Katyń 1940-2010
Wojciech Reszczyński - Strzegł godności Narodu
- Ostatnio tak duże zamówienie na flagi mieliśmy pięć lat temu, gdy żegnaliśmy Jana Pawła II - mówiła do telewizyjnej kamery jedna z pracownic łódzkiego zakładu, w którym szyte są flagi. To są te nasze momenty mobilizacji... Można i trzeba je zrozumieć. - Cóż mogę zrobić w tym momencie lepszego, niż wywiesić na balkonie flagę ozdobioną czarnym kirem - mówiła mi młoda osoba z kolejki. Bardzo dużo ludzi kupowało flagi, drzewce i kiry na rachunek, to znak, że zakupy będzie finansowała firma i że tak chciał jej szef czy kierownik. Nareszcie.
Kiedy 3 maja 1993 roku zaprosiłem do studia Radia WAWA Wojciecha Ziembińskiego, legendę polskiego ruchu patriotycznego i niepodległościowego, najpierw długo oglądał panoramę Warszawy z 24. piętra "błękitnego wieżowca", a potem do mikrofonu powiedział słowa, których nie zapomnę: "Komusze miasto, nigdzie nie widziałem naszych narodowych symboli". Wojciech Ziembiński był dla mnie wzorem prawdziwego patrioty, człowieka autentycznie zakochanego we własnym kraju. Nic dziwnego, to przedwojenny harcerz, żołnierz Polski Podziemnej. Takie jeszcze przedwojenne wychowanie odebrali też bracia Lech i Jarosław Kaczyńscy. Wierność wyznawanym poglądom, wśród których patriotyzm był jedną z podstawowych wartości, stanowiła dla nich coś oczywistego. Oczywistość brała swój początek z patriotycznego domu, z inteligenckiej rodziny z warszawskiego Żoliborza, gdzie mieszkał także Wojciech Ziembiński.
Prezydent Lech Kaczyński był tym, który w sposób szybki, zdecydowany zmienił stosunek Polaków do własnej historii i tradycji narodowej. Muzeum Powstania Warszawskiego będzie także jego pomnikiem. Polityka historyczna będzie nam się kojarzyła z żegnanym dziś prezydentem, a za sprawą jego śmierci i śmierci tych wszystkich, których zabrał do prezydenckiego samolotu, słowo "Katyń" nabrało nowego znaczenia.
Jesień 1989 r. zapowiadała dla Polski dobre, pomyślne lata. Lech i Jarosław Kaczyńscy, bez których wygrana Lecha Wałęsy w wyborach prezydenckich w następnym roku nie byłaby możliwa, stali się jego podwójną prawą ręką. Pierwszy objął stanowisko szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego, drugi - szefa kancelarii Lecha Wałęsy. Wkrótce bracia Kaczyńscy zmuszeni byli pójść własną drogą po konflikcie z Wałęsą, a w zasadzie z jego najbardziej zaufanym człowiekiem Mieczysławem Wachowskim. Prezydentura Wałęsy skręciła w lewo. Pojawiły się pomysły NATO-bis i inne, podobnie wątpliwe. Natomiast pomysły na autentyczne zmiany trzeba było odłożyć na później. Od tego czasu droga polityczna braci Kaczyńskich miała własny wyboisty szlak, który dla prezydenta zakończył się 10 kwietnia 2010 roku w drodze do Katynia.
Mało kto dziś pamięta, że Lech Kaczyński zabiegał po raz pierwszy o urząd prezydenta w wyborach w 1995 roku. Z tego okresu pochodzi wywiad, jakiego mi udzielił do książki zatytułowanej "Wygrać prezydenta". W końcu wygrał tę prezydenturę, ale dopiero po 10 latach, w 2005 roku.
Przyjdzie czas, gdy docenimy to, co zrobił dla kraju. Trzeba też będzie dobrze poznać i zrozumieć, czym kierował się w życiu i dlaczego jego tak dramatycznie przerwane życie było tak trudne, a prezydentura okazywała się zajęciem niekiedy wręcz niewdzięcznym. A tak chciał, by głowę państwa szanowano, gdyż jak mówił, jest to przede wszystkim sprawa godności tego urzędu.
W odpowiedzi na moje pytanie o trzy najwybitniejsze postacie z dziedziny historii i kultury polskiej Lech Kaczyński wymienił na pierwszym miejscu Józefa Piłsudskiego "niezależnie od tego, co powiedzieć o jego błędach czy o jego bardzo trudnym charakterze". Człowiekiem numer dwa, symbolem postawy patriotycznej był dla niego Romuald Traugutt, "szczególnie jeżeli się trochę wie o warunkach, w których przejął kierownictwo powstania". Z historii dawnej Polski Lech Kaczyński jako trzeciego wymienił Zbigniewa Oleśnickiego, biskupa krakowskiego w latach 1423-1455, pierwszego kardynała Polaka, a wcześniej jednego z uczestników bitwy pod Grunwaldem. Lech Kaczyński nie poprzestał na tych trzech nazwiskach, dorzucił jeszcze hetmana i kanclerza Jana Zamoyskiego oraz - co też jest bardzo charakterystyczne - największego z naszych wodzów, króla Jana Sobieskiego. Do najwybitniejszych postaci polskiej kultury zaliczył Juliusza Słowackiego. Największym zaś autorytetem obdarzał, we wspomnianym wywiadzie, Jana Pawła II, dla którego, jak wiemy, Juliusz Słowacki był ukochanym poetą.
