Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Mateusz Matyszkowicz - Polska z matury

Matura była niegdyś przepustką do świata dojrzałej kultury. Jej misją było tworzenie wspólnej przestrzeni odwołań, niezbędnych do trwania kultury. Dziś jest infantylnym testem. Jak przywrócić jej główne funkcje? Dopiero minęła rocznica śmierci Józefa Piłsudskiego. Marszałek zmarł w maju – miesiącu matur. I zwykle przypomnienie tej rocznicy ginie w gąszczu informacji o tym, ilu maturzystów w tym roku przystąpiło do egzaminów, czy pytania były trudne (wszyscy kibicują łatwym), co o nich mówią uczniowie i wreszcie, co publicyści myślą o samej maturze. A myślą zwykle źle.

Nawet dobrze się składa, że te dwie sprawy – rocznica śmierci Piłsudskiego i egzaminy maturalne – przypadają na ten sam miesiąc. Marszałek, jeden z twórców polskiej niepodległości, postawił na państwo, które odbudowuje swój samodzielny byt nie tylko za pomocą silnej armii i przemysłu, ale także tego, co dziś nazywamy polityką historyczną. Mówił: „Naród, który nie szanuje swej przeszłości, nie zasługuje na szacunek teraźniejszości i nie ma prawa do przyszłości", pisał o pamięci jako podstawie wspólnego życia. Przedwojenna matura nie tylko przygotowywała – jak to się mówi – do funkcjonowania na rynku pracy, ale przede wszystkim była świadectwem, że dany abiturient posiadł pewne kulturowe minimum, które sprawia, że może swobodnie poruszać się w świecie kultury polskiej i europejskiej. Nieprzypadkowo więc głównym przedmiotem maturalnym jest język polski, a nie biologia czy np. chemia.

Po pierwsze – polski


To uprzywilejowanie języka polskiego odziedziczyliśmy po Polsce przedwojennej. Kulturotwórcza i narodotwórcza siła matury sprawiła, że po 1944 r. nie było możliwe pomyśleć sobie, by Polska weszła w skład ZSRS, by język rosyjski zastąpił polski etc. Powstało państwo skarlałe, okupowane i satelickie, ale jednak zachowujące pozory niezależności – m.in. właśnie dlatego, że nie udałoby się zdobyć przyzwolenia społecznego na inne rozwiązanie. Wcześniej, podczas wojny, pierwsze pokolenia, które uformowała międzywojenna Polska, ci świeży abiturienci pokazali, że system wychowawczy, który ich ukształtował, stanowił wystarczającą zaporę dla jakiegokolwiek zniewolenia.

Umiejętności to za mało


Po 1989 r. matura zaczęła być odsuwana w cień. Zaczęło się od jej upowszechnienia. Stworzono egzamin, który może zdać każdy. Już nie swobodne poruszanie się po zagadnieniach całej kultury, ale pewne minimum kwalifikuje młodego człowieka do odbycia studiów. Dodajmy, studiów na coraz niższym poziomie. Po drodze stwierdzono, że matura powinna być bardziej praktyczna, w większym stopniu sprawdzać umiejętności niż wiedzę. Wypuszczono więc ze szkół średnich maturzystów praktycznych. Później zaczęła się wielka histeria, że nasze uczelnie przygotowują rzesze bezrobotnych, że są kiepskie, niczego nie uczą, ich absolwenci nie znają ani Mickiewicza, ani finansów, ani do łopaty ich nie ciągnie. Są do niczego, więc jadą pracować na Wyspy Brytyjskie. I tak dochodzimy do wielkiego finału: maturę należy zlikwidować, bo niczemu nie służy. Człowiek jest równie głupi i niezdatny do roboty zarówno przed maturą, jak i po niej. Nie ma więc sensu marnować na nią pieniędzy i czasu.

