Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Wyrok na III RP

Wydarzenia, które do historii przejdą jako „sprawa Sumlińskiego”, rozpoczęły się wiosną 2008 r. Znany dziennikarz śledczy, wówczas zajmujący się przede wszystkim badaniem okoliczności mordu na ks. Jerzym Popiełuszce i niejasności związanych z późniejszym śledztwem, został poddany całej serii represji, które doprowadziły go do próby samobójczej.

Wielogodzinna rewizja w warszawskim mieszkaniu Sumlińskiego została szeroko opisana przez media, wówczas jeszcze interesujące się tą sprawą. Równolegle trwała druga, w domu w Białej Podlaskiej, podczas której obecna była jego rodzina. Dziennikarzowi postawiono wówczas zaskakujący zarzut udostępnienia treści tajnego aneksu do raportu z likwidacji WSI spółce Agora. Sąd pierwszej instancji nie zgodził się na aresztowanie oskarżonego, samo oskarżenie szybko zastąpiono innym, niewiele mniej absurdalnym – udziału w próbie płatnej protekcji, polegającej na zaproponowaniu oficerowi WSI Leszkowi Tobiaszowi załatwienia pozytywnej weryfikacji w zamian za określoną kwotę.

Sumliński (wspólnie ze swoim wieloletnim informatorem, emerytowanym żołnierzem WSW Aleksandrem L.) miał według prokuratury powoływać się na dobrą znajomość z jednym z weryfikatorów – Leszkiem Pietrzakiem. Wbrew logice i przypuszczeniom, druga instancja wydała zgodę na areszt tymczasowy. Tego samego dnia Wojciech Sumliński targnął się na swoje życie w kościele św. Stanisława Kostki na warszawskim Żoliborzu, kościele, z którym od lat był związany. Przeprowadzona wkrótce ekspertyza psychologiczna wykazała, że dziennikarz nie może pozostawać w areszcie. W marcu 2010 r. warszawski sąd uznał działania ABW podjęte wobec Sumlińskiego za bezprawne, skrytykował również działania prokuratury.

Proces trwał latami


Jednakże w lipcu 2011 r. rozpoczął się wreszcie proces, w którym prokuratura, powołując się na art. 230 par. 1 kodeksu karnego, oskarża dziennikarza śledczego Wojciecha Sumlińskiego oraz byłego wysokiego funkcjonariusza kontrwywiadu PRL płk. Aleksandra L., o rzekomą płatną protekcję podczas procesu weryfikacji żołnierzy WSI. Oskarżenie oparte jest prawie wyłącznie na zeznaniach Leszka Tobiasza, oficera, który przez lata pozostawał specjalistą od gier operacyjnych, mających na celu kompromitowanie niewygodnych dla służb ludzi.

Sprawa ciągnie się tygodniami, miesiącami, wreszcie – latami. Z dala od centrum Warszawy (sądy na ul. Kocjana znajdują się na dalekiej Woli, zaledwie trzy przystanki od granic miasta), a przede wszystkim z dala od zainteresowania mediów. Obserwując rozprawy od grudnia 2013 r., znam sytuacje, gdy ważne, choćby z racji problemów z pamięcią nadających się do podręczników medycyny, zeznania ministra Grasia bądź byłego szefa ABW Krzysztofa Bondaryka odbywały się bez udziału choćby jednego dziennikarza. Przez wiele miesięcy jedynym źródłem informacji o przebiegu procesu był starannie prowadzony blog Andera, później dołączyły do niego relacje na kilku portalach, a także nadawane na żywo przez autora niniejszego tekstu korespondencje na Twitterze. Do lata 2015 r., kiedy odbyło się przesłuchanie Bronisława Komorowskiego, media zainteresowały się sprawą chyba tylko raz – gdy w sądzie pojawił się Antoni Macierewicz.

Bronisław Komorowski, postać w sprawie Sumlińskiego kluczowa, czeka wciąż na wyjaśnienie swojej roli w tym zdarzeniu. Przesłuchanie, które zgromadziło większość ważnych mediów, lecz nie zostało przez nie praktycznie odnotowane, niewiele wyjaśniło.

Z zeznań świadków wiemy jedynie, że Komorowski był zainteresowany propozycją dostępu do tajnego aneksu, jaką miał mu złożyć Tobiasz. Tego, że był on centrum prowokacji wobec dawnej komisji weryfikacyjnej WSI, której ostatnim akordem jest proces Sumlińskiego, domyślać się możemy z zeznań innych osób, a przede wszystkim z wypowiedzi i książek samego Wojciecha Sumlińskiego.