Wówczas, w 1995 r., sześć lat po "obaleniu komunizmu", toczyła się w kraju dyskusja o nowej Konstytucji. Głębokie podziały ideowe uniemożliwiały jej szybkie uchwalenie. Przeciwko wprowadzeniu do ustawy zasadniczej Invocatio Dei protestowała lewica, którą Lech Kaczyński charakteryzował jako grupę wyrażającą "głęboką niechęć do Kościoła i co najmniej głęboki antyklerykalizm". Wrogość do Kościoła jest - jak twierdził Lech Kaczyński - "wynikiem lewicowego zacietrzewienia i podstawowym punktem identyfikacji". Ta definicja pozostaje do dziś aktualna. Jako osoba wierząca i deklarująca publicznie swoje przywiązanie do katolickiej wiary chciał, aby Konstytucja zawierała odwołanie do Boga, gdyż "wszystkie Konstytucje niepodległej Polski miały preambułę z Invocatio Dei". Tego postulatu nie udało się do dziś zrealizować, tak jak nie zmieniło się, a nawet dziś wzrosło, lewicowe zacietrzewienie i silny antyklerykalizm. Jakie polskie, narodowe, patriotyczne wartości mogą prezentować ci, którzy w czasie narodowej żałoby demonstrowali w Krakowie przeciwko prywatnej decyzji pochowania Pary Prezydenckiej na Wawelu? To ta sama "piąta" czerwona kolumna z marksistowskim rodowodem.
Dla nas najważniejsze było to, że jako najważniejsze elementy polskiego dziedzictwa kulturowego Lech Kaczyński wymieniał niezmiennie właśnie patriotyzm i katolicyzm, umiłowanie Ojczyzny i wiarę.
Poglądy Lecha Kaczyńskiego na politykę i gospodarkę szły w poprzek niektórych interesów rodzącego się polskiego nowego kapitalizmu, którego beneficjentami stali się m.in. dawni towarzysze partyjni oraz mocodawcy i wykonawcy interesów służb specjalnych. W jakich dziedzinach - pytałem w 1995 r. - kapitał powinien być wyłącznie polski? Tam gdzie to jest wysoko dochodowe - mówił Lech Kaczyński - w hazardzie, loteriach. Prawda o tym wypłynęła całkiem niedawno w całej swej ostrości. Za rzecz najistotniejszą uznawał suwerenność aparatu państwowego wobec kapitału obcego i polskiego.
Już wtedy, na 10 lat przed swoją prezydenturą, Lech Kaczyński był dojrzałym politykiem zdającym sobie doskonale sprawę z zagrożeń dla interesów narodowych w tworzącej się nowej polskiej rzeczywistości okresu tzw. transformacji ustrojowej. Dostrzegał niebezpieczną tendencję do koncentracji własności "w rękach tych, którzy dzisiaj mają przewagę". Odpowiedzią na te zastrzeżenia były wysuwane do końca jego służby dla kraju oskarżenia o socjalistyczne skłonności, forsowanie populistycznych rozwiązań, a krótko przed śmiercią nawet o małostkowość. Natychmiast po objęciu prezydenckiego urzędu postanowiono bezwzględnie z nim walczyć, a niedopuszczenie do reelekcji stało się najważniejszym celem jego przeciwników.
Człowiek, który już dawno śmiało deklarował swoje poglądy, uznając komunizm za formację zbrodniczą, wśród zagrożeń dla Polski wymieniał politykę Rosji dążącej do odbudowy imperium w swoim dawnym kształcie. Naszą politykę wschodnią w pierwszych latach po odzyskaniu niepodległości uważał za "jedną z naszych największych tajemnic". Pytał sam siebie, czy w tej polityce nie ma drugiego dna. Wyrażał publicznie wątpliwości co do ekspansjonistycznych tendencji, jakie odradzają się w polityce Rosji. Nie minęło 13 lat, a Rosja zaatakowała niepodległą Gruzję. Dziś kraj ten, pozbawiony przez Rosję dwóch swoich prowincji, jest wdzięczny Lechowi Kaczyńskiemu za okazaną w 2008 roku spontaniczną pomoc. Nie wiadomo, co by się stało, gdyby nie jego obecność na wiecu w Tbilisi w towarzystwie przywódców krajów bałtyckich i Ukrainy. W tych dniach przyznano Lechowi Kaczyńskiemu tytuł i order Narodowego Bohatera Gruzji. Za sprawą naszego prezydenta ten niechciany, wyszydzany, mylony często z nacjonalizmem, a nawet z szowinizmem polski patriotyzm okazał swój uniwersalny, międzynarodowy, ogólnoludzki, solidarnościowy wymiar.
Gigantyczna kolejka po flagi, niespotykane dotąd tłumy ludzi na Krakowskim Przedmieściu przed Pałacem Prezydenckim, niekończąca się kolejka chcących dokonać pamiątkowego wpisu do księgi żałobnej i głęboko szczery żal po stracie Lecha Kaczyńskiego i jego żony zaskoczyły tych, którzy w jego prezydenturze dopatrywali się jedynie politycznych kalkulacji i zagrożenia własnych interesów.
Prezydent Lech Kaczyński strzegł godności Narodu i za to Naród jest mu prawdziwie wdzięczny.
Wojciech Reszczyński
za: NDz 15.4.10 (kn)