Właściwie to jestem gotów podpisać się pod tym. Dzisiejsza matura nie służy niczemu. Ani nie wprowadza w obręb kultury, w której żyjemy, ani nie uzdatnia do jakiejkolwiek pracy. Może jednak zamiast likwidować maturę, warto zastanowić się, czemu powinna służyć, czy przypadkiem w jakiejś postaci nie jest jednak potrzebna i czy nie warto powrócić do nauk Piłsudskiego.

Powrót do matury musiałby oznaczać jednak całkowite odwrócenie tego, co działo się przez ostatnie lata. Porzucenie jej praktycznego i technicznego wymiaru na rzecz pamięci. Tak, matura powinna służyć pamięci. Powinna być jedynym egzaminem, który zagwarantuje, że większość Polaków zostanie wprowadzona w podobny kanon lektur i znajdzie podobne odniesienia historyczne. Nie muszą abiturienci wierzyć, że Słowacki wielkim poetą był, mogą włączyć się w strumień krytyki romantycznego dziedzictwa, proszę bardzo, ale powinni wiedzieć, dlaczego myślą tak, a nie inaczej, dlaczego dziedzictwo odrzucają, uważają za coś kontrowersyjnego, proponują coś innego. Powinni wreszcie być zdolni do empatii, która pozwala zrozumieć, dlaczego ich dziadek zaczytywał się Trylogią, a babka powieściami Rodziewiczówny. Jeszcze nasi rodzice swobodnie czytali „Krzyżaków" i dobrze się z tym czuli. Czy zatem nie jest jakimś barbarzyństwem, że wystarczyło jedno pokolenie, by tę ciągłość zamordować?

Wspólne punkty odniesienia

Nie muszą też abiturienci zgadzać się ze słusznością tezy o szlachetności polskich powstań, ale powinni swoją opinię umieć uzasadnić. Mogą odrzucać chrześcijaństwo, ale pamięci o roku 966 nie wolno ot tak wyprać, przekreślić, zepchnąć do lamusa.

Wspólne punkty odniesień – to jest misja matury. Bez nich, bez kulturowych więzi, nie będzie Polski. Nie tylko tej Polski mitycznej, którą modernizatorzy najchętniej zamknęliby w wychodku, ale też tej najprostszej, która jest wspólnotą języka, metafor, jakimi ten język jest obudowany, wreszcie elementarnych więzi międzyludzkich, dzięki którym możliwa jest jakakolwiek aktywność społeczna. Czy możliwe jest społeczeństwo obywatelskie, jeśli jednostki nie będą wiedziały, co je łączy?

Jeśli najpowszechniejszy egzamin w Polsce odżegnuje się od pamięci, to zatrzymuje rozwój Polski. Ten bowiem może odbywać się wyłącznie wtedy, gdy ludzie potrafią ze sobą się porozumiewać, gdy odnoszą się do podobnych wartości, gdy wreszcie ufają sobie, bo wiedzą, że wiele ich łączy. Wróćmy do Piłsudskiego: „Naród, który traci pamięć, przestaje być Narodem – staje się jedynie zbiorem ludzi, czasowo zajmujących dane terytorium". Czy tacy nomadzi, czasowo tylko zameldowani w Polsce, będą zdolni do tworzenia instytucji, firm, choćby warzywniaka? Nie będą.

Sam system edukacji ulega ewolucji. Różnicuje się i otwiera na aktywność obywatelską. Jedni uczą w domu, inni decydują się na szkołę. Jeśli na szkołę, to prywatną, publiczną lub społeczną. I bardzo dobrze, że kończy się czas edukacji nakazowej. Jednego tylko nie można zagubić: wspólnej kultury. Narzędzie ku temu już mamy, trzeba je tylko odkurzyć i odmitologizować. To matura. Oby powróciła na dobre.

Autor: Mateusz Matyszkowicz
Żródło: Gazeta Polska Codziennie

za: http://niezalezna.pl (kn)

Copyright © 2017. All Rights Reserved.