Istotne dla pokazania dwuznacznej roli byłego prezydenta okazały się niedawne zeznania Krzysztofa Winiarskiego, który zeznał, że Komorowski podczas rozmowy dotyczącej spłaty zobowiązań państwa wobec powiązanego ze służbami biznesmena w zamian za przekazanie haków na polityków PiS u, pytał również o Wojciecha Sumlińskiego. W tym samym czasie zastępca szefa ABW Jacek Mąka miał proponować udział w prowokacji wymierzonej przeciwko dziennikarzowi, innemu ważnemu świadkowi – Tomaszowi Budzyńskiemu, emerytowanemu oficerowi tej agencji. Wkrótce potem doszło do zatrzymania, które stanowi oficjalny początek opisywanej sprawy.

Komorowski płaci wysoką cenę

O tym, że Bronisław Komorowski miał powody, aby Sumlińskiego znać i nie przepadać za nim, wiadomo chociażby z analizy tematów, które ten ostatni poruszał w swej pracy. Wojskowe Służby Informacyjne, fundacja Pro Civili – kwestie dla Bronisława Komorowskiego niewygodne, których opisanie w książce „Niebezpieczne związki Bronisława Komorowskiego” stało się ostatecznie jednym z czynników zmieniających przebieg kampanii prezydenckiej. Tematy, które miały nigdy nie zaistnieć w opinii publicznej, wdarły się w otoczenie eksprezydenta i do jego kampanii niejako „gwałtem”, poprzez pytania nieprzewidywalnej publiczności, reprodukcje okładki trzymane przez manifestantów, wreszcie przez pamiętne pytanie Bogdana Rymanowskiego o książkę i odpowiedź, jakiej udzielił ubiegający się o reelekcję Komorowski:

„A czy ja mogę o coś spytać? Czy to jest Pana kolega, czy bliski znajomy? Ja bym panu coś radził. Czytałem, że te związki są… Radziłbym panu powściągnąć chęć bycia w porządku wobec kolegi. Bo ten kolega jest oskarżonym, nie podejrzanym o korupcję, płatną korupcję wokół komisji weryfikacyjnej WSI, którą kierował Antoni Macierewicz. To w stu procentach niewiarygodny człowiek. Niech pan nawet o niego nie pyta”.
Wypowiedź, którą usłyszeli widzowie TVN, mogła moim zdaniem kosztować Komorowskiego utratę odczuwalnej liczby głosów nie do końca przekonanych wyborców. Wypowiedź tę trzeba przywołać również w kontekście wyroku, jaki zapadł w sądzie w środę, 16 grudnia.

W zeszłym tygodniu, po ponad czterech latach procesu, strony wygłosiły swoje mowy końcowe. Prokurator powtórzył całość pierwotnego oskarżenia tak, jakby nie dotarły do niego jakiekolwiek zeznania świadków, z których żaden, nie licząc zainteresowanego bezpośrednio Tobiasza i jego żony, wiedzę czerpiącej wyłącznie od męża, nie był w stanie potwierdzić winy Sumlińskiego ani nawet jego udziału w tej sprawie. Nie zrobili tego ani ówcześni politycy Platformy Obywatelskiej i szefowie służb, ani tym bardziej świadkowie wywodzący się z mediów czy środowiska dawnej komisji weryfikacyjnej.

Dopaść Macierewicza

Kolejne przesłuchania coraz mocniej potwierdzały tezę, że Sumliński jest ostatnią ofiarą prowokacji, której celem był tak naprawdę ktoś inny, dla jej autorów nieosiągalny. Nie był nim nawet Leszek Pietrzak, któremu prokuratura nie była w stanie udowodnić złożenia propozycji korupcyjnej, w której pośredniczyć mieli L. i Sumliński. Chodziło o całość komisji weryfikacyjnej, a przede wszystkim – jak w mowie końcowej wskazał mecenas Waldemar Puławski – Antoniego Macierewicza. Puławski wskazał na polityczny kontekst całej sprawy, w której Sumliński miał być pierwszą, lecz nie ostatnią ofiarą i narzędziem do uderzenia w likwidatorów WSI, następnie zaś w Prawo i Sprawiedliwość. Mecenas Konstancja Puławska z kolei, nie uciekając od politycznego kontekstu sprawy, wskazała na bylejakość dowodów, jakimi dysponowała prokuratura. Poza słowami dwóch niewiarygodnych, zainteresowanych bardzo mocno odpowiednim przebiegiem sprawy osób, bardzo mocnego oskarżenia nie potwierdzało nic.

