawcy treści np. w internecie przysługuje zasada przewidywalności, czyli, że innymi słowy - musi wiedzieć przed którym sądem będzie musiał ewentualnie odpowiadać, jeśli kogoś pomówi lub skłamie - tłumaczył.

- W okresie od 15 kwietnia 2017 r. do 29 listopada 2018 r. zarejestrowano ponad 32 tys. wejść na stronę internetową portalu Mittelbayerische przez czytelników z Polski. Czyli wynika z tego, że nie można się w tej sprawie powoływać na zasadę przewidywalności, bo internet ma zasięg globalny– wskazał.

Według prawnika, generalnie tego typu sprawa „powinna się toczyć przed sądem pozwanego” [w tym przypadku w Niemczech-red.], ale wyjątek może stanowić, jeśli sprawa dotyczy przekazu internetowego. „Wówczas właściwym sądem będzie sąd w miejscu pokrzywdzonego” - wyjaśniał.


Sąd nie musiał zadawać tego pytania

Jak dodał, właściwym sądem w tym przypadku powinien być sąd w miejscu, gdzie „nastąpiło wydarzenie wywołujące szkodę, a więc centrum życiowe praw człowieka, który został pokrzywdzony”, czyli miejsce jego zamieszkania. - Już wcześniej pojawiały się zarzuty kwestionujące właściwość polskich sądów w tego typu sprawach, ale po raz pierwszy doszło do postawienie pytania prejudycjalnego. I to pytanie zadał polski sąd apelacyjny – podkreśli prawnik.

Przyznał, że  w jego ocenie sąd nie musiał zadawać tego pytania. - Co spowodowało, że sąd jednak postąpił inaczej? - nie wiem - zastanawiał się Lech Obara.

Wskazał, że w sprawie z powództwa pana Stanisława Zalewskiego padły dwa pytania. - Pierwsze - czy jeżeli nie wymieniono w tej obraźliwej publikacji konkretnie jego imienia i nazwiska, to czy on w ogóle może wystąpić z pozwem. Drugie zaś dotyczyło jurysdykcji, tzn. czy polski sąd może orzekać w tej sprawie – tłumaczył mec. Obara.

- To pytanie prejudycjalne zostało sformułowane zanim wątpliwości strony pozwanej rozstrzygnął Sąd Najwyższy – podkreślił.

- Dziś Rzecznik TSUE wprawdzie przyznał, że osoba pokrzywdzona pomówieniem nie musi być wymieniona z imienia i nazwiska, jednak jeśli chodzi o tę drugą część dot. jurysdykcji, to niestety jak Piłat „umył ręce”, mówiąc, że „decyzja należy do sądu zajmującego się konkretną sprawą”. Jednym słowem odesłał nas do polskiego sądu- wyjaśniał nasz rozmówca.


Niemcy złamali prawo europejskie?

Prawnik wyraził nadzieję, że „polski sąd uzna się za właściwy do prowadzenia w tej sprawy”. - To będzie teraz kwestia sumienia sędziego - ocenił.

Mec. Obara przypomniał sprawę Karola Tendery [przeciwko telewizji ZDF-red.], w której mimo korzystnych dla niego wyroków (zarówno sądu w Krakowie, jak i kolejnych sądów w Niemczech) doszło do ich zakwestionowania przez niemiecki Sąd Najwyższy. - Wypowiedziała się w tej sprawie nawet pani komisarz Viera Jourova, która uznała się za niekompetentną by oceniać wyrok niemieckiego sądu. My zaś uważamy, że Niemcy nie wykonując wyroku złamali prawo europejskie. My w sprawie pana Karola Tendery pójdziemy do Starsburga - zadeklarował.

- Być może w przypadku korzystnego dla pana Zalewskiego rozstrzygnięcia polskiego sądu, sprawa również oprze się o Sąd Najwyższy Niemiec, z podobnym skutkiem jak w przypadku pana Karola Tendery i pozbawi się nas prawa do wykonania wyroku polskiego sądu na terenie Niemiec- podsumował mec. Lech Obara.
 
za:niezalezna.pl

Copyright © 2017. All Rights Reserved.