Przeciąganie pod kilem
Przeciąganie pod kilem było jedną z najbrutalniejszych kar, jakie mogły niegdyś spotkać żeglarza. Nieszczęśnikowi krępowano ręce i nogi, a następnie przeciągano go za pomocą liny z jednej burty na drugą pod dnem statku. W marynarce od dawna kary się nie stosuje, ale to nie oznacza, że całkiem zanikła.
Dziś jej odmianę wykonują media – takie wrzucanie w toń oskarżeń i patrzenie, czy ktoś przeżyje. Ostatnio lincz zorganizowano dyrektorowi generalnemu Lasów Państwowych Andrzejowi Koniecznemu, który nie naruszył przepisów i zrobił to, co setki tysięcy osób w Polsce, czyli wykupił służbowy lokal z rabatem, ale i tak zrobiono z niego medialnie złodzieja. Nie umilkły jeszcze tego echa, a „Newsweek” zaatakował kolejnego dyrektora z LP. Tym razem Dariusza Pieniaka z Łodzi.
Ten nawet nic nie kupił, ale dziennikarzom to nie przeszkadzało, bo wystarczyło stworzenie domniemania, że chciał kupić. Oczywiście głównego zainteresowanego o nic nie zapytali, bo i po co, skoro mieli opinię aktywisty Polski 2050, którego rodzice z kolei chcieli kupić nieruchomość od lasów, ale im nie sprzedano. No, ale przecież fakty się nie liczą. Ważne, by był odpowiedni pretekst, a potem zapadają kolejne wyroki na przeciąganie. I tak to się kręci.
Jacek Liziniewicz
za:niezalezna.pl