Że mamy do czynienia z grą, w której z jednej strony mamy prokuraturę i L., potwierdzającego jej wersję, z drugiej zaś Sumlińskiego, wyraźnie usłyszeliśmy, kiedy prokurator Węgrzyn byłego pułkownika WSW przedstawił jako postać niemal kryształową i wniósł o karę dwóch lat pozbawienia wolności w zawieszeniu. Równocześnie, dla dziennikarza chciał on takiej samej kary bez zawieszenia. Obaj mieliby też zapłacić grzywnę, przy czym Sumliński – większą kwotę. Z całej mowy można było zresztą wywnioskować, że oskarżonymi są Sumliński i… Pietrzak, L. zaś i nieżyjący Tobiasz to oskarżyciele posiłkowi. Ten drugi zresztą faktycznie był widziany w tej roli przez prokuraturę, do czego jednak sędzia w swoim czasie nie dopuścił. Sam Sumliński w ostatnim przemówieniu streścił swoją drogę jako dziennikarza śledczego, która doprowadziła do wydarzeń z wiosny 2008 r., przypomniał również o wynikłym z niej dramacie swoim i swojej rodziny.

Haniebne czyny

Wydany w środę wyrok zaskoczył. Zaskoczył z punktu widzenia praktyki sądowej Trzeciej Rzeczypospolitej. Sędzia Stanisław Zdun skazał Aleksandra L. na cztery lata więzienia bez zawieszenia, równocześnie uniewinniając Wojciecha Sumlińskiego. Wyrok był więc całkowitym przeciwieństwem oczekiwań prokuratury, uzasadnienie zaś całkowitym zaprzeczeniem jej narracji. Zdun powtórzył wszystkie pozapolityczne elementy z mów obrońców, wykazał całkowitą niewiarygodność zeznań L., a przede wszystkim nieżyjącego Leszka Tobiasza. Tobiasz jest tu głównym czarnym charakterem, autorem prowokacji, niemającym jednak żadnych dowodów. L. jest współwykonawcą, a w najlepszym razie ofiarą prowokacji Tobiasza, co jednak nie zwalnia go od odpowiedzialności za próby płatnej protekcji, jakie zostały udowodnione w postępowaniu. Na udział Sumlińskiego w tych samych próbach nie znaleziono natomiast żadnych dowodów. Czyn L. był haniebny – jak mówił sędzia Zdun – i zagrażał bezpieczeństwu kraju. Oprócz więzienia sąd zdecydował również o grzywnie, gdyż, jak zwrócił uwagę sędzia Zdun, L. nadal pobiera wysokie świadczenia. Z obawy o możliwość ucieczki skazanego za granicę zastosowano wreszcie środek zapobiegawczy w postaci odebrania paszportu.

Wojciech Sumliński w środę, po latach gehenny, wreszcie doczekał się sprawiedliwego wyroku. Prokuratura zapowiada apelację, więc nie możemy być do końca pewni, jak to wszystko się skończy. Tym bardziej jednak nie mogą dziś czuć się pewnie takie osoby, jak Bronisław Komorowski, Paweł Graś czy Krzysztof Bondaryk, których rola w sprawie domaga się dalszego wyjaśnienia. Kłopotów powinien spodziewać się również Jacek Mąka. Sumliński już zapowiedział, że planuje wystąpić przeciwko niemu w związku z zeznaniami Tomasza Budzyńskiego.

Człowiek nie jest bez szans

W kluczowej dla zrozumienia patologii III RP sprawie nastąpił przełom. Nie chcę oceniać, na ile zmiana klimatu politycznego mogła wpłynąć na wyrok – napiszę tylko, że przez cały czas, w którym obserwowałem przebieg procesu, nie miałem podstaw, by krytykować pracę i rzetelność sędziego Stanisława Zduna. Ostatnie wydarzenia w polityce pomogły jednak przemóc się Budzyńskiemu i Winiarskiemu, których zeznania okazały się dla sprawy kluczowe, potwierdziły bowiem wersję, jaką prezentował na sali sądowej oskarżony dziennikarz. Jest to historyczny dzień dla polskiego wymiaru sprawiedliwości. I nie tylko dla niego, przekonaliśmy się bowiem, że człowiek, mający do dyspozycji głównie własne zasady moralne, wiarę i determinację, a przy tym wsparcie kilku podobnych sobie zapaleńców (i oczywiście najbliższych), nie jest bez szans w starciu z niepokonaną machiną zakorzenionej w PRL u niesprawiedliwości.

Równocześnie jednak jest to dzień wstydu dla większości środowiska dziennikarskiego, które przez lata próbowało sprawę zamilczeć. Obok patologii służb sprawa ta zaprezentowała dobitnie patologię mediów. Rozwój niezależnych kanałów informacji również w tym wypadku pokazał, że fałszowanie rzeczywistości nie może trwać wiecznie – niech to będzie kolejny optymistyczny wniosek ze środowego wyroku.

Krzysztof Karnkowski

za:niezalezna.pl/74093-wyrok-na-iii-rp

Copyright © 2017. All Rights Reserved.