Tomasz Terlikowski - Wolność słowa nie dla katolików
Miniony tydzień pokazał, jak groźne mogą być sądokracja i lewactwo, jakie wyłaniają się z orzeczeń kolejnych sądów. Jeden z nich uznał, że Nergal, który podarł Biblię i nazwał ją g…, nie popełnił przestępstwa, bo koncert był zamknięty. Inny natomiast (z Rzeszowa) orzekł, że nazwanie zabijania dzieci zabijaniem dzieci jest przestępstwem, bo obraża tych, którzy dzieci zabijają i sprawia im przykrość. Jeszcze inny postanowił zaś przesłuchać arcybiskupa, bo ten wygłosił w kościele kazanie, a ono nie spodobało się pani, która wprawdzie do kościoła nie chodzi i nawet nie jest wierząca, ale uważa, że co jak co, ale prawda nie może być obecna w przestrzeni publicznej.
I w tej kwestii sędziego z Przemyśla nie przekonało, że msza święta (a to w jej trakcie wygłasza się kazania) nie jest, tak jak koncert, skierowana do wszystkich, lecz do wierzących. A skoro Sąd Najwyższy uniewinnił Nergala, to nie ma powodów, by choćby przesłuchiwać arcybiskupa Józefa Michalika, szczególnie że głosił on rzeczy oczywiste dla każdego wierzącego i jasno wypływające nie tylko z doktryny wiary, lecz także z wiedzy psychologicznej. Hierarcha jest bowiem ścigany za przypomnienie, że rozwody i pornografia szkodzą dzieciom.
Logika, która kryje się za niniejszym wywodem, nie jest jednak najmocniejszą stroną naszych sądów. One uznały, że skoro można dołożyć katolikom i ograniczyć ich wolność sumienia, to trzeba to zrobić. Inaczej natomiast można i trzeba traktować satanistów, ci bowiem wykonują – najwyraźniej z punktu widzenia naszego państwa – pracę, jaką jest niszczenie Kościoła.
[pozostało do przeczytania 51% tekstu]
Dostęp do artykułów:
ZALOGUJ SIĘ lub Wykup prenumeratę
http://www.gazetapolska.pl/32424-wolnosc-slowa-nie-dla-katolikow